Nawet na 8 lat może trafić do więzienia rolnik, który wytruł 7,5 miliona pszczół w gminie Świdnica. W maju 2020 roku mężczyzna opryskał swoje pole rzepaku środkiem zawierającym substancję owadobójczą. Zginęło aż 245 pszczelich rodzin z 8 pasiek na terenie gminy. Rolnik został pociągnięty do odpowiedzialności - prokuratura rejonowa skierowała ku niemu akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Świdnicy.
W rozmowie z lokalnym serwisem Świdnica24 jeden z poszkodowanych pszczelarzy, Robert Samek, który stracił aż 135 pszczelich rodzin, stwierdził:
Ten człowiek wyjechał na pole z bronią chemiczną i za to, co zrobił powinien stracić prawo do wykonywania zawodu!
Podkreślił również ogromne straty, które poniósł on i inni poszkodowani:
Odtworzenie jednej rodziny trwa rok, wymaga ogromnych nakładów pracy. A przecież pszczoły to wielki skarb. Jedna pszczela rodzina do gospodarki w ciągu roku wnosi 1800 euro
Prokurator rejonowy Marek Rusin zwrócił uwagę nie tylko na aspekt finansowy i gospodarczy strat, które ponieśli pszczelarze, lecz także na wymiar ekologiczny:
Zarzut, jaki postawiliśmy rolnikowi, dotyczy doprowadzenia do katastrofy ekologicznej w wymiarze lokalnym. Doszło do zniszczenia ekosystemu, bo przecież ucierpiały nie tylko pszczoły.
Przypomniał również, że na samym Dolnym Śląsku rok wcześniej odnotowano 80 zatruć pszczół i 350 podtruć, a w całej Polsce - 1500 zatruć i 32 tys. podtruć. Przecież mówimy o owadach, bez których nie powstałaby 1/3 żywności na świecie - podkreślił prokurator.
Środek owadobójczy stał się de facto bronią biologiczną. Pszczoły siadające na kwiatach rzepaku, opryskanych Danadinem zawierajacym szkodliwy dimeotat, ginęły w większości jeszcze na polu. Tym, które uciekły, inne osobniki zabroniły dostępu do ula, ale i tak dochodziło do kontaktu, w efekcie czego wyginęły całe rodziny.
Dimeotat, który powodował natychmiastowe efekty neurologiczne u pszczół, a w efekcie ich śmierć, nie był wówczas dozwolony do oprysku roślin kwitnących (jedynie do m.in. pszenicy ozimej, buraka cukrowego i kapusty głowiastej). Dwa tygodnie po incydencie zakazano jego używania na terenie całej Unii Europejskiej.
Straty właścicieli wyceniono łącznie na 560 tysięcy złotych. Oskarżonemu 30-latkowi zostały już postawione zarzuty, ale mężczyzna odmówił składania zeznań. Może zostać skazany na karę więzienia od 6 miesięcy do 8 lat.