grallaaa
25.08.24, 16:06
Witajcie.
Nie w zwyczaju jest mi wylewać swoje żale na takich portalach natomiast chciałabym się poradzić w jednej sprawie która spędza mi sen z powiek już od dłuższego czasu. Rozchodzi się o relacje z moją starsza siostra. Nie jesteśmy już kłócącymi i szarpiącymi się nastolatkami. Mamy mężów, jedna z nas posiada dzieci. Jesteśmy dwoma dorosłymi (jakby się wydawało) osobami.
Od zawsze różnił nas charakter. Obie jesteśmy wybuchowe, wiadomo że jeśli zejdą się 2 osoby wybuchowe tam i będą wybuchowe konflikty. Jeśli jednak mam określić różnice w naszym charakterze jest ona znaczącą jeśli chodzi wszelakie kwestie. Ja jestem dużo bardziej empatyczna, wydaje mi się że potrafię rozwiązywać konflikty w sposób polubowny. Przynajmniej uczyłam się tego, korzystałam z pomocy terapeuty. Generalnie pracuje nad sobą, wychodzę poza strefę swojego komfortu, podejmuje działania dla mnie stresujące. Swego czasu cierpiałam, w zasadzie dalej cierpię na nerwicę a mimo tego moja praca polega na tym, że jestem pod ciągłą presją i doskonale sobie radzę.
Moja siostra należy do osób które według mnie posiada głównie negatywne cechy charakteru. Jest bardzo zaborcza, zazdrosna, egoistyczna, myśli o czubku własnego nosa. Zakochana w sobie, liczy się tylko ona nikt inny.
Nawet doradzano jej żeby skorzystała z pomocy psychologa, oczywiście rozmowy skończyły się na kłótni z pretensjami żeby nikt nie robił z niej wariatki, i nie potrzebuje żadnego psychologa. Była raz i jest bez sensu.
Dodam jeszcze kwestie że jest ode mnie 9 lat starsza. Zawsze gdy jest jakiś problem, reaguje okropna złością, płaczem, krzykiem. Mam wrażenie że zachowuje się jak rozwydrzone dziecko. Nie pracuje bo nie musi(utrzymuje ja mąż) nie uczy się nowych rzeczy, nie wychodzi poza strefę komfortu. Nie jest w stanie nawet poprowadzić auta bo ponoć tego nie lubi. Ale akurat rozumiem. Nie każdy wszystko lubi.
Od dłuższego czasu nasze relacje są kiepskie, i dopływając do brzegu... Wcale nie zależy mi na ich poprawie. Mam znajomych w swoim życiu którzy okazali się w trudnych dla mnie momentach wspierający, pomocni, oferowali mi dużo wsparcia kiedy ją nic takiego nie interesowało. Nigdy jej nie było, wyprowadziła się, nie odzywała, miała dookoła wszystkich ludzi gdzieś. Po latach okazało się że będziemy mieszkać bardzo blisko siebie i zaczyna męczyć mnie ten temat z tego względu że nie chciałabym żyć z kimś w takim konflikcie. Chociaż niejednokrotnie wyciągałam do niej rękę, próbowałam z nią rozmawiać. Zawsze kończy się tak samo, schodzi na swój temat, dochodzi do kłótni, płacze później nagle jak gdyby nigdy nic znów chce kontaktu, i tak a kółko. Mam wrażenie że to taki trochę rollercoaster emocjonalny a ja nie potrzebuje w swoim życiu osób które są w taki sposób niezrównoważone. Już niejednokrotnie powtarzałam jej mężowi, że może na prawdę kilka wizyt u terapeuty byłyby dobrym pomysłem. Nawet wspólnie. Zawsze słyszę to samo że robię z niej wariatkę. Dużo rzeczy jestem w stanie zrozumieć natomiast tej relacji nie. Nie chciałabym się od niej odcinać. Chciała bym po prostu ograniczyć kontakt na tyle ile mogę bo uważam że nie wnosi on nic dobrego do mojego życia a mam wrażenie że jeszcze dodatkowo dodaje złe emocje. Wielokrotnie próbowałam ja na nowo polubić, poznać ale nic nie 'klika' Chciałabym aby ktoś chłodnym okiem ocenił ta sytuacja. Czy to ze mną jest coś nie tak ? Co w takiej sytuacji uczynić. Z góry przepraszam za długi i może niespójny tekst. Starałam się zawrzeć wszystko co najważniejsze.
Pozdrawiam
G.