[go: up one dir, main page]

Piekło wojny vs cud narodzin. Tak rodzi się dziś w Ukrainie. "Z narażeniem życia, nieraz pod ostrzałem"

W ukraińskich szpitalach rodzi się dużo mniej dzieci niż przed wybuchem wojny. Częściej pojawiają się powikłania ciążowe, przedwczesne porody i choroby wśród noworodków. "Im bliżej linii frontu, tym dostęp do opieki perinatalnej jest trudniejszy" - mówi Milena Chodoła, koordynatorka projektu neonatologicznego Polskiej Misji Medycznej.

Więcej informacji o wojnie w Ukrainie na stronie Gazeta.pl

Medialne doniesienia o kolejnych nalotach, atakach i ofiarach w Ukrainie niektórym nieco spowszedniały, co oczywiście nie oznacza, że wojna za naszą wschodnią granicą nie budzi już strachu i złości. Budzi, ale zdążyliśmy trochę do niej przywyknąć. O strachu, dużo bardziej uzasadnionym, towarzyszącym codziennej pracy i trudnym decyzjom podejmowanym przy akompaniamencie syren alarmowych mogliby opowiedzieć ukraińscy lekarze. Ci często narażają swoje życie, żeby ratować inne. O strachu mogłyby też opowiedzieć ciężarne kobiety, które z różnych powodów zdecydowały się zostać w kraju ogarniętym wojną i tam urodzić dziecko.  

Według danych Światowej Organizacji Zdrowia rosyjskie ataki na służbę zdrowia - zdecydowana większość z nich z użyciem ciężkiej broni - doprowadziły do zaprzestania funkcjonowania do 50 procent placówek medycznych w niektórych regionach wschodniej i południowej Ukrainy

- mówi Milena Chodoła, koordynatorka projektu neonatologicznego Polskiej Misji Medycznej. Dodaje, że w przypadku czynnych szpitali pacjenci zawsze mogą uzyskać w nich pomoc lekarską. Przez całą dobę dyżurują w nich lekarze i pozostali pracownicy medyczni.

Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna
Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna

Coraz mniej dzieci rodzi się w Ukrainie

Trwająca wojna to bez wątpienia nie są wymarzone okoliczności powiększania rodziny. Nie oznacza to, że w Ukrainie nie rodzą się dzieci. Wydawać by się mogło, że ciężarne kobiety uciekły za granicę lub powinny to zrobić dla bezpieczeństwa swojego i dziecka, jednak nie wszystkie mogą lub chcą emigrować. Niektóre decydują się zostać w kraju i tu rodzą swoje maleństwo. Nie jest jednak zaskoczeniem, że jest ich coraz mniej. Zgodnie z doniesieniami Polskiej Misji Medycznej, która od początku rosyjskiej inwazji wspiera ukraińską służbę medyczną (m.in. transportami z zaopatrzeniem medycznym do placówek w całym kraju), Centrum Matki i Dziecka w Dnieprze jeszcze w 2021 roku przyjęło 1106 porodów, by rok później mieć ich zaledwie 606. W pierwszym kwartale 2023 roku w tym szpitalu urodziło się jedynie 90 dzieci. Jeśli ten trend się utrzyma, będzie oznaczać to spadek narodzin o niemal 70 procent w ciągu zaledwie dwóch lat. Lepiej wygląda sytuacja w miejscach takich jak Lwów, ale i tamtejszy Regionalny Szpital Kliniczny zgłosił spadek narodzin o prawie jedną trzecią w porównaniu z czasem sprzed eskalacji konfliktu.

Wszystkie szpitale, z którymi współpracujemy, zgłaszają, że w trakcie ostatniego roku przyjmowały porody w schronach, w części z nich dochodziło również do operacji chirurgicznych. Co jakiś czas placówki muszą przechodzić też na zasilanie agregatami prądotwórczymi, ze względu na przerwy w dostawach prądu

- mówi Milena Chodoła. Warto zdać sobie sprawę, że dzieci, które obecnie rodzą się w ukraińskich szpitalach, zostały poczęte już po wybuchu wojny. To nie maluchy, których przyjście na świat rodzice zaplanowali w zupełnie innej rzeczywistości, a tą nagle zmieniła rosyjska inwazja. Dzisiejsze rodzące, których maluchy przychodzą na świat w ukraińskich szpitalach, podjęły takie decyzje z różnych powodów, jakie może być trudno zrozumieć osobie, która w takiej sytuacji się nie znalazła. Można natomiast sobie wyobrazić, z jak wielkim obciążeniem psychicznym wiązała i wiąże się ta decyzja. 

Zobacz wideo Do jakiego specjalisty się udać, gdy podejrzewamy, że nasze dziecko ma jakieś zaburzenia? "Lepiej pójść do kogokolwiek, niż do nikogo"
Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna
Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna

Mniej porodów, ale więcej powikłań

Mniejsza liczba porodów w tamtejszych szpitalach nie oznacza, że ukraińscy neonatolodzy mają mniej pracy. Niestety wzrosła liczba powikłań ciążowych, przedwczesnych narodzin oraz chorób wśród noworodków. Przykładowo, w Instytucie Pediatrii, Położnictwa i Ginekologii w Kijowie aż 82 proc. noworodków miało niską lub skrajnie niską masę urodzeniową. Lekarze mierzą się też z większą liczbą infekcji przedporodowych, co z kolei jest związane z utrudnionym monitorowaniem ciąż na terenach bombardowanych przez Rosję oraz z koniecznością częstego ukrywania się kobiet w ciąży w zawilgoconych domowych piwnicach, które pełnią funkcję schronu. 

Im bliżej linii frontu, tym częściej mamy do czynienia z sytuacją, w której kobieta nie jest w stanie regularnie konsultować przebiegu swojej ciąży z położnymi i lekarzami, opieka perinatalna jest przez to bardzo utrudniona

- tłumaczy Chodoła. No i dochodzi jeszcze stres, który w ciąży jest bardzo niewskazany. Ciężarne boją się o bliskich, często walczących na froncie, a także o podstawowe bezpieczeństwo swoje i dziecka. Milena Chodoła mówi, że wiele z nich musiało wyjechać ze swojego regionu w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca np. do zachodniej i centralnej Ukrainy. Przebywanie w szpitalu daleko od domu potęguje i tak już ogromny stres związany z regularnymi alarmami rakietowymi i ewakuacjami do schronu. Do tego często zdarza się, że rodzina pacjentki musiała zostać w innym regionie, więc ta w trakcie porodu jest całkowicie sama. Wiele z nich jest też w trudnej sytuacji materialnej, niektóre straciły dom, a nawet bliską osobę lub żywiciela rodziny.

Skurcze w rytm alarmów przeciwlotniczych

Chociaż wiele osób wyobraża sobie Ukrainki rodzące w ciemnych schronach, na zgliszczach zbombardowanych budynków, rzeczywistość jest w tym przypadku na szczęście bardziej prozaiczna. Dziś zdecydowana większość porodów odbierana jest warunkach szpitalnych, jednak zdarzają się przypadki, że w trakcie alarmów przeciwlotniczych dziecko przychodzi na świat w schronie szpitala.

Tutaj warunki są zależne od konkretnej placówki. Są szpitale, np. we Lwowie, gdzie warunki w schronach niemal nie różnią się od tych panujących w regularnych salach szpitalnych. Natomiast w przypadku większości szpitali schrony są gorzej wyposażone, czasami panuje w nich wilgoć, nie wszystkie są przygotowane do poważnych interwencji chirurgicznych, gdyby taka musiała się wydarzyć

- wyjaśnia. I tu pojawiają się problemy. W wielu szpitalach ewakuacja do schronu pacjentów w ciężkim stanie, np. chorych noworodków i wcześniaków z oddziałów intensywnej terapii, to ostateczność i robi się to tylko w przypadku bardzo intensywnych nalotów i ostrzałów. Na lekarzach spoczywa olbrzymia odpowiedzialność, muszą ocenić, co dla takiego pacjenta będzie mniejszym ryzykiem, i szybko podjąć decyzję. Natomiast zdrowe kobiety w ciąży oraz po porodzie i zdrowe noworodki, a także te, których stan nie wymaga podłączenia do skomplikowanej aparatury, w trakcie alarmów udają się do szpitalnych schronów. 

Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna
Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna

W tym miejscu pojawia się pytanie: a co, gdy poród już trwa i nagle odzywają się syreny alarmowe? To zależy od placówki i tego, czy prawdopodobieństwo uderzenia w nią jest wysokie. W miastach, które nie są częstymi celami nalotów, raczej nie przerywa się rozpoczętego już porodu. Natomiast szpitale w Charkowie czy Zaporożu, z którymi Polska Misja Medyczna współpracuje, odnotowują zwiększoną liczbę porodów w schronach. Obydwa te szpitale odniosły zniszczenia w wyniku rosyjskich nalotów, dlatego alarmy są tam traktowane jako realne zagrożenie życia i zdrowia matki oraz noworodka.

Niestety, w niektórych szpitalach lekarze z narażeniem własnego życia, nieraz pod ostrzałem, wykonują wszystkie operacje na zwykłych salach operacyjnych. Tylko w takich warunkach w tych szpitalach można zapewnić stuprocentową sterylność, a niektórych urządzeń po prostu nie można przenieść do piwnicy, która pełni funkcję schronu

- dodaje Milena Chodoła.

Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna
Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna Wojciech Grzędziński/Polska Misja Medyczna

Nie wszędzie jest dramatycznie

Zgodnie z informacjami Polskiej Misji Medycznej ukraińskie placówki medyczne mają różne potrzeby w zależności od tego, jak daleko od linii frontu się znajdują. Gdy lekarze ze szpitala we Lwowie mówią o potrzebie szkoleń i ciągłego podnoszenia swoich kompetencji, lekarze z Zaporoża proszą przede wszystkim o dostawy leków. Wszystkie jednostki zgodnie zgłaszają potrzeby dotyczące sprzętu: od aparatów USG i dozowników do strzykawek, po respiratory dla noworodków. Kobiety w ciąży, matki karmiące oraz rodzice noworodków potrzebują z kolei dostępu do sprawdzonych informacji na temat zmian w funkcjonowaniu szpitali i usług medycznych spowodowanych wojną, na temat możliwości skorzystania z opieki medycznej na koszt państwa oraz możliwości uzyskania wsparcia psychologicznego.

Polska Misja Medyczna pomaga ukraińskim szpitalom od początku wojny. W ponad 130 transportach medycznych dostarczyła im m.in. sprzęt specjalistyczny, leki oraz pięć wyposażonych karetek. W ramach swoich projektów szkoli również ukraiński personel medyczny, jak i prowadzi seminaria na temat praw ukraińskich pacjentów. TU można wesprzeć te działania. 

Więcej o: