alka775
16.07.22, 11:52
Mąż i ja mamy syna, 13-letniego. Z synem nie ma żadnych problemów, jest spokojnym dzieciakiem, ale problem i tak dotyczy jego i mojego męża, a na dobrą sprawę męża i jego postawy. Syn ma jeden silny lęk, a mianowicie panicznie boi się wysokości. Pisząc,, panicznie" dosłownie mam to na myśli - teraz jest może minimalnie lżej, bo jak był mały, to dostawał ataku paniki nawet na zwykłych schodach. Ale i tak ta fobia jest silna, na tyle, że nie ma opcji, żeby syn chodził po wysokościach, nie wejdzie np do przeszklonej windy, nie wejdzie na schody, które mają przerwy pomiędzy czy kratki. I tutaj zaczyna się problem. Mąż nie rozumie, niestety, lęku syna, jakby nie potrafi zaakceptować tego, że dzieciak po prostu zwyczajnie się boi, nie wymyślił sobie na złość jemu takiej fobii, tylko jest to coś, na co nie ma wpływu. Jak się okazało, mąż wpadł na pomysł, żeby jego zdaniem pomoc synowi pokonać lęk wysokości. Mąż ma dwóch kolegów, z którymi zajmuje się urbexami. Chodzą po różnych opuszczonych miejscach, jeżdżą po PL w poszukiwaniu takich, eksploracje są w sporej mierze związane z wspinaniem się na wysokości, nierzadko jest to ryzykowne, dla mnie osobiście to opcja po moim trupie, mąż to uwielbia, niestety czasami mam wrażenie, że u niego emocje przy tych wyprawach biorą górę nad rozumem. Ale jest dorosły, zabronić mu nie zabronie, może robić co, chce. I mąż wpadł na pomysł, że zabierze syna razem z tymi kolegami na kilka takich urbexow. Mąż ma niedługo parę dni wolnego, z kolegami dawno się umówili, że w tych dniach odwiedzą kilka takich punktów, i wezmą syna. Dopiero co się o tym dowiedziałam, jak się okazało mąż wpadł na ten pomysł dużo wcześniej, tylko nie chciał mi mówic, żeby mnie nie denerwować. Powiedział o tym najpierw synowi, a syn.. Syn się zgodził, ale dobrze wiem, że zgodził się nie dlatego, że bardzo chce, tylko dlatego, żeby nie zawiesc taty i żeby mu pokazać, że on też da radę. Wiem, że syn się bardzo stresuje, wie od ojca z czym to się je, czyli wie, że wysokość uniknąć się nie da. Próbuję mężowi wyperswadować z głowy ten pomysł, tłumacze mu, że syn się zwyczajnie boi, że będą problemy, pytam go, co zrobią, jak się okaże, że młody nie da rady, lęk weźmie górę, to usłyszałam w odpowiedzi, że będzie MUSIAŁ wejść, bo nie będzie miał innego wyboru i że ja też jeszcze zobacze, że syn polubi te wyprawy tak jak on. Właściwie nie wiem nawet, czy mój temat pasuje na tematykę życia rodzinnego, ale mam pytanie: jak, czyli jakich jeszcze argumentów użyć, żeby dać mężowi do zrozumienia, że to zły pomysł i żeby odpuścił? Wiem, że dla syna to będzie jeden wielki stres, a nie żadna wielka wyprawa i przygoda. Z drugiej strony syn mi mówi, że może spróbuje i jakoś to będzie. Jak mam być całkiem szczera to JA nie widzę kompletnie tego wszystkiego. Nie wierzę w pokonanie lęku, bardziej obawiam się, że ten lęk będzie taki sam albo się wręcz nasili. Może ktoś miał podobna sytuacje i będzie w stanie doradzić, co powinnam i czy powinnam coś robić.