"Syropkowi rodzice" to grupa osób, która jest tak bardzo charakterystyczna wśród rodziców małych dzieci, że zyskała swoją własną nazwę. Pisaliśmy o nich już wielokrotnie na łamach naszego portalu. Cecha charakterystyczna? Dziecko z katarem lub kaszlem, a w ręce syrop, który podają maluchowi w szatni placówki. Dlaczego? Bo zwykle nie mogą pozwolić sobie na kolejny dzień opieki, czy urlopu, bo ich dziecko ma katar. Posyłają je do placówek, wykorzystując lukę w prawie. Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Czy dziecko z katarem można puścić do przedszkola, żłobka, lub szkoły? Tutaj nie ma jednoznacznej i klarownej sytuacji, bo przecież zdarzają się alergie (głównie sezon wiosenny) i mimo że maluch jest zdrów jak ryba, w nosie zalega mu uporczywa wydzielina. Nie wszystko jednak można pod to podciągnąć.
Zielone gluty wyciekające z nosa i mokry kaszel to na pewno powody, dla który dziecko powinno zostać w domu. Jednak nie zawsze się tak dzieje, a to głównie za prawą rodziców. Z rozbrajającą szczerością przyznają, że w podbramkowych sytuacjach zdarzyło im się posłać dziecko do żłobka, czy przedszkola, podając przed wejściem na salę syrop przeciwkaszlowy, czy chociażby spray do nosa. "Moje dziecko miało kaszel, ale nie mogło nie pójść do przedszkola danego dnia. Samopoczucie miało dobre, wszystko było ok, tylko pokasływał. U nas w przedszkolu dzieci są odsyłane jak raz, dwa kaszlną. Przed wejściem do budynku, w samochodzie kazałam mężowi dać mu syrop przeciwkaszlowy" - zaznacza jedna z mam, której wypowiedź została przytoczona w tekście o "syropkowych rodzicach". Wykorzystują oni lukę w przepisach, przyprowadzając dzieci z katarem do placówki, bo w teorii nie ma nigdzie takiego zakazu.
"Jeśli Twojemu maluchowi nie dolega nic poza katarem: nie ma gorączki, chętnie się bawi, je, pije, nie kaszle, to nie ma przeciwwskazań do tego, aby poszło do żłobka czy przedszkola. Co innego, kiedy katar to tylko jeden z wielu występujących u niego objawów, a co innego kiedy dołożymy do tego złe samopoczucie dziecka" - czytamy na blogu Pana Tabletki, czyli Marcina Korczyk, znanego i cenionego farmaceuty wśród wielu rodziców.
Jednak sam katar to nie wszystko. Okazuje się, że przypadki przyprowadzania dzieci chorych, to prawdziwa plaga. Przykład? Kilka dni temu byłam na spotkaniu rodziców w żłobku, do którego uczęszcza mój syn. Co się okazało? Wielu rodziców notorycznie łamie zakaz przyprowadzania dzieci chorych do placówki, podają leki przed wejściem na sale, jednak ostatnio przeszli samych siebie. Jedna z mam podała w bidonie z wodą lek przeciwgorączkowy, mówiąc opiekunce, że to soczek. Wszystko wydało się, jak chłopiec zaczął wymiotować i trzeba było wezwać rodziców.
O ile katar nie jest większym problemem, to dziecko, które jest markotne, z gorączką i silnym kaszlem, z pewnością w placówce znaleźć się nie powinno. Dla bezpieczeństwa swojego i innych dzieci. Nikt nie chce chorować, toteż chore dziecko zawsze powinno zostawać w domu. Dzięki temu szybciej wróci do zdrowia i nie zarazi innych.