2 listopada wypada Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Przemocy i Nękaniu w Szkole w tym Cybernękania. Został ustanowiony przez Konferencję Generalną UNESCO w 2019 roku. Wszystko po to, żeby zwrócić uwagę na przemoc rówieśniczą w szkołach i uświadomić ludziom, że wszelkie jej formy to naruszenie praw dzieci i młodzieży do edukacji, zdrowia oraz poczucia bezpieczeństwa.
- To się zaczęło dwa lata temu, jeszcze we wrześniu. Mój siedmioletni wówczas syn Kamil nie mógł się doczekać początku treningów judo, które odbywają się w szkole, po lekcjach. Całe wakacje na nie czekał, uwielbiał je. Zauważyłam jednak, że z tygodnia na tydzień jego entuzjazm słabł. W końcu powiedział, że nie chce już chodzić na judo - mówi w rozmowie z eDziecko Sylwia (nazwisko do wiadomości redakcji). Kobieta przyznaje, że początkowo myślała, że po prostu się znudził albo zniechęcił, bo coś mu tam nie wychodziło. W końcu zaczęła drążyć. Kamil nie chciał o tym rozmawiać. W końcu jednak pękł. Okazało się, że jeden ze starszych chłopców się nad nim znęca. - To było jak rażenie piorunem. Pamiętam, że kiedy mi o wszystkim opowiadał, stałam w drzwiach jego pokoju i starałam się nie dać po sobie poznać przerażenia i wściekłości, jakie mnie ogarnęły. Nie chciałam, żeby się przestraszył, że mi o wszystkim opowiedział - dodaje Sylwia.
Kamil przyznał się mamie, że wszystko się odbywa po zajęciach, w szatni, do której trener ani nikt dorosły nie zagląda. Za zamkniętymi drzwiami czwartoklasista bez powodu obrzucał wyzwiskami młodszego chłopca. - Zdarzało się, że stał nad nim i ryczał na cały głos, a tamten siedział na podłodze skulony i trzęsącymi się rękami próbował założyć spodnie lub buty, żeby jak najszybciej wybiec z szatni. Czasem uciekał nie do końca ubrany, ubierał się dopiero na korytarzu. Nikt nie reagował, nikt się nie wtrącał, tamten był naprawdę duży jak na swój wiek - opowiada Sylwia. - Kiedy to sobie wyobraziłam, serce pękło mi na tysiąc kawałków. Chciałam tamtego dorwać, bić, kopać i wrzeszczeć na niego. Byłam wściekła jak zdziczała lwica. Ta wściekłość mnie wypełniała od stóp do czubka głowy - dodaje. Kobieta wiedziała jednak, że nie może dać się ponieść emocjom, że musi działać spokojnie i racjonalnie. Niezwłocznie zadzwoniła do trenera i opowiedziała mu o tej sytuacji, ten na kolejnych zajęciach przeprowadził ze swoimi podopiecznymi bardzo ostrą dyscyplinującą rozmowę, bez wskazywania winnego. A, że cieszy się wielkim autorytetem - podziałało. Poinformowała też wychowawczynię.
- Ale chyba nie tylko to. Kiedy pewnego dnia podrzucałam Kamila na trening, ten nagle zsunął się przerażony z siedzenia. Okazało się, że w samochodzie obok siedzi jego oprawca z mamą. Poczekałam, aż obaj poszli na trening i opowiedziałam o wszystkim tamtej kobiecie - mówi Sylwia. Twierdzi, że nie była zdziwiona, co oznacza, że już mogła słyszeć podobne skargi na swojego syna.
- Byłam uprzejma, ale bardzo stanowcza, powiedziałam jej, że jeśli jeszcze raz jej dziecko tak się zachowa w stosunku do mojego syna lub usłyszę, że znęca się nad kimkolwiek innym lub nawet krzywo na kogoś spojrzy, poinformuję policję, opiekę społeczną, kuratorium i wszystkie inne służby, które przyjdą mi do głowy. Twierdzi, że od tamtej pory jest spokój, ale zawsze gdy tylko widzi tamtego chłopca, krzyczy do niego: "Cześć! Jak się masz?!" Tamten spuszcza wzrok i ucieka.
Chociaż sytuacja się uspokoiła, Sylwia nie miała pewności, że ten stres i upokorzenie nie pozostawiło po sobie śladów w psychice Kamila. Zabrała więc go do psychologa. - Byliśmy na kilku wizytach. Psycholożka powiedziała, że będzie dobrze, dużo rozmawiali, nauczyła Kamila, jak w przyszłości reagować w podobnych sytuacjach. Syn już się nie boi tamtego chłopca, zdarza się, że nawet grają razem w piłkę na boisku, podobno na korytarzu w szkole mówią sobie "cześć" - mówi Sylwia. Dodaje jednak, że wciąż ma do siebie ogromne pretensje, bo nie zauważyła tego wszystkiego wcześniej, że dała plamę, skoro jej dziecko od razu nie przyszło do niej z tym problemem.
- Bardzo dużo z nim później rozmawiałam, przekonał się, że potrafię takie sprawy załatwić dyskretnie i bez dodatkowych problemów. Dziś już wie, że może mi o wszystkim powiedzieć, ja zawsze zareaguję i stanę w jego obronie. Czasem mówi mi też o sytuacjach, gdy ktoś inny jest w szkole gnębiony, bo wie, że trzeba mu pomóc. I ja to robię. Dyskretnie i skutecznie - zapewnia Sylwia. - Jestem takim szkolnym niewidzialnym strażnikiem Teksasu - śmieje się.
Na przykład pod tymi numerami telefonów: