W Polskich szkołach od dawna uczą się dzieci pochodzące z innych krajów, między innymi z Ukrainy. Szczególnie mocno to widać po 24 lutego 2022 roku, gdy do polskich szkół trafiło mnóstwo małych Ukraińców. A ilu dokładnie? Tego niestety nie wiadomo, bo wiele placówek nawet nie prowadzi takiej ewidencji, a jeśli już, to uwzględniają w niej wyłącznie uczniów uczących się stacjonarnie. A przecież wiele dzieci z Ukrainy uczy się zdalnie i też powinny widnieć w spisie uczniów, co niestety w sporej części przypadków nie ma miejsca.
Jak podaje serwis Portal Samorzadowy.pl, Najwyższa Izba Kontroli (NIK) wystąpiła jakiś czas temu z pytaniem o liczbę uczniów z Ukrainy (i nie tylko) w polskich szkołach. Zapytano o to przedstawicieli 16 samorządów, z czego 13 przekazało, że na ich terenie uczy się zdalnie w sumie 3216 uczniów. Natomiast trzy pozostałe gminy w ogóle nie dysponowały takimi informacjami. A powinny, bo mali Ukraińcy uczący się zdalnie powinni być zgłoszeni w odpowiedniej gminie przez swoich opiekunów. Niestety jak widać, nie wszyscy się z tego obowiązku wywiązali. "Brak informacji oznacza brak wiedzy na temat tego, ile dzieci z Ukrainy przebywających w Polsce w ogóle przestało się uczyć" - tłumaczy NIK. To wbrew pozorom spory problem, bo może stanowić naruszenie zobowiązań m.in. z międzynarodowej Konwencji o prawach dziecka do nauki.
Z danych zebranych przez System Informacji Oświatowej (SIO) wynika, że w ciągu ostatnich dwóch lat liczba uczniów - cudzoziemców wzrosła prawie pięciokrotnie:
Z czego 88,3 procent to mali Ukraińcy, ale mimo to w szkolnych ewidencjach widnieją dane tylko części tych wszystkich uczniów. A to nie jedyny problem - dzieci z Ukrainy miały być objęte też specjalnymi, dodatkowymi zajęciami z języka polskiego, których miało być sześć godzin tygodniowo. Niestety w przypadku tych lekcji również NIK dopatrzył się nieprawidłowości w 12 placówkach.