Więcej wiadomości z Polski przeczytasz na Gazeta.pl.
W tym roku rodzinny wyjazd w góry będzie sporym wydatkiem. Inflacja spowodowała nie tylko wzrost cen noclegów i posiłków w restauracjach, ale również atrakcji sportowych. Agnieszka, mama z Warszawy, podzieliła się z nami paragonem za jednodniowe karnety dla dziecka i rodziców na stoku w Białce Tatrzańskiej.
Syn już od miesiąca mówi, że chciałby jechać na narty. Akurat zostało mi kilka dni urlopu do wykorzystania z zeszłego roku i stwierdziłam, że mogę zrobić sobie dłuższy weekend i spełnić jego życzenie. Wybraliśmy się na trzydniowy wyjazd. Oczywiście tygodniowy nie wchodził w grę ze względu na ceny noclegów
- podkreśliła w liście do redakcji. Nie spodziewała się jednak, że karnety i wyżywienie będą równie dużym problemem.
Kiedy po ponad pięciu godzinach drogi dojechali na miejsce, zrzucili bagaże w hotelu i od razu ruszyli na stok. Nie mogli uwierzyć, kiedy zobaczyli niekończącą kolejkę do kas i ceny karnetów.
Za jednodniowe karnety dla dwóch dorosłych i dziecka zapłaciliśmy pięć stów, a kolejka po horyzont. Ludzie narzekają, że nie mają pieniędzy, że wysoka inflacja. Skąd w takim razie wszędzie biorą się te tłumy?
- pytała w wiadomości.
Wyznała też, że na tym wydatki się nie skończyły, bo jak można być w górach i nie zjeść oscypka? Poszli z synem do restauracji i tam zamówili mu kultowy przysmak, za który zapłacili 8 zł. Tata z kolei wziął sobie zestaw z kiełbasą za 24 zł, a mama frytki z ketchupem za 14 zł.
Oscypek był zimny i twardy, zresztą frytki też zimne... Nie mogę powiedzieć, że to udany wyjazd
- podsumowała.