iziula1
09.08.16, 15:22
Nie wiem, co będzie, nie wiem czy decyzję które podjęłam nie zniszczą mnie i mojego związku.
Mąż wyjeżdża. Na 5-cio letni kontrakt z możliwością przedłużenia. Daleko, nawet b.daleko. Odpadają loty co tydzień, nawet raz w miesiącu będzie problemem.
Mąż spełnia swoje marzenie, rozwija się, zbiera owoce swojej długoletniej ciężkiej pracy i kształcenia.
Ja zostaje. Sama z 3 dziećmi. Nie dojadę do męża, nie przeprowadzę się. Decydują względy pragmatyczne.
Mam 42 lata, własną działalność. Zawód, w którym pracuję jest tak trudnym rynkiem,że jeśli dziś wypowiem umowy zdobytym klientem za 5 lat nie będę miała do czego wrócić. Bardzo ciężko zdobyć nowego klienta, czasem trzeba roku i mnóstwa ofert by podpisać jedną umowę. Nie chcę stracić tego co mam tu.Przekwalifikowanie się i praca w wyuczonym zawodzie tam nie wchodzi w grę.
To jeden z powodów. Drugi,że powrót do Polski po 5 czy 10 latach oznacza zależność od męża, bo wiek i zaczęcie od nowa działalności czy też podjęcie pracy w PL może graniczyć z cudem. Boję się też, tak radykalnej zmiany - środowisko, nieznany język, nowe szkoły.
Mąż nie ma takich dylematów. Wciąż liczy,że zmienię zdanie, kusi lepszymi możliwościami dla dzieci - szkoły, język, kraj wspiera rozwój dzieci, nie rozumie co złego jest w byciu na jego wyłącznym utrzymaniu ( ! ) .
Boję się,że każda decyzja podjęta przeze mnie dziś przyniesie negatywne skutki. 5 lat to szmat czasu. Nie wiem czy nasz związek to przetrwa. Jeśli wyjadę stracę wszystko na co pracowałam. Nie chcę być w wieku 50 lat zależna od męża. Nie potrafię. Budzi to we mnie silne uczucie paniki.
Ja już funkcjonuję w domu w silnym stresie-miewam napady paniki, duszności, napadowe dreszcze, poty , bezsenność na przemian z brakiem sił do wstania z łózka. Wybucham złości w stosunku do męża z byle powodu. Jestem zła za wyjazd a jednocześnie nie potrafię powiedzieć mu "nie jedź" bo sama oczekiwałabym tego samego.
Boję się, że nie dam rady. Boję się samotności, nadmiernego obciążenia, uczucia porzucenia które odczuwam, miesza mi się już złość i gniew z miłością i czułością do męża. Raz go podziwiam raz nienawidzę za zmiany jakie nam zafundował.
Potrzebuje rad, może ktoś przetrwał taką rozłąkę, może ktoś jednak z was zdecydował się na tak radykalną zmianę, która mnie przeraża.
Proszę "nie kopcie leżącego", jestem w tak ciężkim dołku,że wstanie z łóżka to wyzwanie.