Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Dwa lata temu 34-letnia Justyna trafiła do wojewódzkiego szpitala we Wodzisławiu Śląskim w piątym miesiącu ciąży z poważnymi komplikacjami. Lekarze podali jej lek na wywołanie porodu. Stan kobiety zaczął się dramatycznie pogarszać, a w organizmie ciężarnej niespodziewanie zaczęła rozwijać się sepsa. Chwile później w jej karcie odnotowano poród martwego płodu przez cesarskie cięcie. Wówczas kobieta była już nieprzytomna, a jej stan był krytyczny, o czym nie poinformowano jej narzeczonego. 34-latka zmarła i osierociła wówczas półtorarocznego chłopca. Jej partner dowiedział się o tym od pielęgniarki przed szpitalną windą. Mężczyzna nie
Pan Janusz zawiadomił prokuraturę. Sprawa dotyczy narażenia Justyny Szymury na niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W dniu 19 stycznia 2021 r. została przekazana przez Prokuraturę Rejonową do dalszego rozpoznania przez Prokuraturę Regionalną w Katowicach
- powiedziała w rozmowie z Onetem mecenas Jolanta Budzowska, która zajęła się sprawą Justyny. Już 11 listopada 2021 r. prokurator Prokuratury Regionalnej w Katowicach postanowił umorzyć śledztwo. Nieoczekiwanie okazało się jednak, że nastąpił pewien przełom w sprawie i prokuratura postanowiła ponownie ją rozważyć. W październiku tego roku podjęto decyzję o wznowieniu postępowania karnego.
Po blisko dwóch latach od śmierci Justyny prokuratura zdecydowała o wznowieniu postępowania karnego w tej sprawie
- mówił pan Janusz w rozmowie z Onetem. Mężczyzna samotnie wychowuje syna i właśnie rozpoczął budowę domu, w którym miał zamieszkać z Justyną i dziećmi.
Działkę pod ten dom kupiliśmy razem w 2019 r. Chcę, żeby syn miał coś po mamie. Wciąż nie umiem sobie poradzić ze śmiercią narzeczonej, wciąż ją kocham, myślę o niej. Nic nam jej nie zwróci, ale chciałbym, by osoby, które są odpowiedzialne za to, że jej syn będzie się wychowywał bez matki, poniosły konsekwencje
- dodaje.