"Zaczął moczyć się w nocy, co nie zdarzyło mu się odkąd jest odpieluchowany, ssać kciuka, obgryzać paznokcie. Na pytania o tę kobietę kulił się i zasłaniał oczy. Mało tego, na jego głowie pojawiły się dwie siwe plamy włosów. Po tygodniu tłumaczenia mu, że przed mamą nie ma tajemnic, w końcu powiedział mi, że pani "złapała go, wlała mu w dupę i kazała być cicho" - tak mama trzyletniego chłopca, który trafił pod opiekę pani K., wspomina jego pierwsze dni w przedszkolu w rozmowie z portalem kurierlubelski.pl. Jej zdaniem dziecko było zastraszane, a na jego ciele znajdowały się siniaki. Kobieta, w porozumieniu z innymi rodzicami, sprawę nagłośniła, czego efektem było odsunięcie nauczycielki od pracy. Teraz jednak wraca ona do pracy, ponieważ kuratorium nie doszukało się żadnych nieprawidłowości.
Dzieci, które uczęszczają do przedszkola przy Szkole Podstawowej im. Ireny Kosmowskiej w Krasieninie lubią to miejsce. Wielu rodziców chwali je za podejście nauczycieli i samej dyrekcji. Jednak zaczęło się to zmienić, kiedy do placówki trafiła nowa nauczycielka. Wielu rodziców twierdzi, że maluchy się jej bały. Jednak to nie koniec rewelacji.
Jak donosi portal kurierlubelski.pl, jeden z chłopców z grupy opowiedział swoim rodzicom, że został uderzony przez panią paskiem, co miały potwierdzać ślady na jego plechach. "To zdarzenie potwierdziły inne dzieci, które widziały to na własne oczy, ale rodzicom powiedziały, że »to tajemnica, bo kto powie rodzicom, ten będzie następny«. Wskazały też miejsce, gdzie ten pasek do bicia chowała" - mówi p. Agata, której dziecko również było pod opieką pani K. Chłopiec ten już po pierwszych dniach pobytu w przedszkolu, zaczął moczyć się w nocy, a na jego główce pojawiły się siwe włosy. "Gdy przyszłam go odebrać po pierwszym samodzielnym dniu, spał, zasłaniając uszy rączką, na której zobaczyłam siniaka. Przedszkolanka sama przyznała mi, że »siedziała przy nim, aż zasnął«. Był w fatalnym stanie emocjonalnym, prosił mnie, tylko żebym zabrała go już do domu. K. tłumaczyła jego stan "zmęczeniem", bo uciekł jej z przedszkola i musiała gonić za nim wokół szkoły" - dodała.
Kobieta zauważyła dużą zmianę w zachowaniu swojego syna, nie miała również podstaw, aby mu nie wierzyć, podobnie jak inni rodzice, których dzieci opowiadały podobne rewelacje. Podjęto odpowiednie kroki. Problem został zgłoszony do dyrektorki placówki, jednak bez większych rezultatów. Następnie cała sprawa została zgłoszona do kuratorium oraz na wniosek rodziców również do prokuratury. Na czas wyjaśniania sprawy pani K. została odsunięta od pracy z dziećmi. Przesłuchane zostały dzieci, a także ich rodzice, jednak jak się okazuje, Kuratorium Oświaty w Lublinie umorzyło całe postępowanie, bo wg urzędników nie ma przesłanek do tego, by uznać, że pani K. dopuszczała się słownej i fizycznej przemocy wobec dzieci. Kobieta ma teraz wrócić do pracy, chociaż jak podaje portal kurierlubelski.pl., z zawiadomienia rodziców dwojga dzieci z tego przedszkola nadal toczy się postępowanie w Prokuraturze Rejonowej w Lublinie.