[go: up one dir, main page]

Dodaj do ulubionych

Jestem na życiowym zakręcie i boję się

09.08.16, 15:22
Nie wiem, co będzie, nie wiem czy decyzję które podjęłam nie zniszczą mnie i mojego związku.
Mąż wyjeżdża. Na 5-cio letni kontrakt z możliwością przedłużenia. Daleko, nawet b.daleko. Odpadają loty co tydzień, nawet raz w miesiącu będzie problemem.
Mąż spełnia swoje marzenie, rozwija się, zbiera owoce swojej długoletniej ciężkiej pracy i kształcenia.
Ja zostaje. Sama z 3 dziećmi. Nie dojadę do męża, nie przeprowadzę się. Decydują względy pragmatyczne.
Mam 42 lata, własną działalność. Zawód, w którym pracuję jest tak trudnym rynkiem,że jeśli dziś wypowiem umowy zdobytym klientem za 5 lat nie będę miała do czego wrócić. Bardzo ciężko zdobyć nowego klienta, czasem trzeba roku i mnóstwa ofert by podpisać jedną umowę. Nie chcę stracić tego co mam tu.Przekwalifikowanie się i praca w wyuczonym zawodzie tam nie wchodzi w grę.
To jeden z powodów. Drugi,że powrót do Polski po 5 czy 10 latach oznacza zależność od męża, bo wiek i zaczęcie od nowa działalności czy też podjęcie pracy w PL może graniczyć z cudem. Boję się też, tak radykalnej zmiany - środowisko, nieznany język, nowe szkoły.
Mąż nie ma takich dylematów. Wciąż liczy,że zmienię zdanie, kusi lepszymi możliwościami dla dzieci - szkoły, język, kraj wspiera rozwój dzieci, nie rozumie co złego jest w byciu na jego wyłącznym utrzymaniu ( ! ) .

Boję się,że każda decyzja podjęta przeze mnie dziś przyniesie negatywne skutki. 5 lat to szmat czasu. Nie wiem czy nasz związek to przetrwa. Jeśli wyjadę stracę wszystko na co pracowałam. Nie chcę być w wieku 50 lat zależna od męża. Nie potrafię. Budzi to we mnie silne uczucie paniki.
Ja już funkcjonuję w domu w silnym stresie-miewam napady paniki, duszności, napadowe dreszcze, poty , bezsenność na przemian z brakiem sił do wstania z łózka. Wybucham złości w stosunku do męża z byle powodu. Jestem zła za wyjazd a jednocześnie nie potrafię powiedzieć mu "nie jedź" bo sama oczekiwałabym tego samego.
Boję się, że nie dam rady. Boję się samotności, nadmiernego obciążenia, uczucia porzucenia które odczuwam, miesza mi się już złość i gniew z miłością i czułością do męża. Raz go podziwiam raz nienawidzę za zmiany jakie nam zafundował.
Potrzebuje rad, może ktoś przetrwał taką rozłąkę, może ktoś jednak z was zdecydował się na tak radykalną zmianę, która mnie przeraża.
Proszę "nie kopcie leżącego", jestem w tak ciężkim dołku,że wstanie z łóżka to wyzwanie.
Obserwuj wątek
    • marie30 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 15:39
      Dlaczego ani praca w zawodzie ani przekwalifikowanie sie nie sa mozliwe?
      • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 15:44
        Wąska branża, na rynek Polski. Brak zapotrzebowania na tamtym rynku.
        Praca w innym zawodzie to najmniejszy problem - nie mam much w nosie ale sam fakt konieczności zmiany zawodu jest tylko kolejnym argumentem przeciw zmiany mojego obecnego życia tu w PL.
        • marie30 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 15:55
          Moim zdaniem jedna strona nie powinna podejmowac decyzji ktore maja tak radykalny wplyw na rodzine a konkretnie wychowanie dzieci. Gdybyscie ich nie mieli to najwyzej byscie sie rozstali a w tym przypadku rozbija sie rodzine.
          W jakim wieku sa dzieci?
          • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:06
            Zgadzam sie. Twój mąż absolutnie nie powinien wyjezdzac. Nie macie co jeść, nie macie gdzie spać, mieszkacie katem u rodziny? Mąż moze rozwijać sie na różne sposoby w Polsce, moze tez nieco ogrraniczyc swój rozwój dla dobra rodziny, od tego się nie umiera. To rodzina powinna być priorytetem, a nie rozwój zawodowy meza. Napisze Ci wprost: głupio robisz, ze sie na to godzisz, 5 lat to bardzo dlugo. Powiedz NIE!
            • ortolann Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 07:47
              Już widzę komentarze w przypadku gdyby to kobieta była na miejscu tego pana. Gdyby to ona dostała propozycję wyjazdu, czyt. rozwoju. I gdyby mąż stawiał tamy i twierdził, że ograniczając swoje możliwości się nie umiera. Szczerze mówiąc: czy ona się może zgodzić albo nie zgodzić na jego wyjazd? Ona nie ma takiej alternatywy w ogóle. Ona może albo zostać albo z nim wyjechać. Widziałam już panów, którzy wyjechali sami, których żony - jak sami twierdzili - opuściły. Reguły żadnej nie ma: jedne rodziny się rozpadły, inne przetrwały. Ale zadra została. Jeśli rodzina się rozpadnie to wcale nie z winy pana. Z winy ich obojga. Ona ma uzasadnione argumenty, doskonale je rozumiem. Ale, z drugiej strony, jest takie powiedzenie: chcący szuka sposobu, ten kto nie chce, znajdzie powód. Rozumiem doskonale rozterki iziuli, wszystkie jej obawy są bardzo realne, związane z tym, że mocno stoi na ziemi. Ale czy to nie jest tak, że ona boi się zmiany? Każdej zmiany? Teraz, o ile się można zorientować z posta, to już raczej klamka zapadła. Teraz, skoro wygląda to tak, że wyzwaniem jest wstanie z łóżka, to może trzeba poszukać dla siebie pomocy. I otworzyć się na zmiany. Bo może nie być wcale tak źle, jak zakładamy.
              • marie30 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 09:45
                A czy ona nie ma prawa bac sie zmian zwlaszcza jesli te zmiany dotycza jej zycia i beda mialy konkretny wplyw na jej przyszlosc? Czy jej niechec do zmian nie ma silnej podstawy?
                Gdyby sytuacja byla odwrotna to komentarze bylyby takie ze rodzina, a dzieci w szczegolnosci sa najwazniejsze i ze jako matka i zona powinna przede wszystkim myslec o ich dobru a nie karierze i spelnianiu marzen zwlaszcza majac dobra prace i niezle dochody w kraju. Na pewno tez by napisano ze mezczyzna moglby nie odnalezc sie w nowym kraju i zle sie czuc na utrzymaniu zony itd. Tak to jest niestety ale to kobieta jest zazwyczaj na gorszej pozycji bo probujac zatrzymac meza w kraju zostanie jej zarzucone ze blokuje jego rozwoj kariery zawodowej, podcina skrzydla itp godzac sie na zmiany musi zostawic wszystko co zdobyla zawodowo i najczesciej zostac na utrzymaniu meza nie majac perspektyw na prace wogole. Jednak to jest ok w koncu to kobieta, jej praca nie jest az tak wazna,wazniejsze powinno byc dla niej zadowolenie meza,jego rozwoj,oraz utrzymanie rodziny w calosci.
                Zarowno mezczyzna jak i kobieta w zwiazku maja prawo do pracy i rozwoju zawodowego i to jest oczywiste, jednak to prawo do rozwoju nie jest nieograniczone. Sa okolicznosci jak np dzieci ktore stawiaja pewne ograniczenia. Maz autorki watku podejmujac decyzje o wyjezdzie na 5 lat bardzo daleko skazuje zone na samotne rodzicielstwo, a dzieci na zycie bez jednego rodzica co bedzie mialo konkretny wplyw na ich rozwoj. On takze wystawia ich zwiazek na bardzo wysokie ryzyko rozpadu, bo jego rozwoj zawodowy i spelnienie marzen jest wazniejsze. On nie bierze pod uwage , jej uczuc zwiazanych z utrata tego co zbudowala zawodowo, jej poczucia dyskomfortu zwiazanego z byciem na utrzymaniu meza i ewentualna koniecznoscia przekwalifikowania sie, bo przeciez to jego nie bedzie dotyczylo, on sie rozwinie w zawodzie, on zyska a niczego nie straci zawodowo. Po powrocie to ona bedzie musiala budowac wszystko od poczatku co moze sie nie udac, on wejdzie we wszystko bez problemu i to na jeszcze lepszych warunkach. Jego perspektywa jest calkiem inna niz jej i on nie potrafi wejsc w jej buty i wcale nie chce.
                On nie dba o ich zwiazek ,o jej uczucia, nie dba o nia. To jest wlasnie moment w ktorym powinny zadzialac ograniczenia czyli kocham zone i biore jej uczucia pod uwage, mam dzieci. To nie jest kwestia nie mam pracy,nie moge zapewnic rodzinie bytu, nie mam szans na rozwoj zawodowy. Dlatego jesli ten zwiazwk sie rozpadnie to bedzie jego wina a nie obojga.
                • ortolann Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 19:43
                  Nie, jeśli związek się rozpadnie, to będzie wina ich obojga. Ale co do reszty to się z Tobą zgodzę. Jak przeczytałam posty poniżej i dotarł do mnie opis jej reakcji, to sobie zestawiłam jego zapewnienia, że ona jest miłością jego życia z opisem jej pogrążania się w depresji. I myślę sobie, że kochający mąż, gdy widzi co się dzieje z jego żoną z przyczyny jego decyzji, to powinien te decyzje zmienić, bo ją rani. Tak to wygląda, że on może, a ona musi. Ona musi zdecydować, ona musi udźwignąć dom i dzieci. On może się rozwijać i w sumie nie musi oglądać konsekwencji swojego wyjazdu. Ona tak rozpacza, bo też zdaje sobie sprawę, że realne staje się widmo rozpadu tego małżeństwa. Jeśli się kocha, to się nie chce rozłąki. Bardzo trudna sytuacja i w sumie, teraz, tak jak to ktoś poniżej zaproponował, trzeba się skupić na pomocy dla iziuli. Bo ona się rozpada, a na niej spoczywa ten dom.
                  • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:10
                    śmiem wątpić, że depresja jest wynikiem decyzji męża i zniknie, kiedy mąż zmieni zdanie. Jak rozumiem jest to kolejny jej epizod, czyli jest to raczej typ endogenny choroby. Leki dla ustabilizowania nastroju plus terapia dla określenia przyczyny i zmierzenia się z nią.
                    • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 00:41
                      Dopiero co uspokoiła się sytuacja z najstarszym synem...Coś niedobrego dzieje się w tej rodzinie.
                      Możecie po mnie pojechać, ale nie podoba mi się to wszystko. Mam wrażenie, że nikt tam nie pokazuje co naprawdę czuje i myśli.
                      Epizod depresyjny i ataki paniki mogą wynikać ze stłumionych emocji. Iziula na zewnątrz jest opanowana i zachowuje się jak należy. Męża trzeba wesprzeć, dzieci patrzą... a ona jest jednym wielkim kłębem emocji: strachu, wściekłości i żalu. Im bardziej będzie to tłumić, tym bardziej zapadnie się w łóżko.
                      Leki tymczasowo stłumią emocje, ale na dłuższą metę w niczym nie pomogą.
                      • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 01:06
                        No tak, cofnęłam się do 2015r. Problem ze średnim synem.
                        Piszę tam do Ciebie Iziulo tak: "I mam prośbę. Nie zaniedbuj siebie, swoich emocji, żalu, straty. Nie odkładaj tego na później. To się gromadzi, uwiera, a potem wylewa uszami w nieodpowiednim momencie. Macie prawo mieć obawy, czuć żal, frustrację. Trzeba to przeżyć."
                        • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 10:48
                          pade napisała:

                          > No tak, cofnęłam się do 2015r. Problem ze średnim synem.
                          > Piszę tam do Ciebie Iziulo tak: "I mam prośbę. Nie zaniedbuj siebie, swoich emo
                          > cji, żalu, straty. Nie odkładaj tego na później. To się gromadzi, uwiera, a pot
                          > em wylewa uszami w nieodpowiednim momencie. Macie prawo mieć obawy, czuć żal, f
                          > rustrację. Trzeba to przeżyć."

                          Pade, mam wrażenie że trafiłaś w sedno. Nie umiem na bieżąco rozliczać się z emocji.
                          Zgromadziło się tego po prostu zbyt dużo. Stres związany z najstarszym synem,matura,studia itp. emocje związane z innością drugiego syna. Trochę dużo.
                          Poza tym ja cały czas działam zadaniowo:Wiem co trzeba zrobić to to robię. Nie mam czasu na emocje, słabości. Muszę być dobrą matką dla dzieci. Zadania łatwiej rozwiązywać.
                          Pozdrawiam
                          • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 22:28
                            Nie zauważyłam tego wpisu, tyle ich w tym wątku:)
                            Ja też jestem zadaniowa, ale wciąż się uczę "przerabiać" emocje na bieżąco. Żeby potem nie paść pod ciężarem.
                      • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 12:58
                        Czyli jest jakiś robak, który od dawna toczy tę rodzinę od długiego czasu. Co za tym idzie sama decyzja męża o wyjeździe raczej nie jest bezpośrednim powodem tak złego stanu autorki, a tylko kolejnym wykładnikiem, wzmożonym naturalnie, ale wciąż wykładnikiem zaburzonego funkcjonowania rodziny autorki i jej samej.
                        Trzeba tu też wskazać, że nieleczona depresja (zresztą każda, ale ta długo nie leczona również farmakologicznie) ostro wypacza ogląd rzeczywistości. Jestem daleko od próby oceniania Iziuli czy jej męża, nie uważam za stosowne oceniania obcych ludzi, ale chcę podkreślić, że w depresji często największym wrogiem jest osoba najbliższa. Widziałam to na przykładzie kilku znajomych osób, przeżyłam też na własnym. Ze względu na silną więź niejako przenosi się lub skupia negatywne emocje na partnerze/partnerce, jednocześnie mając problem z zauważeniem zaangażowania tej osoby w pomoc. Pojawia się myśl, że gdyby tylko ta osoba była inna/ nie było jej itd., to wszystko byłoby dobrze, bo to ten człowiek ciągnie w dół. Mój kolega nawet rozwiódł się z tego powodu, właśnie w trakcie długotrwałej depresji, bo jego zdaniem żona - bardzo oddana, kochająca, spokojna - była kimś ciągnącym go na dno. Otrzeźwienie przyszło po kilku latach walki z chorobą. Wówczas do niego dotarło co zrobił, jak błędnie oceniał rzeczywistość. Ale już było za późno. Dziecko straciło ojca (ze względu na bliski kontakt z matką miał poczucie, że dziecko również niejako na nim żeruje), ex-żona w konsekwencji również się poważnie rozchorowała, a on sam zaczął myśleć o sobie jako o podłym dupku, bo miał ciepłą wspierającą żonę, a wyrządził jej wielką krzywdę. Opisałam to niejako ku przestrodze, aby ani sama autorka nie brała swoich ocen w tym momencie za pewniki, ani tak forumki tak chętnie i bezmyślnie nie oskarżały człowieka, którego znają w tej chwili tylko z opisów dokonanych w trudnych momentach.
                        • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 13:53
                          Póki co to Iziula ocenia swojego męża bardzo pozytywnie. Utkwił mi w pamięci jej wpis, że jest dla niej zbyt dobry, że ona na to nie zasługuje.
                          DDA często się tak zachowują, jakby były wdzięczne drugiej połowie, że w ogóle z nimi jest, bo przecież z tak ułomną istotą nikt by nie zechciał. I z tej wdzięczności znoszą z pokorą różne sytuacje, których zdrowa osoba by nie tolerowała.
                          • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 14:49
                            Nie jesteśmy w stanie tego rozsądzić, ja nawet nie zamierzam próbować. Każda z nas ma jakieś doświadczenia, myśli, obserwacje itp., którymi się dzieli w nadziei, że pozwolą spojrzeć na problem z innej perspektywy. Napisałam to tylko dlatego, że nieodmiennie i regularnie na tym forum (przypuszczam, że na innych również, ale słabo zaglądam) świat ukazywany jest zero jedynkowo. Irytuje mnie to o tyle, że dotyka ludzi w trudnej sytuacji, którą to znamy jedynie wyrywkowo i to nawet, jeśli autor posta chętnie dzieli się informacjami. Oczekiwałabym większej rozwagi.
    • pogodoodporna Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 16:11
      iziula1 napisała:

      > Boję się, że nie dam rady. Boję się samotności, nadmiernego obciążenia, uczucia
      > porzucenia które odczuwam, miesza mi się już złość i gniew z miłością i czułoś
      > cią do męża. Raz go podziwiam raz nienawidzę za zmiany jakie nam zafundował.

      Boisz sie i to jest normalne. Ale kochasz meza, wiec chcesz, zeby spelnil swoje marzenie, a to juz jest piekne :-)
      Nie da sie zaplanowac pieciu lat naprzod, wiele, wszystko moze sie zmienic. Po prostu trzeba sprobowac. Zobaczyc jak to jest zyc w rozlace. Nie ma innego wyjscia. I nie ma tez decyzji nieodwracalnych. Zmiany sa jednak w zyciu potrzebne, nie trzeba sie ich bac, ani sie przed nimi bronic.
      Zycze Ci duzo sly i pogody ducha. Bedzie dobrze :-)
    • enith Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 16:38
      Moim zdaniem to opcja z gatunku: albo wyjeżdżają wszyscy albo nikt. Bo to nie wyjazd na pół roku czy rok, co jeszcze od biedy dałoby się znieść.
      Czy TY w analogicznej sytuacji podjęłabyś decyzję, by wyjechać na pięć lat z celu realizacji marzenia zawodowego i zostawiła w kraju męża z trójką dzieci? Wątpię. A co, gdy mąż stwierdzi, że po tych pięciu latach nie wraca, bo w Polsce nie ma perspektyw zawodowych?
      Jestem wielką fanką realizacji życiowych marzeń, ale nie wtedy, gdy przewróciłoby to do góry nogami życie całej rodziny, a tak byłoby w waszym przypadku. Ja na twoim miejscu nie zgodziłabym się na tak długotrwały wyjazd, gdybym nie miała zaklepanego zaplecza na pobyt tam i na powrót tu, a z tego co piszesz, pracujesz w bardzo specyficznej branży, gdzie tego zaplecza mieć nie będziesz.
      Mąż rozważa rezygnację z wyjazdu, jeśli wy nie zgodzicie się na wyjazd z nim, czy ma zamiar jechać niezależnie od twojej opinii?
    • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 16:44
      Dosyc istotne sa takie aspekty:
      - w jakim wieku sa dzieci i chlopcy/dziewczynki (chociaz to akurat ma nieco mniejsze znaczenie)?
      - czy macie mozliwosc widywania sie na dluzej (zrozumialam, ze ze wzgledu na odleglosc - z pewnoscia rzadko, ale moze chociaz rzadko ale za to cale wakacje letnie np. 2,5 m-ca dzieciaki i moze Ty moglyby przebywac z ojcem).

      Pomijajac juz aspekty Twojej pracy zawodowej, to generalnie jestem chyba jednak przeciw ze wzgledu na dzieci. Akurat moj ojciec wyjechal za granice jak mialam 11 lat i wrocil po 5 latach. Nie skonczylo sie to za dobrze ...
      • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 16:50
        Mąż realizuje swoje marzenia kosztem nie tylko Twoim, ale i dzieci. Powinien brać pod uwagę, że możesz nie móc zrezygnować z pracy na 5 lat, a potem nie mieć do czego wrócić i zostać "przy mężu". Najwyraźniej jednak praca jest dla niego ważniejsza i od Ciebie i od dzieci - przecież nie będzie uczestniczył w ich wychowaniu, nie będzie ich widywał, a po pięciu latach po prostu nie będzie ich znał. Innymi słowy realizuje marzenia nie licząc sie z nikim. I o ile dorosły człowiek może uznać, że realizacja marzeń jest piękna i można "spróbować żyć w rozłące", to dzieci po prostu zostają bez ojca i tyle. Tu nie ma co próbować, to jest zwyczajnie dla dzieci złe.
    • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 16:55
      JA moge tylko wirtualnie przytulic, poradzic nic nie poradze, dylematu nie zazdroszcze.
      Ale utwierdzam sie tylko w przekonaniu, ze faceci to w wiekszosci egoistyczne swinie.
      Bez obrazy, bo Twoj maz ma na pewno wiele zalet.
      Ale.
      Ide o zaklad, ze Ty bys tak nie zrobila. Nie postawilabys meza w takiej sytuacji. Po prostu kobiety maja wiecej empatii, wiecej szacunku dla zwiazku i wiecej odpowiedzialnosci za rodzine i drugiego czlowieka.
      Im dluzej zyje na tym swiecie, tym bardziej rosnie moj szacunek dla kobiet, a tym mniej mam go dla mezczyzn.
      • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:05
        noo, nie generalizowałabym, ale z większością się zgadzam
        • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:10
          pade napisała:

          > noo, nie generalizowałabym,

          Nie generalizowalabys, ze faceci to egoistyczne swinie, w wiekszosci?
          :D
          Kto najczesciej daje noge ze zwiazku, kiedy rodzi sie niepelnosprawne dziecko? Dlaczego samotni opiekunowie niepelnosprawnych dzieci to prawie w 100% kobiety?
          Statystycznie kto zwykle wycofuje sie ze zwiazku, jesli np. druga osoba zachoruje na raka?
          Kto w zwiazku zwykle stawia kariere wyzej od dobra rodziny?
          Kto czesciej zdradza?
          Kto czesciej stosuje przemoc ekonomiczana?
          itd.
          • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:12
            Ja myślę, że kobiety też to robią, tylko statystycznie jest ich mniej.
            Ten stereotyp: faceci to świnie, jakoś mnie drażni. Tylko tyle.
            • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:17
              pade napisała:

              > Ja myślę, że kobiety też to robią, tylko statystycznie jest ich mniej.
              > Ten stereotyp: faceci to świnie, jakoś mnie drażni. Tylko tyle.

              Dobra, to wytlumacz mi, dlaczego wsrod samotnych opiekunow niepelnosprawnych dzieci nie ma wcale mezczyzn. urodzilo nam sie niepelnosprawne dziecko i maz nas zostawil. Nie slyszalam nigdy urodzilo nam sie niepelnosprawne dziecko i zona nas zostawila.
              • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:26
                Ada, nie chcę ciągnąć dyskusji w tę stronę.
            • amb25 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 08:53
              Moze nie swinie (tzn. z kobiecego punktu widzenia swinie) tylko biologia. Oni maja inne cele w zakodowane w genach i nic na to nie poradza.
              • yoma Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 09:10
                Zdaje się, że po to sobie wyhodowaliśmy korę mózgową, żeby nie kierować się tylko biologią?
    • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:04
      Nie wiem co Ci poradzić. Takie głaski w stylu "nie martw się, będzie dobrze", też psu na budę.
      Bardzo współczuję, wyobrażam sobie w jakim stresie jesteś.
      I wiesz co jest najgorsze? Że to jest na Twoich barkach. Bo z tego, co piszesz wynika, ze mąż decyzję już podjął, a reszta to jest Twój problem.
      Postarałabym się o przywrócenie porządku w tej kwestii. Nawet mediacje albo konsultację z terapeutą par. Twój mąż ma prawo realizować swoje marzenia, ale nie kosztem innych ludzi. Jest dorosły, odpowiedzialny z Wasze małżeństwo i za Wasze dzieci. Niech szuka kompromisu. Ma taki obowiązek.
      • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:09
        Iziula, może sytuacja wygląda na czarno-białą, ale taka do końca nie jest? Może mąż mógłby zejść na ziemię i negocjować warunki kontraktu? Bo może on po chłopięcemu łechce swoje ego i upaja się sukcesem i trudno mu zobaczyć (albo celowo przymyka oczy) jakie Ty poniesiesz tego koszty?
      • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:11
        Uważam, ze masz pełne prawo powiedzieć, że ma wybór - jedzie, albo nie. Ty nie jedziesz, bo masz tu pracę i nie chcesz reszty życia być zależna od kogoś, kto nie bardzo liczy się z Twoim zdaniem. On wybiera, ale ponosi również konsekwencje - konsekwencja 100% to utrata kontaktu z dziećmi, bardzo prawdopodobna - rozpad małżeństwa.
        Kompromis tu nie bardzo jest możliwy, poza skróceniem czasu wyjazdu. Rok czy dwa lata jest do przyjecia, nic ponadto.
        Nie ukrywam, że gdyby to był mój maż powiedziałabym, żeby nie liczył na to, że ja będę czekać.
        • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:16
          "Kompromis tu nie bardzo jest możliwy, poza skróceniem czasu wyjazdu. Rok czy dwa lata jest do przyjecia, nic ponadto."
          Verdano, znasz kontrakt męża Iziuli?
          Bo ja nie.
          Moja koleżanka była w podobnej sytuacji. Mąż wynegocjował pracę w systemie 3 na 1, trzy miesiące pracy tam, miesiąc w domu zdalnie. Nie wiem czy u Iziuli jest to możliwe, ale mam jakieś dziwne obawy, że mąż nawet nie pytał.
          • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:24
            Podejrzewam, ze pięć lat w ten sposób to też o wiele za długo dla dzieci. Ojciec, którego nie ma 9 miesięcy w roku, a przyjeżdża nie jak jest potrzebny, coś się dzieje, tylko zgodnie z kontraktem nie na wiele się zda. Bardzo często po pewnym czasie dzieci zaczynają traktować takiego ojca jako niepotrzebnego intruza. Wystarczy poczytać sobie wspomnienia żon marynarzy - jak ze wszystkimi problemami sa same.
            • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:27
              Pewnie tak, ale to jest jednak lepsze niż nie widzieć ojca wcale przez 5 lat.
              • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 18:02
                Wcale nie jestem pewna...
    • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:15
      Najstarszy syn 19 lat. Od października zaczyna studia na politechnice. Wyjazd nie wchodzi w grę. Za dużo zdobył,ciężko na to pracował. Zresztą on nie chce.
      Młodszy syn 10 lat. 4 klasa podstawówki.Mąż liczy,że tam znajdzie mu szkołę sportową i klub piłkarski gdzie będzie mógł się rozwijać.
      Córka prawie 3 lata. We wrześniu idzie do prywatnego przedszkola.
      O ile najstarszy syn i córką w miarę dadzą sobie radę z tęsknotą obawiam się reakcji drugiego syna. Jest emocjonalny.Będzie problem b.duży.
      Mój mąż jest dobrym ojcem,ma świetny kontakt z dziećmi. Wiem,że boli go przyszłe rozstanie.Stąd szukanie opcji dla dzieci.Wiem,że będzie tak próbował zmienić moja decyzję. Poprzez średniego syna.Chłopak ma talent i jeśli rzeczywiście tam będzie mógł się rozwijać będę rozważać aby mieszkał z ojcem.
      Nie wiem jak opisać obecną sytuację pomiędzy mną a mężem.Czy postapilabym podobnie? Nie wiem.Wiem że mąż radzi sobie jako ojciec i to byłby argument bym podjęła analogiczna decyzję.
      Poza tym mąż twierdzi,że jestem miłością jego życia i przetrwamy rozłąkę.
      Nie powiem teraz "nie jedź" skoro dyskusję na ten temat odbyliśmy kilka miesięcy temu i powiedziałam "jedź" a wiem że on dla mnie zrobiłby to samo.
      Chciałabym mieć 30 lat i pakować walizkę. Dziś myślę o tym co będzie gdy będę miała 50 lat i zero perspektyw. Mężczyźni nie mają takich dylematów.
      Ja nie potrafię żyć licząc na męża. Od kiedy skończyłam 19 lat pracuje na siebie. Nie chce powtórzyć losu mojej matki. Nie chce zebrać o pracę,emeryturę,zasiłek. To mnie przeraża.
      • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:22
        "Poza tym mąż twierdzi,że jestem miłością jego życia i przetrwamy rozłąkę.
        Nie powiem teraz "nie jedź" skoro dyskusję na ten temat odbyliśmy kilka miesięcy temu i powiedziałam "jedź" a wiem że on dla mnie zrobiłby to samo."
        Czyli nie masz prawa zmienić zdania?
        Nie bardzo rozumiem to "zrobiłby TO dla mnie". Co? To nie jest jedna rzecz. To jest wywrócenie swojego życia do góry nogami. Masochizmem mi zajeżdża takie "zrobię to dla niego", poświęceniem, brrr.
        "Dziś myślę o tym co będzie gdy będę miała 50 lat i zero perspektyw. Mężczyźni nie mają takich dylematów.
        Ja nie potrafię żyć licząc na męża. Od kiedy skończyłam 19 lat pracuje na siebie. Nie chce powtórzyć losu mojej matki. Nie chce zebrać o pracę,emeryturę,zasiłek. To mnie przeraża."
        1. martwisz się na zapas
        2. rządzi Tobą schemat "nie będę taka, jak moja matka"
      • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:28
        Dobry ojciec nie rozważa rozstania z małymi dziećmi na 5 lat. Tyle w temacie.
        Nie mówiąc już o tym, że jeśli jesteś "miłością jego życia", to logiczne byłoby, aby wybrał Ciebie, a nie lepszą posadę.
        Rozdzielanie rodzeństwa, aby "rozwijać talent" jednego z nich też nie wydaje mi się najlepszym rozwiązaniem.
      • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:33
        Mój mąż jest dobrym ojcem,ma świetny kontakt z dziećmi. Wiem,że boli go przyszł
        > e rozstanie.
        (...)> a wiem że on dla mnie zrobiłby to samo.



        A tu juz zaczyna sie klasyczne usprawiedliwianie. Spodziewam sie, ze za pare postow zaczniesz bronic jego prawa do decyzji o wyjezdzie i wezmiesz jego strone, skoro forum jest przeciw.
      • budyniowatowe Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 20:42
        iziula1 napisała:

        > Młodszy syn 10 lat. 4 klasa podstawówki.Mąż liczy,że tam znajdzie mu szkołę spo
        > rtową i klub piłkarski gdzie będzie mógł się rozwijać.

        Z tego co piszesz wnioskuje, ze nie jest to Europa ani USA (chociaz tam o kariere pilkarza trudniej, Europejczycy maja lepszy system szkolenia pilkarzy.). To gdzie ten talent pilkarski ma rozwijac w Brazyli czy Argentynie, to nie wiem czy to az takie dobre miejsce dla dziecka. Jak ma zrobic kariere w pilce to polski klub mu wystarczy.
    • enith Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:20
      > Mąż nie ma takich dylematów. Wciąż liczy,że zmienię zdanie, kusi lepszymi możli
      > wościami dla dzieci - szkoły, język, kraj wspiera rozwój dzieci, nie rozumie co
      > złego jest w byciu na jego wyłącznym utrzymaniu ( ! ).

      Nie wiem, czy jest to ze strony twojego męża niefrasobliwość, brak wyobraźni czy zwykła głupota, ale może uświadom mu, że uzależnianie bytu pięcioosobowej rodziny od jednej pensji jest niepoważne. Mąż ma plan awaryjny na okoliczność, gdyby coś mu się stało (choroba, wypadek) i utracił możliwość zarobkowania? Czy liczy się tylko jego rozwój zawodowy i spełnienie marzenia, a reszta to szczegóły i "jakoś to będzie"?
      Pytam, bo znam osobiście jedną rodzinę, gdzie właśnie taki tragiczny rozwój wypadków nastąpił. Mąż wyemigrował do USA, znalazł pracę, mieszkanie, po czym ściągnął żonę i małoletnią córkę. Po paru tygodniach od ich przybycia mąż i ojciec zginął w wypadku samochodowym w drodze do pracy. Kobiety zostały bez pomocy, środków do życia, znajomości języka. Znajoma wspomina ten okres jako największy koszmar jej życia.
      Dlatego uważam, że ZANIM przewrócicie życie swoje i dzieci do góry nogami, musicie bardzo poważnie przedyskutować możliwe scenariusze i sposób ich ogarnięcia, gdyby się zrealizowały.
      • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:34
        Kontrakt obejmuje opiekę zdrowotną dla męża i członków rodziny. Także zapewnia lokal mieszkalny dla niego lub naszej 4-5 jeśli zdecydujemy się na przyjazd.
        Dodatkowo Mąż ma polisę ubezpieczeniową,ja też. Plus opłaca mi 10 letnią polisę inwestycyjną,która ma być dodatkiem do przyszłej emerytury państwowej.
        Tu w PL na wypadek śmierci dzieciom przysługuje renta rodzinna.
        Zarobki oferowane mu na początek są rewelacyjne. Dodatkowo po zdobyciu dodatkowego uprawnienia już w kraju w którym będzie pracował,wzrosną dwukrotnie.
        Brakuje tam specjalistów z jego branży a kraj bogaty.
        Same zalety tylko ja za stara :P na zmiany.
        10 lat temu potraktowałabym to jak przygodę życia. Szanse.Dziś widzę tylko zagrożenia dla mojej przyszłości.
        Czuję złość do męża mimo to nie oceniam go tak źle jak niektóre z Was. Nie wiem jeszcze czy to dobrze czy źle.
        Próbuje się odnaleźć w tej sytuacji.
        A dziś już wiem że bilety kupione,termin rozpoczęcia pracy ustalony. Stąd nagły wybuch złości,gniewu,rozgoryczenie.
        Próbuje się poskładać. Próbuje nie znienawidzic męża,bo łączy nas tyle dobrych rzeczy,wspomnień,tyle przeszliśmy razem. Trudne to.
        • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:41
          > Brakuje tam specjalistów z jego branży a kraj bogaty.

          Tak tajemniczo. Co to za miejsce?
          • fusun1804 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:47
            Moze Australia .......
            • enith Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:58
              Raczej nie Australia, ani żaden kraj anglojęzyczny, skoro napisała, że "język nieznany" (przez nią). Ale to akurat mały szczegół w porównaniu z utratą własnej działalności, pracy i perspektyw przyszłej pracy w obecnej branży.
              • mmoni Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 20:29
                Obstawiam kraje Zatoki Perskiej.
          • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:53
            Nie podam szczegółów,i tak mam wrażenie że za mocno się odkrywam. Nie lubię tego ale potrzebuję z kimś porozmawiać.
        • fusun1804 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:48
          Bilety kupione ...... czyli juz ustalone ze jedziecie ?
          • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:51
            Bilety bo z przesiadką. Ja i dzieci zostajemy.
        • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 18:05
          To zapytaj sama siebie - jakie zarobki byłyby wystarczające, abyś zgodziła sie nie widzieć swoich dzieci przez pięć lat i nie uczestniczyć w ich wychowaniu.
        • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:22
          I powiem Ci jeszcze taka historie:
          Jestem chyba troche w sytuacji Twojego meza tylko parenascie lat pozniej. Pewnie nie ta liga zarobkow, ale tez pewnie niewiele nizej.
          Moj maz mial w PL wolny zawod i wlasna dzialanosc. Rzucil wszystko i sie przeprowadzil w imie lepszych perspektyw, edukacji dzieci i generalnie warunkow, ktorych nikt w PL pewnie by nam nie zaoferowal. Formalnie jego emerytra zalezy teraz ode mnie (co chyba bardziej jest problemem psychologicznym niz finansowym).
          Podziwiam go za te decyzje, bo musi miec w cholere zafania do mnie (albo wierzyc, ze no matter what, sobie poradzi). I wlasnie dlatego nie zostawie go na lodzie, cokolwiek by przyniosla przyszlosc - chyba stac mnie na to, zeby snistw komus takiemu nie robic.
          Tak ku refleksji ... moze Twoj maz kombinje tak samo ...
          • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:30
            Weź pod uwagę tylko, ze Ty jesteś kobieta i nie masz możliwości myślenia glowka co ma często miejsce nawet w przypadku najlepszych latami mężów.
            • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:34
              Ale ja biore pod uwage jakis odpal z mojej strony (chociaz to moze juz nie te lata). Tylko nadal jakos nie umiem sobi wyobrazic zostawienia kogos na lodzie przy okazji rozstania. Mozna sie rozstawac po ludzku a mozna ... no wlasnie.
              • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:43
                Ale nawet kulturalne rozstanie i wysoka kasa przy tym otrzymana, nie zrownowaza jej udręki rozstania.
                • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:46
                  Obserwuje to u wielu ludzi, ze często gęsto wychodzi, ze najbardziej na świecie cenią kase( ukryta za szumnie brzmiącym rozwojem zawodowym), a nie drugiego człowieka... To jest dopiero bladzenie życiowe... Po rozum takie przypadki idą dopiero po upływie lat, gdy juz wtopili.
                • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:55
                  Zgadza sie. Ale zaspokoja chociaz jeden z jej fundamentalnych lekow. Rozstanie mogloby sie zdarzyc tak czy siak.
                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:59
                    Ale to nie jest tylko problem "ja nie zostawię partnera na lodzie". To problem poważniejszy - osoba, która rezygnuje z pracy jest uzależniona od dobrej woli i swoistej litości partnera. Jest uwiązana - nawet , jeśli partner to porządny człowiek i jej nie rzuci - to ona nie będzie prawdopodobnie juz nigdy na tyle samodzielna finansowo, żeby móc odejść sama, gdyby chciała.
                  • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 22:33
                    No ale przy tak długiej rozlace ryzyko rozstania i rozluźnienia więzów emocj. niestety rośnie. A co z emocjami dzieci, szczegolnie tych malych? A ta 3 latka ? Jak jej wytłumaczyć, żeby nie czuła sie porzucona przez ojca? A ten 10 latek, jak ten brak ojca na niego wplynie, przed nim trudny wiek i silne ramie ojca jest w tym okresie praktycznie niezbędne, co z nim? Znacie odpowiedzi psychologa, jakie koszty emocj. Waszych decyzji poniosą dzieci? Znacie jakies konkrety, czy pieniadze Wam obojgu rozum przyslonily? Iziula, gdzie jest Twój rozsadek, który często pokazywalas na forum?
      • fusun1804 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 17:45
        Ja wlasnie byłam w takiejsytuacji życiowej, byłam o wiele młodsza, to było 18 lat temu, wyjechałam za granice bo ON miał kontrakt, obiecująca prace, pieniadze, możliwości kariery. JA nie. Ja wtedy kompletnie nie szanowałam siebie, pozwalam innym na nieuszanowanie siebie. W ogóle nie myślałam o sobie - ja sie powinnam poświęcać, myślenie o sobie to obrzydliwy egoizm.
        No wiec wyjechałam. Jezyk znałam dobrze ale możliwości pracy nie miałam. Po niecalych 3 latach mąż stracił prace.......
        Moja rada jest taka - nie jedź. Dbaj o siebie. I myśl o sobie.
        • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 18:04
          Oczywiście,takie ryzyko też rozważam. Co jeśli nie wypali? Nie wyjdzie?
          Poza tym żyjąc w PL nie wierzę w takie zarobki :P
          Mimo,że wszystko potwierdzone ja nadal czuje niepewność.I choć fakt wykształcenia męża,jego uprawnień i doświadczenia zawodowego jest oczywisty to jednak zarobki tego rzędu ot tak,na początek nie mieszczą się w mojej głowie. Stąd nieufność.
          Poza tym tzw łowcy głów to też gdzieś w wielkim świecie nie na kresach wschodnich ;)
          Boję się także tego,zderzenia oczekiwań męża i tego ze jeśli nie da rady będzie zły na siebie.
          Wspieram go bo widzę w jakim napięciu czeka na wyjazd i jak liczy że mu się uda,że tyle ma znów do zdobycia,nauki itp.
          Boi się,że się nie sprawdzi tam,że nie da rady a znając go wiem jak przeżywa takie rzeczy.

          Po powrocie do PL może z powrotem wrócić do własnej firmy i odzyskać swoich klientów,kontakty. Ma dobrą opinię.Ludzie dzwonią oferując kolejne nadzory,projekty.
          • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 18:06
            Uda się. Zarobi majątek. Straci dzieci, a one ojca, ale najwyraźniej dla kasy warto.
          • fusun1804 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 18:11
            Moze napisz do mnie na priva. Pracowałam kilka lat wlasnie jako łowca głów.
          • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 18:13
            i jak liczy że mu się uda
            > ,że tyle ma znów do zdobycia,

            Innymi slowy, w obecnej sytuacji czuje sie prawdopodobnie jak gracz, ktory zdobyl juz wszystkie poziomy w danej grze i musi zaczac grac w inna.
            No ale stawka jest wysoka. Czy on tego nie widzi? Nie czuje rozterki, wiedzac, ze stawia na szali wlasny zwiazek oraz dzieci?
            Nigdy nie zrozumiem facetow. Ciagle gonia za czyms nowym. Zwykle jest to nowe cialo, w Waszym przypadku wyzszy level, ale to wciaz to samo.
          • enith Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 18:16
            Cóż, przy decyzji męża, by jechać i twojej, by nie jechać, pozostaje wam minimalizować szkody rozstania przez te pięć (lub więcej) lat. I liczyć się z tym, że po tych pięciu (lub więcej) latach mąż nie będzie miał do kogo i czego tu wracać. Wasz 10-letni syn i mniej, niż trzyletnia córka będą przez kolejnych pięć (lub więcej) lat widywać ojca raz na kilka miesięcy (przy dobrych wiatrach). Nie ma możliwości, by nie odbiło się to na nich negatywnie, ale rozumiem, że mąż bierze to pod uwagę. O starszego syna martwiłabym się mniej, ma 19 lat, zaczyna uczelnię w Polsce, ale równie dobrze mógł wybrać uniwerek w Nowym Jorku i wtedy też widywalibyście go (przy dobrych wiatrach) dwa razy w roku.
            No i pozostajesz ty i negatywne skutki wyjazdu męża dla ciebie i waszego związku, jako kobiety i mężczyzny. Ale rozumiem, że i z tymi negatywnymi skutkami mąż się liczy i weźmie je na klatę, jak dorosły mężczyzna.
            Ja życzę wam powodzenia, będzie wam wszystkim bardzo potrzebne.
          • georgina04 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 19:46
            iziula1 napisała:

            > Boję się także tego,zderzenia oczekiwań męża i tego ze jeśli nie da rady będzie
            > zły na siebie.
            > Wspieram go bo widzę w jakim napięciu czeka na wyjazd i jak liczy że mu się uda
            > ,że tyle ma znów do zdobycia,nauki itp.
            > Boi się,że się nie sprawdzi tam,że nie da rady a znając go wiem jak przeżywa ta
            > kie rzeczy.



            Ty się boisz, że on będzie rozczarowany, zły na siebie bo nie da rady, wspierasz go bo on czeka w napięciu na wyjazd.....
            Eh.... nie wiem czy tylko mnie to uderza... Czy Twój mąż też się tak o Ciebie boi? O to, że sobie nie poradzisz, że będziesz sama, jak bardzo boli Cię ten jego wyjazd?
            W tym co do tej pory napisałaś, ja nie widzę w ogóle troski męża o Ciebie. Jesteś miłością jego życia, jakoś przetrwacie...? Cóż, podobnie jak większość odnoszę wrażenie, że dla męża liczy się jego sukces, nie ważne jakim kosztem.
            Jak on zareagował gdy powiedziałaś mu, że Ty i dzieci zostajecie?
            • pogodoodporna Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 20:00
              georgina04 napisała:

              >jesteś miłością jego życia, jakoś przetrwacie...? Cóż, podobnie jak w
              > iększość odnoszę wrażenie, że dla męża liczy się jego sukces, nie ważne jakim k
              > osztem.

              Zapewniam Cie, ze ludzie zlinczuja kazdego, kto sprobuje sie wychylic i realizowac swoje marzenia :-)
              Pamietam z jaka krytyka, nienawiscia wrecz, wyzwiskami spotkala sie w internecie Martyna Wojciechowska, ktora zostawila swoje nowonarodzone dziecko z babcia i wyruszyla na jedna ze swoich wypraw. Kobiety doslownie nie zostawily na niej suchej nitki, a okreslenie "wyrodna matka" bylo jednym z najlagodniejszych.
              • georgina04 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 20:59
                pogodoodporna napisał(a):


                > Zapewniam Cie, ze ludzie zlinczuja kazdego, kto sprobuje sie wychylic i realizo
                > wac swoje marzenia :-)


                Nie zgadzam się z tym i nie widzę, aby męża iziuli ktoś tutaj linczował. Nie róbmy już z niego biednej ofiary ;)

                Realizowanie marzeń chwalebna sprawa ale wypada zdawać sobie sprawę z kosztów dla najbliższych.
                Czy mąż iziuli bierze te koszty pod uwagę i impakt jego decyzji na rodzinę którą założył?
                Tego nie wiemy i w wypowiedziach iziuli tego nie widać.


                > Pamietam z jaka krytyka, nienawiscia wrecz, wyzwiskami spotkala sie w interneci
                > e Martyna Wojciechowska, ktora zostawila swoje nowonarodzone dziecko z babcia i
                > wyruszyla na jedna ze swoich wypraw.

                Nie wiem kim jest owa Martyna ;) nie wiem czy też zostawiła dziecko na 5 lat. Czy na przykład na kilka miesięcy. Spora różnica.

                Zauważ, że ja nie oceniam jej męża i nie wymyślam mu od wyrodnych ojców. Człowiek ma prawo się realizować i pewnie jeśli tego nie zrobi to będzie miał do iziuli żal do końca życia. Ale jednocześnie zakładając rodzinę trzeba chyba brać poprawkę na to, że nasze życie nie jest już tylko i wyłącznie nasze własne. Że mamy też zobowiązania wobec dzieci, małżonka. I to oznacza, że czasem trzeba będzie zrezygnować z czegoś czego się bardzo chce.

                Mnie po prostu uderza jakaś taka nierównowaga w tym wszystkim. On chce pojechać, on zdecydował, że pojedzie, a ona się musi się dostosować. I albo jechać z nim albo siedzieć i 5 lat czekać czy on wróci.
                Ona gryzie palce, nie śpi po nocach, on mówi, że jakoś to będzie. To ona go wspiera, choć sama jest w panice.
                Nie chciałabym być na jej miejscu, ale gdybym była i gdyby mój mąż jednak zdecydował się na taki wyjazd, to chciałabym przynajniej wiedzieć, że on czuje moje rozterki, czuje mój strach i to on mnie wspiera. Ale przede wszystkim czułabym się cholernie rozczarowana i zawiedziona, że mąż wybiera pracę, karierę, pieniądze ponad mnie i wspólne dzieci.
          • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:04
            he, he civil engineering w Zatoce Perskiej.
            Ale tak juz zupelnie pomijajac temat: obstawialam, ze po gdzies tak 20 postach zacznie sie zgadywanka, a jaki to kraj, a gdzie? Niewiele sie pomylilam.

            Ale OK - nie ciagne za jezyk ;)

            Powiem szczerze, ze po tym co dopisalas w ostatnim poscie probje sie postawic w Twoich butach i chyba zaczynam liec potezny dylemat.
            Ale nie bede Ci nic sugerowac, bo ja akurat zyciowy risk-taker jestem i z checia rzucam sie w nieznane.
            Nie wierze po prostu w cos takieego jak "A z czego bede zyla za 15 lat". Na swiecie jest tyle mozliwosci przyjemnego ustawienia sobie zycia za 1/10 tej kasy, ktora zaoferowali Twojemu mezowi, ze musialabym miec za duzo czasu aby sie tym martwic.
            • amb25 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 09:08
              Zatoka Perska nie jest tak daleko, zeby nie mozna bylo czesto do Poslki przyjezdzac.
          • marsylvik Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 02:23
            iziula1 napisała:

            > Poza tym żyjąc w PL nie wierzę w takie zarobki :P
            > Mimo,że wszystko potwierdzone ja nadal czuje niepewność.I choć fakt wykształcen
            > ia męża,jego uprawnień i doświadczenia zawodowego jest oczywisty to jednak zaro
            > bki tego rzędu ot tak,na początek nie mieszczą się w mojej głowie. Stąd nieufno
            > ść.

            Tu akurat dobrze upatrujesz przyczyn niepewności :D Żyjąc w Pl ciężko uwierzyć :P
            Uwierz, że ja jako specjalista w swojej dziedzinie, za granicą zarabiałam tyle, że mnie samej ciężko w to teraz żyjąc w Pl uwierzyć ;) I to nie raz, to nie był jakiś fart, tylko norma w tym zawodzie.

            Natomiast nie wierzcie tak do końca w to, że kontrakt będzie pięcioletni. Nawet jak na 5 lat podpisany. Moja prywatna obserwacja na małej próbie wskazuje, że im wyższe zarobki, tym większe ryzyko, że firma przeinwestowała. Bankructwo dobrze płacącej firmy też przeżyłam nie raz. Dwa razy ;p
            (mówiłam, że mała próba!)
            • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 22:33
              To ja podam przykład bliskiej koleżanki. Mąż robił karierę w Polsce, w nagrodę firma wysłała go do Szwajcarii. Mieszkanie, ubezpieczenie, wszystko mieli opłacone. Po roku firma zamknęła filię. Mąż pracy nie znalazł. Dwa lata koleżanka pracowała dorywczo a potem wrócili do Polski.
    • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 18:36
      Z waszych odpowiedzi najwiekszą ulgę przyniosła mi świadomość,że rozumiecie moje obawy. Bo tak naprawdę chodzi o mój godny wiek średni i przyszłą starość. Bez względu czy wierzę w państwową emeryturę czy nie zachowanie pracy daje mi finansową stabilność i niezależność.
      Czasem myślałam,że jestem zbyt duża pesymistką,że myślę tylko o zabezpieczeniu własnej przyszłości. Że może to już tzw starość przeze mnie mówi a ona jak wiadomo nie lubi zmian :P
      W mojej sytuacji nie ma dobrego wyjścia ani kompromisu. Dla mnie.
      Zostaję tu - wysokie ryzyko końca związku. Nie mam złudzeń.
      Jadę - będę po powrocie do PL bez niczego. A tam nieszczęśliwa z powodu zmian których nie chcę. Nieszczęśliwa i zależna co w konsekwencji może też oznaczać koniec związku.
      Ostatecznie może też się okazać,że mąż tam zostanie na stałe co oznacza koniec małżeństwa.
      • pogodoodporna Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 19:36
        iziula1 napisała:

        > Ostatecznie może też się okazać,że mąż tam zostanie na stałe co oznacza koniec
        > małżeństwa.

        Iziula piszesz tak jakbys miala reisefieber, a to maz ja powinien ja miec, a nie Ty ;-)
        Daj mu sie sprawdzic skoro swiadomie podjal decyzje o wyjezdzie. Ty podjelas o pozostaniu, bo masz ku temu powody. Rozumiem Twoje emocje, ale to zycie, to przyszlosc zweryfikuje, czy wasze wybory byly sluszne. Moze i ryzykujecie, ale ryzykujac czesto okazuje sie, ze nasze obawy byly na wyrost. Zycze Ci, zeby tak wlasnie bylo w waszym przypadku.
      • georgina04 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 19:55
        iziula1 napisała:

        > Z waszych odpowiedzi najwiekszą ulgę przyniosła mi świadomość,że rozumiecie moj
        > e obawy. Bo tak naprawdę chodzi o mój godny wiek średni i przyszłą starość.

        Bo Twoje obawy są jak najbardziej uzasadnione.
        Ja wyemigrowałam "za chłopem" w wieku 25 lat, po prostu spakowałam się w jedną walizkę i pojechałam, chociaż nawet nie miałam perspektywy możliwości legalnej pracy w jego kraju. Związek z wielkiej miłości rozpadł się po 6 miesiącach. Zostałam zupełnie sama, bez wizy, bez pieniędzy. Byłam młoda i uparta, poradziłam sobie.
        Teraz mam 40 lat i powiem Ci, że mimo doświadczenia w temacie, w tym wieku w życiu bym się na taki krok nie zdecydowała. Emigracja zmienia ludzi, duża kasa też zmienia ludzi.
        Ja w życiu nie chciałabym być na starość zdana na łaskę i nie łaskę męża więc doskonale rozumiem Twoje obawy.


        > Nieszczęśliwa i zależna co w konsekwencji może też oznaczać koniec związku.

        Czy Twój mąż w ogóle bierze pod uwagę Twoje obawy i uczucia? Czy on bierze pod uwagę, że jego decyzja może oznaczać koniec związku? Czy tylko zaklina przyszłość twierdząc, że przetrwacie?
        • marsylvik Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:35
          georgina04 napisała:

          > Czy Twój mąż w ogóle bierze pod uwagę Twoje obawy i uczucia? Czy on bierze pod
          > uwagę, że jego decyzja może oznaczać koniec związku? Czy tylko zaklina przyszło
          > ść twierdząc, że przetrwacie?

          I najważniejsze pytanie, które powinno być postawione na początku: czy on je zna, czy o nich wie?
        • evee1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 05:52
          He, he, moj maz porzucial dobrze platna prace w Polsce (4 srednie krajowe) i przyjechal do mnie za granice. Jestesmy szczesliwym malzenstwem od ponad 20 lat.
          Czego to dowodzi? Sytuacje sa napewno rozne, ale zgadzam sie, ze emigracja nie tyle zmienia ludzi ile wystawia ich na pewne proby i sytuacje, o ktorych nawet by nie musieli by myslec pozostajac w kraju. Ale to nie zonacza, ze to zawsze jest gorzej i trudniej.
    • marsylvik Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 19:23
      Współczuję. To będzie ciężka próba dla Was i jeszcze trudniejsza dla więzi Twojego męża z dziećmi.
      Jedyne pocieszenie jakie mogę Ci dać to coś, co mnie kiedyś, w innej sytuacji, uzdrowiło: nie jesteś odpowiedzialna za decyzje, uczucia i motywacje męża. Możesz mu powiedzieć co o tym myślisz i uważam, że dobrze by było to zrobić, ale decyzję o swoim wyjeździe podejmuje on. Nigdy i pod żadnym pozorem nie bierz na siebie odpowiedzialności za jego decyzję, nie obwiniaj się za nią i jej skutki. I mam nadzieję, że mimo (jak dla mnie zasadnych) lęków jakoś się Wam ułoży, możliwości jest wiele. On może po paru miesiącach zmieni zdanie, może Ty zmienisz, może odwiedziny nie będą aż tak ograniczone jak się teraz wydaje, może jeszcze coś się zmieni...
      • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 19:27
        Marsylik,dziękuję.
        Nie wiem dlaczego ale teraz po twoim poście płaczę.
        Mam ochotę krzyczeć i nie przestać. Albo położyć się i nie wstać,nie obudzić się.
        • differentview Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 19:42
          A co Twoj maz mowi na to, ze przez 5 lat bedzie Ciebie i dzieci widywal rzadko?
          Skoro maz bedzie zarabial tak swietnie to mozecie z dziecmi latac tam np na 2 miesiace na wakacje, on tez moze przylatywac raz w miesiacu na pare dni? Poza tym srodkowy syn moze np. pojechac na rok do szkoly. Sa rozne rozwiazania.
      • pogodoodporna Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 19:52
        marsylvik napisała:

        > I mam nadzieję, że mimo (jak dla mnie zasadnych) lęków jakoś się Wam ułoży, moż
        > liwości jest wiele. On może po paru miesiącach zmieni zdanie, może Ty zmienisz,
        > może odwiedziny nie będą aż tak ograniczone jak się teraz wydaje, może jeszcze
        > coś się zmieni...

        Tez tak uwazam. Oczywiscie siedzenie w domu, chuchanie i dmuchanie na swoje ognisko domowe jest bezpieczniejsze, bo kazda dluzsza rozlaka to na bank rozpad zwiazku, cierpienie dzieci, bolesne zerwanie wiezi rodzinnych itd. Dlaczego jednak myslec o najgorszym ? Jak bedzie zle, to wspolnie zastanowia sie jak te sytuacje zmienic. Ale zeby zmienic, to najpierw trzeba przekonac sie, ze jest zle.
        • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 20:45
          A co jest najgorsze? Rozpad związku, czy przetrwanie związku, w którym facet świadomie decyduje, ze nie będzie uczestniczył w wychowaniu dzieci i nie będzie ich niemal widywał przez pięć lat?
          Gdyby był tylko najstarszy syn, albo bezdzietny związek można by myśleć optymistycznie - pięć lat przeleci, jakoś to będzie, może się uda. Problem nie w tym, co będzie dalej, ale co jest teraz - najwyraźniej praca jest dla faceta bez porównania ważniejsza od wychowywania i poznania własnych dzieci. To jest ten element układanki, który sie nie zmieni - mając do wyboru karierę i pieniądze, albo bycie ojcem facet zdecydował sie porzucić dzieci. Bo dla dzieci to jest porzucenie i tyle. Już jest źle I tego wyboru nie da sie juz odwrócić, trzeba pamiętać, że mężowi zależy na nich dosyć umiarkowanie.
          • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:11

            > A co jest najgorsze? Rozpad związku, czy przetrwanie związku, w którym facet św
            > iadomie decyduje, ze nie będzie uczestniczył w wychowaniu dzieci i nie będzie i
            > ch niemal widywał przez pięć lat?
            To jest ten elem
            > ent układanki, który sie nie zmieni - mając do wyboru karierę i pieniądze, albo
            > bycie ojcem facet zdecydował sie porzucić dzieci.

            No wlasnie, mnie tez to razi przeogromnie. W tym kontekscie juz nawet mniej wazne sie wydaje, czy on w koncu poleci do tego bogatego kraju i zostanie tam 5 lat lub moze po jakims czasie stwierdzi ze mu tam niezbyt dobrze i wroci, albo co innego. Mleko sie rozlalo- odslonil sie od bardzo brzydkiej strony, pokazal ze dzieci w jego hierarchi spraw stoja nizej niz praca, kariera i kasa. Dzieci, zona, zwiazek i 20 lat razem- zeby ryzykowac utrate takiego kapitalu...Iziula, mam ochote zbic Twojego chlopa.
          • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 21:26
            Żadne pieniadze nie sa warte takiej rozlaki... Żeby mi mieli miliard euro na mc wyplacac, nie poszłabym na to, bo kasa to tylko kasa i nic więcej.
          • ola_dom Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 10:47
            verdana napisała:

            > przetrwanie związku, w którym facet świadomie decyduje, ze nie będzie
            > uczestniczył w wychowaniu dzieci i nie będzie ich niemal widywał przez pięć lat?

            A ja się właśnie zastanawiam, czy to na pewno jest "świadomie"?
            Czy mąż zaślepiony oszałamiającą ofertą w ogóle dostrzega cokolwiek poza nią, czy hurraoptymistycznie uważa, że "jakoś się ułoży, jakoś to będzie".
            Bo naprawdę trudno mi uwierzyć, żeby dobry, kochający mąż i ojciec ŚWIADOMIE decydował się na pięcioletnią rozłąkę.
            Więc albo nie jest taki "fajny", jakim iziula chce go widzieć, albo po prostu zaślepiło go i nie zdaje sobie sprawy z tego, co ich czeka po jego decyzji.
            • anula36 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 12:05
              wydaje mi sie ze on jednak caly czas liczy ze jedzie przetrzec szlak a zona z dziecmi ( przynajmniej mlodszymi) dolaczy- stad to wynajdywanie roznych opcji dla dzieciakow.
              Byc moze sam sie chlop broni mniej czy bardziej swiadomie przed tym,ze tak nie bedzie.
              • ola_dom Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 12:07
                anula36 napisała:

                > wydaje mi sie ze on jednak caly czas liczy ze jedzie przetrzec szlak a zona z
                > dziecmi ( przynajmniej mlodszymi) dolaczy- stad to wynajdywanie roznych opcji
                > dla dzieciakow.
                > Byc moze sam sie chlop broni mniej czy bardziej swiadomie przed tym,ze tak nie bedzie.

                Mam dokładnie takie właśnie wrażenie.
              • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 12:13
                anula36 napisała:

                > wydaje mi sie ze on jednak caly czas liczy ze jedzie przetrzec szlak a zona z
                > dziecmi ( przynajmniej mlodszymi) dolaczy- stad to wynajdywanie roznych opcji d
                > la dzieciakow.


                I nie daje mu do myslenia, ze Iziula jest na najlepszej drodze do rozsypania sie? Ona juz teraz jest w takim stanie, ze ma problemy ze wstaniem z lozka. On slepy? Gluchy? Amputowano mu ten fragment mozgu ktory odpowiada za odczytywanie emocji innych?
                On to na pewno wszystko widzi, a jednak bilety kupil. Niech sobie Iziula ze swoim przerazeniem radzi sama. Co za "#¤¤%%%%.
                • anula36 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 12:26
                  no sorry,ale dorosli ludzie biora odpowiedzialnosc za swoje slowa, gdyby mnie ktos powiedzial " jedz" uznalabym to za wiazace chyba ze by mi zakomunikowal,ze zmienil zdanie, beze mnie sobie nie poradzi itp. W takic sytuacjach nie ma co sobie dawac do myslenia, trzeba rozmawiac.
                • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:20
                  sorry, przeginasz. Depresja ma to do siebie, iż nie dość że sama się długo maskuje i spadek jest powolny, przez co często niemal niezauważlny dla samego chorego, o jego otoczeniu nie mówiąc. Wystarczy powiedzieć: jestem przemęczona, źle spałam ostatnio - i już jest wytłumaczenie dla chęci pozostania w łóżku. Milczenie? - no przecież mamy trudne dni przez ten wyjazd, chyba nie sądzisz, że będziemy rozmawiali jak kiedyś. Lęki? - wystarczy zamknąć się w łazience i wyjść jak miną. Itd. itp. Mój mąż jest wyczulony na to, dostrzega kiedy zmieniam muzykę, jakiej słucham, gdy zaczynają się okresy bezsenności, pojawia się niepokój itd. a mimo to potrafimy się ocknąć w momencie, gdy jest już naprawdę źle. To taki typ choroby. Więc zluzuj z tymi ślepymi i głuchymi, bo to podłe.
                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:29
                    No chyba ze macie razem z mezem skore niedzwiedzia.
                    Jesli wahania nastroju mozna by porownac do zapisu na sejsmografie, to ja wyczuwam najmniesze nawet drgniecia w nastroju domownikow. Podobnie oni wyczuwaja moje. Bez pudla, kazdorazowo.
                    Zalamania nerwowego zeby nie zauwazyc, to trzeba chyba celowo glowe odwracac.

                    • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 23:22
                      no widzisz jaka świetna jesteś
                      • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 23:55
                        edw-ina napisała:

                        > no widzisz jaka świetna jesteś

                        nic tu nie ma swietnego ani fenomenalnego. Nawet niemowle potrafi odczytac emocje opiekuna. Dziecka nie masz, nie widzialas nigdy jak niemowle wpatruje sie w twarz matki i przyjmuje nastroj zgodnie z jej nastrojem?
                        • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 13:00
                          Ada, wskazałam ci tylko byś zluzowała ze swoim kategoryzmem, szczególnie wobec ludzi, których nie znasz. Ale jakoś nie kumasz.
                          • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 13:46
                            edw-ina napisała:

                            > Ada, wskazałam ci tylko byś zluzowała ze swoim kategoryzmem, szczególnie wobec
                            > ludzi, których nie znasz. Ale jakoś nie kumasz.



                            To jestesmy kwita, bo Ty z kolei nie kumasz, ze ja nie mam ochoty stosowac sie do Twoich wskazan.

                            Nie moglam sie powstrzymac :D
                            • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 14:50
                              Naturalnie, że nie mogłaś się powstrzymać, niczego innego nie oczekiwałam po tobie.
                              • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 15:10
                                edw-ina napisała:

                                > Naturalnie, że nie mogłaś się powstrzymać, niczego innego nie oczekiwałam po to
                                > bie.

                                Oho, szabelka naostrzona i w sloncu lsni.
                • amb25 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 08:16
                  A moze on wlasnie przed tym chce uciec? To strasznie trudne zyc z osoba ktora ma depresje.
                  • anula36 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 09:09
                    tak tez moze byc,ale to wszystko gdybanie:)
    • molly_wither Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 20:56
      Hm, nie chcę wchodzic z butami w Wasze uczucie do siebie. Na pewno jest wielkie, choc po tylu latach zwiazku juz nie takie,jak kiedys, to normalne. Z wieku dzieci mniemam, ze byliscie mlodzi,kiedy sie pobieraliscie. To miłe, kiedy mezczyzna mowi kobiecie,ze jest jego miloscia zycia. Dlaczego wiec tak latwo chce te kobiete zostawic na kilka lat? Co z tesknota i zwyczajnym zaspokajaniem potrzeb seksualnych? U mezczyzny to bardzo wazna sfera. Naprawde mi Ciebie zal. Dlaczego to Ty musisz za nim podazac, a on nie musi zrezygnowac z wyjazdu? Zycie jest trudne. Przemysl to. Tak,jak napisalas, gdybys miala 30tke bez problemu bys sie spakowala. Chociaz, paradoksalnie, to po 40tce wlasnie powinnas szybciej sie spakowac i jechac za mezem:))) Kryzys 40 latka moze przyniesc przykre konsekwencje dla meza i Ciebie.
    • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 09.08.16, 22:35
      Ja się wyłamię, ale od razu przyznam, że patrzę z własnej perspektywy i na podstawie relacji z mężem. Ja bym wyjechała, bo nie uznaję związku na odległość, bo uważam, że bliscy powinni się wspierać, w dodatku potraktowałabym to jako przygodę - pięć lat w innym kraju, dla mnie super. Wyłamię się, bo wiem, że mój mąż zrobiłby dla mnie dokładnie to samo, bo wielokrotnie mi to udowodnił. W trakcie tych pięciu lat może się wiele wydarzyć, nie tylko na minus, ale też na plus. Możesz zdobyć nową wiedzę, nowe umiejętności, mając zabezpieczenie w postaci zarobków męża (pewnie do tego opłacone mieszkanie, szkołę dla dzieci - bo zwykle taki zapis jest w kontraktach) możesz się tam przekwalifikować i wrócić do PL z nowymi pomysłami na życie. Jest też opcja, że po prostu tam zostaniecie. Osobiście znam kilka par, które po wyjeździe na kontrakt na kilka lat zdecydowały się zostać (w jednej z tych par to facet porzucił świetną, przynoszącą konkretne pieniądze i prestiż pracę, bo uznał iż nie ma prawa odbierać szansy żonie. Przez rok był na jej wyłącznym utrzymaniu, w międzyczasie zrobił nostryfikację dyplomu, pracował w poślednich firemkach zdobywając tam doświadczenie, aż po kilku latach założył własną). Kolejna sprawa to doświadczenie dzieci - z mojego punktu widzenia, bo też coś analogicznego przerabiałam w dzieciństwie, to uczy różnorodności, otwartości na innych, umiejętności odnajdywania się w różnych sytuacjach, o dwujęzyczności nie wspominając. Dlatego zamiast wieszać psy na mężu po prostu bym wyjechała.
      • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 10:16
        Nie Ty jedna. Tez bym sie spakowala i pojechala.
        Ale widze, ze autorka ma zupelnie inne cechy charakteru i troche rozumiem, ze dla niej to nie jest taka latwa decyzja. Wyjscie z comfort zone nie jest latwe jak sie to robi po raz pierwszy.
        • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 12:23
          A jest obowiązek wychodzenia ze "strefy komfortu"?
          Jest gdzieś obowiązek wyjeżdżania za mężem, czy w ogóle za granicę?
          • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 14:44
            pade napisała:

            > A jest obowiązek wychodzenia ze "strefy komfortu"?
            > Jest gdzieś obowiązek wyjeżdżania za mężem, czy w ogóle za granicę?

            Oczywiscie ze nie ma, ale wtedy trzeba sie liczyc z konsekwencjami (patrz analiza ponizej).
            • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 17:18
              Nazwijmy to nie "strefa komfortu", ale obowiązkiem porzucenia własnej pracy zawodowej i zostania pełnoetatową gospodynią domową. To brzmi jednak nieco inaczej.
              • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 09:32
                No jak rany!
                Jakim obowiazkiem? Przeciez obowiazku nie ma!
                Ponizej srebrnarybka pokazala 3 opcje. Obecnie na stole leza juz tylko dwie, bo iziula jedna zamknela jakis czas temu, kiedy omawiala z mezem kwestie wyjazdu. Powiedziala mu "jedz".
                No to jedzie. To jest facet i podejrzewam, ze odbiera komunikaty, tak jak brzamia, a nie rozkminia "co poeta mial na mysli".

                No to skoro trzecia opcje sama zamknela, to o co teraz kaman?
                • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 11:30
                  iziula jedna zamknela jakis czas temu, kiedy omawiala z mezem kwestie wyjazdu.
                  > Powiedziala mu "jedz".

                  Ja nie wiem , czy to bylo "jedz"
                  Bo jenoczesnie Izuila pisze , cytuje już mu wykrzyczałam kilka miesięcy temu,że facet który kocha swoją rodzinę jej nie porzuca.
                  Wiec to bylo w gruncie rzeczy "jedz jak chcesz, ale facet ktory kocha swoja rodzine jej nie porzuca"

                  Czy taki komunikat naprawde daje zielone swiatlo do wyjazdu?
                  • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 11:54
                    Czy taki komunikat naprawde daje zielone swiatlo do wyjazdu?

                    Raczej nie daje. Ale jasny tez nie jest. Nie wiem.
                    U mnie w domu w takich sytuacjach bierze sie kartke, dzieli na pol i spisuje plusy i munusy, DLA WSZYSTKICH. Nie krzyczy sie, nie drze wlosow z glowy i nie lyka prochow.
                    Tak wygladala nasza decyzja o wyjezdzie.

                    Mnie to wyglada dziwnie - jakby nie umieli ze soba rozmawiac albo bali sie konfrotntacji: albo ze soba nawzajem albo z wlasnymi checiami i marzeniami i reality.
                    Nie rozumiem po prostu, dlaczego ta analiza plusow i minusow odbywa sie dopiero teraz na forum i dlaczego iziula dopiero teraz dostala olsnienia, ze powinna w tej analizie brac pod uwage wszystkich.
                    I moge sie zalozyc, ze pan ojciec wyjazdza w glebokim przekonaniu, ze oni wszyscy tam dojada za jakis czas ...
                    • panizalewska Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:07
                      Moja matka słynie z takich komunikatów. "Jedź!" a za pół godziny "Ale Ty już mnie w ogóle nie kochasz! Jesteś nielojalna wobec rodziny!" Nosz kurna, schiza totalna, ni chu chu nie wiadomo o co tak naprawdę chodzi. Żadnego komunikatu wprost, i nie wiesz, czy "pierwsze zdanie się liczy", czy to manipulacja i szantaż emocjonalny, czy jakaś rzeczywista potrzeba, no cokolwiek, czy zespół paniki i lęków. Masakra, ja się wypisałam z takiej komunikacji. Nie ma obowiązku zgadywać przez całe życie, o co chodzi drugiej stronie.
    • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 00:19
      Rodzina jest wspólnotą osób, z których każda ma swoje własne potrzeby i aspiracje, które bywają sprzeczne z potrzebami i aspiracjami pozostałych członków rodziny, więc w prawidłowo funkcjonującej rodzinie zawsze ktoś coś traci, ale zarazem zyskuje jedyną i niepowtarzalną relację, jaka jest w rodzinie, a ponadto więź emocjonalna między członkami rodziny ułatwia rozwiązywanie takich problemów. Matka niekochająca dziecka traktowałaby nie dosypianie i przewijanie niemowlaka wyłącznie jako uciążliwość, kochająca dziecko czyni to, bo wie, że zaspokaja w ten sposób potrzeby kochanej osoby. Skoro zaś w rodzinie pojawiają się sprzeczne ze sobą potrzeby czy aspiracje poszczególnych jej członków, nawet same z siebie uzasadnione (rozwój zawodowy i godziwy zarobek, a także pewnie chęć przeżycia przygody przez Twojego męża są same z siebie zasadnymi pragnieniami), należy dążyć do rozwiązania problemu tak, by "straty" poszczególnych członków rodziny były jak najmniejsze. Macie przed sobą 3 możliwości: 1. wyjazd samego męża na 5 lat, Ty pozostajesz z dziećmi i swoją pracą, 2. wyjazd całej Waszej rodziny, rezygnacja z pracy przez Ciebie, 3. rezygnacja męża z wyjazdu. Zyski i straty każdej z sytuacji: 1. mąż realizuje swoje aspiracje, ale następuje praktyczny rozpad rodziny. Ryzykujesz swoje małżeństwo, ale to Twoja własna decyzja. Dzieci praktycznie ojca tracą i co gorsza, to nie jest ich wybór. Ponadto dorosła kobieta może samotnie żyć po rozstaniu z mężem, chociaż to trudne i bolesne, zaś dla rozwoju dzieci niewątpliwie jest ważne, by miały ojca i matkę i brak któregoś rodzica może negatywnie odbić się na rozwoju psychicznym. 2. Mąż realizuje swoje marzenia, rodzina pozostaje w komplecie, korzystacie z dobrobytu i ewentualnie owych szans rozwoju dla średniaka. Straty - stajesz się do końca życia finansowo zależna od męża i podporządkowujesz mu swe marzenia, a generalnie właściwie całe życie - przecież w kraju masz nie tylko firmę, ale jakichś znajomych, swoją fryzjerkę, krewnych i ulubione miejsce wyjazdów na weekend. Wszystko to poświęcasz w imię aspiracji męża. 3. Rodzina pozostaje w komplecie, oboje z mężem zachowujecie niezależność finansową (rozumiem, że kontrakt nie jest dla męża jedyną możliwością pracy), oboje zachowujecie swoje kontakty i przyzwyczajenia. Mąż traci swoją wielką szansę. - Moim zdaniem straty są najmniejsze w wariancie nr 3. Trudno. Tysiące kobiet ogranicza swoje aspiracje ze względu na macierzyństwo. Czy facet nie jest ojcem? - Dodatkowo: czy nie da się owych wariantów jakoś przemodelować? Np. częstsze przyjazdy męża, możliwość wyjazdu do męża z dziećmi na całe wakacje (co zakłada Twój dłuższy urlop, może można tak przemodelować pracę Twojej firmy?). A może jest możliwość, byś jednak za granicą rozwinęła jakąś działalność? .- Kolejna sprawa. Napisałam z pełnym przekonaniem o ryzyku rozpadu małżeństwa po pięcioletniej rozłące i ryzyku nieprawidłowego rozwoju dzieci pozbawionych przez 5 lat ojca. Jest to olbrzymie ryzyko, niemniej warto pamiętać, że w nie tak dalekiej przeszłości mieliśmy żony czekające latami na mężów uwięzionych w oflagu czy stalagu, wywiezionych na Syberię (tu mogły być i żony), walczących na "frontach II wojny światowej", odsiadujących długie wyroki w więzieniach stalinowskich albo i później czy też ukrywających się, także zdala od domu, żony i dzieci, w okresie stanu wojennego. Nie zawsze rozłąka powodowała rozpad małżeństwa. Moja ciotka, wdowa niezupełnie katyńska (jej mąż był uwięziony w Starobielsku, rozstrzelany w Charkowie), ponieważ nie było go na liście katyńskiej, wiele lat po wojnie nie wierzyła w jego śmierć i przez wiele lat jeździła na granicę, gdy przejeżdżał kolejny transport repatriantów, licząc, że może on tym razem przyjedzie. Mimo wielu lat rozłąki. Niemniej jednak takie sytuacje stwarzały okazje do rozpadu małżeństw i są tego liczne przykłady. Też znam takie z mojej rodziny. To była jednak konieczność dziejowa. Bez potrzeby nie warto sobie takiego ryzyka fundować. Ta sama myśl dotyczy dzieci wychowywanych bez ojca. Kilkadziesiąt czy sto lat temu było to często: mężczyźni żenili się późno, przeciętna długość życia była krótsza, sporo ludzi umierało w sile wieku, bo medycyna nie umiała wyleczyć banalnych dziś chorób. Nie wszystkie naturalne półsieroty wyrastały na dewiantów, chociaż fakt, że moja prababka w 1908 r. opuściła mojego pradziadka i babcię, wówczas 11latkę, niewątpliwie odcisnął się negatywnie na psychice Babci, następnie na relacjach w jej rodzinie i wychowaniu mojego Ojca, a przez to - trochę i na mnie. Kiedyś jednak ojcowie częściej umierali i była to siła wyższa i skrzypce. Fundować dzieciom takie ryzyko na własne życzenie - szkoda. - Piszesz, że bilety kupione i sprawa przechlapana. Klamka zapadła, stało się. Teraz próbujcie z mężem zrobić, co się da, by utrzymać własny związek i więź ojca z dziećmi. Skype, listy, wyjazdy dzieci do ojca, jak często się da. Będzie to trudno, ale nie macie wyjścia. Trzymam kciuki.
      • enith Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 05:00
        Ciekawa i chyba dość trafna analiza, srebrnarybko. Też uważam, że trzecia opcja (wszyscy pozostają w kraju) odbyłaby się z najmniejszą szkodą dla dzieci. Niestety, wygląda na to, że wylot męża jest już klepnięty. Teraz pozostaje pytanie: jak zminimalizować skutki jego decyzji dla całej rodziny? Czyim dobrem powinna kierować się teraz iziula, swoim czy dzieci? Jeśli dzieci, to wiadomo: rzuca firmę, bierze dwójkę młodszych pod pachę i dołącza do męża w kraju, którego języka nie zna i w którym nie ma perspektyw zawodowych. Dla małoletnich dzieci to rozwiązanie na pewno będzie lepsze, bo owszem, będą na obczyźnie, ale za to z obojgiem rodziców, a to jest argument nie do przecenienia. Ona w tym czasie odwiesza swoje ambicje, marzenia i niezależność na kołek i od teraz przez co najmniej pięć lat, ale całkiem prawodopodobne, że przez wiele kolejnych jest całkowicie zależna od męża. I będzie mieć, ba, już ma z tego tytułu pretensje do męża. Już teraz pilnować się musi, żeby męża nie znienawidzieć za rewolucję, jaką urządził w ich życiu.
        Mam wrażenie, że pomimo tego, że mąż jeszcze nie wyjechał, zasadnicza i nieodwracalna szkoda dla tej rodziny już się stała. Z tej sytuacji nie ma już dobrego wyjścia. Mąż pokazał, co stoi u niego najwyżej na liście priorytetów, tego się nie do odwrócić.
        • amb25 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 09:34
          Nie do konca wiadomo czy to bedzie dobre dla dzieci. Po pierwsze stres z przeprowadzka, nieznajomoac jezyka, w zwiazku z tym trudnosci w szkole, brak kolegow, oderwanie od rodziny (np. babcie), ograniczenie kontaktow towarzyskich, wyalienowanie z otoczenia (przynajmniej przez pewien czas) itp itd A potem po pieciu latach znow to samo, bo po pieciu latach dzieci beda obce w Polsce i to samo beda przezywac - tzw. reemigracja. Szczegolnie 10-talek. On bedzie w trudnym wieku. Jesli po pieciu latach wrocicie do Polski, on bedzie mial 15 lat (nastolatek). Jesli kontrakt sie przedluzy to po powrocie do Polski moze miec problem ze zdaniem matury, bo nie bedzie na tyle znal np. jezyka polskiego (chodzi o iterature, umiejetnosc pisemnej wypowiedzi) itp itd. Wyjazd w waszej sytuacji nie jest dobrem dla dzieci (jedynie 19-latkowi studnia za granica moga pomoc, o ile bedzie to zawod deficytoway w Polsce, albo bedzie chcial pracowac za granica), jest moze dobrem dla rodzicow. Ojciec z dobrze platna praca, ktory musi sobie jeszcze wyrobic jakies-tam uprawnienia, raczej obecny w domu nie bedzie. Moze wieczorami i w weekendy. A przez cale dnie siedzisz sama z dziecmi.
          Edukacja w Polsce, wbrew pozorom nie jest zla. To Polacy maja takie zalozenia, bo w genach wiekszosc ma narzekanie na wszystko. I mam porownanie, bo mieszkam w kraju, ktorego edukacja uchodzi za najlepsza na swiecie a moje dziecko z tej edukacji korzysta. I ja tez z niej korzystalam (universytet).
          • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 10:24
            amb25 napisała:

            > Po pierwsze stres z przepr
            > owadzka,
            - dla 3 latki tak. Dla reszty? Sorry ...

            nieznajomoac jezyka, w zwiazku z tym trudnosci w szkole,
            - u 3 latki nieznajomosc jezyka bedzie miala znaczenie przez 3 miesiace, u 10 latka pewnie przez jakies pol roku (zakladam ze podstawy EN jako 10 latek jakies tam ma, a szkola na miejscu jest mnarodowa)

            brak kolegow,
            > oderwanie od rodziny (np. babcie), ograniczenie kontaktow towarzyskich, wyali
            > enowanie z otoczenia (przynajmniej przez pewien czas) itp itd

            :)
            A potem po pieciu
            > latach znow to samo, bo po pieciu latach dzieci beda obce w Polsce i to samo b
            > eda przezywac - tzw. reemigracja.

            - beda obce - z tym sie zgadzam. Beda tk zwanymi Third Culture Kids - pytanie tylko, czy to zaleta, czy wada?

            Szczegolnie 10-talek. On bedzie w trudnym wie
            > ku. Jesli po pieciu latach wrocicie do Polski, on bedzie mial 15 lat (nastolate
            > k). Jesli kontrakt sie przedluzy to po powrocie do Polski moze miec problem ze
            > zdaniem matury, bo nie bedzie na tyle znal np. jezyka polskiego (chodzi o itera
            > ture, umiejetnosc pisemnej wypowiedzi) itp itd.

            - a ta polska matura to jakis obowiazek jest? Moze zdac m-narodowa. Tym lepiej, bo otworza mu sie drzwi do wzystkich uniwerkow w Europie.

            . A przez cale dnie siedzisz sama z dziecmi.

            - rany! Co Wy macie z tym siedzeniem w domu? Za granica nie ma klubow sportowych, kolek zainteresowan dla ekspatow? Kursow tego i owego i innych dzialanosci quazi-zawodowych w ktore mozna sie zaangazowac? Jak zostanie w PL, tez bedzie miala 3 dzieci na glowie.

            > Edukacja w Polsce, wbrew pozorom nie jest zla.

            - nikt nie mowi ze jest zla, ale jednak pewnych rzeczy zdecydowanie ci nie daje. Moj 15 latek mowi obecnie plynnie w dwoch obcych jezykach, a trzeci jest juz na tapecie. Zazdroszcze mu tego. Ja w jego wieku skrobalam stalowka rosyjskie bukwy z zeszycie.


            • marie30 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 10:41
              berber_rock napisał(a):


              > - u 3 latki nieznajomosc jezyka bedzie miala znaczenie przez 3 miesiace, u 10 l
              > atka pewnie przez jakies pol roku (zakladam ze podstawy EN jako 10 latek jakies
              > tam ma, a szkola na miejscu jest mnarodowa)

              Tiaaa. Z tym bywa bardzo roznie ale tak czy owak 3 m-ce czy pol roku sa nierealne. Sa dzieci uzdolnione jezykowi i im nauka przychodzi latwiej co oznacza szybciej ale tez zabiera wiecej niz pol roku. Wiekszosc jednak nie ma szczegolnych uzdolnien i tu min to 2 lata, na wysoki poziom dluzej.


              > - rany! Co Wy macie z tym siedzeniem w domu? Za granica nie ma klubow sportowyc
              > h, kolek zainteresowan dla ekspatow? Kursow tego i owego i innych dzialanosci q
              > uazi-zawodowych w ktore mozna sie zaangazowac?


              Sa,ale trzeba znac jezyk,nawet nie wiemy czy autorka zna. Poza tym nie kazdy marzy o tym aby czas spedzac w klubach sportowych i na kursach tego i owego.
              Autorka watku ma prace zawodowa,wlasna dzialalnosc,pracowala na to ciezko i zdaje sie daje jej to satysfakcje i zapewnia przyszlosc, ona nie chce zostawiac tego na 5 lat grania w tenisa czy silowni albo kursow tego i owego i bycia na utrzymaniu meza zeby po powrocie nie miec do czego wraca ani mozliwosci odbudowania. Sa kobiety ktore maja konkretna prace ktorej nie moga przeniesc, nie chca i nie musza i nie sa zachwycone perspektywa kusow tego i owego ani pseudozawodowa dzialalnoscia i udawaniem ze to co robia je satysfakcjonuje.
              • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 11:55
                przyszlosc, ona nie chce zostawiac te
                > go na 5 lat grania w tenisa czy silowni albo kursow tego i owego i bycia na utr
                > zymaniu meza zeby po powrocie nie miec do czego wraca ani mozliwosci odbudowani
                > a.


                kursy tego i owego :) czytaj kursy zapchajdziura
                pamietacie ten odcinek Seksu w wielkim miescie, gdzie Carrie sie przeprowadza "na drugi koniec swiata" za swoim menem? Jej kolezanki jej odradzaja ale ona jest przekonana ze "wszystko sie ulozy"? Potem uplywaja jej dlugie miesiace na byciu piatym kolem u wozu przy boku realizujacego sie zawodowo mena. Bezcelowe wloczenie sie po miescie, oczywiscie samotne bo facet zajety praca. To bylo zalosne, ale tak wlasnie to moze wygladac, ten odcinek swietnie oddaje kontekst sytuacyjny takich wyjazdow.
                • marie30 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 12:38
                  Zgadzam sie, gdyby autorka watku nie miala pracy lub miala cos niezbyt ciekawego na czym jej nie zalezy to pewnie nawet by sie ucieszyla z takiej mozliwosci wyjazdu i spedzania czasu na zapchajdziura kursach tego i owego, silowni i zakupach.
          • enith Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 15:47
            amb25 napisała:

            > Nie do konca wiadomo czy to bedzie dobre dla dzieci.

            Nie chodziło mi o to, że obiektywnie wyprowadzka byłaby lepsza dla dzieci, niż pozostanie w kraju. Chodziło o to, że w momencie, gdy ojciec wyjeżdża, lepsze dla dzieci byłoby dołączenie do niego wraz z mamą, niż pozostanie w kraju bez ojca. Nie łudźmy się, pięć lat w skali życia trzylatki i dziesięciolatka to kosmos, tego nigdy się nie nadrobi. No, ale to byłoby wyjście najlepsze dla dzieci (skoro ojciec NA PEWNO wyjeżdża). A gdzie w tym wszystkim iziula i jej życie/marzenia/oczekiwania?
            No i nadal nie wiemy, co to za kraj. Co z bezpieczeństwem, edukacją dzieci, językiem, możliwościami dla iziuli tam na miejscu?
      • evee1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 06:36
        srebrnarybka napisała:
        > o pamiętać, że w nie tak dalekiej przeszłości mieliśmy żony czekające latami na
        > mężów uwięzionych w oflagu czy stalagu, wywiezionych na Syberię (tu mogły być
        > i żony), walczących na "frontach II wojny światowej", odsiadujących długie wyro
        > ki w więzieniach stalinowskich albo i później czy też ukrywających się, także z
        > dala od domu, żony i dzieci, w okresie stanu wojennego. Nie zawsze rozłąka pow
        > odowała rozpad małżeństwa.
        Nie jest moim zdaniem adekwatny przyklad. Chociaz w mojej rodzinie tez jest podobny przyklady - babcia i dziadek przez wiekszosc "wspolnego" zycia mieszkanli osobno, najpierw przez wojne, a potem z powodu pracy i warunkow mieszkaniowych, i pozostali malzenstwem do konca, to jednak powody i racjonalizacja byly inne.
        Tamte rozlaki byly spowodowane przez warunki zewnetrzne i ludzie czesto nie mieli innego wyboru, natomiast tutaj autorka i jej maz stoja przed wyborem i musza tez zmierzyc sie z konsekwencjami psychicznymi tego wyboru (rozlaka z zona i dziecmi kontra rezygnacja z zyciowej szansy zawodowej, albo rezygnacja z wlasnej zawodowej pozycji kontra rozlaka dzieci z ojcem).
        Poza tym w sytuacji autorki i jej meza argumenty przetargowe sa dosc subiektywne i egoistyczne - spelnienie zawodowe, pozycja w malzenstwie, moje "ja" we ukladzie "ja i wspolmalzonek". Ten aspekt raczej nie istnial w przypadku zwiazkow pozostajacych w rozlace z przyczyn zewnetrznych, przez co byly one jakby bardziej skoncentrowany na tesknocie na doazeniu do wspolnoty, niz na rozwazaniu w imie czego doposzczalne byloby te wspolnote zburzyc.
        • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 15:14
          to właśnie przecież napisałam. Chodziło mi tylko o to, że i w wypadku rozłąki można pracować na przetrwaniem związku, ale jest to nieporównanie trudniejsze.
          • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 17:23
            Przede wszystkim jest to zupełnie inna sytuacja dla dzieci. W wypadku wojny, oflagu, Syberii itd dzieci wiedzą, że ojciec jest tu ofiarą, jemu się współczuje, nie zawinił, zę go nie ma. W drugim wypadku ojciec wybrał pracę, a nie dzieci. Innymi słowy, ojciec - jako symbol - jest obecny w wychowaniu tych pierwszych dzieci - podobnie jak sierot - jako ktoś, kto kocha, chciałby czuwać, można w nim widzieć wzór. W wypadku wyjazdu dzieci są porzucone, wiedzą, że ojciec mógł z nimi zostać, ale praca była ważniejsza. To raczej wypadek rozwodu. Dlatego problem jest bez porównania większy.
            • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 21:41
              Przecież napisałam o ogromnym ryzyku negatywnych skutków i dla małżeństwa i dla dzieci i o tym, że moim zdaniem najlepszą opcją dla rodziny byłaby rezygnacja z wyjazdu męża. Nie mam co do tego wątpliwości. Niemniej jednak nie lubię stanowczego twierdzenia, że ZAWSZE taki wyjazd kończy się rozwodem i nieprawidłowym rozwojem dzieci. Uznanie, że to sie z pewnością skończy rozwodem, a dzieci tracą już ojca i przechlapana sprawa zwalnia z pracy nad utrzymaniem związku i więzi ojca z dziećmi. Mimo, że moim zdaniem wybrano niedobrą opcję dla rodziny, uważam, że warto popracować nad ocaleniem tych relacji, mimo, że będzie to bardzo trudne, zwłaszcza dla dzieci. IMHO brak ojca czy matki w dzieciństwie powoduje negatywne skutki niezależnie od tego, czy ojciec lub matka byli uwięzieni wbrew swej woli przez brzydkie UB, czy wyjechali zarobić, by rodzina przeżyła (takie wypadki też są) czy też po to, by rozwijać karierę i zbić majątek. Skutek jest taki, że ojca czy matki w życiu dziecka nie ma. Ostatni post napisałam po przeczytaniu postu Iziuli, że sprawa postanowiona, bilety kupione, mąż wyjeżdża. W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, niż pracować nad uratowaniem więzi rodzinnych, bo będzie trudne i trzeba mieć tego świadomość. Mimo wszystko uważam, że warto. Jeśli się nie uda, trudno, ale nie uważam, że trzeba kapitulować od razu.
              • ola_dom Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 21:53
                srebrnarybka napisała:

                > IMHO brak ojca czy matki w dzieciństwie powoduje negatywne skutki
                > niezależnie od tego, czy ojciec lub matka byli uwięzieni wbrew swej woli
                > przez brzydkie UB, czy wyjechali zarobić, by rodzina przeżyła (takie
                > wypadki też są) czy też po to, by rozwijać karierę i zbić majątek.

                Ja się nie zgodzę. Intencja jest niezmiernie ważna i oczywiście, że przy dobrej intencji skutki negatywne także wystąpią, jednak inne i w innej skali, niż kiedy rodzic wyjeżdża się realizować, bo tak zapragnął.
                Może nie do końca adekwatny przykład, do tego przejaskrawiony, ale z pewnego powodu mi bliski: dziecko chowa się bez ojca. Inaczej będzie za nim tęsknić, kiedy tato umarł, inaczej, kiedy poszedł sobie w siną dal. I inną będzie mieć ocenę całej sytuacji, inną samoocenę i zupełnie inaczej ukształtuje się jego osobowość.
                Upraszczając - ojciec, który umarł, może pozostać w świadomości dziecka, jako ten kochany i kochający, który gdyby był - byłby najlepszym ojcem na świecie.
                Ojciec, który sobie był odszedł - nie pozostawia takich złudzeń.
                A niby i tu, i tu dziecko wychowuje się bez ojca.
                • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 21:58
                  A ja się zgadzam z tym, bo to chodzi raczej o te nieświadome negatywne skutki emocj., a nie te uswiadomione przez dziecko.
                  • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:01
                    www.sosrodzice.pl/gdy-rodzic-wyjezdza-za-granice/#article
                  • ola_dom Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:12
                    zuzi.1 napisała:

                    > A ja się zgadzam z tym, bo to chodzi raczej o te nieświadome negatywne skutki emocj.,
                    > a nie te uswiadomione przez dziecko.

                    Tak, ale ja piszę o tym, że skutki nieuświadomione są zawsze, a w konkretnych sytuacjach do nieświadomych skutków dochodzą te uświadomione, i dlatego te sytuacje są jeszcze gorsze.
                    • zuzi.1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:42
                      Z tym się zgadzam jak najbardziej.
                • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:05
                  Moja kuzynka, córka owej ciotki wdowy charkowskiej, miała 3 lata, kiedy ojca aresztowało NKWD i 3 i pół roku, kiedy matka dostała od niego ostatni list, bowiem z zaświatów listów już nie pisywał. Wychowywała ją wyłącznie matka i nie ulega dla mnie wątpliwości, że te okoliczności były dla niej ciężką traumą i brak ojca oraz zaborczość matki, dla której była ona resztą rodziny ukształtowały moją kuzynkę. Ona jest przyzwoitym człowiekiem, skończyła studia, była dobrym pracownikiem, dobrą żoną i matką, bardzo się lubimy. Zarazem widać jak na dłoni szkody, jakie jej dzieciństwo poczyniło w jej psychice. Fakt, że winien jest temu Stalin, a nie zamordowany ojciec, niewiele tu zmienia.
                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 14:01
                    Trudno powiedzieć, bo skoro matka była zaborcza, to porzucenie przez ojca mogło skończyć sie bez porównania gorzej. Jednak kuzynka wyszła za mąż, czyli nie miała złego wzoru rodziny czy facetów. Przy porzuceniu mogła by miec do kompletu jeszcze wizję, że mężczyznom ufać nie wolno.
                    • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 18:29
                      matka była zaborcza, bo córka była dla niej resztką rodziny. Ponieważ męża nie było na liście katyńskiej, bo zginął w Charkowie, przeto matka przez długie lata nie wierzyła w jego śmierć i dobrych kilka lat po wojnie jeździła na każdy transport repatriantów, bo może mąż jednak wróci. Wskutek tego nie ułożyła sobie życia, nie miała więcej dzieci. Miała zresztą drugie dziecko, młodsze, bo gdy wywieziono ją do Kazachstanu po aresztowianiu męża, była w ciąży i młodsze dziecko umarło jej w Kazachstanie. Toteż córka była jedyną jej rodziną, cudownie ocaloną tragedii. Może, gdyby matka miała drugiego męża, więcej dzieci, jej uczucia rozłożyłyby się inaczej i nie trzymałaby się kurczowo córki?
                      • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 19:42
                        jedno już napisałam w poście wyżej - matka mojej kuzynki była zaborcza dlatego, że straciła męża i nowonarodzone dziecko, kuzynka była jedyną częścią rodziny, która ocalała z tragedii. Ciotka, bardzo zresztą dzielna osoba, mogłaby być inna, gdyby w wieku 24 lat nie musiała sama z małym dzieckiem radzić sobie w Kazachstanie, tylko żyła w małżeństwie i miała więcej dzieci. Jej mąż był zresztą człowiekiem wybitnym, naukowcem-ekonomistą, publicystą związanym z kręgiem "Polityki" Giedroycia i podejrzewam, że gdyby żył, ciotka nie byłaby tak przywódcza. To raz. Okoliczność, że córka nie może mieć żalu do ojca, a tylko do Stalina, nie zmienia faktu, że w ogóle go nie znała, że nie ma wspomnień, jak ojciec opowiadał jej bajki, prowadził do kościoła (rodzina religijna), uczył chodzić po górach, zagrał w warcaby, przeczytał książeczkę czy zabrał do zoo. Takich rzeczy, które niepostrzeżenie budują więź. Trzy: znam wiele dziewczyn wychowanych w przez matki porzucone przez ojców, które wyszły za mąż i małżeństwo dobrze im się układa i znam wiele dziewczyn wychowanych przez oboje rodziców, które nie potrafią sobie życia ułożyć. No i nie każda kobieta, która nie potrafi znaleźć męża jest dewiantką, i nie zawsze jest to wynik złego wychowania.
                        Po tych zastrzeżeniach nadal uważam, że dla rodziny iziuli byłoby najlepiej, by mąż nie wyjeżdżał, bowiem pięcioletnia rozłąka jest ogromnym ryzykiem. Jednak, jak czytam - stało się. Mąż jedzie, rodzina zostaje. W tej sytuacji jedyne, co można zrobić, to wykonać ogromną pracę, żeby dzieci nie straciły więzi z ojcem i dlatego przeciwna jestem kategorycznym sądom. To bardzo trudne, ale nie jest niemożliwe.
    • evee1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 06:15
      Dla mnie opcja wyjazdu samego meza jest poza dyskusja. Malzenstwo nie polega na byciu malzenstwem na papierze, a na tworzeniu go na codzien. Po tych kilku latach oboje bedziecie innymi ludzmi i nie wiadomo, czy wtedy bedzie chcieli juz razem byc. Dla mnie bylyby tylko dwie opcje - wyjezdzamy wszyscy, albo zostajemy wszyscy.
      Nie wiem dlaczego tak kategorycznie twierdzisz, ze po powrocie bedziesz zalezna od meza? Rozumiem, ze sama ciezka praca doszlas do jakiejsa pozycji/masz wlasna dzialalnosc i klientow, i wyjazd oznaczalby zawieszenie jej na kolku, strate kontaktow, czy duzy wklad pracy w rozwiniecie dzialalnosci na nowo. Ale nie jest to przeciez niemozliwe. Abstrachujac od podejscia meza, czy TY SAMA uwazasz, ze warto poswiecic jest to konkretne malzenstwo w imie utrzymania pozycji na miejscu. Ja bym nie byla gotowa.
      Dzieci - im mniejsze, tym gorzej w przypadku rozlaki. Najstaszy pewnie poradzi sobie dobrze, ale mlodsze straca kontakt z tata, chyba ze maz bedzie przylatywac do domu duuuzo czesciej niz raz na pol roku. Wiec samotny wyjazd meza tez odpada z tego powodu.
      Ja akurat sklaniam sie ku opcji "wyjezdzamy z mezem", bo mnie by ciagnelo do tego, zeby zasmakowac czegos innego niz codzienna egzystencja, na dodatek w przypadku gdy jadzie sie niemal na gotowe i nie bardzo trzeba nawet przejmowac sie organizacja tego wyjazdu. Jedyne co bym rozwazala, to kwestie bezpieczenstwa.
      Ale ... ja jestem otwarta na zmiany, nawet jezeli wiaza sie one z pokonywaniem trudnosci. No, ale nie kazdy musi taki byc i wiem, ze wiele osob woli swoje male, ale znane. Na dodatek patrze tez z innej perspektywy, bo juz mieszkam daleko od Polski i wiem z czym takie wyjazdy sie wiaza i jakie maja konsekwencje.
    • eukaliptusy Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 07:33
      Iziula,
      Nie wiem jak to do końca ubrać w słowa, ale jest coś niespojnego w twoim opisie i analizie sytuacji, coś mi w tym wszystkim "nie gra". Wydaje mi się, ze pod powierzchnią jeszcze coś sie rozgrywa.

      Mam wrażenie, że ten wyjazd to ekwiwalent rozwodu z mężem na próbę. Z jednej strony "oddajesz mu wolność", z drugiej strony masz za mało motywacji, żeby za nim na ten kontrakt pojechać.
      I tez mało piszesz o wpływie takiej decyzji na dzieci a niemal wyłącznie o wpływie na siebie. Nie jest to zarzut, ze o dzieci nie dbasz, ale uderza mnie, ze moze próbujesz się nad tym za dużo nie zastanawiać, żeby nie podważyć swojej decyzji o rozwodzie na próbę.
      Nie wiem jak zazwyczaj budujesz relacje z ludźmi, jakie typowe dla ciebie mechanizmy tu wchodzą w grę. Ale wyglada to jakbyś próbowała sie wymiksować ze związku z góry na wypadek gdyby miało sie nie udać w przyszłości.
      Wiec albo teraz już coś poważnie nie gra w waszym związku, albo jest to lękowe podejście do życia (pytanie skąd ci sie wzięło) albo coś jeszcze innego.

      Wiele osób napisało, ze twoj maź ceni pieniądze i karierę bardziej niż rodzine, ale w tym układzie wyglada, ze ty cenisz przyszłe wirtualne pieniądze bardziej niż aktualną rodzine, która w praktyce zostanie rozbita.

      Moze to, ze nie chcesz być jak twoja matka to jest jakiś trop ? Czy to jest aż tak ważna wartość, że przesłania wszystko inne?
      Skąd taki pesymizm co do możliwości ułożenia sobie życia po powrocie z wyjazdu?
      Co naprawdę sie zmieniło miedzy teraz a 10 lat temu, hipotetycznej sytuacji w której mówisz, ze chętnie byś pojechała ?

      Inna sprawa czy to rzeczywiście musi być 5 lat? Czy maź powinien pojechać na 6 miesięcy teraz i możecie wrócić do tematu kiedy sie "osiedli" na miejscu i rozpozna teren. A moze wróci wcześniej? Moze wy jednak pojedziecie jak sie nastolatek troche odpepowi na studiach? To wszystko sa warunki brzegowe które można zmienić i modyfikować.
      • eukaliptusy Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 07:44
        Mowiac "wirtualne pieniądze" mam na myśli, że trzy katastroficzne hipotezy musza sie sprawdzić na raz, żeby twoje rozumowanie miało sens:
        1. Przez 5 lat nie znajdujesz sposobu na zarabianie pieniędzy ani rozwój zawodowy
        2. Twoje małżeństwo rozpada sie podczas wyjazdu lub po powrocie do Polski
        3. Po powrocie do Polski nie jesteś w stanie odbudowac bazy klientów ani znaleźć żadnego innego sposobu na godne zarobki.
      • eukaliptusy Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 08:06
        A jeszcze prościej:

        Masz ataki paniki na myśl, ze mógłbyś zaufać swojemu mężowi.
        Wolisz być samotną matka przez 5 lat niż zaufać swojemu mężowi.
        Wolisz ryzykować rozwód i rozpad związku niż zaufać swojemu mężowi.
        Wolisz dzieci pozbawić ojca, (lub średniego syna matki) niż zaufać swojemu mężowi.

        Dlaczego?

        Nie piszesz, ze kochasz swoją pracę, piszesz o bezpieczeństwie finansowym które ci daje i o tym, jak trudno jest sie utrzymać w tym zawodzie.

        Nie piszesz, ze masz powody, żeby mężowi nie ufać, przeciwnie, kocha i jest dobrym ojcem.

        Wiec o co tu tak naprawde chodzi?
        I jak udało ci sie żyć przez 20 lat w związku i uniknąć bliskości i zaufania?
        • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 13:59
          Świetna uwaga, również na to zwróciłam uwagę. Warto się zastanowić, skąd tak głęboki brak zaufania wobec osoby, z którą dzieli się życie.
          • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 14:47
            edw-ina napisała:

            > Świetna uwaga, również na to zwróciłam uwagę. Warto się zastanowić, skąd tak gł
            > ęboki brak zaufania wobec osoby, z którą dzieli się życie.
            >

            Nie wiem jak Iziula, ale mnie juz zycie nauczylo, ze w 100 % mozna liczyc tylko na siebie i nikogo wiecej. Na tym swiecie na peczki takich mezow o "zlotych sercach", najszlachetniejszych i honorowych, ktorym sie w jakims momencie zycia znienacka odwidzialo, abotak. Iziula jak widac rozsadnie kalkuluje swoja terazniejszosc jak i przyszlosc.
            • eukaliptusy Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 21:53
              No nie wiem czy tak rozsądnie, bo w praktyce właśnie rozwiodła się z mężem a priori.
              Tzn.
              Na wypadek gdyby on sie za 5 lat z nią chciał rozwieść, rozwiodła sie już dziś.
              I płaci za to ogromna cenę emocjonalną.
              • marsylvik Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 18:01
                I to właśnie widzę jako przykładd przerzucania całej odpowiedzialności za nich oboje na nią. Iziula, przed uwierzeniem w powyższe próbowałam Cię ostrzec w tym poście, który tak Tobą poruszył...

                Nie, ona nie wzięła rozwodu. Ona po prostu nie chce wziąć na siebie większości ryzyka związanego z wyjazdem, który jest jego decyzją podjętą przez niego w jego własnym interesie bez uwzględnienia interesów pozostałych członków rodziny.

                Przy tym "mężowie o złotych sercach" o których pisała ada to także moje osobiste doświadczenie. Mąż, który mimo swoich wad dawał mi w małżeństwie poczucie szczęścia, zgodności, dogrania się, bezpieczeństwa, wsparcie, którego najbardziej ceniłam za jego kręgosłup moralny porzucił nas praktycznie z dnia na dzień. Bo się zakochał. I okazało się wtedy, że nasze małżeństwo nigdy nie było szczęśliwe, że on nie był w nim szczęśliwy, że to wszystko moja wina, że jestem roszczeniowa bo 2% jego zarobków dobrowolnie płacone na syna to jednak dużo za mało. Bo się zakochał w kobiecie starszej od syna o 4 lata...
                Zaznaczam, że emigrowaliśmy razem, bo on miał ogromną szansę zawodową. Jakoś nie uchroniłam w ten sposób rodziny przed rozpadem.
                Więc moje własne doświadczenie mówi mi, że lęki iziuli to jednak nie są jakieś tam irracjonalne lęki, a bardzo konkretne obawy przed konkretnymi i dającymi się przewidzieć sytuacjami w życiu, przed którymi może i chce się w jakiś sposób zabezpieczać.
                • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 18:49
                  Więc moje własne doświadczenie mówi mi, że lęki iziuli to jednak nie są jakieś
                  > tam irracjonalne lęki, a bardzo konkretne obawy przed konkretnymi i dającymi si
                  > ę przewidzieć sytuacjami w życiu, przed którymi może i chce się w jakiś sposób
                  > zabezpieczać.

                  Wlasnie, i przykre jest ze w tym watku probuje sie robic z Iziuli osobe neurotyczna, pietrzaca problemy, rozwodzaca sie na zapas, przesiaknieta pesymizmem i pozwalajaca swoim "nieuporzadkowanym emocjom" sterowac zyciem; podczas gdy jest dokladnie odwrotnie: Iziula twardo stapa po ziemi, rzeczowo argumentuje, trafnie kalkuluje i patrzy dalekosieznie, strategicznie i dojrzale.
            • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:26
              więc na wszelki wypadek, żeby się nie przejechać po prostu nie wchodź w relacje. Ale w takiej sytuacji może nie koniecznie się o nich wypowiadaj? Jedną rzeczą jest samoświadomość, niezależność, innym brak zaufania a priori. Tak na wszelki wypadek. Mając takie przeświadczenie lepiej nie próbować mieć kogoś bliskiego, bo jeszcze przypadkiem się go skrzywdzi.
    • ashraf Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 08:12
      Trudna sytuacja. Przede wszystkim tak powazne decyzje jak wyjazd, szczegolnie tak daleko, rozstanie z rodzina, przerzucenie calej odpowiedzialnosci za dom na jedna osobe musza byc podejmowane wspolnie i za zgoda obojga partnerow. Z tego co piszesz wynika, ze maz decyzje podjal i trwa w przekonaniu, ze za jakis czas sie zlamiesz i jednak dojedziesz. To jest szantaz - nazwijmy sprawy po imieniu. Moze 1 malzenstwo na 100 przetrwa taka rozlake, o dzieciach juz nie wspominam, pomysl rozdzielenia trzylatki z ojcem jest z ksiezyca. To maz jest osoba zmieniajaca sytuacje zastana, stabilne zycie zawodowo-rodzinne w Polsce i nie moze byc tak. ze jestes przymuszana do podjecia niekorzystnej dla siebie decyzji, bo maz spelnia "marzenie zycia". Sorry za dosadnosc, ale jesli ma sie 3 dzieci, to chyba raczej rodzina byla tym marzeniem zycia, a reszte mozna realizowac w takim zakresie, jaki tej rodziny nie krzywdzi. Jestem calym sercem za realizacja zawodowa i naukowa rodzicow dzieci w kazdym wieku, uwazam, ze to potrzebne do zachowania rownowagi indywidualnej i w zwiazku, ale sa granice! Poza tym wcale sie nie dziwie, ze nie masz ochoty wyjechac. Sama mieszkam za granica, ale z wyboru, nie tak daleko, mam dobra prace w zawodzie i przede wszystkim odpowiada mi mieszkanie w tym konkretnym miejscu. Gdyby ktores z nas dostalo propozycje swietnej pracy gdzie indziej, warunkiem wyjazdu bylaby zgoda drugiej strony i realne szanse na ciekawa prace dla niej na miejscu. Zycie na utrzymaniu bogatego nawet meza dla kobiety, ktora cale zycie zarabiala, realizowala sie i praca jest integralna czescia jej zycia to nieporozumienie i nie wiem jak mozna tego nie rozumiec. To przeciez zupelnie inna sytuacja niz zona np. zajmujaca sie kilka lat dziecmi w domu - ona po przeprowadzce zmieni otoczenie, jezyk, a nie styl zycia i niezaleznosc. Wydaje mi sie, ze nie mozesz zrobic o wiele wiecej niz rozmawiac z mezem - ostatecznie to jego decyzja i nie zmusisz go sila do pozostania w Polsce. A co bedzie dalej, trudno przewidziec.
    • yoma Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 09:21
      Ty najpierw idź do psychiatry po prochy i mówię śmiertelnie poważnie. Ataki paniki i niemożność wstania z łóżka to już są bardzo poważne objawy.
      • eukaliptusy Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 09:48
        Zgadzam sie ze ataki paniki to poważne objawy i ze konsultacja z psychiatra jest na miejscu.
        Ale tez sam psychiatra, sprawy nie rozwiąże. Mysle, ze warto połączyć to z przynajmniej krótkoterminowa terapią kryzysową.
        Powazne problemy wyszły na powierzchnię przy tym kryzysie i domagają sie rozwiązania.
        • yoma Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 12:31
          Owszem, ale w takim stanie psychicznym nie rozwiązuje się ważnych problemów i nie podejmuje życiowych decyzji.
    • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 13:13
      Dziewczyny przeczytałam Wasze odpowiedzi i rozdrapałyście temat do samego jądra. Dziękuję, bo pokazałyście mi inne spojrzenie na mój problem, ja zasklepiłam się panice.
      Mam natłok myśli i emocji. Staram się je pozbierać, poskładać.
      Odpowiem zbiorczo na wasze uwagi i sugestie, i to też w skrócie bo buzują we mnie uczucia z którymi się jeszcze nie zmierzyłam.
      Propozycja psychiatry i lekarza - tak. Depresja znowu jest obok mnie. Czuje nawrót. Dostanę z pewnością odpowiednik prozacu dzięki któremu będę "powerwoman" z wytłumionymi emocjami i wszytko "będzie świetnie":P. Nie lubię tego ale obawiam się,że któregoś ranka po prostu nie wstanę z łózka.

      Mój mąż - pokazałyście mi jego samolubna i egoistyczną cechę, z którą nie jestem w stanie się zmierzyć teraz. Bo jeśli skupie się na tym,że jestem za mało kochana, za mało ważna, że niewiele znaczę dla niego, to stracę fundament na którym stoję. Nie jestem na to gotowa. Poza tym to tylko powiększa mój ból i uczucie porzucenia.
      Zresztą już mu wykrzyczałam kilka miesięcy temu,że facet który kocha swoją rodzinę jej nie porzuca.

      Dzieci. Tak, zapomniałam o ich stracie i emocjach. Zawsze skupiałam się w pierwszej kolejności na nich. Teraz zrobiłam coś dla mnie nietypowego - tyle we mnie emocji i gniewu że nie jestem w stanie skupić się na nich. Odsunęłam to na potem, przeżywam tylko moje emocje. Trochę zbagatelizowałam ich stratę. Dobrze,że mi to twardo tu wyłożyłyście. Mam dzieci! W podjęciu decyzji i ja i mąż pominęliśmy ich komfort. Jak to o nas świadczy??

      Zadałyście mi też pytanie o źródło strachu przed zmianami. I nie tylko, zadałyście pytania na które udzieliłam sobie odpowiedzi, które całkowicie mi się nie spodobały i zaskoczyły.
      Czy lubię/kocham swoją pracę?
      Dlaczego nie ufam mężowi?
      Skąd strach przed powrotem na rynek zawodowy? Że sobie nie dam rady?

      Kilka wątków, w tym Marsylvik i nie tylko pokazały mi że sytuacja nadal jest otwarta bo przecież wydarzenia mogą pójść w różną stronę. Że to ja wpadłam w odbiór sytuacji tylko w kolorach czarno-białym.
      Dziękuję też, za zwrócenie uwagi jakim absurdalnym pomysłem jest rozdzielenia rodzeństwa. Emocje stłumiły całkowicie mój rozsądek. Aż mi wstyd,że w ogóle rozważałam coś takiego.

      • anula36 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 14:13
        rozdzielenie raz, ale tez pomyslalam sobie jak samotny bylby ten 10 latek z zapracowanym ojcem, bez matki, dziadkow przyjaciol, rodzenstwa, to tak jakby go wysylac na bezludna wyspe i radz sobie, a sama piszesz ze jest chlopcem bardzo emocjonalnym.
        dlatego mino ze tego nie lubisz czasem warto sie wywnetrzyc na forum, z daleka widac wiecej:)
      • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 14:54
        Możesz łykać proszki i wszystko stłumić.
        Możesz iść do terapeuty i wykrzyczeć, wypłakać tam wszystko, czego nie możesz/nie chcesz wykrzyczeć mężowi.
        Moim zdaniem zdrowsze jest to drugie rozwiązanie.
        Resztę przemilczę bo w dwóch fundamentalnych kwestiach mocno się różnimy, więc moje komentarze raczej nie pomogą.
      • apersona Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 15:03
        Czy kraj wyjazdu ma nieprzyjazną dla kobiet kulturę, podły klimat lub bardzo niebezpieczną sytuację polityczną? Być może kobieta żyłaby tam praktycznie w areszcie domowym?
        • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 15:52
          O rany!
          Co was tak wszystkie opetalo z tym zgadywaniem kraju.
          Taaak - kraj ma z pewnoscia niebezpieczna sytuacje polityczna i jednoczesnie placi ciezkie pieniadze, sprowadzajac sobie waskich specjalistow w celu robienia uprawnien.
          Przeciez spolecznosc ekspatek nawet w ZEA nie siedzi w areszcie domowym i nie chodzi po ulicach zakutana po czubek glowy - skad te basnie z mchu i paproci??
          • ashraf Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 16:02
            Wystarczy, ze bedzie to Arabia Saudyjska, ktora chetnie sprowadza zachodnich specjalistow, oferuje b.wysokie pensje i wysoki standart zycia, za to zycie zon przy mezach ma tam bardzo specyficzny wymiar, w duzej mierze ogranicza sie do zamknietego compoudu, jezdzenia z kierowca na zakupy i do kolezanek. Nie kazdego bawi urzadzanie domu z najnowszym katalogiem w reku czy wydawanie dyspozycji sprzataczkom, jesli wczesniej mialo sie wlasny biznes i kariere moze to byc ciezka zmiana. Ludzie naprawde sa bardzo rozni. Ja pewnie bym wyjechala, ale jestem sporo mlodsza, znam jezyki i latwo sie ich ucze, szybko przystosowuje sie do nowego otoczenia i lubie podroze. Jezeli autorka czuje inaczej, to rola meza jest to uszanowac, zwlaszcza, ze na stanie jest 3 dzieci.
            • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 16:22
              Ale ja nie dyskutuje z decyzja autorki.

              Osobiscie bym pojechala. Ona zdecydowala inaczej i rozumiem jej argumenty, mimo ze ja czuje inaczej.
              Smiesza mnie natomiast stereotypy na temat niektorych krajow - moze dlatego ze zawodowo zajmuje sie dosyc specyficznymi tematami i kategoria krajow niebezpiecznych czy politycznie opresyjnych zaczyna sie nieco dalej. (Co oczywiscie nie znaczy, ze twierdze ze AS to kraj komfortowego zycia - nawet w mojej "branzy" wysylaja tam tylko facetow).
              • ashraf Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 16:34
                Ja tez rozwazalabym wyjazd do wielu krajow, ktore pewnie niektorym wydaja sie nie do przyjecia, ale wlasnie - jesli ma sie wiedze, przekonanie, chec, poznalo sie te kraje to co innego. No i jednak duzo chetniej zamieszkalabym w takim Singapurze niz w ZEA, a AS w ogole nie wchodzilaby dla mnie w gre, obojetnie za jakie pieniadze.
              • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 16:54
                >
                > Smiesza mnie natomiast stereotypy na temat niektorych krajow


                O Boze, a co to ma w ogole do rzeczy. Iziula nigdzie ani slowem nie wspomina, ze niechec do wyjazdu jest spowodowana tym, co moglaby w tym kraju zastac. Ona nie chce jechac, bo nie chce zostawiac tego co tu w polsce ma i sobie wypracowala. Rownie dobrze mogloby chodzic o NIemcy- ona nie chce wyjezdzac i koniec. Ani do NIemiec, ani do Emiratow ani Australii.
                • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 16:57
                  A czemu kierujesz te wypowiedz do mnie? Przeciez to nie ja dywaguje na temat potencjalnego kraju docelowego oraz jego wad i zalet.
    • zolla78 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 17:53
      A nie możesz podejść do tematu bardziej praktycznie, a sam wyjazd potraktować jako przygodę.
      Rozumiem obawę przed zależnością finansową i tam i po ewentualnym powrocie. Rozsądna rzecz taka obawa.
      Zatem dogadaj się z mężem, że np. jakaś część majątku/oszczędności przechodzi na twoją wyłączną własność i że jakaś kwota z jego wynagrodzenia będzie dla ciebie. Żebyś właśnie nie musiała kombinować jak mu kupić prezent, by nie widział tego w rachunkach.
      Zostawiacie chyba jakieś mieszkanie w Polsce. Niech będzie na ciebie. Zawsze to masz SWÓJ dochód z najmu. Rozumiem, że kwestie składek emerytalnych twoich też można jakoś rozwiązać.
      Zatem nawet jak po tych 5 latach wrócicie, to będziesz miała SWOJE większe pieniądze i/lub mieszkanie i może nie znajdziesz takiej pracy jak obecnie, ale inną pewnie znajdziesz. Nie wiem gdzie jedziesz, ale może można by przez te 5 lat tak opanować tam język, by potem tłumaczyć ewentualnie, gdyby powrót do starej pracy nic nie dał. A może są jakieś możliwości rozwoju naukowego a nie biznesowego tam lub w trakcie pobytu.
      • labianka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 19:15
        zollu przepraszam, że wypowiem się niejako w imieniu autorki wątku, ale przekonywanie jej, że może się jednak zdecyduje na wyjazd w niczym jej teraz nie pomoże. Ona na tę zmianę (obojętnie czy by wyjechała z nim, czy została) reaguje już somatycznymi objawami, a wcześniej na pewno rozważyła sobie bardziej i mniej prawdopodobne korzyści z wyjazdu i jakoś nie bardzo ją to uspokaja.
        Autorce wątku chciałabym przede wszystkim powiedzieć coś zupełnie przeciwnego: nawet jeśli mąż wyjedzie, fakt, że ona zostaje jest imo bardzo rozsądny (jak mu się nie uda, czego mu nie życzę, ma kotwicę w jej postaci w Pl), a z punktu widzenia dobra dzieci chyba w 200% rozsądny (nie wiem, czy korzyści z wyjazdu dla dwójki młodszych przewyższą straty, a nawet jeśli przewyższą, student też nie jest jeszcze niezależny i samodzielny, nie wiadomo, czy i jak on ucierpi z powodu rozłąki, a nie pojedzie przecież z rodziną).
        Dlatego nie wracałabym do etapu dywagowania, a może jednak zebrać się i jechać tylko skupiłabym się na opanowaniu tego stresu. Przychodzi mi do głowy strategia skrócenia horyzontu czyli nie myślę, co będzie za 5 lat, tylko kombinuję w perspektywie miesiąca najdalej kilku m-cy. I tu bym powiedziała mężowi tak: myśl o wyjeździe nie powoduje, że endorfiny mnie zalewają, tylko czuję, że dopadnie mnie depresja i może, nie poradzę sobie z opieką nad dziećmi, pracą i życiem w ogóle. Dlatego chciałabym, żebyś mi obiecał, że jeśli się nie pozbieram, na moją prośbę wrócisz. Ustalmy przed twoim wyjazdem w jakim terminie.
        Druga strategia: po jego wyjeździe wszyscy, którzy zostaną, odczują pustkę. Trzeba pomyśleć, jak ją wypełnić, czym się zająć? Mąż powinien się zaangażować już teraz w rozwiązywanie tego problemu.
        I jeszcze taka strategia, która mnie bardzo uspokaja: układam plan B, C itd., więc poprosiłabym męża, żeby wymyślił, co zrobi, gdyby jednak okazało się, że ten kontrakt to niewypał. (Znam ludzi, którzy wrócili przed czasem, sama kiedyś wróciłam z dobrze zapowiadającego się kontraktu, bo na miejscu okazało się, że jednak coś nie zaskoczyło). On pewnie teraz jest hura-optymistyczny, ale zdrowa dawka rozsądku nie zaszkodzi.
        Cokolwiek przyniesie przyszłość, trzymam kciuki za ciebie autorko, żebyś opanowała stres, odzyskała równowagę i pozostała panią swojego życia ze szczęśliwą rodziną przy boku:-)


        • ola_dom Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 19:40
          labianka napisała:

          > Ona na tę zmianę (obojętnie czy by wyjechała z nim, czy została) reaguje już somatycznymi objawami

          No widzisz - nie wiem, co dokładnie czuje autorka, ale mi te somatyczne objawy kojarzą się przede wszystkim nie ze zmianą jako taką, ile z rozstaniem i jego potencjalnymi skutkami.
          Chodzi mi o to, że każdy jednak czuje i reaguje inaczej i różne rzeczy dla każdego są ważne, tak jak różne są stresujące.
          I ponieważ ja najbardziej cierpiałabym z powodu właśnie rozstania - a nie zmiany dotychczasowego stylu życia - to akurat rada zolli i jej racjonalne argumenty bardzo do mnie przemawiają. To samo napisałabym iziuli.
          Ale - powtórzę - to iziula wie, co ją boli najbardziej i w związku z tym to ona musi zminimalizować SWOJE straty.
        • zolla78 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 19:48
          Ja rozumiem, ja w zasadzie wiem, jak stres potrafi wykończyć, ale też właśnie odbiera czasem możliwość pomyślenia o opcjach różnych, człowiek fiksuje się na jednym problemie albo rozwiązaniu.

          Ja nie przekonuję do wyjazdu. Może źle odbieram autorkę, ale mam trochę wrażenie, że ustawiła się na linii wyjadę- będę zależna źle zostanę- rozpadnie się małżeństwo źle.

          A dwa ja z wątku widzę osobę, która ma mężowi za złe, że realizuje swoje cele po niejako trupie rodziny, ale jest za grzeczna/dobra/ustępliwa itd. czyli jak większość kobiet by powiedzieć zwykłe "nie" , to może niech chociaż powie, ok, tak, ale za pewną cenę - tu zabezpieczenie moich interesów, moich potrzeb, w tym wypadku potrzeby bezpieczeństwa finansowego takiego jej i tylko jej.

          Myślenie w zakresie tylko miesiąca lub dwóch, to nie rozwiązanie. Mąż już podjął decyzję w zakresie 5 lat i trzeba o takim okresie myśleć. Można na tabletkach uspakajających, ale uciekanie od problemu na zasadzie zrobię plan na miesiąc, to nie jest wyjście.
    • glamourous Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 20:03
      Napisze dosadnie : facet, ktory narobil dzieci, a potem bez mrugniecia okiem je opuszcza w pogoni za kariera i kasa NIE JEST dobrym ojcem. Dobry rodzic nie wyobraza sobie rozstania z dziecmi na tak dlugi kawal zycia, nawet za uposazenie Billa Gatesa. Rodzina to kompromisy, czesto niestety zgnile - i to rodzic powinien poniesc odpowiedzialnosc i dostosowac sie do potrzeb dzieci, a nie odwrotnie. IMO fatalnie wyszlo, ze od poczatku nie stawialas sprawy w ten sposob, bo pieciu straconych lat nikt i nic Waszej rodzinie nie zwroci.

      Ja bym negocjowala rezygnacje meza z wyjazdu, motywujac, ze przemyslalas gruntownie po konsultacji z dzieciecym psychologiem i zmienilas zdanie. Powiedziec mu wprost zeby nie rozwalal dzieciom zycia. Chrzanic zakupione bilety na samolot. To akurat jest najmniejszy problem w porownaniu do perspektywy rozwalenia rodziny oraz psychologiczncych i emocjonalnych strat jakie poniosa dzieci w wyniku tej rozlaki.
    • notting_hill Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 20:30
      Zwrócę uwagę na jeszcze jeden aspekt, który tutaj nie został poruszony- mężczyzna, który po tak długim czasie wraca na łono rodziny, jest kompletnie od tej rodziny odklejony... Znam dobrze ten wątek, bo mój ojciec był w latach 70- tych na kontrakcie, który trwał trochę ponad rok. W międzyczasie my byliśmy u niego przez bodaj dwa miesiące wakacji całą rodziną (matka, brat i ja). Po powrocie po pierwsze trudno było mu się odnaleźć zawodowo, po drugie w domu był zupełnie obcy- przez ten czas stracił umiejętność życia w rodzinie. To była rzeczywistość głebokiego PRL-u, nie mogliśmy z nim jechać tam wtedy, bo finansowo to było zupełnie nieopłacalne. Ale ten czas- ponad rok był jakoś do ogarnięcia. I tak odczuwałam to jako dziecko bardzo silnie. Dla mojego o pięć lat młodszego brata to też nie było dobre doświadczenie. Zaraz po powrocie ojciec zaczął się starać o następny wyjazd, tym razem to miała być Kuba i to na trzy lata, więc mieliśmy jechać wszyscy. Tutaj to już matka postawiła ostre veto- albo wszyscy, albo rodzina przestaje istnieć. Finalnie nic z tego nie wyszlo, ale pamiętam doskonale wszystkie emocje z tym związane. Piszę o tym dlatego, że perspektywę dziecka odczułam na własnej skórze. Jasne, teraz jest inaczej, są łatwiejsze metody komunikacji, ale ten aspekt emocjonalny bym mocno podkreślała.
      • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 20:43
        A mnie z kolei przez cala dlugosc tego watku zastanawia rzecz, ktorej jakos nikt nie podnosi, wiec moze ja jestem dziwna ale...naprawde da sie zachowac wiernosc w okresie 5 lat? Czy liczenie na to, ze dorosly zdrowy facet przez 5 lat bedzie zyl w abstynencji seksualnej jest realne? Poprawcie mnie jesli sie myle, ale wydaje mi sie ze nie.
        • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 20:52
          Wiesz, ja się zastanawiałam nad czym innym. Mąż może jednak wkalkulował sobie te pięć lat braku regularnego seksu. Ale autorka do braku seksu zostanie poniekąd zmuszona. Dlaczego ma 5 lat dorosłego życia sypiać z facetem tylko sporadycznie, choć tego nie chce?
          • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 21:54
            trochę głupio to pisać, bo męża Iziuli nie znam, ale nie wykluczam, że mąż dopuszcza myśl o jakichś przygodnych kontaktach w tym swoim kraju, bo być może uważa, że dla faceta "przelecenie" jakiejś panienki za stosownym wynagrodzeniem to nic nieznaczące ćwiczenie gimnastyczne. Kiedyś istniał stereotyp, że facet może sobie pozwolić na nic nieznaczący romansik urozmaicający nudne życie małżeńskie, byleby dbał o rodzinę i oczywiście także sypiał z żoną, bo "facet musi się wyszumieć", a kobietom tak łatwo zdrad nie wybaczano. Stereotyp był niesprawiedliwy, niemniej jednak funkcjonował w wielu środowiskach. Może mąż Iziuli tak właśnie myśli, że ona jest miłością jego życia, a ta panienka z hotelu to dla rozładowania napięcia? Wiem, że napisałam coś brutalnego, ale oczywiście trzeba sie z tym liczyć.
        • anula36 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 20:53
          a dorosla zdrowa kobieta to co? przepraszam:)Tez swoje potrzeby ma.
          • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 20:59
            anula36 napisała:

            > a dorosla zdrowa kobieta to co? przepraszam:)Tez swoje potrzeby ma.

            No wiadomo, ale Iziula moze byc zbyt zajeta na romanse: trojka dzieci do ogarniecia w tym jedno bardzo male. Szkola, lekcje, wywiadowki, choroby, kupowanie ubran bo rosna, gotowanie, sprzatanie. A on? Na koloniach na drugim koncu swiata. Co bedzie robil wieczorami przez 5 lat?
            • anula36 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 21:08
              dziubal projekty? przygotowywal sie na kolejny dien pracy, siedzial z rodzinka na skypie, spal?
              jakos nie potrzegam tego typu pracy jako kolonii, moge sie mylic ,ale takiego pracownika na kontrakcie, jeszcze bez rodziny, raczej cisnie sie jak cytryne, w koncu musza sie firmie zwrocic te jego zawrotne apanaze.
              • ola_dom Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 21:23
                anula36 napisała:

                > dziubal projekty? przygotowywal sie na kolejny dien pracy, siedzial z rodzinka
                > na skypie, spal?

                No nie, nie wiem, jakie zajęcie, jakie rozmowy, jakie cokolwiek będzie w stanie stłumić zwyczajną, ludzką fizjologię. Po prostu.
                Nawet zajmowanie się domem, firmą i trójką dzieci może co najwyżej "rozrzedzić" i opóźnić libido - ale nie zatka się na 5 lat, nie ma takiej siły. O ile nie wejdzie w grę jakaś choroba.
        • ola_dom Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 21:21
          ada1214 napisała:

          > A mnie z kolei przez cala dlugosc tego watku zastanawia rzecz, ktorej jakos nikt nie
          > podnosi, wiec moze ja jestem dziwna ale...naprawde da sie zachowac wiernosc w okresie 5 lat?

          Molly o tym napisała. Jedyna, dopóki Ty o tym nie wspomniałaś, a to jest bardzo ważna rzecz.
          Iziula o tym nie pisze, ale niewykluczone, że to także nie daje jej spokoju.
      • szpil1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 20:54
        notting_hill napisała:

        > Zwrócę uwagę na jeszcze jeden aspekt, który tutaj nie został poruszony- mężczyz
        > na, który po tak długim czasie wraca na łono rodziny, jest kompletnie od tej ro
        > dziny odklejony...

        Dokładnie. Ktoś napisał (chyba Verdana), ze po powrocie męża po tych pięciu latach mąż nie bedzie znał dzieci. Ale i żona i dzieci też męża nie będą znały, bo to będzie już zupełnie inny człowiek. Nie wierzę, że samotne życie go nie zmieni.
        Ja generalnie mam wrażenie, ze to mężowskie "przetrwamy rozłąkę, jesteś miłością mego życia" - to tylko takie pitolenie i dla uspokojenia żony, i własnego sumienia.

      • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:10
        Ja o tym wspomnialam wyzej.
        Za glebokiego PRL mojszanowny tatus pojechal sie dorabiac na 5 lat (miedzy moim 11 a 16 rokiem zycia). 3Dla mojego dobra i zeby mi niczego nie brakowalo". Po powrocie w zasadzie byl dla mnie obcym czlowiekiem.Z roznych tych i wielu innych powodow tak pozostaje do dzisiaj.
        I to jest jeden (chociaz akurat nie najwazniejszy) powod dla ktorego ja bym sie spakowala w plecak ipojechala razem z dzieciakami.
    • emmm77 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 10.08.16, 22:03
      Wydaje mi się, że autorka zapędziła się w kozi róg - nie może mężowi zabronić wyjazdu (rozumiem ten sposób myślenia, bo sama też nie umiałabym powiedzieć "nie", jest to sprzeczne z moją filozofią małżeństwa, zresztą zgodziła się, sprawy poszły za daleko) i nie może go puścić, bo czuje, że w ten sposób rozpada się jej życie (poczucie bycia ważniejszą, cały ciężar wychowania dzieci spada na nią itd.). Być może z tego powodu ten kryzys psychiczny. Pojechać z mężem też nie może - przyjmuję te argumenty, jednak nie do końca je czuję. Sama bym pojechała w podobnej sytuacji, choć na pewno z mnóstwem obaw. Wygląda to jakby rozjechały się priorytety - autorka ceni stabilizację, jej mąż - wyzwania. Pytanie, czy jakiś kompromis jest możliwy...
      Nie potępiałabym męża jak większość z Was. Podejrzewam, że jest zaślepiony wizją wyjazdu i nie widzi lub unika widzenia problemów. Być może liczył, że w międzyczasie przekona żonę? Może nie ma na tyle wyobraźni lub doświadczenia życiowego, żeby przewidzieć, co się może stać, jeśli zniknie z życia dzieci na 5 lat? Nie lubię uogólniać, ale obserwuję, że mężczyźni są często huraoptymistami a kobiety przeginają w drugą stronę - martwiąc się na zapas i wszędzie widząc kłopoty. Nie zakładam, że mąż olał życie rodzinne i autorkę, postanowił zdezerterować, raczej myśli, że robi to dla dobra rodziny. Inna sprawa, że tu akurat nie ma racji. A gdyby autorka powiedziała mu na początku, że się nie zgadza? Czy powiedziałby ok i żyliby dalej szczęśliwie? podejrzewam, że miałby poczucie zmarnowanej okazji, obwiniałby żonę o brak sukcesów, o nudę w życiu itp. Ona sama mogłaby czuć, że podcięła mu skrzydła. To chyba też nie służyłoby ich małżeństwu.
      Po przeczytaniu wątku mam wrażenie, że autorka przyjęła perspektywę, że ten cały wyjazd to koniec świata (jej świata). Nie wzięła pod uwagę opcji, że może mężowi towarzyszyć i jest szansa, że coś dobrego z tego wyniknie dla nich obojga. Jak już ktoś pisał - przyszłość finansową można zabezpieczyć jakimś funduszem, który będzie rekompensował żonie brak pracy w nowym miejscu. Ale jeśli autorka w swojej pracy się spełnia i rozstanie się z nią na jakiś czas uderzy w jej ambicję, poczucie sensu życia, to wtedy rozumiem, że wyjechać nie może. Jednak o tym nie pisze, wspomina tylko o kasie i zależności finansowej od męża. Dla mnie kasa nie jest specjalnie ważna, a niezależność owszem, ale nie ma ona być wieczna i wspólny wyjazd można potraktować jako wspólną inwestycję (nie mogę teraz zarabiać, ale umożliwiam zarabianie małżonkowi w imię bycia dalej rodziną, więc mam moralne prawo uważać, że zarabiamy razem).
      Nie piszę tego, żeby autorkę namawiać do wyjazdu (bo tak samo jak mąż chcieć, autorka ma prawo nie chcieć), jednak może zbyt kategorycznie Izula ocenia tę sytuację. Może warto spróbować jeszcze takiego rozwiązania - polecieć tam na miesiąc, rozejrzeć się, rozważyć możliwość wyjazdu z tamtej perspektywy, nie rozwiązując tutaj firmy i nie skazując się skok na głęboką wodę bez możliwości powrotu? Czasem okazuje się, że zwyczajne wyjście z domu zmienia perspektywę. Nawet jeśli autorka nie zmieni w ten sposób swojej decyzji, to wyjdzie z dołka, w którym się znalazła myśląc, że nic się już nie da zrobić, że życie jej się wali. Niekoniecznie.
    • jusiakr Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 05:39
      Ja wyjechałam za mężem, by on mógł realizować swoje ambicje zawodowe. Zrezygnowałam z pracy w PL i wyjechałam do kraju w którym zawodowo musiałabym zaczynać od zera. Ale zdecydowałam sie nie pracować i to był najlepszy okres w moim życiu.
      Ale... W Twojej sytuacji bym sie na to nie zdecydowała ze względu na najstarsze dziecko. On by na tym najwiecej stracił (pomijając, ze nie chce jechać) a z drugiej strony nie wyobrażam sobie by go zostawić samego w PL.
      No i dziwne, ze maz sam nie wpadł na pomysł, ze rozłąka na 5 lat to nie jest takie hop siup.
      • berber_rock Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 09:00
        Jak dla mnie, to sytuacja 19 latka jest akurat najbardziej elastyczna:
        rozumiem ze jest po maturze i przed studiami, wiec ja tu widze multum mozliwosci. Moze pojechac do tego kraju i sprobowac podjac studia tam, moze sobie zrobic roczna przerwe na nauczenie sie nowego jezyka, poznanie innej kultury, podroze jakas dorywcza prace, cokolwiek sobie wymysli, moze podjac studia w PL, a jak mu nie bedzie pasowalo, to po roku sie przeniesc etc.
        Akurat jest w takich wieku, kiedy trzeba powoli zaczac stawac na wlasne nogi i zdobywac doswiadczenie. A doswiadczenie mozna zdobywac na rozne sposoby - patrz wyzej.

        Bardziej obawialabym sie o 10 latka, a najmlodsza - coz, po 5 latach rozlaki raczej nie bedzie czaic relacji z ojcem ...
        • ashraf Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 09:12
          Ja z kolei uwazam, ze dzieci sie dostosuja, w wiekszosci krajow jest mozliwosc chociazby nauki w International School, nauki jezyka, sa dzieci w podobnej sytuacji, no i zawsze jest jeszcze rodzenstwo. Gorzej z doroslymi, tu musi byc swiadoma zgoda i chec podjecia takiej przygody, perspektywy zawodowe dla drugiej osoby - jezeli chce pracowac. Tu, gdzie mieszkam widzialam juz rozne historie - sa kobiety, ktore blyskawicznie sie odnajduja - czy to pozostajac w domu, czy szukajac nowej sciezki zawodowej, ktore traktuja wyjazd jako wyzwanie. Sa jednak i te, i chyba jest ich nawet wiecej, ktore czuja sie obco, sa zupelnie uzaleznione od pensji meza, czesto maja bardzo specyficzny zawod wymagajacy nostryfikacji dyplomu i swietnej znajomosci jezyka, maja trudnosc ze zorganizowaniem dobrej opieki dla dzieci, nie chca podejmowac prac prostych (co rozumiem). To kwestia osobowosci i realnych mozliwosci. Mnie tez na poczatku nie bylo super latwo, choc prace znalazlam od razu, pracuje w zawodzie, work-life balance jest nieporownywalny do tego, czego moglabym oczekiwac w Polsce.
          • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 11:22
            To kwesti
            > a osobowosci i realnych mozliwosci. Mnie tez na poczatku nie bylo super latwo,
            > choc prace znalazlam od razu, pr

            Osobowosci?
            Czy Ty przypadkiem nie pracujesz na recepcji w hotelu?
            W takim wypadku na wypadek koniecznosci powrotu do pl idziesz do kilku hoteli, pytasz o prace i w ktoryms Cie przyjma. Pierwszego dnia.
            Iziula wyraznie napisala, ze jej pozycja zawodowa jest rezultatem ciezko wypracowanej siatki klientow, ktorych trudno zdobyc, a latwo stracic, i po powrocie do pl bedzie musiala znowu zaczynac od zera.
            Kwestia osobowosci, dobre..
            • ashraf Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 12:30
              W recepcji pracowalam jako maturzystka i to bylo dobre na tamtym etapie ;) Teraz zajmuje sie - w duzym skrocie - field operations i raczej nie polega to na tym, ze przychodzi sie z CV do pierwszej lepszej firmy i od razu przyjmuja. Stad jak najbardziej wiem na czym polega trud znajdywania pracy w nowym kraju, szczegolnie jesli nie zna sie jezyka. Ja znalam 2, ale niemieckiego akurat nie, teraz znam bardzo dobrze, ale to tez jest kwestia zdolnosci akurat do jezykow. I osobowosc zdecydowanie gra tu duza role - gotowosc do zmian, do podjecia ryzyka, elastycznosc itd. Przy czym nie wiem, czy zauwazylas, ale napisala, ze JA bym (byc moze) wyjechala, ale moj zawod mozna wykonywac wszedzie tam, gdzie sa duze firmy, na miejscu autorki - z wlasna, wasko wyspecjalizowana dzialalnoscia i siatka klientow - optowalabym za pozostaniem na miejscu. Kazdy musi sam ocenic gdzie i jakie ma szanse zawodowe. Szanse zawodowe (lub ich brak) w przypadku powrotu do Polski tez sa tutaj argumentem.
              • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 13:53
                Ashraf, a wolno spytac, w jakim jestes wieku?

                Bo mam wrazenie, ze w tym watku zapewnienia "ja bym pojechala, lubie wyzwania " padaja glownie z ust osob mlodych. Kochane, w mlodym wieku robi sie wiele szalonych i ryzykownych rzeczy, bo w razie niewypalu jest czas, by wszystko naprawic i odwrocic. Jesli w wieku lat 30 zrobisz zawodowo glupie posuniecie, to jeszcze wszystko jest do odkrecenia. Wszystko. Niestety, po przekroczeniu magicznej 40 stki akcje na rynku pracy leca na leb na szyje. Jak zrobisz glupie zawodowo posuniecie w wieku 40 lat (jak moze byc w przypadku Iziuli) to potem moze sie zdarzyc, ze przed emerytura juz tego nie zdazysz naprawic, bo nikt Ci juz nie da takiej szansy. Czy to tak trudno zrozumiec?
                • ashraf Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 14:10
                  Blizej mi do 3 niz do 4 :) Ale rozumiem o co ci chodzi, zreszta o tym samym pisze wyzej - na miejscu autorki nie zdecydowalabym sie na taki ruch. Przy czym dalej pozostaje przy swoim zdaniu, ze osobowosc ma duze znaczenie, znam kobiete po 50, ktora w ciagu ostatnich kilku lat mieszkala m.in. w Szwajcarii, USA, Kanadzie, wszedzie bez problemu sie odnajduje - takze zawodowo. Nie kazdy tak ma, ale nie jest to niemozliwe.
        • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 12:36
          19latek właśnie się dostał na wymarzone studia...
          • ashraf Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 12:50
            19-latek w sumie moglby zostac w kraju, doroslego chlopa nie trzeba juz nianczyc, a taka szkola zycia moglaby mu wyjsc na dobre. Tylko ze na razie tak czy inaczej wychodzi na to, ze jedyna osoba, ktora moze realnie skorzystac na tym wyjezdzie jest tatus, a to troche malo w zestawieniu z zona i 3 dzieci.
          • edw-ina Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 13:06
            skoro dostał się na wymarzone studia to tym bardziej nie stanowi problemu. Młodzi ludzie wyjeżdżają na studia na inny kontynent i jakoś dają sobie radę bez mamy i taty w pobliżu. To wręcz szkoła życia.
            • pade Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 13:41
              To jest 19latek po przejściach, Iziula o tym pisała.
              Poza tym, nie czarujmy się, student pierwszego roku jest pełnoletni, w miarę samodzielny i ogarnięty ale też potrzebuje rodziny i wsparcia od czasu do czasu.
              • jusiakr Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 15:40
                Zgadzam sie.
                Zazwyczaj na studia na koniec świata wyjeżdżają ci, którzy maja swietnie opanowany jezyk itp. Nie sa to osoby "przypadkowe", tylko takie które ścieżkę kariery budowały przez poprzednie pare lat.
                Jezeli chłopak jest po przejściach to pierwszy rok na studiach jest ciężki, nie wyobrażam sobie zostawić go samego.
              • ashraf Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 16:02
                Jezeli po przejsciach, to pelna zgoda. Nie czytalam tamtego watku.
        • jusiakr Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 15:35
          Moim zdaniem nie jest najbardziej elastyczna - nie wiemy jak radzi sobie z językiem, dochodzi kwestia uznawalności wyników polskiej matury itp. Nie znalazłam informacji jakie to wymarzone studia - moze polonistyka ;-)
          • jusiakr Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 15:42
            Ok, teraz skojarzyłam wątek o synu z problemami i uważam, ze absolutnie nie moze zostać sam.
          • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 15:47
            Informatyka. J. Angielski perfekcyjny 100% wynik na maturze. To informację dot. syna.
            Nie rozważam jego wyjazdu,bo jest pełnoletni. Bo deklaruje chęć zostania w kraju. Bo spędzi wakacje 2017 u ojca pracując ( to jego plany ). Bo uważam że tu powinien sam podjąć decyzję. Nie ja,nie mąż.
            A wczoraj zdał egzamin na prawo jazdy i wie że będę potrzebowała jego pomocy w sezonie zimowym,i w pracy i w domu. I taka pomoc deklaruje,oczywiście w miarę możliwości bo wiem ile wysiłku potrzeba by się uczyć.
    • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 16:11
      Poświeciłyście mi dużo uwagi i czasu. Jestem wam za to przeogromnie wdzięczna.
      Piszę z telefonu wybaczcie błędy,laptop w serwisie.Odpowiem w ratach.

      Zabolało jedno stwierdzenie,że mąż może w ten sposób uciekać przed moja chorobą,jaką jest depresja. Do tej pory miałam 2 rzuty i dwie skuteczne,kilkumiesieczne terapie farmakologiczne.Między tym okresy wyciszenia i spokoju.Bez prób samobójczych.To nie stanowi problemu. Mąż nigdy się nie skarżył. Jest opiekuńczy,troskliwy. No, ale po tej sugestii została zasiana we mnie niepewność.
      Tak,jestem DDA. Z traumatycznym dzieciństwem. Biciem i koszmarem.
      Mam też zakodowane że nigdy,przenigdy nie będę bezrobotna,zależna czy to od męża czy zasiłku. Mam zakodowaną konieczność pracy i posiadania własnych środków do życia. To przymus trudny do przezwyciężenia. I akceptowany w 100% przeze mnie.

      Bardzo poruszył mnie post, w którym pada propozycja skupienia się na krótkich odcinkach czasu. Najbliższy miesiąc,dwa. Tak,to uspokoiło dygot.
      Zadałam też mężowi pytanie,czy wróci jeśli powiem że nie daje rady. Usłyszałam tak. Kolejny kamyczek do opanowania stresu.

      Zaczęłam też myśleć dlaczego tak panicznie zareagowałam na zmianę,emocje są uzasadnione ale ich natężenie nadmierne. Fakt,że sytuacja jest trudna ale do tej pory do wszystkich problemów podchodziłam
      zadaniowo. Tu totalny dół,panika,łącznie z dusznościami
      • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 16:48
        Jestem introwertykiem. Moje relacje z innymi są płytkie i powierzchowne. Nie umiem i nie chce nawiązywać relacji głębszych. Sam dotyk,przytulanie są pewnym problemem.
        Mam jedną b.bliska przyjaciółkę i 2 bliskie. To mi wystarczą. Z innymi ludźmi mam kontakty służbowe,krótkie,na dystans.
        Mąż jest jedyną osobą, oprócz dzieci z którym łączy mnie b.głęboka relacja. Pełna bliskości, dotyku, ciepła, wzajemności. Jest moim mężem, kochankiem, przyjacielem.
        To po części tłumaczy panikę, w którą wpadłam po jego decyzji.Mąż to jedyna "zależność" do której dopuściłam i na którą sobie pozwoliłam.
        Samo pisanie tu o sobie , swoich uczuciach powoduje bunt ale zaprosiłam Was do tej dyskusji i dostałam więcej niż się spodziewałam. Wasze odpowiedzi to inne spojrzenie na moją obecną sytuację. Zmusiłyście mnie do przyjrzenia się swoim uczuciom,co właśnie skutkuje. Spychanie ich na później nic nie dało.
        Jestem w trudnej sytuacji,trudne dni przede mną i trudne decyzje. I to akurat wtedy,gdy uznałam że jestem już w bezpiecznej przystani.
      • labianka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 17:49
        Reagujesz paniką, bo tracisz poczucie bezpieczeństwa. Do tego być może masz zakodowane jak typowy DDA, że trzeba mieć wszystko pod kontrolą, więc dobija cię myśl, że sama nie dasz rady. No ale jednak po tym, co piszesz, wychodzi na to, że twój mąż jest jednak i odpowiedzialny, i odważny a nie lekkoduch, który chce się wyrwać z domu, żeby poszukać przygód pod pretekstem zarabiania kasy albo dlatego, że żona i dzieci go już nudzą:-)

        Przeżyliśmy rozłąkę i powiem ci, że musiałam się czasem przełączyć na taki stan przetrwania. Wzorem była mi Scarlet O'Hara ze swoją maksymą "jutro pomyślę":-) Zaadaptowałam to sobie na własne potrzeby tak: przytłacza mnie to, to się zawieszam, albo jeszcze lepiej kieruję swoją uwagę ku czemu innemu i robię sobie przerwę. Tego się od Scarlet nauczyłam, bo ja bym się raczej zawzięła i . I jeszcze ujęła mnie postawa pani Danuty Wałęsowej, która miała takie wewnętrzne przekonanie, że mąż wróci. Tłumaczyła to tak, że przecież to takie naturalne, wychodził, powiedział czekaj na mnie, to znaczy że wcześniej czy później wróci. Skąd u niej takie przekonanie, skoro on nawet nie potrafił powiedzieć, kiedy wróci, zawsze mnie zdumiewało. Dla mnie raczej oczywiste byłoby, że jak wychodzi/wyjeżdża, to nie wiadomo, czy wróci i byłabym w stanie wyobrazić sobie x scenariuszy, co złego może się stać i wpaść w panikę pod wpływem czarnych myśli. No ale za przykładem pani Danuty postanowiłam nauczyć się myśleć, że mój też wróci:-)

        A już na zupełnie poważnie: wyjeżdżający jest pod wpływem stresu motywującego, a pozostający - destrukcyjnego - chyba masz tak samo, jak ja. Rozjechaliśmy się emocjonalnie przed wyjazdem, bo on nie mógł spać, planował z entuzjazmem, co i jak on tam na zrobi, a mnie wtedy ogarniała i zazdrość, że to nie ja będę miała nową pracę i nowe wyzwania, i złość, że obowiązki okołodzieciowe spadają na mnie. Dlatego uczestniczyłam w planowaniu jego wyjazdu, ale też dopominałam się, aby i mnie dopieścił m. in. wymyślaniem rozwiązań takich prozaicznych problemów jak to, kto przejmie niektóre obowiązki ojca typu kopanie piłki czy łowienie ryb:-) Z punktu widzenia więzi ojciec syn (i córka też zresztą) dobre było to, że ojciec wtajemniczył dzieci w tajniki swojego projektu i dawał im wgląd w postępy przy jego realizacji. Jeśli facet jest typem - jak ja to określam "family man" to nawet gdy jest daleko, nie musi nastąpić zerwanie więzi z dzieciakami. Trzeba mu tylko o dzieciakach przypominać, żeby obowiązkowo oderwał się od swojego zawodowego życia i pobył trochę w domu. Pobył oczywiście duchem skoro ciałem nie może :-) O ile strefy czasowe wam się za bardzo nie rozjadą, to skype i inne tego typu wynalazki sprawią, że syndromu dzieci marynarza się nie nabawicie:-)

        A tak na koniec opowiem ci ekstremalną wersję strategii skróconego horyzontu: żony żołnierzy na misjach skracają sobie horyzont do jednego dnia. Jeżeli facet przeżył kolejny dzień, to się bardzo cieszą, a wieczorem nie modlą się, żeby przeżył do końca misji, tylko kolejny dzień, później kolejny itd. To jest dopiero niewyobrażalny stres :-(

        • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 17:59
          OK. Tylko takie skracanie horyzontu, zawieszanie sie, poczucie przytłoczenia, stan przetrwania to chyba nie jest doskonały przepis na udane życie. Problem polega na tym, że da się wyjazd męża przetrwać, da sie przetrwać rozłąkę. Ale po co? No, a dla dzieci ojciec obecny duchem nie jest ojcem obecnym. Więż ze strony męża może nie ulec przerwaniu, ale dzieci - z ich punktu widzenia - jednak ojca raczej nie mają. I nie ma co udawać, że dla dzieci to wszystko jedno i nie ma większej różnicy, czy jest oboje rodziców, czy ojciec odległy o setki kilometrów i matka, która dzielnie stara sie przetrwać.
          • labianka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 20:59
            Skracanie horyzontu to nie jest przepis na udane życie tylko strategia na to, żeby przetrwać rozłąkę i - jak to się potocznie mówi - nie zwariować lub nie popaść w depresję. A zawieszanie się służy nie temu, żeby przytłoczenie trwało, tylko dzięki zrobieniu sobie przerwy w myśleniu o tym, co mnie najbardziej trapi, daję sobie szansę, żeby oderwać się od mojego największego kłopotu, zająć się czymś innym, co będzie dla mnie budujące a nie dołujące. Jeśli w ten sposób da się przetrwać wyjazd czyli rozłąkę, to przecież o to chodzi.

            Oj verdano ale kombinujesz z tą więzią:-) My nie udawaliśmy przed dziećmi, że mają obydwoje rodziców, one po prostu miały mamę na wyciągnięcie ręki i tatę, który nie wracał codziennie wieczorem do domu. Obydwoje dawaliśmy im tyle uwagi, ile potrzebowały, on uczestniczył aktywnie w ich życiu, a one w jego. Potrzeby dzieci w tym najważniejsza w tej sytuacji - poczucie bezpieczeństwa były zaspokojone, choć nie było oczywiście fizycznego kontaktu z nim za każdym razem, kiedy tego chciały. Na szczęście więź buduje się nie tylko na płaszczyźnie fizycznego kontaktu z drugim człowiekiem, ale i na wielu innych poziomach.
            Chociaż tęskniliśmy wszyscy, a młodszemu dziecku zdarzało się nawet płakać, to czas bez ojca w domu nie był dla naszej rodziny destrukcyjny chyba właśnie dlatego, że nikt nie udawał, że to wszystko jedno, czy tata jest tu czy tam. Trudno jest dzieciom wytłumaczyć racjonalnie sens takiej rozłąki, ale można wypracować takie rozwiązania, dzięki którym wyjazd taty nie będzie kojarzył tylko ze smutkiem i żalem spowodowanym rozłąką, ale zgoła z czym innym, na przykład okazją do wyjechania w ciekawe, nowe miejsce, poznaniem taty kolegów i ich dzieci oraz śledzeniem projektu realizowanego przez ojca - to ostatnie bezcenne z punktu widzenia moich dzieci, bo choć tego typu projektów mąż zrealizował na miejscu wiele, to nigdy nie pokazywał ich w takim zakresie dzieciom. My sobie zaadoptowaliśmy jego projekt i nawet nazywaliśmy go "kolejnym dzieckiem naszego taty":-)
            Dzieci nie oglądały mnie cierpiącej i zdołowanej, a ojciec wymyślił nam "zastępstwo" na czas swojej nieobecności, więc mieliśmy gdzie lokować nasze uczucia i emocje.

            Verdano ciągle pytasz po co ten wyjazd i poddajesz argumenty przeciw niemu, a ja widzę, że tego typu wyjazdy to już się robi norma w moim otoczeniu i chciałabym, żeby i moje dzieci mogły podejmować pracę setki km od domu. Nie ma co traktować ich jak zuo i za wszelką cenę dążyć do wyeliminowania z życia, trzeba natomiast racjonalnie spojrzeć na to, co się zyskuje, co traci i umieć przeciwdziałać negatywnym skutkom rozłąki. Stąd moje strategie na czas rozłąki, nie na całe życie:-)
            • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 21:07
              Rozwody też są normą, a na dzieci dobrze nie wpływają. Jesli przyjmiemy, ze normą jest życie na odległość i minimalizowanie strat, to Ok, tylko w takim razie trzeba sobie powiedzieć, ze małżeństwo i dobro dzieci nie są w życiu priorytetem - muszą ustąpić przed dobrą pracą i pieniędzmi. Gdy chodzi o pieniądze na życie, to dla mnie jest jasne, że żyć z czegoś trzeba. Jednak gdy ważniejszy jest własny rozwój i ogromne zarobki, niż wychowanie dzieci i bycie z partnerem, to należy zastanowić się, po co w ogóle partner i dzieci, skoro w życiu są czymś drugoplanowym. "Kolejne dziecko taty" jednak jest jak widać ważniejsze od poprzednich dzieci taty. Rozumiem, że dzieci nie oglądały cię zdołowanej - czy to oznacza, że nie bardzo przejęłaś się wyjazdem, czy po prostu musiałaś dodatkowo grać przed dziećmi?

              I jest różnica, czy wyjeżdżają dzieci, czy partner i rodzic.
              • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 21:47
                Verdano, podpisuje sie tutaj pod kazdym Twoim slowem.
                I co to znaczy "budowanie wiezi na odleglosc"? Przeciez to antylogia. Wiez z definicji oznacza bycie blisko, zeby jeden obiekt zwiazac z drugim musza sie one zblizyc na przyslowiowe wyciagniecie reki. Skajp, telefon maile? To ani w ulamku nie zastapi poglaskania po policzku, czulego objecia, musniecia wlosow, dotyku dloni. Pojscia na spacer i do kina.

                Co do minimalizowania strat i twierdzenia, ze "da sie" to zalecalabym powsciagliwosc. Czy te straty byly minimalne, czy tez ogromne, to sie moze okazac byc moze dopiero jak dzieci beda dorosle. Wystawia Wam za to rachunek. Prosze sie kiedys w przyszlosci nie dziwic, jak bez mrugniecia okiem oddadza was do domu starcow- skoro im pokazaliscie, ze cash wazniejszy od rodziny.
              • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 21:52
                rozmawiamy trochę tak, jak o biciu i klapsach. Ok, bicie to zło, ale jest różnica między skatowaniem dziecka pogrzebaczem, a jednym klapsem, gdy doprowadzi do ostateczności. Stwierdzając, że bicie to zuo niezależnie od tego, czy jeden klaps, czy skatowanie, nie poprawimy losu dzieci najbardziej skrzywdzonych, katowanych przez rodziców, bo ci mają takie rozważania głęboko w sempiternie, tylko pogarszamy los dzieci normalnych rodziców, którym raz zdarzyło się dać klapsa i teraz będą rozkmniniać poczucie winy i okazywać to dziecku, które o klapsie już dawno nie pamięta. Tak i tu: oczywiście, że tego rodzaju wyjazdy są dla rodziny dużym ryzykiem, w tym dla dziecka, i najlepiej ich nie podejmować. Niemniej jednak istnieją, podobnie, jak rozwody, które też są zuem (aczkolwiek kiedyś w jakimś wątku pamiętam, jak wszyscy radzili jakiejś kobiecie, żeby odeszła od męża, i "zaręczali mi", że rozwód rodziców dla dziecka żadną traumą nie jest). A skoro do nich dochodzi, to warto pomyśleć nad technikami choć trochę zmniejszającymi zło zamiast uważać, że to koniec świata i nic zrobić się nie da. Amputacja nogi, chociaż nieraz konieczna, jest niewątpliwie złem, ale to nie przeczy postulatowi produkowania coraz lepszych protez. Skoro w rodzinie iziuli klamka zapadła, mąż wyjeżdża, iziula z dziećmi zostają, to warto zastanowić się, co zrobić, by ta sytuacja możliwie najmniej odbiła się na dzieciach.
                • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 22:20
                  Amputac
                  > ja nogi, chociaż nieraz konieczna, jest niewątpliwie złem, ale to nie przeczy p
                  > ostulatowi produkowania coraz lepszych protez. Skoro w rodzinie iziuli klamka z
                  > apadła, mąż wyjeżdża, iziula z dziećmi zostają, to warto zastanowić się, co zr
                  > obić, by ta sytuacja możliwie najmniej odbiła się na dzieciach.


                  Skoro uzywasz przykladu amputacji i stosowania protez do zobrazowania obecnej sytuacji Iziuli, to chcialabym zwrocic uwage, ze te noge jeszcze da sie uratowac. Nie ma koniecznosci amputacji, a Ty juz widze mierzysz proteze. Facet jeszcze nie wyjechal, dopiero bilety kupil. Noge nadal da sie uratowc, wystarczyloby zechciec. Wyobrazasz sobie pacjenta ktory komunikuje lekarzom "tak bardzo chce miec proteze ze prosze nie leczyc, amputowac prosze"? A jednak tak sie wlasnie dzieje, uzywajac Twojej ilustracji.
                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 00:47
                    Jeżeli kupił bilety i zawarł kontrakt, to zapewne nie da się już tego odkręcić, więc pozostaje tylko zastanowić się, jak zminimalizować złe skutki. Nogi z gangreną uratować się nie da, chociaż jeszcze nie została amputowana, ale nie ma powodu rezygnować z protezy.
                    • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 10:18
                      Ale nie obciążajmy Izuli jeszcze koniecznością "minimalizowania skutków". Ma nie tylko zostać sama, opiekując sie przez 5 lat dziećmi, co samo w sobie jest już wykańczające - ojciec nie pomorze, gdy matka ma grypę, albo jedno dziecko zachoruje, a drugie trzeba zawieźć na zajęcia, ale jeszcze zadbać, aby wyjazd męża nie odbił sie za bardzo na dzieciach. Czyli on jedzie, ona nie tylko zostaje bez pomocy, ale ma jeszcze obowiązek udawać,że wszystko jest w porządku, pilnować, by rodzina nie ucierpiała. W tym wszystkim zaczyna mi się wydawać, że Autorka posta i jej życie w ogól przestaje być brane pod uwagę.
                      • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 10:34
                        Pomoże oczywiście. Za dużo kota na klawiaturze.
                      • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 15:38
                        a sądzisz, że dla dzieci będzie lepiej, jeśli iziula powie im, że ich ojciec to łobuz, który je i ją zostawił i mamy go w 4 literach, czy może jednak, kiedy spróbujemy pomyśleć nad tym, jak dzieci mogłyby podtrzymywać kontakt z ojcem mimo rozłąki? Przecież w pierwszej opcji też iziula zostaje z dziećmi sama, tyle, że jeszcze dzieci dodatkowo są obciążane psychicznie świadomością, że ojciec je porzucił? Poza tym nie proponuję, żeby sama iziula pracowało nad ocaleniem więzi, ale by pracowali nad tym oboje. Skoro mąż nie zrezygnuje z wyjazdu, można przynajmniej uświadomić mu, jak ważne dla dzieci będzie to, by codziennie kontaktował się z nimi przez skype'a, chociażby codziennie przez tegoż skype'a zagrał ze średniakiem w szachy czy scrabbla, to chyba jest wykonalne technicznie, przepytał z angielskiego, pomógł w lekcjach, opowiedział młodszej bajkę na dobranoc etc. Oczywiście są to ułomne sposoby podtrzymywania więzi, ale fakt, że amputacja nogi jest złem nie stoi w sprzeczności z postulatem konstruowania coraz lepszych protez.
                        Raz jeszcze powtarzam - pomysł wyjazdu ojca na 5 lat uważam za niedobry dla rodziny, ale klamka już zapadła. A skoro tak, to należy się zastanowić, co zrobić, żeby szkody były jak najmniejsze, a nie rozkminiać, że mąż w ogóle nie powinien jechać. Nie powinien, ale pojedzie. Jest to nie w porządku wobec dzieci i wobec iziuli, ale iziula nie powinna swoimi negatywnymi emocjami obarczać dzieci. Chodzi o to, by one rozwijały się prawidłowo, a nie o to, by iziula miała satysfakcję ich kosztem.
                        • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 16:24
                          To ojciec ma nad tym myśleć. Nie żona, którą zostawia w depresji, z synem z problemami i dwojgiem małych dzieci. Ojciec wyjeżdża, a żona ma jeszcze w dodatku rozmyślać, jak utrzymać jego kontakt z dziećmi? Ma go pouczać, uświadamiać i brać na siebie odpowiedzialność? Mąz nie wie, ze istnieje skype? A jak wie i nie będzie sie kontaktował to dlatego, że nie ma potrzeby kontaktu, a nie dlatego, że nie wiedział o takiej możliwości.
                          • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 18:31
                            obrażanie się na rzeczywistość, bo nam się nie podoba, nic nie da. Rzeczywistość jest taka, że mąż wyjeżdża, a iziula dziećmi zostają i że jako rodzice są oboje odpowiedzialni za swoje dzieci. A skoro tak, to OBOJE powinni te sprawy omówić, chociażby dlatego, że to iziula będzie z dziećmi większość czasu, więc mąż np. powinien z nią ustalić, kiedy korzysta ze skype'a, żeby nie przeszkadzać np. w obiedzie, sprzątaniu, w którym będzie pomagał średniak (rozumiem, że dopuszczasz myśl, że 10 latek pomaga wycierać kurze albo ma za zadanie umyć zlew w kuchni) czy nie dzwonić celem opowiedzenia bajek młodszej wtedy, kiedy jest ona w kąpieli. Poza tym - wiem, że napiszę coś nie gender i niepoprawnego politycznie - faceci w wielu rodzinach nawet na miejscu są mniej włączeni w życie dzieci, niż matki, więc pewne rzeczy mogą im do głowy nie przyjść. Podpowiedź ze strony żony, że można robić przez skype'a to, o czym piszę, nie jest jednak jakimś wysiłkiem przekraczającym jej możliwości.
                            I cały czas podkreślam - moim zdaniem taki wyjazd na 5 lat jest bardzo niedobry dla rodziny. Ale Twoje, moje i wielu innych forumek zdanie nie ma tu nic do rzeczy. Więc warto pomyśleć nad zmininalizowaniem szkód.
                            • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 19:45
                              Czyli kobieta zostaje sama z dziećmi i dodatkowo jest odpowiedzialna za pilnowanie ich ojca, aby kontakty były w porządku. Jak nie będą, może uznać, że robi za mało. Ojciec jest tu poniekąd jednym z dzieci, jak się go nie przypilnuje, to nic nie zrobi. Mąz nie może ustalić, kiedy będzie w domu czas na skype'a, bo jak sie ma dwoje dzieci, w tym jedno trzyletnie, to nie sposób żyć zgodnie z zegarkiem, pod dyktando godzin, które ojciec ma wolne. Dziesięciolatek nie może codziennie ścierać kurzy o wyznaczonej porze, bo w poniedziałki ma angielski, a w czwartek tenis. A w środę mama ma ochotę wyjść na spacer, a nie czekać na połączenie. W rezultacie całe życie bedzie podporządkowane wyznaczonej godzinie połączenie. Nie. Tata ma dzwonić, a rodzina może akurat nie mieć czasu i nie odebrać . A poza wszystkim innym - facetowi moze nie wpaść do głowy, aby przepytać syna z matematyki, ale jesli nie wpadnie mu do głowy, aby regularnie dzwonić do dzieci i samemu podtrzymywać kontakty, to nie warto tworzyć protezy pt "jaki ten tata dobry, pamięta o was" . To musi się źle skończyć, bo jak tata pamięta tylko wtedy, gdy mama każe - to znaczy, że z rodziną jest coś bardzo nie tak i lepiej to wiedzieć, niż podtrzymywać iluzję. Jesli tata nie ma żadnego pomysłu, jak podtrzymywać więź, to najwyraźniej więzi nie potrzebuje. W dodatku napiszę też genderowo - to, co jest dla mamy dobrym pomysłem (opowiadanie bajek młodszej), może być dla faceta pomysłem złym. On musi mieć własne pomysły, własne sposoby wychowywanie dzieci, a nie wykonywać polecenia, bo to nic nie da.
                              • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 21:24
                                ale co w takim razie konstruktywnego proponujesz? Mąż wyjeżdża, iziula z dziećmi zostaje. Takie są realia. Wobec tego mają przestać rozmawiać o wspólnych dzieciach i dzieciom od tego będzie lepiej?
                                • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 21:35
                                  Konstruktywnie proponuję, aby Autorka albo porozmawiała raz jeszcze z mężem, mówiąc mu, że rujnuje jej życie - bo tak faktycznie jest, albo zaczęła konstruować swoje życie z dziećmi od nowa, ale brała odpowiedzialność tylko za swoje zachowanie, nie męża. On jest dorosły i to on jest odpowiedzialny za to, jak będzie utrzymywał kontakty z rodziną. Rozmowa o dzieciach - Ok, ale zero odpowiedzialności za to, czy maż będzie sie z dziećmi kontaktował, czy nie. On ma zrobić wszystko, aby dzieci ojca nie straciły i podporządkować sie w miarę możności codziennemu życiu samotnej matki. Nie ona ma pilnować, dbać, wymagać i zachęcać - ma tylko nie przeszkadzać.
                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 21:50
                                    iziula jest odpowiedzialna nie za kontakty ojca z dziećmi jako takie, tylko za własne dzieci. A tym dzieciom potrzebny jest kontakt z ojcem, który to ojciec jest jednakowoż mężem iziuli, więc, jak mniemam, czasem ze sobą rozmawiają i iziula miewa czasem na niego jakiś wpływ, aczkolwiek za mały, skoro mąż wyjeżdża. I ile wyjazdu mu nie wyperswadowała, nie widzę problemu, by nie podpowiedziała mu np. tego, że może synowi pomagać w lekcjach przez skype'a etc. Nie sądzę doprawdy, bo iziuli od takiej rady miała z głowy spaść korona. W rodzinie ludzie chyba rozmawiają o własnych wyborach życiowych, a rodzice o dzieciach i o wzajemnie o swoim postępowaniu wobec dzieci. Bywa tak, że jeden rodzic nieświadomie robi jakieś błędy w postępowaniu z dzieckiem - czy drugi rodzic nie powinien go w tym uświadomić, chociaż nie jest odpowiedzialny za postępowanie współmałżonka? Także i mąż iziuli może jakiegoś pomysłu nie kupić, ale warto o tym rozmawiać. Chyba im obojgu powinno zależeć zarówno na ich małżeństwie, jak i na dzieciach.
                                    • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 21:58
                                      Innymi słowy - facet wyjeżdża, zostawia matkę z dziećmi, pracą, depresją - a ona ma brać odpowiedzialność za wszystko, łącznie z tym, aby mobilizować faceta do zajmowania sie dziećmi. Facet nie jest odpowiedzialny za nic, jakby mógł sam coś zrobić? Jak facet będzie popełniał błędy i więzi nie utrzyma, to dlatego, że pewnie Iziula za mało sie starała, za mało podpowiadała. Jak można wymagać od męża, aby sam sie starał i sam ponosił odpowiedzialność?
                                      • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 22:13
                                        Ja w ogóle nie rozpatruję tego w kategoriach odpowiedzialności. Wiadomo tylko jedno: że jeśli OBOJE nie będą bardzo mocno pracowali nad utrzymaniem więzi małżeńskiej na odległości i OBOJE nie będą pracowali nad tym, żeby ojciec utrzymywał kontakt z dziećmi, rozpadnie się małżeństwo i dzieci stracą ojca i fakt, że głównym odpowiedzialnym za to będzie ojciec nie zrekompensuje szkód, jakie wynikną z zerwania tych więzi. Iziula może nie pracować nad więzią z mężem i stracić męża. Cóż jej pomoże satysfakcja, że to mąż jest odpowiedzialny? Oboje mogą nie pracować nad utrzymywaniem kontaktu dzieci z ojcem i dzieci stracą ojca. Cóż im po tym, że iziula powie im, że to łajdak? Będzie im lepiej ze świadomością, że miały ojca łajdaka? I zapominamy jeszcze o jednym: więź to nie jest godzina dziennie połączenia na skype, tylko więź. Ojciec jest człowiekiem, a nie robotem. Jeśli będzie częściej kontaktował się z dziećmi, to jest jakaś tam szansa, że nie straci na to ochoty, że będzie tęsknił, będzie znajdował w tym przyjemność, że dziecko raz czy drugi go wzruszy. Jeśli tego robić nie będzie za często, większa szansa, że się odzwyczai. Oczywiście nawet przy częstych kontaktach może się odzwyczaić. To jest bardzo niebezpieczny wybór dla rodziny, ile razy mam to powtarzać. Różnimy się jednym: Ty uważasz, że skoro wyjechał, należy postawić na nim krzyżyk, zapomnieć, a dzieciom powiedzieć, że nie będziemy kontaktować się z tym łajdakiem. Ja uważam, że więź między ludźmi to tak ważna rzecz, że póki się tli, należy o nią walczyć. Wychowałam się w domu, gdzie zniszczone rzeczy się naprawiało, a nie wyrzucało i kupowało nowe.
                                        • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 22:21
                                          Ja uważam, że więź między ludźmi to tak ważna rzecz, że
                                          > póki się tli, należy o nią walczyć

                                          O, to ja juz rozumem, dlaczego ciagle czuje ze sie rozmijamy w tlumaczeniach. Ty uwazasz, ze sa szanse, by te wiez utrzymac. Ja natomiast uwazam, ze w konfiguracji jaka jest tu zaplanowana (5 lat rozlaki) szanse na utrzymanie wiezi sa rowne zeru. Tak, przepowiadam katastrofe.
                                          Coz, wrocmy do tego watku w 2021 roku, to sie przekonamy.
                                          • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 22:36
                                            Nie są równe zeru, jeśli inicjatorem utrzymania będzie osoba, która wyjechała. Tylko ona bowiem może udowodnić, ze nadal pamięta, że jej zależy, ze się interesuje życiem rodziny.
                                            Jeśli więź będzie za wszelką ceną utrzymywała osoba, która zostaje z dziećmi, niczego to nie gwarantuje - bo nie ona wybrała pracę, zamiast rodziny.
                                            • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 22:52
                                              A coz en ojciec moze, jakby sie nawet bardzo staral? Moze ofiarowac chwile na skajpie (rzeczywiscie jakosc polaczenia na skajpie to tak wymiata ze hej, mnie za kazdym razem szlag trafia i dluzej niz 5 minut nie moge zdzierzyc) i na koniec dac przez ekran "buziaka". Mysle jednak, ze dzieciom szybko sie znudzi lizanie ekranu.
                                              • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 23:02
                                                Teoretycznie może. Tylko już nie wszystko. Srebrnarybka pisała np. o uzgadnianiu swoich stanowisk wobec dzieci, o wspólnym kierunku wychowawczym. I niestety, tego sie właśnie nie da. Bo osoba, która jest z dziećmi i tak będzie jedyna do wprowadzania tego w życie. Gdy ja i maż mieliśmy nieco odmienne koncepcje, każde z nas mogło robić tak, jak uważało. Tu trudno, aby matka robiła coś, co uważa za niesłuszne. Albo była skłaniana do robienia czegoś słusznego, ale kłopotliwego. Mozna zgodzić sie, że dziecko powinno zmienić szkołę, ale co z tego, gdy matka nie ma możliwości dowozić? Albo czasu na załatwianie formalności? Można dywagować, co robić, gdy starsze dziecko siedzi z narkomanem, ale jak może ocenić sytuację ktoś, kto nie wie, jak dziecko zachowuje sie na codzień, jakie jest w szkole, jakich ma kolegów? Po prostu nie może. Cokolwiek mówi, jest w tym wypadku teoretyczną radą, zdecydować może tylko ktoś, kto jest z dzieckiem stale. Dziecko jest niegrzeczne wobec nauczyciela? Tylko ojciec nie wie, czy dziecko w ogóle jest grzeczne, czy bezczelne i jakie jest nauczyciel. Więc i tu rozmowa o dziecku nic nie da. Żeby było jasne - podaję przykłady z własnych doświadczeń, w których bliscy byli pytani o radę dlatego,z ę znali i dziecko i otoczenie. Inaczej nawet radzić sie nie warto.
                                                • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 23:08
                                                  No, czyli wlasnie prawie nic nie moze, to wlasnie wynika z tych wszystkich przykladow. A w jaki sposob bedzie dyscyplinowal dzieci, gdyby zaszla taka potrzeba? (zawsze jakas sie pojawi). Sluchaj matki bo jak nie to cie ustawie do pionu gdy was odwiedze za szesnascie miesiecy? Na pewno szalony respekt to wzbudzi...
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 23:35
                                                    np. powie, że jest mu smutno i przykro, że syn tak postępuje.

                                                    Raz jeszcze powtarzam - decyzja męża Iziuli jest zła i niebezpieczna dla rodziny. Ale skoro zapadła, trzeba próbować ratować więzi, które między nimi są.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 23:40
                                                    np. powie, że jest mu smutno i przykro, że syn tak postępuje

                                                    Jasne, a syn sie bardzo przejmie, zwlaszcza ze drugim okiem bedzie lypal na jutiuba, bo wlasnie kolega zaladowal nowy odcinek gry. Masz dzieci?
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 01:05
                                                    Cóż, verdana, która ze mną polemizuje w tym wątku i wspiera Ciebie, pisała, że dla niej smutne spojrzenie matki było największą karą.

                                                    I raz jeszcze, do zdarcia palców: ja uważam, że to bardzo źle, że mąż Iziuli wyjeżdża. Ale wyjeżdża i wobec tego próbuję szukać jakichś protez.
                                                    Noga amputowana. Ja próbuję szukać protezy, a Ty i verdana krzyczycie, że nie warto, bo proteza to nie noga. Lepiej chodzić bez nogi i bez protezy, czy z protezą?
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 09:15
                                                    Córka miała dwa lata i nie było to smutne spojrzenie, tylko patrzenie prosto w oczy, którego córka panicznie się bała, dlatego też natychmiast przestałam to robić. Sugerujesz, ze taką protezą jest zastraszanie dzieci?
                                                    I nie, to co proponujesz nie jest protezą, bo proteza należy do właściciela i on się nią posługuje. To, co proponujesz to jest prowadzenie jednonogiego męża przez żonę, jako jej obowiązek.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 09:57
                                                    gdzie pisałam, na miłość Boską, o zastraszaniu dzieci?
                                                    Wątek karcenia poruszyła ada, więc odpowiedziałam, jakie możliwości karcenia widzę w sytuacji, która jest. Relacja ojca z dziećmi nie ogranicza się do karcenia.

                                                    I nadal zapytuję, co zalecasz w sytuacji, gdy mąż Iziuli wyjedzie, a ona z dziećmi zostanie, by ratować więź dzieci z ojcem, moim zdaniem niezbędną dla dzieci do prawidłowego rozwoju?
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:07
                                                    Karcenie dziecka przez ojca i karanie go, keidy ojca nie ma w pobliżu może być tylko szantażem moralnym, albo zastraszaniem. Nie ma bowiem żadnych sankcji wykonawczych.
                                                    To nie chodzi o to "jak ratować wieź", tylko kto ma ratować więź. Ojciec, nie Iziula. Ona naprawdę nie może byc odpowiedzialna za wszystko.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:34
                                                    Nigdzie nie piszę, że za ratowanie więzi ma być odpowiedzialna wyłącznie Iziula. Skoro chodzi o ratowanie więzi z ojcem, to bez jego udziału jest to skazane na niepowodzenie z samej natury rzeczy. Piszę o tym, JAK można ratować więź, bo to wydaje mi się ważniejsze i sądzę, że tej rodzinie potrzebne są rady, jak ratować więź, a pisanie setki razy, że mąż jest egoistą. Jest, ale ta konstatacja rodzinie nie pomoże.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 11:38
                                                    Nie odpowiedzialas na pytanie Srebrnarybko. Czy masz dzieci?
                                                    Bo te wszystkie sytuacje ktore opisujesz- odpytywanie przez skajpa, utrzymywanie wiezi przez skajpa, dyscyplinowanie przez skajpa- mam wrazenie ze masz tylko wyobrazenia teoretyczne o tym jak to ma wygladac, a nigdy nie widzialas dziecka w takich akcjack live.

                                                    Ja czasami wysylalam dziecko do dziadkow na kilka tygodni na okres wakacyjny.
                                                    I wiesz co?
                                                    Przez pierwsze dni to bylo nadal "moje dziecko".
                                                    Po okolo 2-3 tygodniach zaczynal wymykac mi sie sie z rak. Na poczatku wyjazdu rozmowy zawsze dlugie i pelne emocji, potem w miare uplywu czasu syn zaczynal byc coraz bardziej znudzony i rozproszony podczas rozmow.
                                                    Oczywiscie po powrocie do domu wszystko wracalo do normy. Ale zmierzam do tego o czym tu caly czas pisze: odeglosc fizyczna od dziecka po prostu robi swoje i jest nie do przeskoczenia. A w moim wypadku mowimy przeciez o kilku tygodniach zaledwie.

                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 17:51
                                                    Może byś byłą łaskawa czytać ze zrozumieniem. Ja też uważam, że taka rozłąka grozi zerwaniem więzi i że decyzja męża Iziuli jest szkodliwa dla rodziny. Podałam tylko kilka przykładowych protez, które może mogłyby pomóc w próbie utrzymania więzi. Nie twierdzę, że będą skuteczne, nie twierdzę, że to akurat najlepsze pomysły. Tylko uważam, że warto pomyśleć nad technikami podtrzymywania kontaktu. Uda się - dobrze. Nie uda się - trudno, ale jak nie będzie się próbować, nie uda się na pewno. I za to spotkało mnie takie wiadro pomyj na głowę.

                                                    P.S. Przed wojną większość nastolatków z inteligenckich rodzin uczyła się w internatach, bo sieć szkół była bardzo mała. Nie każdy mieszkał w Warszawie. Mimo tego rodziny się nie rozpadały, dzieci z internatów nie wyrastały na dewiantów i kochały swoich rodziców, którzy nieraz musieli decydować się na wiele wyrzeczeń, żeby taki internat opłacić.
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 18:44
                                                    Dzieci z internatów nie były porzucone przez rodziców i nie miały trzech lat.
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 18:47
                                                    Przypomniała mi sie "Mała Księżniczka". Rok wydania 1905. W internacie jest tam czterolatka. W roku 1905 już było to uważane za lekkomyślność i zaniedbanie.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 23:00
                                                    Do jasnej cholery: cały czas piszę, że decyzja męża Iziuli JEST ZŁA. Ile razy mam to powtarzać, żeby dotarło, że ja tak uważam?
                                                    Ale uważam też, że należy popracować nad tym, żeby rodzinę uratować. Co do internatu - dzieci jednak pozostają z matką. Natomiast tak długa nieobecność ojca jest BARDZO SZKODLIWA, nie mam co do tego wątpliwości.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 22:57
                                                    trzech nie, ale 10 - jak najbardziej. Rodziców widywały raz na parę miesięcy w ciągu roku szkolnego i mimo to kontakt się utrzymywał.
                                                    Moja osobista Matka do takiego internatu nie trafiła ostatecznie, bo wybuchła wojna. Miała wtedy lat 11 i właśnie do internatu miała iść. Miała iść już parę lat wcześniej, ale dziadków nie było stać na opłacanie jednocześnie internatu dla Mamy i jej starszego brata. Mama czuła się dyskryminowana, że dla niej nie ma pieniędzy na ten internat i wreszcie, jako jedenastolatka, strasznie się cieszyła, że wreszcie. No, ale wybuchła wojna. Mama była bardzo związana ze swoją matką, a także z bratem, którego od dziecka widywała głownie w czasie wakacji, bo odkąd pamiętała, był w szkole.

                                                    I doprawdy proszę mi nie wmawiać, że ja pochwalam męża Iziuli. Uważam, że jego decyzja jest BARDZO ZŁA. Tyle, że widzę pewne możliwości uratowania rodziny, jeśli OBOJE MAŁŻONKOWIE będą nad tym pracowali.
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 23:05
                                                    Dziesięciolatki w internatach były rzadkością. 10 lat to klasa przedwstępna, którą zazwyczaj przerabiano albo w domu, albo w pobliskiej szkole powszechnej. W Anglii, gdzie kwitło internatowe życie kwitły też patologie tego życia.
                                                    Nie wiem też, czy akurat oddziaływanie internatu na brata matki w tym wypadku bym szczególnie zalecała.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 23:58
                                                    Przykro mi, ale to była norma. Mój Ojciec i jego brat mieli być wysłani do internatu, kiedy Ojciec miał lat 9, a Stryj 11. Mieszkali w Lublinie, mieli pójść do internatu do jezuitów w Chyrowie, bo tak zdecydowała ich bardzo zaborcza skądinąd matka. Zdali egzaminy, tylko dziadków nie było stać, bo internaty zakonne były drogie. Chodzili do liceum w Lublinie, marnego zresztą, Chyrów z pewnością byłby lepszy, a i lepiej byłoby wyjść wcześniej spod wpływu zaborczej matki. W każdym razie owa zaborcza "matka Grakchów", jaką była moja Babcia, uważała za naturalne wysłanie 11 i 9 latka do internatu i to dość daleko. Dziadkowie przed wojną prowadzili w tymże Lublinie stancje dla uczniów. Pierwsi z nich byli nieco starsi od Ojca i Stryja, ale nie aż tak wiele znowu. Jeden z nich zresztą na tę stancję trafił, kiedy wyrzucono go z elitarnej szkoły z internatem w wielkopolskiej Rydzynie, pochodził z zamożnej ziemiańskiej rodziny spod Lublina. Zatem w do Rydzyny pewnie trafił w wieku jakichś 11-12 lat, bo parę lat tam był, zanim go wylano. Dwie inne moja ciotki (powiat skałacki na Podolu) zdążyły przed wojną obskoczyć dwie pensje zakonne, pewnie w którejś nie było pełnych uprawnień maturalnych (Jazłowiec, Lwów). Nie tak daleko domu, ale i nie najbliżej. Obie już nie żyją, nie powiedzą mi, od którego roku życia tam były. Itp., itd. Nie wszyscy mieszkali w miastach.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 09:08
                                                    dodam jeszcze, że internaty, w których był brat mojej Matki od jakiegoś 10 r. ż., miała być moja Matka od jakiegoś 9 r. ż., Ojciec od 9 r. ż., a Stryj od 11 r. ż. nie były prowadzone WYŁĄCZNIE DLA CZŁONKÓW MOJEJ RODZINY, tylko funkcjonowały i miały więcej wychowanków. Doprawdy przed wojną nie wszyscy mieszkali w Warszawie.
                                                    Nawiasem mówiąc, dowiedziałam się właśnie, że inny przyszywany bratanek w wieku lat 16 Z WŁASNEGO WYBORU idzie teraz do liceum z internatem. Mieszka w miasteczku pod Warszawą, z którego jedzie się do centrum Warszawy koleją 45 minut, a które to miasteczko ma być niedługo na wiele lat pozbawione i tego połączenia z Warszawą, czyli skazane na zastępcze autobusy jadące w korkach pewnie jakieś półtorej godziny w jedną stronę, zaś zdał z wysoką lokatą do jednego z najlepszych liceów w Warszawie, które jest daleko od centrum. Dojazd w jedną stronę zajmowałby mu ze 3 godziny po dobrodziejstwie zamknięcia kolei. W jego miasteczku jest oczywiście liceum i to niezłe, ale młody człowiek świadomie zdecydował się na ten internat. Oczywiście mimo tych fantastycznych ułatwień komunikacyjnych będzie mógł weekendy spędzać u rodziców, ale oto sam chce. Nie jestem pewna, czy na miejscu jego rodziców byłabym zadowolona, ale jak widać, nie jest to taki dramatyczny problem. Generalnie nie jestem zwolenniczką internatów. W przedwojennych przykładach chodziło mi pokazanie, że jednak większa część przedwojennej inteligencji, która kształciła sie w internatach, nie mając możliwości rozmawiania z rodzicami przez komórkę, skype'a, a nawet najczęściej zwykły telefon nie składała się z samych dewiantów.
                                        • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 22:29
                                          Dlaczego mają pracować oboje, skoro jedna ze stron sprzeciwiała sie wyjazdowi i wyrażała wątpliwości, czy tak sie da? Jeśli ta strona musi teraz zabiegać o utrzymanie więzi, to znaczy, że zostaje obarczona odpowiedzialnością za małżeństwo, choć od początku uważała, że wyjazd nie jest dobrym rozwiązaniem. Nie chodzi tu o satysfakcję, tylko o nadmierne obciążenie psychiczne. Nikt przecież nie mówi, aby Iziula mówiła, ze ojciec to łajdak, czy zakazywała kontaktów! Tylko od mówienia, że łajdak do pilnowania kontaktów z dziećmi daleka droga. Jesteś najwyraźniej przekonana, zę maż sam z siebie kontaktów z dziećmi nie utrzyma. Jeśli matka tego nie dopilnuje, będzie winna , zę dzieci nie bedą miały więzi z ojcem. Ojciec bowiem sam z siebie na pewno nic nie zrobi, nie będzie tęsknił, straci ochotę, odzwyczai się. Wiec kobieta ma przez pięć lat nadzorować nie tylko dzieci, ale i małżonka. Bo od niej wszystko zależy.
                                          Otóż nie. Zadaniem matki jest nie przeszkadzać w kontaktach, nie mówić źle o ojcu, wspominać o nim, ale zadaniem ojca jest aktywne tych kontaktów podtrzymywanie. Jesli bez nacisku tego nie zrobi, to oznacza, że nie warto sie starać - najwyraźniej mu nie zależy. I nie będzie zależało.
                                          • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 23:20
                                            Dlaczego mają pracować oboje, skoro jedna ze stron sprzeciwiała sie wyjazdowi i wyrażała wątpliwości, czy tak sie da?

                                            Dlatego, że oboje są małżeństwem i w małżeństwie niekiedy tak bywa, że jedna ze stron nawali, a druga wybacza. Jak mąż zdradzi, żona może go zostawić w cholerę i oczywiście to mąż będzie odpowiedzialny, ale może mu wybaczyć, chociaż nie ma takiego obowiązku, bo to on ją skrzywdził, ale może uznać, że mimo tego ich małżeństwo jest wartością, o którą trzeba powalczyć.

                                            Nigdzie nie pisałam, że wyłącznie Iziula ma być odpowiedzialna za kontakty ojca z dziećmi. Tylko, że ponieważ kontakty te będzie dużo trudniej utrzymać, będą wymagały więcej wysiłku i "nieprzeszkadzanie" także wymaga więcej wysiłku. Tyle.

                                            A co do form utrzymywania kontaktów - w wielu rodzinach jest tak, że to jednak sprawami wychowawczymi kieruje przede wszystkim matka, a ojcu trzeba niektóre rzeczy proponować czy o nich przypominać. Osobiście uważam, że to niesłuszne, ale tak jest, także w rodzinach, gdzie ojciec jest na miejscu. Więc doprawdy podsunięcie ojcu pomysłu, żeby przepytał syna z matematyki albo przeczytał córce bajkę nie wydaje mi się obarczaniem iziuli nadmierną odpowiedzialnością. Gdy rodzice są razem, też zdarza się, że jedno proponuje drugiemu jakąś formę aktywności, chociażby niedostępną dla drugiego (np. jedno z rodziców nie umie pływać i przypomina drugiemu, że może warto byłoby zacząć uczyć dziecko pływać). To taka zbrodnia.
                                            • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 23:37
                                              Co Ty ciagle z tym przepytywaniem z matematyki jako niby sposobem na budowanie wiezi?
                                              W budowanie wiezi musza byc zaangazowane uczucia. Oschle przepytywanie z matematyki czy angielskiego kolo budowania wiezi nawet nie siedzialo.
                                              Ojciec zza ekranu nie bedzie trzymal za reke u dentysty. Nie bedzie rozganial nocnych koszmarow. Nie bedzie laskotal i wyglupial sie z dzieckiem. Nie bedzie uczyl jezdzic na rowerze. Nie bedzie tulil do snu. Nie zagra w pilke. To w takich sytuacjach buduje sie wiez, a tego wszystkego nie bedzie. I chocbys zaklinala, ze skajpowanie jest sybstytutem, to niestety tak nie jest. Dzieci potrzebuja dotyku! I zaden fajansiarski skajp bliskosci fizycznej w budowaniu wiezi nie zastapi.
                                              • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 00:46
                                                Cóż, ja nienawidziłam dotykania i przytulania przez Rodziców, a już przez Ojca właśnie szczególnie
                                                Kontakt przez skype'a jest właśnie "substytutem", bo nie jest pełnym kontaktem, jest kontaktem bardzo ograniczonym, i właśnie oznacza slowo "substytut". O matematyce piszę, bo jest to konkretna czynność w życiu dziecka, w której ojciec może uczestniczyć i być za coś odpowiedzialnym, a także - odciążyć matkę. Niewiele wiem o życiu tej rodziny, więc nie przychodzą mi do głowy inne "treści" kontaktu. Napisałam o grach - cóż, jednym ze sposobów kontaktu mojego ojca ze mną w dzieciństwie były różne gry, w tym szachy, w które np. mama nie grała, bo nie umie. Ojciec umiał, nauczył mnie i graliśmy. Pewnie szachy teraz niemodne, ale scrabble chyba już tak. Oczywiście to wszystko o wiele za mało. Ale nie uważam, że należy kłaść krzyżyk, tylko pracować nad tym, co możliwe.
                                                • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 09:17
                                                  Ojciec nie moze uczestniczyć w przepytywaniu z matematyki. Dlaczego? Dlatego, ze to jest czynność codzienna, czasochłonna, często potrzebna na "już", a w dodatku nieprzyjemna. W scrabble także nie da sie grać bez obecności jednej osoby. I oczywiście, ze nie nalezy kłaść krzyżyka na kontaktach, ale nie rolą matki jest je podtrzymywać.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:08
                                                    Moja koleżanka gra w scrabble przez internet, aż miło. Na to, by przepytywać syna z matematyki, potrzebny jest także kontakt z matką, bo to ona wie, kiedy jest klasówka, koniec semestru etc. i będzie wiadomo, kiedy to odpytywanie jest najbardziej potrzebne. Sorry, jakby ojciec był na miejscu, też nie wyobrażam sobie, że 10 latek przychodzi i odrywa ojca np. od czytania książki albo słuchania muzyki, bo on musi być natychmiast przepytany z matematyki, a nie za godzinę. To nie jest dwuletnie dziecko, które chce kupę i jak się go nie posadzi na nocnik (a przepraszam, teraz dzieci walą w pampersy do 5 r. ż.), to się zafajda, tylko 10latek, który może ustalić z ojcem, czy będzie przepytany teraz, czy za godzinę. I zapewne, gdyby ojciec był w Polsce, także to Iziula wiedziałaby, że syn ma trudności z procentami, bo jednak znacznie częściej to matki są w stałym kontakcie ze szkołą (co nie jest dobre, ale taka jest rzeczywistość) i mogłaby przypomnieć ojcu, że trzeba syna z procentów przepytać.

                                                    Skoro nie należy kłaść krzyżyka na kontaktach, a jednocześnie nie można grać w gry przez internet, przepytywać syna z matematyki etc., to jakie inne formy kontaktu po wyjeździe proponujesz mężowi Iziuli?

                                                    nie rolą matki jest je podtrzymywać.

                                                    Rolą CAŁEJ rodziny jest podtrzymywać kontakty rodzinne. Jeśli ojciec będzie tęsknił i codziennie wiele godzin wisiał na skype rozmawiając z dziećmi, a matka powie dzieciom, że ojciec to łajdak, który je zostawił i liczyć na niego nie warto, to kontakty diabli wezmą i pokrzywdzone będą dzieci.
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:28
                                                    Matka zatem ma ogarniać wszystko? O ile pamiętam, to dziecko też wie, kiedy jest klasówka i koniec semestru i ze ma kłopoty z procentami... I oczywiście, ze dziecko odrywa rodziców od roboty, bo musi być przepytane - ono mówi, a potem albo sie je przepytuje, albo uzgadnia termin. Dziecko, wbrew temu co sadzisz, też nie ma całego dnia wolnego - za godzinę ma często basen, albo sks. A lekcje musi odrobić teraz, bo jak nie rozumie procentów, to nie da sie odrabiania przełożyć na jutro. Tak to niestety działa. Nie tak, zę ojciec wytłumaczy, jak znajdzie czas.
                                                    Można robić wszystko, ale z inicjatywy męża, co powtarzam po raz n-ty, a nie matki, która jak widać ma pełnić rolę pośrednika.
                                                    Rolą całej rodziny jest podtrzymywania kontaktów - fakt. Ale nie pośredniczenie w kontaktach.
                                                    Nikt nigdy nie mówił, ze dzieciom trzeba powiedzieć, że ojciec to łajdak. Mówię tylko, ze ojciec jest dorosłym facetem i sam musi znaleźć czas i sposób, aby kontakty podtrzymać. Moze pytać żony o radę, ale inicjatywa ma być jego.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:43
                                                    O ile pamiętam, to dziecko też wie, kiedy jest klasówka i koniec semestru i ze ma kłopoty z procentami...

                                                    I w ogóle nie interesowałaś się nauką i stopniami Twoich dzieci, kiedy miały 10 lat? Jak miały kłopoty z jakimś przedmiotem, to nie zastanawiałaś się, jak pomóc (korki, przepytywanie własne etc.). To po co są wywiadówki? Przypominam, mówimy o 10latku. Większość dzieci forumowych w tym wieku same nie odrabia lekcji (co uważam za przegięcie), ale nie wyobrażam sobie, że rodzice nie mają kontaktu ze szkołą i nie wiedzą, jakie dziecko ma trudności. I niestety (co również uważam za niewłaściwe) znacznie częściej zajmują się tym matki. Ergo matka może w ramach dopuszczonej nawet przez Ciebie "wymiany informacji" poinformować męża przybywającego za granicą, że syn ma kłopoty z matematyką i że pożyteczna byłaby pomoc męża.

                                                    I oczywiście, ze dziecko odrywa rodziców od roboty, bo musi być przepytane - ono mówi, a potem albo sie je przepytuje, albo uzgadnia termin. - ano właśnie, uzgadnia się termin. 10latek, którego Twoim zdaniem rodzice nie muszą monitorować, czy nie ma kłopotów z matematyką, bo sam sobie świetnie radzi z odpowiedzialnością, jest w stanie uzgodnić z ojcem termin przepytania z matematyki dogodny dla nich obu.

                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 11:27
                                                    Przepytywanie z klasowek.
                                                    Kolejny element, ktory by sie "rozszedl" na szczegolach.
                                                    Jak to dobrze zorganizowac przez skajpa?
                                                    Bo ja jak odpytuje dziecko z materialu, to musze dostac do reki albo zeszyt, albo ksiazke albo inne materialy i zobaczyc, czego konkretnie mam odpytac.
                                                    Jak to zrobic przez skajpa? Skanowac caly zeszyt i ksiazke i mailowac za kazdym razem?
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 21:56
                                                    mniej więcej tak, jak ja odpytywałam p.o. bratanka przez telefon przed klasówkami z historii. Mieszka w innym mieście.
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 22:22
                                                    A bratanek miał 10 lat? Zadania domowe dla młodszych dzieci bardzo różnią się od zdań dla starszych. Młodsze dzieci zazwyczaj muszą uczyć się mniejszych partii materiału i to z dnia na dzień. Poza tym ojciec nie jest zapewne specjalistą w żadnym ze szkolnych przedmiotów - jeśli nie zna programu, nie wie, co dziecko powinno umieć.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 23:03
                                                    Bratanek miał 13 lat. Zadzwonił do mnie w sprawie, co to jest bar micwa, pascha i obrzezanie. Ja NIE JESTEM specjalistką od kultury żydowskiej, ale ponieważ jestem historykiem, więc zadzwonił do mnie, bo to było zadane na historię. Poradziliśmy sobie, najgorzej było, jak mnie zapytał, co "oni konkretnie obcinali" (chodziło o obrzezanie)? Odesłałam go z tym problemem do tatusia :) .
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 14.08.16, 11:31
                                                    Czyli raz zadzwonił do Ciebie z pytaniem. Konkretnym. Łatwym. Co to ma do rzeczy? Do mnie w podobnych sprawach dzwonią dzieci znajomych, odpowiadam i jakoś nie czuję, abym nawiązywała z nimi więź.
                                                    Natomiast gdy udzielałam korepetycji, to ja musiałam wiedzieć, jakie pytania mogę zadać gimnazjalistom. Wymagało to znajomości podręczników, a nie tylko historii.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 10:02
                                                    Bratanek zadzwonił do mnie dlatego, że była między nami więź, dlatego, że wiedział, że istnieje taka ciocia, na którą zawsze może liczyć. Istniały pewne powody, dla których mam z nim taką relację, nie będę tego publicznie rozkminiać. Więź między ludźmi wytwarza się właśnie poprzez wspólne działanie, a nie wyłącznie poprzez rozmowę. Więź rodziców z dziećmi, kiedy oboje rodzice są na miejscu, wytwarza się właśnie dlatego, że rodzice troszczą się o potrzeby dzieci (oczywiście adekwatnie do wieku), że żyją we wspólnym gospodarstwie domowym i wobec tego np. wspólnie jedzą posiłki, a także niekiedy uczestniczą w ich przygotowywaniu (oczywiście w sposób adekwatny do wieku i możliwości) i wspólnie o to gospodarstwo się troszczą, że ze sobą spędzają pewną część czasu wolnego poprzez np. spacery, oglądanie filmów, gry, zabawy na placu zabaw, wspólne uprawianie sportów etc. i te wszystkie okoliczności dają masę okazji do wspólnych rozmów. Rozmowa osoby, która nie jest zaangażowana w życie rodziny i w te proziczne, a czasami odświętne sytuacje, ni z gruszki ni z pietruszki jest sztuczna. Dlatego uważam, że same rozmowy przez skype to trochę za mało, że warto próbować znaleźć takie rzeczy, który ojciec robiłby będąc na miejscu, i które może robić na odległość. Jest ich mało, ale akurat widzę możliwość pomocy w nauce. Oczywiście nie na tej zasadzie, że syn dzwoni o dowolnej godzinie, żeby mu natychmiast wytłumaczyć procenty, ale że ojciec, podobnie jak POWINNA to czynić matka, interesuje się tym np., kiedy będzie klasówka z matmy i z czego. Aha, za tydzień z procentów. Świetnie, synu, a jak ty z tymi procentami stoisz? Rozumiesz to. To spróbujmy pogadać. Moim zdaniem taki "substytut" kontaktu zapewnia synowi tego, czego ja w jego wieku oczekiwałam najbardziej od rodziców (i tego, czego generalnie oczekuję od moich bliskich) - że moje sprawy są dla rodziców (kogoś bliskiego) ważne, że ktoś się martwi razem ze mną nad moimi kłopotami, że ktoś ze mną jest, skoro mam się przygotować do trudnej klasówki i jest mi gotów w tym pomóc, a nie, że codziennie zadzwoni i będzie opowiadał anegdoty. Do tego, żeby rozmawiać ze sobą, musi być materiał.
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 16:33
                                                    No coż. Nie, nie wiedziałam, kiedy dzieci mają klasówki... Owszem, wiedziałam, jakie mają trudności, ale nie z lekcji na lekcję. Nie przepytywałam, bo się do tego nie nadaję.
                                                    I na kłopoty z matematyką maż za granicą nie pomoże. Dzicko ma zadanie domowe. Nie umie rozwiązać. Idzie do rodzica i prosi o pomoc - zazwyczaj teraz, zaraz, nie za trzy godziny. Może czasem poczekać, ale czasem nie może. Tak to wygląda w wychowaniu dzieci, że często rzuca się książkę, pracę, obiad i tłumaczy ułamki.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 17:53
                                                    cóż, wydaje mi się, że lepszy rodzic, który przepyta za 3 godziny, niż wcale.
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 18:45
                                                    Nie. Bo lekcje trzeba odrobić. Nie da sie ich przrłozyć na jutro, ani o 10 wieczorem. Dziecko to nie student, który wie, kiedy ma kolokwium, ani maturzysta przygotowujący sie do egzaminu. Lekcja sa zadawane z dnia na dzień i pomoc po 3 godzinach często oznacza zwyczajnie brak pomocy.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 22:19
                                                    Mimo zajęć popołudniowych dziecko może odrobić lekcje bezpośrednio po powrocie ze szkoły, albo po basenie. Skoro nie rozumie matematyki, może zacząć od geografii, a z matematyką poczekać na ojca. Rodzice obydwoje w domu też nie siedzą całe popołudnie czekając, że dziecko czegoś nie zrozumie w lekcjach, a nie z każdego przedmiotu pomoże każdy rodzic. Ponadto nie rozumiem: odmówić pomocy w lekcjach jest Twoim zdaniem OK, a powiedzieć, że będzie się miało czas za 3 godziny, już nie?

                                                    Poza wszystkim - przestańcie się czepiać szczegółów. Przypomnę w punktach, co napisałam:
                                                    1. decyzja męża Iziuli jest szkodliwa dla rodziny i generuje niebezpieczeństwo zerwania więzi rodzinnych, o czym przypominam po raz sto czterdziesty siódmy.
                                                    2. skoro mąż i tak wyjedzie, trzebapomyśleć (w domyśle - obydwoje, skoro są małżeństwem i rodzicami, to są współodpowiedzialni za rodzinę i dzieci w szczególności) nad tym, jak zminimalizować szkody. Szanse nie są duże, ale więzi między ludźmi są tak wielką wartością, że warto o nie powalczyć.
                                                    3. Napisałam, że jeśli z góry założy się, że po wyjeździe męża na 5 lat rodzina się rozpadnie, rozpadnie się na pewno, na czym wszyscy stracą. Jeśli będzie sie o rodzinę walczyć, jest jakaś, chociaż niestety niewielka, szansa utrzymania rodziny, na czym wszyscy zyskają
                                                    4. zaproponowałam parę przykładowych sposobów podtrzymywania więzi OJCA z dziećmi. Nie znam rodziny Iziuli, zwyczajów tej rodziny, rytuałów rodzinnych, rodzinnych powiedzonek, pewnego kodu. Nie znam dzieci Iziuli, nie wiem, czym się one interesują, w jaki sposób dotąd spędzały czas z ojcem, czy miały jakieś swoje szczególne upodobania, coś, co robiły tylko z ojcem, jakieś rytuały. W tej sytuacji nie mogę podpowiedzieć niczego innego, bo nie wiem np. czy syn Iziuli np. uwielbia grać w Scrabble i grywał z ojcem, jak ja w dzieciństwie ze swoim w szachy, czy np. tego nienawidzi i pomysł grywania z ojcem przez internet będzie mu obrzydliwy. Podpowiedziałam parę PRZYKŁADOWYCH zachowań, które akurat nie muszą tu mieć zastosowania, ale może MOGĄ, a może np. natchną per analogiam do czegoś innego, co mnie nie przyszło do głowy. Może jest możliwe np. wspólne oglądanie filmów przy połączeniu skypicznym, albo w ogóle oglądanie tych samych filmów i potem dyskutowanie (pod warunkiem, że syn lubi kino. Nie każdy lubi, ja np. niekoniecznie, ale większość ludzi lubi). Nie jestem dobra w klocki internetowe, więc nie wiem, co jeszcze jest możliwe. Chodziło mi o zasugerowanie kierunku wyszukiwania pomysłów.
                                                    5. oczywiście uważam, że to o wiele za mało. Ale fakt, że nie można mieć wszystkiego, nie zwalnia z tego, by nie starać się mieć tego, co można. Figury modelki mieć nigdy nie będę, ale całe życie dbam o linię. Jakbym nie dbała, miałabym rozmiary wieloryba, skoro dbam, to nie jestem przerażającą paskudą.

                                                    W polemice dowiedziałam się, że:
                                                    1. zalecam straszenie dzieci przez internet.
                                                    2. składam odpowiedzialność za kontakty z ojcem na barki Iziuli, jakby to ona miała rozmawiać z dziećmi przez skype'a.
                                                    3. w imię uczenia odpowiedzialności dzieci jeśli jedno z rodziców nie zaspokoi jakiejś istotnej potrzeby dziecka, to drugie ma też tę potrzebę olać, po to, żeby dziecko wiedziało, że drugi rodzic jest nieodpowiedzialny.
                                                    4. że lepiej jest nie interesować się nauką dziecka, niż uzgodnić z dzieckiem, że się je przepyta za 3 godziny, bo teraz nie ma się czasu.
                                                    5. że obydwoje rodzice całe popołudnie nie mają prawa chyba nawet zrobić siusiu, bo jaśnie panicz może teraz i natychmiast domagać się przepytania z procentów, a zarazem mogą się nie interesować nauką dziecka. itp. itd.

                                                    I zapytuję konkretnie: co radzicie RODZINIE Iziuli, by powalczyła o więzi, skoro ojciec nie powinien przez skype'a pomagać dzieciom w lekcjach, grać z nimi w gry, czytać im książek ani opowiadać bajek na dobranoc. Co w takim razie konkretnie ojciec MOŻE zrobić, by podtrzymać więź z dziećmi?
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 22:30
                                                    Naprawdę sadzisz, że dziecko - 10 letnie - może odrabiać lekcje np. o 10 wieczorem? Bo wtedy tata znajdzie czas? I mylisz sie - rodzice 10 letnich dzieci są w domu, bo w tym wieku dziecka nie zostawia sie samego na całe popołudnia. I w podstawówce raczej da sie dziecku pomóc ze wszystkiego. Odmówić odrabianie lekcji z dzieckiem jest OK, pomocy w konkretnym zadaniu - nie jest.
                                                    Nie bardzo jednak wiesz, co znaczy mieć w domu 3-latkę i 10-latka. I że gdy dziecko ma problem z lekcjami, to rodzice nie odkładają tego na porę, gdy im będzie wygodnie, tylko pomagają. Nie dlatego,z e "panicz", tylko dlatego, że lekcje trzeba zrobić, a czas dziecka w tym wieku jest ograniczony, wbrew pozorom. Można się nie interesować nauką szkolną dziecka, ale dzieckiem trzeba. I to raczej bez limitów czasowych w tym wieku.
                                                    Radzę ojcu rodziny, aby starał sie utrzymać więź. W taki sposób, jaki on uzna za sensowny. Wszystko, co proponujesz, nie umocni więzi ojca z dziećmi, z prostej przyczyny - jest zadaniowe i nie sprzyja poznaniu tych dzieci. Można na przykład z dziećmi zwyczajnie rozmawiać.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 23:28
                                                    Naprawdę sadzisz, że dziecko - 10 letnie - może odrabiać lekcje np. o 10 wieczorem? Bo wtedy tata znajdzie czas? I mylisz sie - rodzice 10 letnich dzieci są w domu, bo w tym wieku dziecka nie zostawia sie samego na całe popołudnia.

                                                    Cóż, ja miałam nadopiekuńczych rodziców i niepracującą matkę, a jako 10latka nie tylko zostawałam w domu sama po południu (owszem, nie na całe popołudnia), ale i wieczorem, jak rodzice szli na wizytę do znajomych albo do teatru. Nie wyobrażałam sobie, że Mama umówiła się np. na ploteczki na kawę z przyjaciółką o 17 i wychodzi z domu, a ja jej brzęczę, że nie rozumiem matematyki. Mama wróci o 19 na kolację (raczej w domu dbalo się o wspólne posiłki), to zrobię tę matmę po kolacji, a może przez 2 godziny zrozumiem sama i będzie po kłopocie.

                                                    Odmówić odrabianie lekcji z dzieckiem jest OK, - ja wręcz uważam, że odrabianie lekcji z dzieckiem jest dla dziecka szkodliwe, bo dziecko nie uczy się samodzielnej pracy, i na dodatek jest nieuczciwe, bo oszukuje się panią, że zrobiło to dziecko samo. Niemniej jednak większość ludzi lekcje z dziećmi odrabia.

                                                    Nie bardzo jednak wiesz, co znaczy mieć w domu 3-latkę i 10-latka - Ano właśnie. Mama wychodzi z 3latką na plac zabaw na godzinę, 10latek może z powodzeniem sam zostać. I w tym momencie 10latek zawraca głowę, że mama ma mu pomóc z matmy, a nie za godzinę.

                                                    Można się nie interesować nauką szkolną dziecka, ale dzieckiem trzeba. I to raczej bez limitów czasowych w tym wieku.

                                                    Trochę trudno mi sobie wyobrazić interesowanie się dzieckiem w wieku szkolnym bez interesowania się jego nauką. Dziecko nie opowiada, że będzie jutro klasówka z przyrody albo z angielskiego?

                                                    Radzę ojcu rodziny, aby starał sie utrzymać więź. W taki sposób, jaki on uzna za sensowny. Wszystko, co proponujesz, nie umocni więzi ojca z dziećmi, z prostej przyczyny - jest zadaniowe i nie sprzyja poznaniu tych dzieci. Można na przykład z dziećmi zwyczajnie rozmawiać.

                                                    - przecież nie sugerowałam, by ojciec z dziećmi w ogóle nie rozmawiał. Natomiast ojciec obecny na miejscu także nie tylko z dziećmi rozmawia, ale właśnie gra, pomaga w lekcjach, czyta bajki i także te zachowania podtrzymują więź. Wyłączne rozmawiania przypomina mi kwestię ze "Szczęśliwego wydarzenia" Mrożka: chodź dziecko, będziemy cię wychowywać. Wychowanie, wieź i rozmowa wynikają same z siebie wtedy, kiedy ludzie razem dokonują rozmaitych czynności. Przy okazji gry może nawiązać się spontaniczna rozmowa, podobnie przy okazji czytania bajeczki córka zapyta, kto to jest czarodziej albo elf czy co tam innego. Poza tym w tej rodzinie mogły być takie rytuały. Jeśli ojciec np. zawsze czytał córeczce bajkę na dobranoc i strefy czasowe pozwalają, by czynił to nadal, nie widzę powodu, by rezygnować. Podobnie zaproponowałam z budzeniem, jeśli to wynika ze stref czasowych. Jednym z fajniejszych wspomnień mojego wczesnego nastolectwa związanych z mom śp. Ojcem jest takie: otóż Ojciec na początku września wracał z jakiejś konferencji naukowej we Włoszech, gdzie wybuchła epidemia cholery. Wobec tego wszyscy wracający do Polski z Włoch podlegali kwarantannie. Z lotniska przewieziono ich od razu do jakiegoś hotelu w Warszawie i ponieważ byli w zamknięciu, umożliwiono im nieograniczone telefonowanie do rodzin w całej Polsce z automatycznej centrali, co nie było wtedy powszechne (np. u nas w domu zamawiało się rozmowy międzymiastowe przez centralę). Ojciec zawsze wstawał wcześnie, więc o wpół do siódmej rano telefonował zamiast budzika, żeby zbudzić mnie i Mamę, bo ja musiałam na ósmą do szkoły. Tata, który dzwoni codziennie z innego kontynentu obudzić rodzinę (jeśli strefy czasowe pozwalają) może być pewną atrakcją rodzinną. Oczywiście, że powinien to czynić ojciec, ale doprawdy nie sądzę, by samo podpowiedzenie paru pomysłów było aż taką zbrodnią, o jaką mnie oskarżono.


                                                  • pogodoodporna Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 14.08.16, 14:59
                                                    srebrnarybka napisała:

                                                    > Odmówić odrabianie lekcji z dzieckiem jest OK, - ja wręcz uważam, że odrabianie
                                                    > lekcji z dzieckiem jest dla dziecka szkodliwe, bo dziecko nie uczy się samodzi
                                                    > elnej pracy, i na dodatek jest nieuczciwe, bo oszukuje się panią, że zrobiło to
                                                    > dziecko samo. Niemniej jednak większość ludzi lekcje z dziećmi odrabia.

                                                    Dzieki za to zdanie, myslalam, ze sie juz nie doczekam :-) Przyznam sie, ze czytam o tym odrabianiu z pewnym zdumieniem, oboje moi rodzice, nauczyciele od zawsze byli przeciwni odrabianiu lekcji z dziecmi. I glosili to wszem i wobec. Moga byc wyjatkowe przypadki, ze dziecko czegos nie zrozumie. Wyjatkowe. I pamietam dobrze, ze w czasie swojej wieloletniej praktyki pedagogicznej i matka, i ojciec odradzaki rodzicom swoich podopiecznych odpytywanie, sprawdzanie, kontrolowanie. Dlatego nie robilam tego rowniez z wlasnymi dziecmi (obecnie obie studiuja). Czyzby od tego czasu wszystko sie az tak w tej kwestii zmienilo ?
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 23:01
                                                    Co w takim razie konkre
                                                    > tnie ojciec MOŻE zrobić, by podtrzymać więź z dziećmi?

                                                    Napisalam to juz kilka razy: on MOZE odwolac wyjazd.
                                                    Nie zostal bowiem zeslany na Syberie, tylko zachcialo mu sie gonic za marzeniem. Z wlasnej nieprzymuszonej woli.

                                                    off top. Nieustannie mnie fascynuje, jak ludzie podejmuja sie projektow, ktore nie maja szansy skonczyc sie dobrze. Ten jest jednym z nich, inne to np. zadluzanie sie pod kreske. Czy ludzie nie umieja podliczac kosztow i oceniac ryzyka?
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 10:10
                                                    Iziula nie pytała nas, czy to dobrze, że mąż wyjeżdża. Iziula napisała, że mąż wyjeżdża i co wobec tego zrobić. Próbuję więc odpowiedzieć na jej pytanie.
                                                • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 11:21
                                                  srebrnarybka napisała:

                                                  > Cóż, ja nienawidziłam dotykania i przytulania przez Rodziców, a już przez Ojca
                                                  > właśnie szczególnie

                                                  Mozliwe, ze tak bylo ale po pierwsze jest to zaburzenie a nie norma (sugerujesz od razu jak widze, ze dzieci Iziuli tez na pewno zaburzone) a po drugie i wazniejsze, to nie chodzi o to czy sie kontakt fizyczny lubi czy nie, tylko o to, ze jest to niezbedne. Pod wplywem dotyku wydziela sie oksytocyna, ktora jest konieczna w pewnych ilosciach. Mozna wiec dotyku nie znosic, a mimo to go potrzebowac.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 11:27
                                                    widocznie jestem zaburzona. Uczucie rozumiem inaczej: potrzebna mi była świadomość, że rodzice się o mnie troszczą, tzn., że jestem o dla nich ważna, że myślą o tym, by było mi dobrze. Niekoniecznie chodziło o same efekty tej troski, ale o poczucie, że jest ktoś, kto o mnie myśli. I to jest znacznie ważniejsze od przytulania.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 11:29
                                                    przy czym po raz pewnie dwudziesty piszę już, że mąż Iziuli jest egoistą, a jego decyzja jest szkodliwa dla rodziny. Tylko nie widzę powodu, by nie próbować zminimalizować tych szkód.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 11:43
                                                    srebrnarybka napisała:

                                                    > przy czym po raz pewnie dwudziesty piszę już, że mąż Iziuli jest egoistą, a jeg
                                                    > o decyzja jest szkodliwa dla rodziny. Tylko nie widzę powodu, by nie próbować z
                                                    > minimalizować tych szkód.


                                                    Ja bym powod widziala, znajac siebie. Nie lubie podejmowac sie zadania, ktore oceniam jako skazane na porazke. A tutaj tak wlasnie oceniam mozliwosc podtrzymania wiezi. Szkoda byloby mi flaki wypruwac przez 5 lat dla utrzymywania falszywej fasady.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 08:53
                                                    I dlatego to, co piszę, wywołuje taką wściekłość. Ja też bardzo nisko szacuję szanse przetrwania tej rodziny, ale uważam, że wspólnota osób jest tak dużą wartością, że zawsze warto o nią walczyć, a nie załamywać się przy pierwszej trudności. I że wielu rozpadów rodzin udałoby się uniknąć, gdyby oboje małżonkowie włożyli w to wysiłek, zamiast rozwodzić się po pierwszej kłótni. Ale to jest oczywiście niemodne, więc dlatego wywołuje wściekłość.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 11:41
                                                    srebrnarybka napisała:

                                                    > widocznie jestem zaburzona. Uczucie rozumiem inaczej: potrzebna mi była świadom
                                                    > ość, że rodzice się o mnie troszczą, tzn., że jestem o dla nich ważna, że myślą
                                                    > o tym, by było mi dobrze. Niekoniecznie chodziło o same efekty tej troski, ale
                                                    > o poczucie, że jest ktoś, kto o mnie myśli. I to jest znacznie ważniejsze od p
                                                    > rzytulania.

                                                    Dobrze Srebrnarybko, jestes jaka jestes, ale ten watek nie jest o Tobie i informacja o tym, ze Ty nie lubisz dotykania nie wnosi zbyt wiele do caloksztaltu.
                                                    O tym, ze dzieci musza byc dotykane, napisano w literaturze psychologicznej wiele, wiec odsylam.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 08:54
                                                    za pięć lat teorie psychologiczne będą inne. Nie żartuj.
                                                  • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 11:17
                                                    Dzieci nie dotykane - nie trzyletnie wprawdzie, ale młodsze, po prostu niezwykle często umierają. I to nie jest teoria psychologiczna, tylko biologia.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 12:59
                                                    verdana napisała:

                                                    > Dzieci nie dotykane - nie trzyletnie wprawdzie, ale młodsze, po prostu niezwykl
                                                    > e często umierają. I to nie jest teoria psychologiczna, tylko biologia.

                                                    To ja jeszcze rozwine, bo kocham temat funkcjonowania ludzkiego ciala. Wczesniej wspomialam o dotyku i kontakcie fiycznym jako absolutnie koniecznym elemencie do budowania wiezi. Jak slusznie zauwaza Verdana, to nie jest "teoria psychologiczna" tylko biologia. Dotyk jest niezbedny, poniewaz wyzwala uwalnianie oksytocyny. Oksytocyna to ten hormon, ktory jest w obfitosci u kobiet w trakcie porodu. Wiekszosci osob kojarzy sie oksytocyna z wywolywaniem skurczy, ale druga jej funkcja jest tworzenie wiezi (w momencie porodu wiadomo mowa o wiezi matki z dzieckiem).

                                                    O ile satysfakcjonujace relacje miedzyludzkie miedzy doroslymi mozna tworzyc bez udzialu dotyku (choc to tez trudno) o tyle w przypadku dzieci jest to niemozliwe. Z doroslymi bowiem mozna budowac relacje na plaszczyznie intelektualnej i bedzie okej. W przypadku dzieci nie da sie zbudowac wiezi bazujac tylko na tej plaszczyznie. Jest to tym bardziej wyrazne, im z mniejszym dzieckiem mamy do czynienia. W przypadku noworodkow dotyk stanowi 100% tej wiezi. To dlatego - jak wspomniala Verdana- nieprzytulane noworodki umieraja.

                                                    Dlatego ojciec ktory bedzie nieobecny przez 5 lat nie zbuduje wiezi, albo skutecznie przerwie ta ktora juz jest, chocby siedzial na skajpie non stop. Poniewaz zabraknie dotyku, ktory jest absolutnie niezbedny w przypadku dzieci.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 13:40
                                                    cóż, ja żyję 57 lat, a dotyk nie był tym, co było dla mnie najważniejsze w relacjach międzyludzkich. Dzieci Iziuli też nie są noworodkami.
                                                    Co nie zmienia faktu, że uważam, że wyjazd męża Iziuli jest ZŁY, o czym piszę po raz trzysta osiemdziesiąty siódmy i nie wiem, ile razy mam jeszcze pisać żeby dotarło.
                                                    Ale wątek nie jest o tym, czy mąż ma jechać, czy nie jechać. Wątek jest o tym, że mąż jedzie i co wobec tego można zrobić, żeby szkody były jak najmniejsze.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 14:00
                                                    srebrnarybka napisała:

                                                    > cóż, ja żyję 57 lat, a dotyk nie był tym, co było dla mnie najważniejsze

                                                    Moglabys tez napisac "mam cukrzyce 1 i moja trzustka nie produkuje insuliny". Mozna Ci wspolczuc, ale to nie zmienia faktu, ze normalnym stanem trzustki jest produkowanie insuliny.


                                                    uważam, że wyjazd męża Iziuli jest ZŁY, o czym piszę p
                                                    > o raz trzysta osiemdziesiąty siódmy

                                                    Zgadza sie, piszesz to po raz trzysta osiemdziesiaty siodmy, zupelnie nie wiem po co. Chcialabys tym zamknac dyskusje w ktorej Ty masz ostatnie slowo tym samym triumfowac racje? Dyskusja bedzie sie toczyc niezaleznie od tego, ile razy to jeszcze napiszesz.

                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 14:43
                                                    Piszę ponieważ 1. udowadniacie mi cały czas, że wyjazd jest zły, tak, jakbym sama tego nie wiedziała i nie twierdziła, 2. wątek nie jest o tym, czy mąż Iziuli ma wyjeżdżać, czy nie wyjeżdżać, tylko o tym, że WYJEŻDŻA i o tym, co będzie po wyjeździe. Wobec tego, niezależnie od tego, co myślę o wyjeździe, próbuję odpowiadać NA TEMAT.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 15:08
                                                    srebrnarybka napisała:

                                                    > Piszę ponieważ 1. udowadniacie mi cały czas, że wyjazd jest zły, tak, jakbym sa
                                                    > ma tego nie wiedziała


                                                    Widze, ze wzielas na siebie osobista odpowiedzialnosc za pomyslne rozwiazanie problemu Iziuli. Bywa, kiedy sie za bardzo wczujemy. Ale Iziula jest rozsadna babka i sama podejmie decyzje, natomiast mam wrazenie ze rozne punkty odniesienia sa dla niej cenne. NIe ma wiec powodu bys starala sie oponentom zamknac usta, bo burza mozgow jest pouczajaca i kreatywna.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 15:33
                                                    za nic nie wzięłam odpowiedzialności. Burza mózgów jest pouczająca i kreatywna, przeto wysiliłam swój mózg, by zaproponować kilka drobnym sposobów podtrzymywania bardzo narażonej na niebezpieczeństwo więzi ojca z dziećmi, bo wydało mi się, że być może mogłyby być pożyteczne. Poza mną konkretną radę dała bodaj zuzi, postulując zatrudnienie pomocy domowej, żeby Iziula miała więcej czasu dla dzieci i żeby odciążyć ją w jej obowiązkach. Innych efektów "kreatywnej" burzy mózgów, które mogłyby Iziuli pomóc PO wyjeździe męża nie widziałam. Widziałam natomiast histeryczne bluzgi pod adresem jej męża, które Iziuli i jej rodzinie mogą tylko zaszkodzić, bo wzmocnią jej negatywne emocje względem męża, co w sytuacji rozłąki jeszcze bardziej utrudni podtrzymanie zagrożonej więzi małżeńskiej.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 15:45
                                                    Widzisz Srebrnarybko jak to oglad sytuacji moze sie roznic. Ty uwazasz, ze podalas Iziuli bardzo konstruktywne rady, ja z kolei uwazam Twoje rady za bezuzyteczne. Tylko sie nie obraz, ale przykladowo pomysl z przepytywaniem z angielskiego jest zupelnie od czapy i sie nie sprawdzi, bo zeby przepytac, trzeba znac material. Z kolei to co Ty uwazasz za bezuzyteczne i zbedne, jak np. rozmowy o tym, jak destrukcyjny dla rodziny bedzie ten wyjazd- ktos inny moze uznac za cenne ostrzezenie i przyczynek do rewizji planow. Wiec moze troche wiecej pokory, bo nikt nie jest alfa i omega i warto czerpac z wielu zrodel.
                                                    I zobacz ostatecznie jaki jest wynik: z 5 lat zrobil sie jeden rok. Czy to nie jest dobry rezultat? Krok po kroku i moze sie jakos ulozy.
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 16:28
                                                    Nie mam powodu się obrażać. Nie twierdzę, że podałam "bardzo konstruktywne rady". Podałam rady, które przyszły mi do głowy. Poza mną jedyna konstruktywna rada to wynajęcie gosposi, aczkolwiek to i tak nie dotyczy kwestii najważniejszej, a mianowicie tego, jak ratować więź ojca z dziećmi. Na ten temat poza mną nikt nie napisał NIC.
                                                    Wasze bluzgi na męża Iziuli uważam za szkodliwe. Nie wierzę w żaden rok kontraktu, który się zrobił z 5 lat. Sądzę, że jest to odpowiedź na odczepnego. Bluzgi sprawią jedynie, że Iziula będzie bardziej wściekła na męża, niż jest, i jej więź z mężem będzie jeszcze bardziej zagrożona.
                                                  • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 18:08
                                                    Nie wierzę w żaden rok kontrak
                                                    > tu, który się zrobił z 5 lat. Sądzę, że jest to odpowiedź na odczepnego

                                                    Wobec tego lekkim twistem przypisujesz mezowi Iziuli klamstwo. Jest to o tyle zabawne, ze czynisz to na jednym wdechu z krytyka innych za bluzganie meza.

                                                    Ja nie jestem w stanie ocenic, co w relacji Iziuli jest prawda, a co koloryzowaniem. Przyjmuje (bo nie mam innego wyjscia) ze jest tak jak pisze. Jesli na potrzeby watku zmienia wersje zdarzen i sprowadza nas na manowce, to ona sama bedzie jedyna poszkodowana, w sensie otrzyma od nas wypaczony feedback. Nam to akurat rybka, my tu jestesmy glownie dla pogaduszek (to tez w odniesieniu do wpisu Berber rock)
                                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 15.08.16, 20:10
                                                    lekkim twistem przypisujesz mezowi Iziuli kłamstwo

                                                    Bo nie wierzę w błyskawiczną zmianę bardzo poważnego kontraktu, negocjowanego jakiś czas temu. Takich cudów nie ma. Nie wierzę też w to, że facet, który zdecydował się na 5 lat życia bez rodziny, w innym kraju, czyli na spore perturbacje także w swoim życiu, bo tak bardzo mu zależało, tak błyskawicznie zmienił zdanie. Albo Iziula od początku wyolbrzymiała sprawę, albo mąż jej powiedział coś na odczepnego. I za rok, gdy wciągnie się w pracę, powie jej, że zostaje, bo przecież rzecz tak świetnie się rozwija. Tylko przez ocean będzie trudniej negocjować.
                        • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 18:23
                          Srebrnarybko, to wszystko o czym piszesz, tzn. to podtrzymywaie wiezi przez skajpa, granie w szachy przez skajpa i odrabianie lekcji przez skajpa - to tak pieknie brzmi. Papier wszystko zniesie. Szkoda ze to takie oderwane od rzeczywistosci. Nawet zakladajac, ze ojcu starczy entuzjamu przez 5 lat (watpliwe) to juz widze jak to bedzie wygladac: Synu, a teraz Cie przepytam z angielskiego. A synowi sie nie bedzie chcialo, wylaczy skajpa i zaloguje sie na gre. I co mu ojciec zrobi? A, niech zgadne, tutaj juz musi wkroczyc Iziula i przypilnowac zeby syn ojca na skajpie nie skasowal. Niech sie Iziula szarpie, c'nie. Ojciec bedzie sobie drinki z palemka popijal w oczekiwaniu az Iziula wreszczie wymusi na synu skontaktowanie sie z ojcem w celu przepytania z angielskiego.
                          • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 18:31
                            Oczywiscie taki fakt, ze ojciec na drugiej polkuli nie bedzie mialo znaczenia. Ciekawam, kto zatem zrezygnuje ze snu, by ten kontakt podtrzymywac? Bo o ile wiem , to na przeciwnej polkuli jest noc, gdy u nas jest dzien. Ale moze cos sie pozmienialo i zniesiono strefy czasowe a slonce swieci rownomiernie nad cala kula ziemska, skoro roznica czasow jest zupelnie pomijana w tej dyskusji o podtrzymywaniu wiezi przez skajpa.
                            • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 01:44
                              Dokładnie nie wiem, czy to "daleko" to Australia, zachodnie wybrzeże Kanady czy np. RPA, które leży w tej samej strefie czasowej, co Polska. Oczywiście jest to dodatkowa trudność. Można sobie wyobrazić i takie warianty np.: w Polsce trzeba wstać do szkoły o 6.30. W USA (wschodnie wybrzeże) mamy wtedy 0.30. Zatem ojciec codziennie budzi skypem rodzinę i tworzy z tego rytuał. O 14.00 polskiej w USA jest 8 rano. Jeśli syn np. wraca o tej porze do domu (ach tak, dziesięciolatka się wszędzie prowadza i strach mu dać klucz do ręki - ja w tym wieku chodziłam sama do szkoły, a miałam daleko), to ojciec "w towarzystwie" syna wcina śniadanko. Znając życie, ok. 12 ma godzinną przerwę na lunch. W Polsce jest wtedy 18.00, więc dzwoni do rodziny. Nie wiemy, czy to USA. Mogą być inne konfiguracje. Np. zachodnia Australia. Ojciec ma czas (zakładam, że pracuje do jakiejś 18.00) np. od 19.00 do 01 w nocy. W Polsce są to godziny 13-17. Wstaje o 7 rano - w Polsce 23.00. Czas na swobodne porozmawianie z żoną, bo dzieci śpią.
                              I cały czas do znudzenia: nigdzie nie napisałam, że to wyjazd męża Iziuli jest dobry. Wręcz przeciwnie, uważam, że jest zły dla rodziny i jest bardzo duże niebezpieczeństwo, że rodzina się rozpadnie. Ale nie uważam, by to był wystarczający powód, by nie próbować temu przeciwdziałać.
                          • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 01:46
                            mniemam, że syn jednakowoż wie, że ktoś go z angielskiego przepytać musi. Ja przepytywałam p.o. bratanka przez telefon z historii i sam do mnie z tym dzwonił, bo potrzebował, żeby ktoś go przepytał.
                    • ada1214 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 11:23
                      srebrnarybka napisała:

                      > Jeżeli kupił bilety i zawarł kontrakt, to zapewne nie da się już tego odkręcić,
                      > więc pozostaje tylko zastanowić się, jak zminimalizować złe skutki. Nogi z gan
                      > greną uratować się nie da, chociaż jeszcze nie została amputowana, ale nie ma p
                      > owodu rezygnować z protezy.

                      Iziula nie wspomniala na razie ze kontrakt juz zostal zawarty. Na razie mamy tylko informacje o zakupie biletow. Byc moze pol roku naprzod, a kontrakt dopiero gdzies tam w tle. Ta noga wciaz jest zdrowa ale pacjent juz zamowil proteze. Bo protezy sa takie fajne.


                      Zmierzam do tego, Srebrnarybko. Minimalizowanie strat, zawezanie horyzontu czasowego i inne sztuczki- to wszystko jest przydatne, kiedy powstaje szkoda, uszczerbek, wypadek, strata, katastrofa na ktore nie mamy wplywu i ktorym nie mozna zapobiec. Wtedy to dziala- z psychologicznego punktu widzenia, to mechanizm obronny. Natomiast kiedy szkoda jest spowodowana zamierzonym, wykalkulowanym dzialaniem- no wybacz, ale wtedy jest zupelnie inna perspektywa.
                      Innymi slowy, jak w wypadku stracisz noge, to bedziesz blogoslawic fakt, ze ktos wymyslil protezy. Minimalizowanie strat. Mozna to psychicznie zniesc. Ale jak sama sobie siekiera odetniesz noge, poniewaz ktos ci za to ofiarowal kupe pieniedzy, to po ocknieciu sie z amoku do konca zycia bedziesz sie wsciekac za swoj kretynizm.
                      Czy to jest jasne co pisze?
                      Minimalizowanie strat dziala kiepsko kiedy sami sie pchamy w te straty.


                      • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 15:40
                        raczej nie kupowałby biletów nie mając kontraktu. Cały czas podkreślam, że pomysł z wyjazdem męża JEST ZŁY, ale nie zmienia to faktu, że zostanie zrealizowany. Wobec tego warto myśleć, co zrobić, żeby straty były możliwie najmniejsze.
                        • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 16:27
                          Tak. I wobec tego ojciec, a nie matka ponosi tu odpowiedzialność za dzieci i to, by realizowanie swoich marzeń kosztem rodziny nie było zbyt dotkliwe dla pozostałych.
                          • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 18:34
                            I wobec tego matka z tej racji, że nie ponosi żadnej odpowiedzialności, ma biernie przyglądać się temu, że dzieci tracą ojca i nie podpowiedzieć np., że warto skorzystać ze skype'a. W rodzinie tak dokładnie odmierzasz odpowiedzialność? Jeśli umówisz się z mężem, że ma kupić chleb na kolację, a mąż zapomni, to kładziesz głodne dzieci spać, bo to mąż był odpowiedzialny, czy idziesz po chleb?
                            • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 19:50
                              Tak. Jesli bierność matki powoduje, zę ojciec z dziećmi sie nie kontaktuje, to jest to bardzo dobry znak, wskazujacy na to, zę nie ma na co liczyć - i ona i dzieci. Jesli kontakty są utrzymywane tylko dlatego, że matka pilnuje kontaktów, oznacza to, że tak naprawdę ojcu nie zależy. Lepiej o tym wiedzieć wcześniej, niz później. I nie zwalajmy na kobietę odpowiedzialności za to, co robi facet. Jest dorosły, nie upośledzony, chyba jak chce, to sam potrafi z dziećmi pogadać.
                              Jak mój prywatny maż chleba nie kupi, choć miał - to oczywiście chleba nie ma. Ja po niego nie idę. Dlaczego miałabym iść? Albo on idzie sam, albo kolacji nie bedzie, bo tata nawalił. Tak sie uczy dzieci odpowiedzialności.
                              • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 21:38
                                Jak mój prywatny maż chleba nie kupi, choć miał - to oczywiście chleba nie ma. Ja po niego nie idę. Dlaczego miałabym iść? Albo on idzie sam, albo kolacji nie bedzie, bo tata nawalił. Tak sie uczy dzieci odpowiedzialności

                                I dzieci idą spać głodne, bo Ty musisz mieć satysfakcję, żeby wykazać dzieciom, że ojciec jest odpowiedzialny. Ja wyniosłabym z tego jedną naukę - że mam OBOJE rodziców nieodpowiedzialnych.

                                Zresztą przykład o chlebie jest z mojego własnego doświadczenia. Moja Mama nienawidziła swojej teściowej, nienawidzi jej zresztą nadal, chociaż Babcia nie żyje od 26 lat. Po części słusznie, po części nie, mniejsza o to. W każdym razie, gdy miałam 8 lat, nocowałyśmy u Babci. Babcia nie prowadziła sama gospodarstwa, obiady jadała w stołówce, kolacje i śniadania chyba też, nie umiała gotować i zajmować się domem. W pokoju - mieszkanie typu kołchoz, miała lodówkę i czajnik elektryczny. Przyszłyśmy wieczorem, w porze kolacji. Babcia wyjęła bochenek chleba, rozłożyła talerzyki, włączyła czajnik, nie podała niczego więcej. Spojrzałam na Mamę z przerażeniem, że mam jeść suchy chleb, a Mama wysyczała z nienawistną satysfakcją: jedz, co ci babka przygotowała. Babcia po chwili się odwróciła, klepnęła się w czoło: Przepraszam, jestem roztargniona i wyjęła z lodówki masło i ser. Dla mnie zresztą, gdy patrzyłam na Mamę z przerażeniem, też bylo jasne, że Babcia raczej zapomniała o dodatkach, a nie, że chce nas karmić suchym chlebem. I sądziłam, że Mama jej przypomni. Do dzisiaj mam żal do Matki, że chęć pokazania wszystkim, nawet 8etniej córce, jak podłą osobą jest jej teściowa, był dla niej ważniejsza od tego, żeby córka dostała minimum tego, co powinna zjeść na kolację.
                                Moim zdaniem proponujesz to samo: tak bardzo potępiasz męża iziuli za jego wyjazd, że uważasz, że nie warto pracować nad tym, by dzieci jednak miały ojca, a iziula męża, tylko należy kopnąć faceta i wytłumaczyć dzieciom, że ojciec jest łajdakiem. Jestem przeciwnego zdania.
                                • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 22:06
                                  Tak, idą, jeśli ojciec nie pójdzie po chleb. Bo chyba może iść, prawda? Jeśli zapomniał i odmawia wyjścia z domu, to nie da dzieciom jeść. Nie ja nie dam - on nie da. Tak to działa. Ja mogę oczywiście przypomnieć, że chleb miał być, a nie ma ,ale po niego nie pójdę. Dlatego, że jestem odpowiedzialna i nie zamierzam byc absolutnie jedyną opoką w domu, osobą, która zrobi wszystko to, o czym inni zapomnieli, albo czego zrobić im się nie chce. To błyskawicznie prowadzi do sytuacji, gdzie nikt niczego nie musi, oprócz mnie. A niezjedzenie jednej kolacji nikogo jeszcze nie zabiło, ostatnio jak sprawdzałam, dzieci żyły - choć zdarzały sie wypadki, że tego chleba nie było.
                                  Bardzo warto pracować, aby dzieci miały ojca i ta praca należy właśnie do ojca. Nie do matki, która ma dbać o to, aby dzieciom bylo jak najlepiej z nią. I nie przeszkadzać w kontaktach z ojcem. A nie brać na siebie odpowiedzialność za to, co robi ojciec na drugim krańcu świata. Rodzina nie funkcjonuje wcale dobrze, jeśli okazuje się, że jedna osoba jest odpowiedzialna za wszystko, ze musi regulować kontakty miedzy pozostałymi domownikami, bo jak jej nie ma, to wszystko się wali.
                                  • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 22:20
                                    co do głodnych dzieci - fundamentalnie się nie zgadzam. Rozgrywanie swoich spraw z mężem KOSZTEM dzieci i podrywanie autorytetu ojca wobec dzieci, byle tylko moje było na wierzchu, jest dla mnie karygodne.
                                    I pokaż mi miejsce, w którym napisałam, że to tylko iziula ma dbać o to, żeby utrzymać kontakt męża z dziećmi, a nie ma o to dbać mąż? Napisałam tylko, co wydaje mi się oczywiste, że oboje rodzice powinni uzgadniać między sobą swoje postępowanie wobec dzieci i rozmawiać na ten temat. Skoro zaś mamy skrajnie trudną sytuację, to takich rozmów i wysiłku trzeba włożyć w to dużo więcej. Ale jest oczywiste, że powinien to czynić także mąż i że to on straci z dziećmi codzienny kontakt fizyczny, więc powinien włożyć w to więcej wysiłku, bo jemu będzie ten kontakt trudniej utrzymać. Nigdzie nie pisałam też, że wyłącznie iziula jest za to odpowiedzialna. Polemizujesz z rzeczami, których nie napisałam.
                                    • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 22:32
                                      Dzieci, które nie zjedzą kolacji nie sa głodne. Tylko najwyżej pozbawione kolacji. Nic im sie nie stanie. A 'moje na wierzchu" nie jest tu istotne - istotne jest nie dać sie wrobić w sytuację, gdzie jedna osoba z rodziny w ostatecznym rozrachunku jest odpowiedzialna za wszystko i musi wykonywać wszystko, o czym zapomnieli pozostali. To dopiero jest niewychowawcze.
                                      Niestety, nie da się uzgadniać postępowania wobec dzieci z kimś, kogo nie ma. Choćby dlatego,z ę ponosi on zerowe konsekwencje swoich ustaleń.
                                      • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 12.08.16, 23:32
                                        dzieci, które pójdą spać głodne, bo matka udowadnia ojcu, że jest nieodpowiedzialny, bo nie kupił chleba, który miał kupić, zapamiętają tyle, że dla matki ważniejsze było dokopanie ich ojcu od ich dobra. Tak, jak ja zapamiętałam sytuację z Babcią: dla mojej Matki ważniejsze było udowodnić całemu światu, jak podła jest jej teściowa, również wzbudzić we mnie niechęć do babki, bo jeszcze bym mogła nawiązać jakiś kontakt z Babcią, nie daj Boże, niż to, żebym zjadła przyzwoitą kolację. Tak to zapamiętałam, mam o to żal do Matki, chociaż to się zdarzyło 49 lat temu i żadnej odpowiedzialności mnie to nie nauczyło.

                                        Każdy ponosi konsekwencje swych ustaleń. Jeśli matka powie ojcu wtedy, kiedy dzieci śpią, że córeczka ostatnio bardziej tęskni, więc dobrze rozmawiać z nią częściej, ale nie czytaj jej bajki o Czerwonym Kapturku, bo się tego boi, a ojciec to zlekceważy, poniesie konsekwencje, bo kontakt z córką się rozluźni. Ale niezależnie od tego, czy rodzice są razem, czy, co jeszcze oczywiście ważniejsze, osobno, powinni o dzieciach rozmawiać, bo żadne z nich nie jest z dziećmi 24 h na dobę, więc powinni wymieniać się wrażeniami. Nawet, gdyby ojciec był w domu, także mógłby dowiedzieć się od matki, że córeczka ostatnio lubi bawić się skakanką, bo ojciec tego nie zauważył. Tym bardziej, jeśli jest poza domem.
                                        Przy czym jeszcze raz powtarzam: uważam wyjazd męża Iziuli za bardzo niedobre rozwiązanie i szansa na utrzymanie małżeństwa i rodziny nie jest duża. Niemniej jednak uważam, że warto o nią walczyć i że jeśli z góry założymy, że to się nie uda, nie uda się na pewno.
                                        • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 09:24
                                          Ojciec oczywiście nie musi troszczyć sie o "dobro dzieci". Moze nic nie robić, a dzieci zapamiętają, zę mamusia zawsze wszystko załagodzi. Przy czym nie chodzi tu o zadne dokopanie komukolwiek - jak ktoś nie chce nic robić, to musi wiedzieć, że nie będzie to zrobione. Kropka. Tak ojciec, jako i dzieci. Naprawdę, niezjedzenie kolacji jako dramat życiowy wydaje mi sie co najmniej dziwne. Można się najwyżej pośmiać, albo zezłościć.
                                          Jesli matka musi mówić ojcu, ze ma się zająć córeczką, a ojciec nawet nie zauważa, ze córka bajki się boi, to jest złym ojcem. I fakt, ze matka mówi mu, jak ma sie zajmować dzieckiem, którego najwyraźniej nie zna, niewiele tu da. Nie mówiąc o takim drobiazgu, że nie matka ma dyktować ojcu, co dzieciom czyta - jeśli to robi, czytanie dziecku będzie dla ojca wypełnianiem poleceń żony, a nie interakcją z dzieckiem. Co innego wymiana informacji o dziecku, a co innego jednostronny przekaz, w dodatku z przekazywaniem instrukcji, jak ojciec ma sie zająć swoim własnym potomkiem. Jest to jedna z najlepszych metod na odsunięcie ojca od dziecka.
                                          • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:16
                                            Ojciec oczywiście musi się troszczyć o dobro dzieci, ale jeśli się nie troszczy, to ważniejsze jest by zatroszczyła się matka, niż by matka udowodniła dzieciom, że ojciec je olewa. Dzieci, które w opisanej przeze mnie sytuacji pójdą spać głodne, zapamiętają tyle, że nie mogą liczyć ani na ojca, ani na matkę. Nie wiem, czy 5letnie głodne dziecko będzie się śmiać, że nie dostanie kolacji. Wiem, jak ja się poczułam w wieku lat 8 wobec perspektywy zjedzenia na kolację wyłącznie suchego chleba.
                                            Matka nie MUSI mówić ojcu, że ma zająć się córeczką. Wydaje mi się, że w normalnej rodzinie rodzice rozmawiają o dzieciach i wzajemne sugestie wobec siebie, co można byłoby dla dzieci zrobić, nie są "wypełnianiem poleceń", tylko wspólnym wysuwaniem wniosków z dyskusji nad najbardziej odpowiedzialnym zadaniem, które rodzice wykonują WSPÓLNIE i za które są WSPÓŁODPOWIEDZIALNI, czyli dobrem ich dzieci, które w tym układzie są najsłabsze.
                                            • verdana Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:32
                                              Zatroszczyła się w swoim imieniu. A nie pokazywała, że ojciec nic nie musi. Dramatyzujesz. Dzieci bez kolacji zapamiętają jedynie, że jak sie chleba nie kupi, to chleba nie ma. Brak kolacji nie jest dramatem, nie ma to nie ma. Warto tego też dzieci nauczyć, aby nie robiły z drobiazgów tragedii. Problemem jest to, że dziecko uważa zjedzenie suchego chleba na kolację za coś wstrząsającego, zamiast uznać, ze bywa i tak. To jest problem, a nie brak kolacji. Nie dotyczy to tylko mleka dla niemowlęcia.
                                              Sugestie nie są wypełnianiem poleceń, ale wskazywanie ojcu co ma czytać dzieciom już jest.
                                              • srebrnarybka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 13.08.16, 10:50
                                                Dramatem nie była dla mnie perspektywa zjedzenia suchego chleba na kolację, chociaż była to perspektywa nieprzyjemna, ale świadomość, że dla mojej Matki ważniejsze jest zrobienie z Babci bardziej podłej osoby, niż ona nią była, niż moje dobro. Domyślałam się, że Babcia nie podała dodatków przez roztargnienie, a nie dlatego, że chce nas w ten sposób przyjąć, i że wystarczy jej przypomnieć, to coś jednak wyjmie z lodówki. Mama celowo jej nie przypomniała po to, by udowodnić, także mnie, jak podłą osobą jest Babcia, która częstuje wnuczkę i synową tylko suchym chlebem.

                                                Poza wszystkim - kontakty rodziców z dziećmi to jest mleko dla niemowlęcia, a nie masło do chleba. Ergo, skoro pojawia się kłopot z owym mlekiem, to wszyscy odpowiedzialni za dzieci muszą zadbać, by ono było.
        • iziula1 Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 19:00
          Labianka,twój post postawił mnie do lekkiego pionu. To skracanie dystansu...zawiesiłam się w czasie 5 lat.
          Poza tym odległość nie jest aż tak straszna jak ta która urosła w mojej głowie ;-)
          Ustaliliśmy,że po przylocie , po kilku dniach oceni warunki lub je przygotuje bym mogła przyleciec na dłuższy weekend. Z dziećmi.
          Wiem,że pewna ulgę przyniosło mężowi stwierdzenie z mojej strony,że pozostaje otwarta. Tzn ocenie warunki bytowe i zawodowe tam,dla siebie,z ostateczną decyzją się wstrzymam. Na rok.
          Po pierwsze opadną emocje, będę już po leczeniu, będę znała fakty,czy jest i jaka praca dla mnie,czy kalkuluje mi się ta zmiana zawodowa,jak sobie radzę sama tu i wtedy moje nie lub tak będzie bardziej realne. Chyba.
          Poza tym ten czas jest też potrzebny mężowi by ocenił czy to jest to czego oczekiwał czy nie. Bo jeśli nie, to ma dom i rodzinę w Polsce a sytuację zawodową odbuduje.
          Sama czuję,że zaczynam się uspokajać i chyba racjonalniej myśleć.
          • labianka Re: Jestem na życiowym zakręcie i boję się 11.08.16, 20:51
            Ja jestem tchórzliwa z natury i w życiu bym nie poszła na całość czyli wyjazd od razu całą rodziną. Na rekonesans ojciec jedzie sam, tam przygotowuje dla nas lokum - odpowiednie :-) i dopiero wtedy ja mogę dołączyć z dziećmi na krócej lub dłużej. Tak jest lepiej także z tego powodu, że on również powinien mieć otwartą furtkę do powrotu i komfort psychiczny polegający na tym, że ten kontrakt to nie jest jedyna możliwa praca, jaką ma, w razie czego są inne możliwości i nie wstyd ani wielki problem, żeby się po prostu wycofać. Tak naprawdę dopiero na miejscu będzie mógł dobrze ocenić, jak tam właściwie jest i czy da się żyć. Kiedyś pojechał do kraju bardzo pożądanego jako miejsce pracy i stwierdził, że praca byłaby ok, ale życia tam nawet w pojedynkę sobie zupełnie nie wyobraża - po prostu męczarnia. Dla mnie stawianie przed sobą 5-cioletniego wyzwania jest zupełnie pozbawione sensu, bo nikt nie sprzedaje tu niewolnika tylko na mocy kontraktu do pracy jedzie wolny człowiek, który sam może zrezygnować, bądź okoliczności sprawią, że kontraktu tak czy tak nie da się zrealizować - zdarza się. Jeśli masz możliwość sama zdecydować, tu czy tam, to jedź, rozejrzyj się i wtedy już chyba nie będzie strachu tylko co najwyżej męka wyboru:-)

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się


Nakarm Pajacyka