Dawid Deutchman mieszkał w Atlancie, gdzie pracował jako handlowiec, a przejściu na emeryturę z własnej woli został wolontariuszem w szpitalu Children's Healthcare, tylko po to, aby móc opiekować się chorymi i cierpiącymi maluchami. Dzięki temu zdobył sławę jako "oiomowy dziadek", który zawsze był gotowy zająć się i wesprzeć dzieci, które nie mogły liczyć na pomoc od najbliższych. O niezwykłym poświęceniu tego seniora pisało wiele mediów, m.in. CNN.
Dawid Deutchman został wolontariuszem spontanicznie - pewnego dnia miał rehabilitację w budynku obok i wracając z wizyty, zaszedł na oddział dziecięcy ze słowami "Chcę zająć tymi maluchami". Tak zaczęła się niezwykła przygoda seniora z wolontariatem. Jak tylko skończył specjalne szkolenie, mężczyzna każdego dnia przychodził do szpitala i przytulał chore maluchy. Szybko zyskał przydomek "zaklinacza dzieci", bo jak twierdzi pielęgniarka Joanna Slade, nigdy nie widziałam żadnego płaczącego malucha w jego ramionach. Senior wspierał też rodziców chorych dzieci, gdy tego potrzebowali. To sprawiło, że stał się bardzo sławny i pisano o nim w mediach społecznościowych, jak i na profesjonalnych portalach.
Dawid Deutchman spędził jako wolontariusz 14 ostatnich lat swojego życia. Jak podała jego rodzina, 14 listopada 2020 roku zmarł na raka trzustki, wykrytego w IV stadium. Miał wówczas 86 lat i cały czas pomagał najmłodszym w potrzebie. "Jesteśmy wdzięczni za każdą minutę każdego dnia, którą mogliśmy spędzić z tym wspaniałym mężem, ojcem i dziadkiem" - powiedziała jego córka, Susan Lilly. Więcej ciekawych artykułów o dzieciach znajdziecie na naszej stronie głównej Gazeta.pl.