[go: up one dir, main page]

Dodaj do ulubionych

ciężko...

01.04.11, 22:47
Witajcie,
piszę bo jest mi ciężko. Jestem mamą dwóch małych dziewczynek. Mój mąż jt lekarzem. Przez 7 lat leczył w ramach nfz. Na ten rok nfz zmieniło zasady zawierania umów i nie otrzymał kontraktu. Z dnia na dzień zostaliśmy pozbawieni głównego źródła dochodu. Ja po urodzeniu drugiego dziecka (nie było planowane) zostałam zwolniona z pracy. Jest nam ciężko materialnie. Mąż musi wypracować sobie nową grupę pacjentów, a to nie jest łatwe. Ja nie pójdę teraz do pracy, nie mam z kim zostawić dziewczynek. Cały czas myślę o naszej sytuacji. Chciałabym obudzić się rano i być szczęśliwa. Mieć udany dzień bez nerwów, ciągłego martwienia się. Jest mi wstyd przed ludźmi, że nie potrafimy poprawić naszej sytuacji. Myślę o sobie jako o osobie leniwej i niezaradnej. Nie zapraszam nikogo do domu bo się wstydzę. Mąż cały czas ciężko pracuje. Ja nie daję sobie rady z obowiązkami domowymi. Chciałabym żeby było posprzątane, ugotowane itd. Nie wszystko udaje mi się zrobić. Wstydzę się siebie. Nie mam się w co ubrać, chodzę w ciuchach ciążowych. Nie oglądam telewizji, nie mam żadnych rozrywek. Raz w tygodniu staramy się wyjść gdzieś z mężem, żeby odreagować. Mąż stara się inicjować spotkania ze znajomymi, a ja się nie zgadzam, bo jak napisałam wyżej - wstydzę się. W końcu wysyłam go np z kolegą na koncert. Finansowo jeszcze dajemy radę, ale wymaga to dużej dyscypliny, nic dla nas, opłaty i dzieci. Czuję się współodpowiedzialna za naszą rodzinę, a ja nie jestem w stanie nic zrobić żeby było nam lepiej. Zaczęłam odkładać obowiązki, bo brakuje mi energii. Nie mam siły od siebie wymagać, a z drugiej strony gdy w domu jest bałagan wpadam w panikę, obwiniam się, czuję się gorsza jako "gospodyni domowa". Boję się ludzi, ich oceny, tego, że gdy zobaczą nasz status materialny będą nami gardzili. Mieszkamy na nowym osiedlu, w naszym bloku jt kilka klatek, w każdej klatce młode małżeństwo z dzieckie. Szczęśliwi, pewni siebie. Patrzę na te mamy wypielęgnowane, pachnące,przychodzące z maluchami po pracy na plac zabaw. Mają perspektywy, plany, cele. Ja tam jestem jakby z innej bajki. Mój mąż pomimo wszystko potrafi być szczęśliwy. Ma swoje pasje, są dla niego odskocznią. Cieszę się, że tak jest, czasami myślę, że z kimś innym byłoby mu lepiej. On optymistycznie patrzy w przyszłość, bo wierzy, że "los się odmieni". Ja nie. Bo jak ma "się" odmienić, to zależy od nas, a ja nie potrafię nic z tym zrobić. Myślę, że najpierw powinnam sobie pomóc. Boję się ludzi. Dlatego piszę tutaj, a nie rozmawiam w cztery oczy. Mam toksyczną matkę, to spadek po jej wychowaniu. Chodziłam na terapię, ale nie pomogła. Cały czas czuję się gorsza. Teraz jestem gorsza bo nie mam peniędzy, pracy, jestem zaniedbana, nie mam przyjaciół. Jak mam sobie pomóc?
Obserwuj wątek
    • co_ja_robie_tu Re: ciężko... 01.04.11, 23:13
      hej
      a skąd wiesz, czy te wypielęgnowane mamusie na placu zabaw nie patrzą na Ciebie z zazdrością, bo Ty spędzasz czas z dziećmi, a one marnują go w pracy..? ;)

      Nie wstydź się statusu finansowego, nie to przecież świadczy o wartości człowieka.
      Mój status na przykład jest marniutki, bo pracuję na pół etatu, mąż za wiele nie dokłada, znajomi zarabiają lepiej.
      Ale moje koleżanki spędzają ze swoimi dziećmi 3 godziny dziennie, a ja odrabiam z nimi lekcje, jeżdżę na wycieczki, rozmawiam, jeżdżę na rowerze.
      Twój mąż ma optymistyczne podejście - super.
      Mógłby biadolić i jęczeć.
      Spróbuj może znaleźć coś, co da jakieś źródło dochodu - praca w domu, przez internet itp.
      i nie wstydź się siebie.
      Nie wszyscy muszą mieć kasę i idealny porządek, to nie jest wyznacznik ludzkich wartości
    • mruwa9 Re: ciężko... 01.04.11, 23:17
      www.medena.com.pl/index.php?lang=pl&page=news&id=56
      Taki przyklad pierwszy z brzegu... Rozwazcie emigracje, serio. W normalnych (europejskich) krajach lekarze nie tylko nie maja problemu ze znalezieniem pracy, ale w dodatku ich dochody zapewniaja spokojne, dostatnie zycie. Przy obecnych mozliwosciach na europejskim rynku pracy kurczowe trzymanie sie polskiego zascianka traci masochizmem z zapedami samobojczymi.
      • pany_lane Re: ciężko... 01.04.11, 23:24
        Byłam na tej stronie :) już prawie widziałam siebie w Szwecji, dopóki nie sprawdziłam kursu korony :(. To decyzja bez powrotu.
        • mruwa9 Re: ciężko... 01.04.11, 23:36
          nie rozumiem zwiazku. Co ma kurs korony do rzeczy? Wyjezdzasz z Polski, zarabiasz w koronach, wydajesz na zycie korony. Jak 9 milionow mieszkancow Szwecji. Proste. I po co wracac? Do Polski z jego NFZtem? Na wakacje mozna bedzie pojechac, sa tanie linie lotnicze i w rodzinie lekarskiej kasa na bilety tez bedzie.
          • pany_lane Re: ciężko... 03.04.11, 22:33
            Wiesz mruwa9, myśl o wyjeździe zaczęła kiełkować ... Tylko sentymentalna jestem, chciałabym kiedyś wrócić do kraju, jakiś biznes otworzyć, zestarzeć się wśród starych śmieci.
            • mruwa9 Re: ciężko... 04.04.11, 22:58
              sentymenty - glupia rzecz. Sentymentami nie zaplacisz za jedzenie ani za mieszkanie. No, ale kazdy jest kowalem swego losu.
            • mgla_jedwabna Re: ciężko... 14.04.11, 00:07
              W tym kraju robi się tak wstrętnie, że jeśli chcesz tu kiedyś żyć dostatnio, np. na emeryturze, to zarobki musisz mieć raczej z tych szwedzkich.

              Mruwa dobrze radzi, ale emigracja to daleka perspektywa. Na razie musisz jako tako stanąć na nogi, potem można myśleć o radykalnych zmianach życiowych.
        • jag_2002 Re: ciężko... 02.04.11, 23:23
          Jestem lekarzem, tez stracilam w tym roku na posunieciach nfz, niestety, mysli na temat statusu materialnego mam takie jak Ty.
          Masz dzieci, musisz myslec o ich przyszlosci, rozwaz jednak wyjazd za granice. Ja nie mam dzieci, ale w czasach, kiedy jeszcze mialam na nie nadzieje, na powaznie zastanawialam sie nad wyjazdem, nawet bylam w tym celu w Anglii.
          Zastanow sie jeszcze, czy nie masz objawów depresji.
          PS W Krakowie i Warszawie w najblizszym czasie beda targi pracy dla lekarzy, ewentualnie na priv moge dac namiary.
    • tully.makker Re: ciężko... 03.04.11, 12:19
      Dzieci do zlobka, albo niania i do roboty. Ty, nie maz. On juz chyba dosc pracuje.
    • melani73 Re: ciężko... 03.04.11, 13:59
      A jaką specjalizację ma twój mąż?
      wiesz? to dziwne, ale sama pracuje w prywatnej klinice, i od kilku miesięcy poszukiwani są specjaliści-co jak widze jest dość trudne do osiągnięcia..
      Tutaj brakuje lakarzy-a z innej strony lekarze nie maą kontraktów??
      dziwne..
      • jag_2002 Re: ciężko... 03.04.11, 21:42
        Mnostwo lekarzy stracilo na tegorocznych posunieciach NFZ, wiec nie dziw sie. Padly z powodu braku kontraktow calkiem dobre przychodnie, a niektore kontrakty dostaly dopiero po interwencji czynnikow wyzszych.
      • pany_lane Re: ciężko... 03.04.11, 22:37
        Stomatolog ze starą jedynką. Nfz jest cholernym monopolistą, robi co chce, w moim mieście lekarze zeszli poniżej opłacalności wykonywanych świadczeń, żeby tylko otrzyma kontrakt. Pisz śmiało na priva
        • mruwa9 Re: ciężko... 04.04.11, 23:02
          nie no... ja rozumiem, gdyby Twoj maz byl lekarzem rodzinnym, ktoremu bez publicznych pieneidzy trudno utrzymac sie na rynku. Ale stomatolog???? Po grzyba mu NFZ? Strzela se chlopak we wlasne kolano...
    • melani73 Re: ciężko... 03.04.11, 14:04
      Jak sobie pomóc-przede wszystkim przestać użalać się nad sobą..
      aż bije po oczach to co piszesz jaka to jesteś biena, jak to sie wstydzisz..jaka jestes pokrzywdzona bo miałaś złą matkę...
      ja również nie maiął sielankowego życia-powiedziałabym wręcz paskudne dzieciństwo, mieszkanie w czymś co raczej przypominało melinę..
      gdy tylko ukończyłam 17 lat wyniosłam się z domu, zajęłam się sobą..
      wiesz? kto chce ten może...lenistwo nie popłaca.
    • amethyst_fatale Re: ciężko... 04.04.11, 10:28
      Najtrudniej zacząć.
      Miałam podobne odczucia, jak urodziły się dzieci. Po prostu zasiedziałam się i nie potrafiłam wyrwac się z marazmu. To grozi deprechą.
      Spróbuj metodą małych kroków.
      Najpierw do fryzjera i po jakiś ciuch.
      I uśmiechaj się więcej.
      Banalne , ale naprawde pomaga:)
      I przełam się na spotkania ze znajomymi, oni na pewno nie gryzą.
      Pozdrawiam i życzę sukcesów:)
    • motylek_82 Re: ciężko... 04.04.11, 11:18
      WEŹ SIĘ ZA SIEBIE KOBIETO!!
      O ile moge zrozumiec Twoj lęk o przyszłość, o finanse to nie moge zrozumiec dlaczego zanidbałas siebie?. Piszesz ze patrzysz na te usmiechniete kobiety, wypielegnowane, pachnące a czemy Ty nie mozesz taka byc? Nie trzeba wydawac fortuny zeby wygladac czysto i schludnie, tylko wydaje mi sie ze Ci sie nie chce, poprostu dopadł Cię leń i tyle. Zrob lekki makijaz, przejrzyj szafe z ubraniami i skompletuj jakąs garderobe przeciez masz jakies ubrania z przed ciązy? poscięć chwile na dlonie, moze jakis fajny koolor na paznkocie? To napewno nie rozwiąże twoich problemow ale sprawi ze Ty poczujesz sie lepiej.
      W jakim wieku sa Twoje dzieci? Moze rozwaz ewnetualnie żlobek czy przedszkole i poszukaj pracy chociaz na 1/2 etatu.
      • penelopa40 Re: ciężko... 04.04.11, 15:24
        Chodziłam na terapię, ale nie pomogła. Cały czas czuję się gorsza. Teraz jestem gorsza bo nie mam peniędzy, pracy, jestem zaniedbana, nie mam przyjaciół. Jak mam sobie pomóc?

        zacząć od psychoterapii, tamta nie pomogla, to znajdź taką, która pomoże, szukaj do skutku...możeszteż odwiedzić psychiatrę, nic nie kosztuje a może konieczne są leki...
        musisz o siebie zadbać, jeśli nie masz na fryzjera to zrób sobie jakiś nowy kolor sama, manicure spróbuj, makijaż jeśli umiesz,
        ubrania możesz kupić w second handach lub na allegro, przecież nie będziesz miała napisane na czole skąd są...
        znajdź pracę, stałą lub dorywczą, na pewno jest coś co możesz/umiesz robić... znajdż inne młode matki, nawet obce, jakiś klubik malucha, dom kultury, zajęcia dla dzieci, mam... cokolwiek...
        nie stroń od znajomych! a jeśli z powodu waszej gorszej sytuacji finansowej od was się odwrócą to na co ci tacy znajomi!
        te uśmiechnięte i wypielęgnowane elegantki wcale nie koniecznie są szczęśliwe, a poza tym TY też masz szansę taka być, musisz tylko działać...
        jak masz ochotę napisz na priva, każdy swoj krzyż niesie, pytanie tylko na które ramie go zarzuci i czym podtrzyma...
        • pany_lane do penelopa40 10.04.11, 22:56
          próbowałam napisać na priva, ale pod nikiem nie otwiera się poczta, jeśli aktualne to czy pisać na penelopa40@gazeta.pl
          • penelopa40 Re: do penelopa40 28.04.11, 14:10
            mój adres: penelopa40@gazeta.pl, oferta dyskusji na priva aktualna jak najbardziej...
    • panpaniscus Re: ciężko... 05.04.11, 09:02
      Wiesz co, nie przejmuj się tymi "weź się w garść". Jak dla mnie masz objawy bliskie depresji. Kiedy człowiek się dobrze czuje psychicznie, to kłopoty, które opisujesz, to betka - ale w złej formie psychicznej urastają do gór nie do przebycia. A na forum zawsze się znajdą takie ideały, co to "miały 10 razy gorzej niż ty" i i tak "sobie poradziły".

      Przede wszystkim zadbaj o równowagę psychiczną. Pójdź na terapię - niestety, z terapeutą jest jak z dentystą - dobrego też trzeba szukać - a może nawet gorzej, bo ważne, żeby Ci przypasował. I nawet jeśli to będzie kosztować - dla mnie to były najlepiej zainwestowane pieniądze w moim życiu. Wiem, że trudno szukać terapeuty i próbować kolejnego, jak się jest w ciężkim stanie. Ale tylko Ty umiesz sobie pomóc, dobry terapeuta da Ci w tym potrzebne wsparcie.
      Spróbuj się poruszać - robi się ciepło, więc może pobiegać? Może zapisać na fitness? Wbrew pozorom, jak się zapłaci za karnet, to potem trudniej się od tego wymigać. A wysiłek fizyczny podniesie Ci nastrój. Plus potencjalnie wpłynie na wygląd.

      Myślę, że masz problem naprawdę wymagający przepracowania, jeśli czujesz się gorsza. Bo to - irracjonalne. Co to znaczy gorsza? Jacy ludzie są lepsi, a jacy gorsi? Dlaczego dajesz sobie prawo do dzielenia ludzi na lepszych i gorszych (a potem wsadzasz siebie do jednej kategorii).
      Porównywanie się z innymi, choć może chwilowo poprawić nastrój (albo pogorszyć, jak w twoim przypadku), do niczego dobrego nie prowadzi. Zawsze będą lepsi i gorsi, jakichkolwiek kryteriów nie użyjesz. Gorszy jest ten, kto jest biedniejszy? Gorzej ubrany? Wykształcony? Ma mniej przyjaciół? Nie ma szczęścia? A może przyjaciele nieprawdziwi, pieniądze zamiast na ubrania wydaje na coś innego, nie zrobił doktoratu, ale za to ma pasję, którą realizuje itd. Wbrew temu, co piszą pisma ilustrowane i niektórzy na forum, nie da się robić wszystkiego świetnie.
      Za to wyjść z dołka, w jakim jesteś, poradzić sobie w takiej sytuacji - o, z tego będziesz mogła być dumna.
      Dlaczego zależysz od oceny ludzi z zewnątrz? Tak, myślę, że powinnaś to przepracować z terapeutą. Bo to niedobre podejście. Tak samo, jak poleganie na czynnikach zewnętrznych, że pomogą - założę się, że jak mąż miał kontrakt z NFZem, to nie byłaś mniej nerwowa.
      Wspaniale, że twój mąż jest optymistą.

      Perspektywy, plany i cele pojawią się, jak się lepiej poczujesz. Nie zastanawiaj się nad życiem za bardzo, jak jesteś mocno zdołowana, bo to jeszcze gorzej przygnębia - najpierw popraw sobie nastrój.

    • pany_lane Re: ciężko... 05.04.11, 22:22
      mruwa 9 często ludzie myślą, że stomatolog to ho, ho, ale ...zobowiązania z tyt. prowadzonej przez męża działalności to kwota miesięcznie ok. 6 tys. - zusy, opłacenie pomocy stom., materiały, rtg. - testy, i.inne. Masz rację, praca na nfz nie jest satysfakcjonująca, ale był to stały dochód. Szczególnie w tym momencie gdy mamy w domu dwójkę maluchów. Pacjent prywatny jest, albo go nie ma. Mieszkamy na wschodzie Pl, ludzie niechętnie inwestują w prywatne leczenie. Na początku, gdy straciliśmy kontrakt, myślałam, ok., to może dobrze, zmusi nas to zmiany, wyrwiemy się z tego grajdołka. No i nic nie zmieniamy. Marazm. Pytanie – nie potrafimy, czy tak jest dobrze, w tym co już znamy. I zadaję sobie pytanie czy to mój stan psychiczny czy lenistwo. Mąż jest teraz w najlepszym dla siebie okresie, duże doświadczenie, dobra ręka, prosperuje, a wiem, że sporo osób z branży nie daje rady.
      • pany_lane Re: ciężko... 05.04.11, 22:27
        Melani73 "kto chce ten może...lenistwo nie popłaca", z mojego doświadczenia praca też,
        Gdybym widziała jakieś perspektywy, wierz mi wstawałabym ze śpiewem na ustach, nie jestem osobą leniwą. Skończyłam studia hum., a rozliczałam męża z nfz.-tem, nigdy nie korzystaliśmy z pomocy z zewnątrz, teraz też prowadzę mu sprawy firmowe.

        Dzięki dziewczyny za słowa wsparcia, może właśnie po to głównie napisałam, żeby z kimś pogadać. Wasze wpisy są dla mnie bardzo cenne.
        Amethyst_fatale, motylek82, macie rację zasiedziałam się, złapałam lenia, dbanie o siebie to jakby dodatkowy obowiązek, a ja odpuszczam. I mam takie przeświadczenie, że skoro zajmuję się małymi, to przede wszystkim powinnam skupić się na obowiązkach, a nie na sobie.
        Penelopa40, świetny pomysł z tymi zakupami na allegro, mam zamiar to wypróbować.
        Dziewczyny nie myślcie, że robię z siebie taką sierotę, ale tak naprawdę wygląda moje życie. Żeby gdzieś wyjść muszę zorganizować do pomocy 2 osoby. Starsza jest bardzo żywym dzieckiem, wręcz nieprzewidywalnym i wiem, że mogą być z nią kłopoty, a młodsza jeszcze rączkowa. Poza tym karmię piersią i wieczorem, kiedy zapakuję je do łóżek i ogarnę mieszkanie, kładę się spać. No teraz jest jeszcze forum. Poświęcam dziewczynkom dużo uwagi, ale jestem z nich dumna, rozwijają się świetnie. Starsza od września pójdzie do przedszkola i wtedy mam nadzieję trochę się zmieni.
        Panpaniscus świetna ocena, to prawda, zawsze miałam do siebie pretensję i zawsze nie byłam dość dobra. Powinnam to przepracować, ale prywatnie teraz nie dam rady.
      • mruwa9 Re: ciężko... 06.04.11, 00:00
        Najlatwiej siasc i plakac, podjac konkretne kroki, sluzace poprawie obecnej sytuacji, jest trudniej. Nikt nie kaze wam tkwic na scianie wschodniej, mozna przeniesc sie na zachodnia albo gdziekolwiek, gdzie przedsiewziecie biznesowe bedzie bardziej oplacalne i przewidywalne. Znam bardzo wielu stomatologow (osobiscie-bedzie, skromnie liczac, z kilkaset osob, moze sie ta liczba zblizac do tysiaca), wielu, ktorzy zrezygnowali z kontraktu z NFZ, majac podobne obawy, jak wy, z perspektywy czasu wszyscy wyszli na tym dobrze, nikt nie zaluje. To niepopularne, co napisze, ale za to zgodne z rzeczywistoscia: kontrakt z NFZ to lep na tych pacjentow, ktorych sie nie chce miec w gabinecie, nie ten elektorat. Zgodnie z zasada, ze tego, co sie dostaje za darmo, zwykle sie nie szanuje i nie ceni..
        Twoj pesymizm i niby-sentymentalizm (strach przed opuszczeniem rodzinnego grajdolka) depresja traci... A jesli to nie depresja, to chyba..masochizm? Bo jak inaczej wytlumaczyc chec tkwienia w marazmie i beznadziei, na wlasne zyczenie, gdy z takim zawodem, przynajmniej Twojego meza, cala Europa stoi otworem, proponujac calkiem dobre warunki pracy i placy, zapewniajace rodzinie godne warunki zycia. A bycie bezrobotna zona pracujacego dentysty nie bedzie trudniejsze w Anglii czy Szwecji, od zycia w Klewkach.
        Teraz doczytalam, ze Twoj maz niezle prosperuje, co stoi w sprzecznosci z tym, co napisalas wczesniej.
        Idz do lekarza, zeby wykluczyc/potwierdzic np. depresje, zacznij szukac pracy, jesli nie ma perspektyw w znalezieniu etatu, to moze sama sprobuj otworzyc swoj biznes? Albo zaangazuj sie w praktyke meza.
        BTW lokalizacja na scianie wschodniej nie musi przesadzac o niepowodzeniu. Znam co najmniej kilka praktyk na wschodzie Polski, praktyk swietnie prosperujacych, oferujacych stomatologie na wysokim, swiatowym poziomie, gdzie na wizyte czeka sie miesiacami. Tak tez moze byc.
        • pany_lane Re: ciężko... 06.04.11, 22:25
          Cóż mruwa9 trudno nie zgodzić się z Twoją logiką. I ja wiem, że to jest ten momen kiedy trzeba podjąć konkretne działania. Tak, mam depresję, przyjmuję najniższą dawkę leku ze wzg. na karmienie piersią. Moja lekarz nie widzi problemu - odstawia pani dziecko, ruszamy z pełnym leczeniem. A ja nie chcę odstawić. Potrzebuję pomocy bo oboje z mężem nie mamy wsparcia z zewnątrz, kogoś kto popchnie do przodu, gdy trzeba wyleje kubeł zimnej wody, gdy trzeba powie dobre słowo. Dlatego mój wpis na forum. Pomogło mi to. Mój mąż radzi sobie nieźle, tzn. jak dotąd wystarczy nam pieniędzy na opłaty, zakupy dla dziewczynek, dla nas nic. Cieszy się uznaniem w miejscu gdzie ma gabinet. Ale to nie znaczy, że jest dobrze. Czuję na sobie presję żeby pokierować jego karierą, bo to ja byłam zawsze tą zaradniejszą. A tu taka niemoc :(
    • pany_lane już było lepiej... 08.04.11, 11:14
      dzięki waszym wpisom. Wzięłam się za siebie, poczułam więcej energii. Niestety na początku tygodnia dopadla mnie wirusówka. Koszmar. Mam chore gardło, nie mogę wydobyć z siebie głosu. W domu bałagan. Mieliśmy jechać z mężem w sobotę do wawy, na Targi Kariery, nie da rady ... Znowu wpadam w panikę. Nie mogę położyć się do łóżka bo są małe...
      • panpaniscus Re: już było lepiej... 08.04.11, 13:22
        Wiesz, to elementarna prawda, ale ja też odkrylam ją jako dorosła osoba: jak się źle czujesz fizycznie, to psychika też siada. A w "zdrowym ciele zdrowy duch" częściej.
        Jak się źle czujesz, to nie zastanawiaj się nad życiem i przyszłośćia, bo chwilowe (!) złe samopoczucie i ieski nastrój nie pozwalają ci myśleć racjonalnie.
        Odpuść, aż się lepiej poczujesz fizycznie.
        • pany_lane Re: już było lepiej... 08.04.11, 14:57
          Dzięki. Problem w tym, że boję się, że nie odzyskam tej energii, którą już poczyłam w sobie. Po opisaniu całej sprawy i przeczytaniu waszych postów, naprawdę chcę działać. Dobrze wpłynęły na mnie słowa pocieszenia jak i te mobilizujące do wzięcia się w garść. Ten wyjad do wawy, był ważny, nie będzie zrealizowany i to mnie przygnębia. Miał otwierać "nowy" etap.
    • doctor.no.1 Re: ciężko... 10.04.11, 23:44
      czytam i się dziwię... ponieważ nie znam lekarza, który miałby trudną sytuację finansową, ponieważ mało zarabia :) (a znam ich wielu)

      macie jakieś drobne przejściowe problemy i tyle, a Ty robisz z tego tragedię - i tutaj szukałabym Twojego problemu
      • pany_lane Re: ciężko... 12.04.11, 18:06
        Być może mój stan nie pozwala mi na obiektywną ocenę sytucji. Ale to co doświadczam teraz to lęk przed przyszłością i ogólne zmęczenie. Zaczęłam też izolować się od ludzi więc nie wiem jak żyją inni. W mojej ocenie dużo lepiej, przynajmniej wyglądają na szczęśliwszych.
    • mgla_jedwabna Re: ciężko... 13.04.11, 02:33
      To wygląda trochę jak depresja. Podsumujmy:
      - stres (wywołany problemami w pracy męża)
      - niska samoocena spowodowana bezrobociem i statusem "kury domowej"
      - ciągły niepokój ("chciałabym mieć udany dzień bez nerwów, ciągłego martwienia się")
      - osłabienie kontaktów towarzyskich, niechęć do nawiązywania nowych kontaktów
      - brak zainteresowania rozrywką, brak pasji, hobby
      - poczucie bezsilności, wstydu, smutku, strachu, poczucie winy

      Być może pomogłyby ci leki antydepresyjne. Nie wiem, na jaką terapię chodziłaś, być może była źle dobrana. Być może nie byłaś też na nią gotowa. Być może leki doprowadziłyby cię do stanu, w którym mogłabyś poddać się terapii w sposób skuteczny. Ale o tym musi zdecydować lekarz psychiatra. Nie, nie myśl o sobie "wariatka" tylko dlatego, ze ktoś cie wysyła do psychiatry. To lekarz, jak każdy inny. Jak twój mąż ;) Daje receptę na leki antydepresyjne, tak, jak laryngolog na antybiotyk w zapaleniu gardła. I już.

      W jakim wieku są twoje dzieci? Czy twój obecny stan nie jest może przedłużającą się depresją poporodową (nie leczona ciągnie się latami)? Czy stosujesz antykoncepcję farmakologiczną? Czy jesteś pewna, że jest dobrze dobrana? Niektóre środki mogą powodować stany depresyjne.

      Teraz weźmy się za opisaną przez ciebie sytuację. Ciocia dobra rada mówi:

      Zadbaj o siebie. Pewnie teraz dbasz o dzieci i męża, a o siebie w ogóle. A to się da zrobić nawet bez wielkich nakładów finansowych. Ciuchy? Nosisz ciążowe, a co z tymi sprzed ciąży? Przecież ich mole nie zjadły? Przetrząśnij szafy, na pewno znajdziesz coś, w czym dobrze wyglądasz, tylko trzeba to wywlec spod sterty starych dresów i wyprasować ;) Ew. zrób sobie rundkę po ciuchlandach w sobotę. Mąż da sobie radę z dziećmi przez jedno popołudnie. Podobnie z dbaniem o ciało - kąpiel z pianką i maseczka z płatków owsianych na twarz. Trzydzieści brzuszków codziennie. W ogóle ustal z mężem, że codziennie masz mieć przynajmniej godzinę dla siebie. Choćby się waliło i paliło, naczynia piętrzyły w zlewie, a kurz porastał kąty. Odpoczynek to priorytet.

      Jeśli chodzi o sprzątanie i gotowanie, to powiedzmy sobie szczerze - nie da się mieć dwójki małych dzieci, idealnego porządku i uśmiechu na twarzy naraz. Te szczęśliwe mamusie, które obserwujesz na placu zabaw, mają pewnie w domu bajzel jak po tornado. Tylko wolą spędzać czas dopieszczając siebie, a nie dywany i półeczki.

      Czy macie możliwość zostawić z kimś dzieci choćby na jeden wieczór w tygodniu? Wyjdźcie gdzieś razem, choćby na spacer do parku - w końcu mamy wiosnę. Dlaczego na ten koncert wysłałaś męża z kolegą? Trzeba było pójść z mężem, a jeśli nie było z kim zostawić dzieci - następnym razem zostaw męża z dziećmi, teraz twoja kolej na wyjście z koleżanką.

      Pewnie uśmiechasz się gorzko "od lat nie mam żadnych koleżanek". Kiedyś na pewno jakieś miałaś. Jest Facebook, Nasza Klasa etc. Odezwij się do którejś dziewczyny, której nie widziałaś od lat, na pewno się ucieszy. Zaproś do domu na kawę. Posprzątaj w jednym pokoju, do pozostałych nie wpuszczaj ;) Czego niby masz się wstydzić? Koleżankę będzie i tak najbardziej interesowało, co u ciebie słychać, a nie, za ile kupiliście kanapę.

      Piszesz, że boisz się i wstydzisz w sytuacjach towarzyskich - może właśnie takie spotkania 1 na 1 będą dla ciebie łatwiejsze? Nie myśl, że "z tą koleżanką nigdy mnie nic nie łączyło bliższego, po co mam się odzywać". Jeśli naprawdę tak było, ona może tym bardziej się ucieszyć i pomyśleć "a może Pany_lane lubi mnie bardziej, niż myślałam?" albo "jaka miła niespodzianka! Odezwała się własnie P_l".

      Trudno mi cokolwiek radzić w sprawie pięniędzy, pracy itd., bo nie znam konkretów. Ale z tego, co piszesz, wynika, że przynajmniej trudności twojego męża są przejściowe. A ty zadbaj o kontakty towarzyskie, to nabierzesz wprawy w "byciu z ludźmi" i będzie ci łatwiej szukać pracy.

      Ale na początek - marsz do lekarza diagnozować się pod kątem depresji.
      • noname2002 Re: ciężko... 13.04.11, 09:17
        Te zmęczenie i w ogóle stany depresyjne mogą być spowodowane chronicznym niewyspaniem-karmisz piersią i może się dziecko często budzi?
      • pany_lane Re: ciężko... 13.04.11, 22:04
        > Ale na początek - marsz do lekarza diagnozować się pod kątem depresji.
        Byłam lekarz stwierdziła depresję podwójną.
        Dzięki mgla_jedwabna za tego posta. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że muszę o siebie zadbać. Rzeczywiście, dopóki nie poprawię swojego stanu psychicznego trudno mi będzie funkcjonować na zewnątrz. Ale nie wiem od czego zacząć. Wpadłam w pewną codzienną rutynę, poza tym, z tymi moimi maluchami mam dużo pracy. One mnie cały czas potrzebują. Nawet jak ktoś przyjdzie mi pomóc to ja muszę wykonywać kluczowe czynności- bo zrobię to "najlepiej". Czasami chciałabym zasnąć i obudzić się w innym wymiarze. Nie wiem dziewczyny, serio, nie użalam się nad sobą, czy mogę zmienić tę sytuację. Nie wiem. Dzisiaj ze starszą pojechałam do koleżanki. I zdałam sobie sprawę, że ja całe lata świetlne jestem w tyle za życiem. Jakbym stała się nowym gatunkiem - "matka". Ogólnie jestem zadowolona z wyjścia, bo na chwilę oderwałam się od obowiązków, poza rym widziałam, że ona się stara, żeby otworzyć mnie towarzysko.
        • mgla_jedwabna Re: ciężko... 14.04.11, 00:04
          Możesz zacząć od zapewnienia sobie odpowiedniej ilości snu w nocy i wypoczynku w ciągu dnia. Co do snu, sama pewnie wiesz, ile potrzebujesz - niektórym wystarcza 7 godzin, niektórzy muszą mieć 9. Co do odpoczynku, na początek - godzina w ciągu dnia. Nie musisz mieć pomysłu, co masz wtedy robić, ważne, że masz nie pracować i nie mieć nic "na głowie" (np. nie musisz zerkać na dzieci, które niby bawią się same, albo pilnować, czy zupa się nie przypala). Możesz sobie ustalić konkretną godzinę w ciągu dnia albo ustalać to codziennie inaczej (zależnie np. od godziny powrotu męża z pracy). Nie może to być na zasadzie "odpocznę, jak już WSZYSTKO zrobię", bo wtedy nigdy nie odpoczniesz (zawsze znajdzie się coś jeszcze).

          Nawet jak ktoś przyjdzie mi pomóc to ja muszę wykonywać kluczowe czynności- bo zrobię to "najlepiej".

          Dwa pytania:
          1. Co to za czynności i czy naprawdę są kluczowe?
          2. Kto twierdzi, że ty to zrobisz "najlepiej"? Ty sama czy mąż? Może ktoś trzeci?

          Jeśli ktoś inny, nie ty, zastanów się, czy nie jest to taka manipulacja w celu zepchnięcia na ciebie ciężaru tych czynności. Ja też lubię jęczeć, że np. mój mąż powinien robić odkurzać, bo robi to najlepiej. Prawda jest taka, że nie cierpię odkurzać, chociaż potrafię równie dobrze :)

          Jeśli to ty sama uważasz, że robisz coś "najlepiej", zastanów się, czy to musi być zrobione "najlepiej". Czy nie lepiej byłoby, gdyby czynności były wykonane na "czwórkę z minusem", za to ty miałabyś trochę energii na cieszenie się życiem?

          Pomyśl o wydatkowaniu swoich sił i czasu jak o wydawaniu pieniędzy. Nie zawsze kupujesz to, co najlepsze, czasem trzeba zadowolić się czymś gorszym. Nie wolno też wydawać wszystkiego, co do grosza. Podobnie z czasem i siłami - trzeba mieć ich trochę dla siebie, a przynajmniej na "nieprzewidziane wydatki". Inaczej z braku pieniędzy popadasz w długi, z braku czasu niedosypiasz, a z braku sił popadasz w taki niefajny stan, jak obecnie.

          Gratuluję wyprawy do koleżanki! Mam nadzieję, że dostarczyło ci to miłych wrażeń, nie tylko wniosku, że "jesteś w tyle" :)
          • pany_lane Re: ciężko... 14.04.11, 22:30
            > Jeśli ktoś inny, nie ty, zastanów się, czy nie jest to taka manipulacja w celu
            > zepchnięcia na ciebie ciężaru tych czynności.
            Trochę jest, ale ja o tym wiem. Zajmuję się dużo dziewczynkami. Sporo uwagi poświęcam starszej, staram się ją dopieścić z uwagi na pojawienie się młodszej siostry. No i ten bunt dwulatka ...
            Co do odpoczynku, na początek - godzina w
            > ciągu dnia. Niestety na tym etapie nierealne. Co trzeci dzień, powiedzmy.
            No i coraz poważniej myślę o terapii. Bo uświadomiłam sobie, że moje poczucie wartości zależy od czynników zewnętrznych. Teraz takim wyznacznikiem mojej wartości jest wysprzątane mieszkanie i inne prace domowe wykonane na błysk, no i znalezienie rozwiązania problemów finansowych. Czuję wewnętrzny przymus poradzenia sobie ze wszystkim. A nie daję rady. I mój świat się wali, gdy np. nie nastawiłam prania, gdy nie znalazłam odpowiedzi na pytanie co zrobić by żyło nam się lepiej. To wczorajsze wyjście było pierwszym krokiem do nauczenia się akceptacji niedoskonałości. Chociaż gotowało się we mnie, że zostawiam bałagan i wychodzę. Ale chyba muszę się tego nauczyć bo innej drogi nie ma.
            • mgla_jedwabna Re: ciężko... 14.04.11, 22:42
              Kiedyś już pisałam o tym na forum, ale co tam.

              Na mojej lodówce wisi magnes z napisem: "Wybieraj - albo zadbany dom, albo zadbana żona". Wszyscy myślą, że to słowa skierowane przeze mnie do męża ;) Tak naprawdę są skierowane do mnie i oznaczają, że wszystkiego mieć nie można, więc nie ma się co dołować, że coś nie jest zadbane. Nieważne, co - nikt nie powiedział, że wydepilowane nogi są ważniejsze od umytej kuchenki. Decyzję o tym, o co zadbać w tym momencie, podejmuję za każdym razem inną, zależnie od humoru.
              • pany_lane Re: ciężko... 14.04.11, 23:07
                > rawdę są skierowane do mnie i oznaczają, że wszystkiego mieć nie można
                Widzisz, a ja myślałam, że można, a nawet trzeba. Sądziłam, że wszyscy są tacy szczęśliwi bo mają wszystko idealnie zrobione. Bo ja daję sobie prawo do zadowolenia jak właśnie "obrobię się" ze wszystkim. Pomimo tego, że wiem, to nie wiem na ile ta wiedza pozwoli mi zmienić swoje podejście do życia. Bo nie dowierzam, że można być szczęśliwą matką mając bałagam. Kurcze, pokręcona jestem.
                • mgla_jedwabna Re: ciężko... 16.04.11, 01:54
                  To pomyśl tak: niemożliwe jest, żebym aż tak się różniła od reszty świata. Niemożliwe jest też, żeby wszystkie kobiety potrafiły mieć "obrobione", a ja jedna nie. A skoro zapewne mają "nieobrobione", to albo można być szczęśliwym bez porządku w domu, albo świat jest pełen nieszczęśliwych kobiet. Jedno i drugie jest po części prawdą.

                  Nauczono nas, że mąż i dzieci przede wszystkim. Nauczono nas, że dbanie o siebie nie na samym końcu to egoizm. Nauczono nas, że "najpierw obowiązki, potem przyjemności". Szkoda, że nie nauczono nas, że nie jesteśmy maszynami, a zresztą nawet maszyny potrzebują wyłączenia i serwisowania. Pora nauczyć się, że mamy prawa - do snu, do odpoczynku, do tego, by nie być służącymi. Mamy prawo, by na zwolnieniu chorobowym leżeć w łóżku, a nie traktować tego, jako okazji do wysprzątania domu. Mamy prawo mieć zły humor, mamy prawo się popłakać, a nie robić za wieczną opokę rodziny. Mamy prawo leżeć na kanapie, spokojnie patrząc jak mąż zmywa (zawał teściowej gwarantowany ;) ) Pora zrozumieć, że czas poświęcony na odpoczynek nie jest zmarnowany, tylko wykorzystany z pożytkiem dla siebie.

                  W związku z tym idę spać :) Naczynia w zlewie nie zakwitną do południa - bo dopiero wtedy wstanę.
    • mbkbab Re: ciężko... 13.04.11, 13:26
      pany_lane chciałabym napisać na priv :) dlatego to zaproszenie
      Mam podobną sytuacje do Twojej ale za długo by tu pisać :)
      • pany_lane Re: ciężko... 13.04.11, 21:45
        pisz na pany_lane@gazeta.pl
    • agnieszka_iwaszkiewicz Re: ciężko... 17.04.11, 19:09
      Mam wrażenie, że jednym z Pani problemów może być sposób postrzegania rzeczywistości.
      Proszę spojrzeć na to swoje sformułowanie: "Mój mąż pomimo wszystko potrafi być szczęśliwy"
      Skąd zwrot "pomimo wszystko"? A może on jest szczęliwy, bo inaczej postrzega swoją sytuację i daje mu to poczucie realnego szczęścia. Ale jak Pani doda swoje "pomimo", to jego szczęście zaczyna być podejrzane. A Pani,, zamiast korzystać z jego stabilnego optymizmu, pogrąża się w negatywistycznej rzeczywistości. Wiem, że jest to część Pani kłopotu, ale nad tym właśnie trzeba pracować..
      Może na początek warto oprzeć się na wspólnym z mężem oglądaniu rzeczywistości. Po to ludzie, między innymi, łączą się w pary, aby wzajemnie z siebie korzystać. Agnieszka Iwaszkiewicz
    • pany_lane Re: ciężko... 18.04.11, 21:34
      Dziękuję Pani Agnieszko za tę uwagę. Tak, postrzegamy z mężem rzeczywistość zupełnie inaczej. On jest bardziej otwarty na świat i ludzi, jest w nim więcej optymizmu. Chce żebyśmy wychodzili z domu, uprawiali sport, wyjeżdżali w plener. A ja nie. Ja widzę świat zupełnie inaczej, i moje widzenie świata jest dla mnie prawdą, co więcej z tym widzeniem świata wiążą się konkretne emocje. Kiedy patrzę na siebie widzę zmęczoną, nieatrakcyjną obietę i czuję niechęć, gdy patrzę na mieszkanie widzę bałagan i czuję się odrazę i bezradność, gdy patrzę na ludzi myślę, że mną gardzą i czuję lęk. Mogę myśleć inaczej, mówić sobie, że ludzie mnie lubią, że bałagan nie ma wpływu na moje życie, że jestem atrakcyjna, ale jak zapanować nad lękiem, smutkiem i żalem.
      • agnieszka_iwaszkiewicz Re: ciężko... 20.04.11, 16:40
        Domyślam się, że tak właśnie jest. Jeśli z powodów finansowych nie może Pani skorzystać z psychoterapii, co byłoby najlepsze, proszę rozważyć wizytę u psychiatry. Może to co Pani przeżywa to dystymia, czyli taka lżejsza w objawach depresja, ale za to trwająca stale i nieustępliwa. Może być połączona z anhedonią czyli brakiem radości życia. Na to wszytko są leki, ale diagnozę musi postawić lekarz. Przypuszczam, że odczuje Pani ulgę, a to bardzo ważne.
        A rzeczywistość zacznie także inaczej wyglądać. Tylko proszę nie zrażać się tą propozycją, tylko spokojnie ją rozważyć. Agnieszka Iwaszkiewicz
    • pany_lane Re: ciężko... 26.04.11, 20:35
      No cóż wygląda na to, że mam depresję ... Jestem umówiona z psycholog, wizyty są częściowo refundowane przez nfz, więc nie jt tak duży wydatek. Biorę leki i zaczynam czuć się lepiej. To dość podstępna choroba. Cały czas miałam do siebie pretensję, że jestem leniwa, niezaradna, cały czas zmęczona. Nie wiem ile potrwa zanim poczuję się ok, ale są już chwile, w których zaczynam odczuwać radość. Te chwile uświadamiają mi w jak złym byłam stanie. Teraz należałoby zamknąć wątek, wrócić do zdrowia i zapomnieć o wszystkim. Ja mam jednak nadzieję, że ktoś może jeszcze coś napisze. To forum jt dla mnie na razie podstawą kontaktów społecznych. Na te w realu nie mam jeszcze odwagi. Proszę więc nieśmiało o kontakt, może ktoś z was będzie miał czas i ochotę napisać na priva. pozdrawiam
Inne wątki na temat:

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się


Nakarm Pajacyka