Choć wakacje w pełni, uczniowie i nauczyciele powoli przygotowują się na nadchodzący rok szkolny. Trudno jednak przewidzieć, jak będą wyglądały zajęcia, nad szkołami wisi bowiem widmo nadchodzącego strajku. "Gazeta Wyborcza" rozmawiała na ten temat z prezesem ZNP, Sławomirem Broniarzem.
Szukasz podobnych treści? Sprawdź Gazeta.pl
Zapytany o to, czy strajk nauczycieli to pewnik, prezes ZNP nieco studzi nastroje. - Mówienie o tym teraz jest przedwczesne. Nie chodzi tylko o emocje nauczycieli, ale także kwestie przepisów, które dotyczą rozwiązywania sporów zbiorowych. Dziś próbujemy skupiać się na tym, co jako środowisko ZNP możemy zrobić, aby dla tych planów i projektów pozyskać jak najwyższy poziom poparcia ze strony nauczycieli - wyjaśnia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą". Dodaje jednak, że nie można wykluczyć sytuacji, w które sfrustrowani obecną sytuacją w szkołach nauczyciele, będą chcieli dać wyraz swojemu niezadowoleniu.
I choć oficjalna forma strajku będzie dopiero dyskutowana, część kadry już zaznacza, że nie zamierza brać nadgodzin, czy korzystać, jak do tej pory, z prywatnego sprzętu, aby przygotować materiały dla uczniów. To, co powinno szczególnie budzić obawy to fakt, że coraz więcej nauczycieli odchodzi z pracy. Zmęczeni obecną sytuacją, bez nadziei na jej poprawę, postanawiają się przebranżowić. Czy to oznacza, że przyszły rok szkolny upłynie uczniom pod znakiem zastępstw i odwołanych godzin?
- Sam fakt rezygnacji z zawodu wiąże się z jakością polityki edukacyjnej. Z jaką atmosferą w szkole się spotykamy, jeśli pracujący w niej nauczyciele czują się przedmiotem, a nie podmiotem działań resortu edukacji?
- zastanawia się Sławomir Broniarz.
Kluczowe jest pytanie: za ile jesteśmy w stanie to znieść. To, co minister Przemysław Czarnek chce zaoferować od 1 września początkującym nauczycielom, ma się nijak do tego, co oferuje rynek pracy osobom o podobnych, a nawet niższych kwalifikacjach
- dodaje prezes ZNP. Broniarz wyjaśnia także, że obecnie absolwenci studiów wyższych, którzy starają się o pracę w tym zawodzie, mogą liczyć na wypłatę w wysokości 3424 zł.
To zaledwie o 40 zł więcej niż płaca minimalna. Czarnek musiał podnieść pensje początkującym nauczycielom, bo zarabialiby poniżej najniższej krajowej. Ale jeżeli w lipcu przyszłego roku rząd znowu podniesie płacę minimalną, to początkujący nauczyciele znajdą się pod kreską. Nie dziwmy się, że nauczyciele, jeśli mają alternatywę, starają się z niej skorzystać
- komentuje w rozmowie z "GW".
Obecnie dyrektorzy szkół borykają się z brakami kadrowymi. - Mamy ponad 22 tys. braków kadrowych. Nie możemy tych liczb zbagatelizować i powiedzieć: "dyrektor da sobie radę", bo tak nie będzie - wyjaśnia Broniarz i dodaje, że ta liczba sugeruje, że w niemal każdej z polskich szkół brakuje choć jednego wykładowcy.
Omawiany tekst powstał w redakcji Wyborczej. Więcej na wyborcza.pl