silencjariusz
31.12.23, 23:24
"Są zazwyczaj lewicowe, lepiej wykształcone od mężczyzn, mają często lepszą pracę, ale nadal naiwnie wierzą, że mogą przełożyć tzw. couchingowe podejście do życia również na związek. Innymi słowy: wydaje im się – bo kultura korporacyjna i social media je do tego przyzwyczajają – że nieustępliwe budowanie swojej marki może dotyczyć również relacji. Nie dopuszczają myśli, że w związku można pokazywać swoje słabsze strony. Nie dopuszczają również, że mężczyzna, z którym się zwiążą, może być gorzej wykształcony, mniej zarabiać. A przecież rodzina zawsze była miejscem, gdzie uciekało się przed stresem, a nie poszukiwało ciągłej rywalizacji. W narracjach młodych kobiet w ogóle nie mówi się o mężczyźnie w kategoriach emocjonalnego wsparcia, tylko kolejnego punktu w CV, do odhaczenia i pochwalenia się.
Kolejnym problemem jest – jak mówi prof. Kossakowski – brak alternatywy. W mediach brakuje historii wykształconych kobiet, które związują się z mężczyznami np. po szkołach zawodowych. Na zdjęciach na Instagramie brak selfie z kimś mniej atrakcyjnym albo mniej wysportowanym. Lepiej zarabiające kobiety za mezalians uznają związanie się z kimś, kto ma mniej na koncie.
Prof. Kossakowski przyznaje, że samotne 30-latki mają dziś trzy wyjścia. Mogą obniżyć poprzeczkę. Mogą – i to się zdarza coraz częściej – zdecydować się na samotne macierzyństwo. Mogą też – co już się dzieje, szczególnie w dużych miastach – pójść w tzw. kłusownictwo matrymonialne, czyli odbijać mężów koleżankom".