[go: up one dir, main page]

Gdy lekarz kazał umówić córkę na szczepienie, Anastasia zbladła. Dziś wiem czemu i co by jej wtedy pomogło

Polski system opieki zdrowotnej niestety nadwyraz często pozostawia po sobie złe wspomnienia. Gdy razem z zaprzyjaźnioną mamą z Ukrainy zaczęłyśmy badać kwestię szczepień dla dzieci, sądziłam, że wyzwanie nas przerośnie. Rzeczywistość mnie zaskoczyła.

 Niedługo po tym, jak Rosja zaatakowała Ukrainę zamieszkała u mnie Anastasia* i jej córka Sofia. Dziewczynka miała niespełna dwa latka, a mama chciała znaleźć jej opiekę w żłobku. Poszłyśmy razem do państwowego żłobka w sąsiedztwie, do którego chodzi także i mój syn. Kierownictwo było bardzo pomocne. Anastasia nie mówiła po polsku, więc dostała do wypełnienia wszystkie dokumenty przetłumaczone na język ukraiński. Schody zaczęły się jednak przy uzupełnianiu dokumentacji medycznej. Sofii musieliśmy wyrobić polską książeczkę zdrowia, gdzie można było przepisać szczepienia. Trzeba było też odbyć obowiązkową wizytę lekarską.

W tamtym czasie, gdy nasze społeczeństwo, ale także i instytucje uczyły się dopiero radzić sobie z napływem uchodźców. Napotkałyśmy sporo problemów. Byłam w kilku przychodniach, skąd odsyłano mnie z kwitkiem. Za trzecim razem trafiłam do sieciowej placówki, gdzie nas bez problemu się nami zajęto. Sofia i Anastasia miały wizytę u lekarza, który mówił po rosyjsku. Gdzie brakowało nam słów, z pomocą przychodziło Google Translate. Książeczkę zdrowia przepisano, okazało się jednak, że brakuje dawki przypominającej jednej ze szczepionki, koniecznej do zapisu do żłobka.

Widziałam, że Anastasia pobladła, gdy lekarz zasugerował jak najszybsze umówienie wizyty. Widząc jej minę, powiedziałam, że zapiszemy się na spokojnie z domu, telefonicznie. Sama jestem matką i nie potrzebowałam tłumacza, aby bez problemu odczytać z jej twarzy, co się dzieje: boi się. Wyobraziłam sobie siebie w tej sytuacji. Trafiam do obcego kraju, do obcych ludzi, bez języka. Nie wiem, co będzie jutro. Nie wiem, czy mój mąż jest bezpieczny. Instynkt karze się ukryć, przeczekać, za wszelką cenę chronić dziecko. Co to za szczepionka? Co będzie, jeśli wystąpią komplikacje po szczepieniu? Gdzie trafi? Co się stanie, jeśli się nie zaszczepi? Wątpliwości mnożyły się jak szalone.

Do tematu wróciłam dopiero kilka dni później. Zaparzyłam herbatę i zapytałam, co sądzi o szczepionce dla Sofii. Wiedziałam, że Anastasia nie jest antyszczepionkowcem, w Ukrainie przecież szczepiła córkę regularnie, skąd obawy teraz? Okazało się, moja gościni zmaga się ze wszystkimi tymi wątpliwościami, które sobie wyobrażałam. Ale nie tylko. Sofia bardzo źle znosiła każde szczepienie. W Polsce, mimo wszelkich starań czuła się źle. Tęskniła za tatą, domem, swoimi zabawkami, psem. Czuła strach i niepewność matki. Anastasia nie chciała zwyczajnie dziecku dokładać więcej stresów. Tego nie wiedziałam. Wiedziałam jednak, co mogłam zrobić, aby jej pomóc.

Skontaktowałam Anastasię z lekarzem mówiącym po ukraińsku. Pokazałam też dostępne na oficjalnych stronach artykuły dotyczące szczepień. Rozumiałam jej obawy. Jednak wiedziałam też, że strach podsyca niewiedza. Nie chciałam, aby decyzję podejmowała pod wpływem emocji, dlatego postanowiłam dostarczyć jej tyle wiedzy, ile zdołam. Niestety, te kilka miesięcy temu materiałów było niewiele. Gdybyśmy tę rozmowę odbywały dziś, mogłabym pokazać jej taką ulotkę:

Materiał Partnera
Materiał Partnera
Materiał Partnera
Materiał Partnera


Dzięki wsparciu UNICEF-u i Fundacji Instytutu Matki i Dziecka powstała kampania informacyjna "Powiedz TAK szczepieniom". Co dla mnie najważniejsze, materiały dostępne są w języku polskim i ukraińskim, więc odchodzą obawy, że coś umknie w tłumaczeniu internetowego translatora. Ostatecznie Anastasia nie zaszczepiła córki w Polsce. Po czterech miesiącach wróciła do Ukrainy, gdzie w swoim znajomym środowisku zaszczepiła Sofię. Żałuję, że nie miałyśmy wtedy dostępu do takich materiałów. Może wówczas decyzja mojej gościni wyglądałyby inaczej. Nie umiałam jej wytłumaczyć wszystkiego, rozwiać jej obaw, sprawić, żeby poczuła się bezpiecznie.

Jak wynika z danych Ministerstwa Zdrowia, takich mam jak Anastasia w Polsce są setki. Nie szczepią dzieci przede wszystkim ze strachu. My, mamy, możemy jednak podać im pomocną dłoń. Pokazać, że mogą poczuć się bezpiecznie, a szczepionki mamy w Polsce takie jak w Ukrainie. Nawet kalendarze szczepień wyglądają podobnie w obu krajach. Jeżeli cokolwiek zadziałoby się z dzieckiem, mama może cały czas być z nim. To nasze święte prawo niezależnie od paszportu.

Pomóżmy mamom z Ukrainy poczuć się u nas bezpiecznie. One są obok nas. Mijamy się w szatniach żłobków, szkół, przedszkoli. Spotkajmy się razem na kawę. Niech dzieci się pobawią, a my pogadajmy. Nawet najlepsza kampania nie zastąpi słów wsparcia od koleżanki. Różni nas wiele, ale łączy nas miłość i troska o nasze dzieci. Mówmy o tym. Ponarzekajmy razem na pogodę czy kolejki w sklepach. Pośmiejmy się z trudów macierzyństwa. Te małe rzeczy budują poczucie bezpieczeństwa. Poczucie, że jest się u siebie. Jak pokazała mi historia Anastasii, ta pewność i spokój są czasem ważniejsze niż suche medyczne dane.

*Dane bohaterek artykułu zostały zmienione

Więcej o: