Sztuczne wiązanki, które i tak ostatecznie trafiają na śmietnik, są dużym problemem. Nie możemy ich poddać recyklingowi, bo składają się z różnych elementów: różnego rodzaju plastiku, metalowych drutów - mówi Mateusz Dzioba, zastępca dyrektora poznańskich Usług Komunalnych
Lampy samochodowej nie można wyrzucić do kubła. W jednej z firm poradzili mi, by iść do mechanika i dać mu "na flaszkę" - wtedy powinien ją wziąć. Jest też wyjście najprostsze, ale na pewno nie najlepsze: wyrzucić grata do lasu. I niestety, wielu z tej opcji korzysta.
Miasto chce, by nowe rozwiązania dotyczące zasad odbioru odpadów komunalnych oraz utrzymania czystości i porządku, które mogłyby zostać wprowadzone na terenie Poznania od drugiej połowy 2022 r., były wypracowane wspólnie z mieszkańcami.
W 2020 roku jedynie połowa wyrzuconych do kosza PET odpadów plastikowych nadawała się do przetworzenia. Problemem są dla nas także odpady bio. Jak wygląda recykling po poznańsku?
Kar dla tych, którzy się nie starają, na razie nie ma. - Dopóki system wywozu odpadów nie będzie działał idealnie, dopóty nie chcemy skupiać się na karaniu, bo byłoby to nie fair - mówi Andrzej Springer, dyrektor biura GOAP.
Dzielenie odpadów i tego wszystkiego, co mamy do wyrzucenia, na pięć pojemników nie jest wcale takim prostym zadaniem. Zwłaszcza, że nie zawsze jest to intuicyjne. Pozbywanie się odpadów, które do żadnego pojemnika nie pasują albo się do niego nie mieszczą, jest jeszcze bardziej skomplikowane.
- Od początku września śmieci zmieszane były odebrane dwa razy, papier i plastiki raz. A pojemniki stoją w hali garażowej, więc zaczyna być nieprzyjemnie. Wszystko się piętrzy pod sufit, ludzie układają śmieci w stosy, lada moment nie będzie jak wyjechać - opowiadała nam we wtorek rano pani Karolina.
To pracownik firmy odbierającej odpady ma decydować, czy śmieci są właściwie posegregowane czy nie. GOAP nie ma regulaminu, który precyzowałby, jaka ilość zanieczyszczeń powinna skutkować podwyższeniem opłat. - Nie mamy narzędzi, by to określić - tłumaczy dyr. biura GOAP Andrzej Springer.
Najpierw będą ostrzeżenia, potem czerwone kartki. Za złą segregację zapłacą wszyscy mieszkańcy budynku. I to trzy razy tyle, ile wynosi miesięczna stawka za odbiór odpadów.
Najpierw będą ostrzeżenia, potem już czerwone kartki. To znak, że zaczyna się postępowanie zmierzające do wymierzania kar wszystkim mieszkańcom nieruchomości w wysokości trzy razy wyższej niż miesięczna stawka za odbiór odpadów.
Zakaz pakowania odpadów kuchennych do worków foliowych to zmiana, która wejdzie w życie jeszcze w tym roku. Początkowo GOAP na worki się zgadzał, bo tłumaczył, że biokompostownia ma maszyny, które je usuną. Segregacja śmieci będzie obowiązkowa.
- Jeżeli popatrzymy na zdjęcia z jakiegokolwiek składowiska, to zobaczymy tylko siatki foliowe. Giniemy w morzu plastiku i odnotowujemy stały wzrost odpadów - mówi dr Andrzej Springer, dyrektor biura Związku Międzygminnego Gospodarka Odpadami Aglomeracji Poznańskiej.
Na razie jedynie 15 proc. nieruchomości ma brązowe pojemniki na odpady biodegradowalne. - Jak na początek nie jest źle, choć wprowadzanie systemu z pewnością potrwa latami - mówi jednak dyrektor GOAP Andrzej Springer.
Najlepsze plakaty o segregacji odpadów zostały nagrodzone. Tegoroczną edycję konkursu "Nasz pomysł na ochronę środowiska" wygrały trzy gimnazjalistki z Nowych Skalmierzyc. - Szukałyśmy pomysłów, które można wykorzystać w naszej gminie - opowiadają.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.