W dyskusji o ludzkim obliczu porodu nie powinno zabraknąć miejsca na kwestie dotyczące prawa jednostki do decydowania o sobie i swoim ciele. We współczesnym ujęciu rodzicielstwa nie można zapominać o szacunku dla wyborów innych ludzi, nawet kiedy ich decyzje są różne od naszych i stoją w sprzeczności z naszym światopoglądem. Bez tego nie możemy mówić o wspólnym froncie matek czy - ogólnie - rodziców. Szanowanie wyboru innych jest przyznaniem im prawa do godności i autonomii, zrezygnowaniem z wiary w przewagę naszych przekonań nad przekonaniami innych. Świat, a więc także macierzyństwo, to tygiel, w którym miesza się bogactwo poglądów, przekonań i zachowań różnych ludzi.
Tymczasem kobietom odmawia się prawa do podejmowania decyzji niezgodnych z ogólnie wyznaczonymi normami - piętnuje się matki karmiące butelką, kobiety, które nie chcą mieć dzieci, te z nas, które chcą mieć tylko jedno i te, które mają ich kilkoro. Mówi się o potrzebie edukacji ciężarnych, by były świadome swoich praw podczas porodu siłami natury, odmawia się im jednak prawa do lęku przed takim porodem, nawet jeśli jest on paraliżujący. Cesarskie cięcie na życzenie to temat tabu, chyba że podejmuje się go w celu nakreślenia społecznej skali problemu - rosnący odsetek tego typu porodów jest bowiem uznawany za zjawisko wielce niepokojące. Dużo słyszymy o tym, że cesarka to operacja, powinno więc być odradzane w przypadku braku poważnych wskazań medycznych.
Kobiety i ich emocje sa infantylizowane - słyszą więc, że jeśli będą mieć opiekę wspaniałej położnej, nauczą się właściwie oddychać i będą dobrze współpracować z personelem podczas porodu naturalnego, to pokonają swój lęk i wszystko pójdzie gładko. Zapewne tak. Problem jednak w tym, że nie zawsze.
Są kobiety, u których próg bólu jest tak niski, że nawet myśl o znieczuleniu nie jest w stanie im pomóc - będą bały się wbicia igły, będą bały się, że znieczulenie za szybko przestanie działać albo że nie zdążą go wziąć, że personel będzie celowo zwlekać do ostatniego momentu, żeby nie można już było podać znieczulenia, a w końcu, że po prostu odmówi się im takiego prawa. Przecież nawet była minister zdrowia - kobieta! - stwierdziła publicznie, że poród powinien boleć.
Magda urodziła pierwszego syna siłami natury. Miała wtedy 18 lat. Tak opisuje to przeżycie: - Szyjka popękała. Lekarz założył mi 21 szwów zanim znieczulenie zadziałało. Wcześniej miałam łyżeczkowanie, bo łożysko nie odeszło w całości. Też bez znieczulenia. Szwy po nacięciu krocza były nierozpuszczalne, przez tydzień nie mogłam usiąść, myśl o pójściu do toalety wywoływała u mnie mdłości. Wiem, że są kobiety, które miały gorsze porody, ale dla osiemnastolatki to było naprawdę szokujące doznanie! Przez 12 lat nie chciałam mieć więcej dzieci.
Teraz Magda ma 35 lat i trójkę dzieci. Dwójkę najmłodszych urodziła przez cesarskie cięcie. Na swoje wyraźne życzenie. - Zanim rozpoczęliśmy starania o drugie dziecko, miałam pewność, że w grę wchodzi tylko cesarskie cięcie. Trafiłam na położnika, który wzbudził moje zaufanie. I poparł moją decyzję w całej rozciągłości. Rana na brzuchu zagoiła się znacznie szybciej, niż psychika po porodzie "siłami natury".
Z danych NFZ wynika, że w 2010 r. w Polsce urodziło się około 400 tysięcy dzieci, z czego ponad 134 tys. - ponad 30% - przez cesarskie cięcie. Lekarze uważają, że przyczyn takiego stanu należy upatrywać w większej liczbie ciąż patologicznych. Innym, nieoficjalnie podawanym, powodem jest obawa, że w razie komplikacji lekarz zostanie oskarżony o błąd w sztuce lekarskiej. Coraz częściej zapadają wyroki za zbyt późne lub niewykonane cięcia.
Polskie Towarzystwo Ginekologiczne przygotowało listę wskazań do wykonywania cesarek. Są nimi czynniki potencjalnie zagrażające życiu i zdrowiu matki i płodu oraz wskazania lekarzy innych specjalizacji, m.in. kardiologa czy okulisty. Jeśli chodzi o cesarkę na życzenie rodzącej, PTG w wydanym przez siebie dokumencie stwierdza: "Cięcie cesarskie na życzenie stanowi nowy problem ostatnich lat. Trwa dyskusja, czy można wykonać cięcie cesarskie w sytuacji, gdy nie ma wskazań medycznych, a ewentualne wykonanie zabiegu podyktowane jest wyłącznym życzeniem rodzącej. Głównym powodem do podejmowania decyzji o cięciu cesarskim na życzenie jest lęk pacjentki. Lęk można zredukować, poprzez odpowiednią psychoterapię ciężarnej oraz akcję edukacyjną społeczeństwa. (...) Polskie Towarzystwo Ginekologiczne nie rekomenduje wykonywania cięć cesarskich na życzenie, bez wskazań medycznych."
Stanowisko Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego to jedno, a rzeczywistość społeczna rządzi się swoimi prawami. Cesarek na życzenie przybywa, a kobiety, które nie chcą rodzić naturalnie szukają sposobów na obejście zakazu wykonywania cięcia bez wskazań medycznych. Nie jest to wcale trudne. Na forach internetowych bez problemu można znaleźć namiary na lekarzy, którzy przystają na takie prośby pacjentek. Z kolei prywatne kliniki oficjalnie oferują możliwość wykonania cesarskiego cięcia, za odpowiednią opłatą. To dobry biznes, ale, jak mówi Joanna, która urodziła w jednym z warszawskich prywatnych szpitali: - Nie ma lepszego sposobu wydania ciężko zarobionych pieniędzy, jak na poczucie spokoju o zdrowie swoje i dziecka. I jestem przekonana, że to były najlepiej wydane pieniądze w życiu.
Koszt cesarskiego cięcia na życzenie zależy od sposobu "załatwienia" sprawy. W warszawskich prywatnych szpitalach kobieta może wydać trochę ponad 7 tysięcy złotych albo też prawie 11 tysięcy (dane z 2009 roku).
Kobietom wciąż powtarza się, co powinny czuć i co powinny robić. Czasem edukuje się je w słusznej sprawie - jak np. w przypadku działalności Fundacji Rodzić Po Ludzku, czasem jednak zapomina się, że każda ciężarna to jednostka - nie cyfra w danych statystycznych, nie ubezwłasnowolniona i zagubiona owieczka, tylko człowiek, który zna siebie i swoje możliwości. Psychologowie twierdzą, że lęk przed porodem potrafi paraliżować. Ten lek ma nawet swoją nazwę: tokofobia. Przeciwnicy cesarskich cięć mówią, że kobieta, która decyduje się na cesarkę bez wskazań medycznych jest wyrachowana, chce zaznaczyć datę w kalendarzu i nie zakłócać rytmu życia i pracy. Niektórzy twierdzą, że to moda i ciężarne decydują się na takie rozwiązanie, bo chcą rodzić tak jak znane celebrytki. To rodzi pytanie: czy ciężarne kobiety są niedojrzałe emocjonalnie? Czy ktoś rzeczywiście uważa, że decyzję o sposobie zakończenia ciąży podejmuje się podczas śniadania, w przerwie pomiędzy pierwszym a drugim kęsem tosta?
Joanna pierwsze dziecko urodziła przez cesarskie cięcie w państwowym szpitalu. Miała rodzić naturalnie. Termin porodu minął, przez tydzień podawano jej oksytocynę, miała bolesne skurcze, ale brak rozwarcia. Po ponad tygodniu lekarze postanowili, że trzeba wykonać cesarskie cięcie. Wody płodowe były już zielone. Drugie dziecko urodziła 1,5 roku później, tym razem przez zaplanowaną i opłaconą przez siebie cesarkę. - Druga ciąża była szybko po pierwszej, lekarze mówili o tym, że blizna może się rozejść, a ja miałam poczucie, że nie mam z kim o tym pogadać, bo na świecie jest wojna: cesarki kontra poród naturalny... I nie ma ludzi, którzy ci bezstronnie doradzą, bo każdy jest stroną w tej wojnie...
Nie chodzi o promocję cesarek na życzenie czy robienie reklamy prywatnym klinikom. Może jednak nadszedł odpowiedni moment na dyskusję na ten temat - czy to tylko biznes? Czy wygodnictwo? Czy kobieta ma prawo chcieć mieć dzieci, ale nie chcieć rodzić naturalnie? Kto powinien o tym decydować? I dlaczego tak liczne głosy internautów odmawiają tym matkom mówienia o sobie, że "urodziły dziecko"? Czy cesarka bez wskazań medycznych czyni z nich mniej wartościowe matki? Wybory. Te odmienne od naszych nie stają się automatycznie wyborami złymi. A przynajmniej nie powinny.