Jeszcze niedawno hormonalna terapia zastępcza (HTZ) miała być nie tylko optymalnym sposobem na zachowanie dobrej formy i samopoczucia przez kobiety w wieku menopauzalnym, ale przede wszystkim gwarantem zachowania zdrowia. HTZ przepisywano na potęgę niemal wszystkim paniom, które trafiały do lekarza, a ich metryka wskazywała, że "już czas".
Potem tendencja się odwróciła: HTZ miał znacznie zwiększać ryzyko zgonu z powodu chorób sercowo-naczyniowych, a nawet sprzyjać rakowi sutka.
Dziś kobieta idąc do lekarza może czuć się zdezorientowana, bo jest możliwe, że trafi na przedstawiciela jednego z dwóch obozów...
Dołącz do Zdrowia na Facebooku!
Tak naprawdę to nie wiemy na pewno. Nie ma badań, które pozwoliłyby to rozstrzygnąć ostatecznie. Na świecie przeprowadzono w sumie pięć dużych badań o zasadniczo wiarygodnej metodologii, które niewiele wniosły. Pierwsze dały wyniki rewelacyjne i stąd ogólne zachłyśnięcie się hormonalną terapią zastępczą. Kolejne wręcz przeciwnie: dowodziły, że HTZ szkodzi i spowodowały falę strachu, która przeszła przez media. I tak się szarpiemy, bez jednoznacznej odpowiedzi...
Rzecz w tym, że te badania, które dowodziły szkodliwości HTZ były obciążone poważnym błędem: źle dobrano grupę badawczą. Uczestniczki były zagrożone zawałem i udarem w większym stopniu, niż populacja. Wnioski były więc zbyt daleko idące.
Sytuacja jest analogiczna jak w przypadku antykoncepcji. Są wskazania i przeciwwskazania. U wszystkich kobiet HTZ zwiększa krzepliwość krwi, ale nie u wszystkich musi to oznaczać problemy ze zdrowiem. Należy ważyć stosunek ryzyka do korzyści i kierować się dobrem kobiety.
Czasem wystarcza empiria. Na to, że progesteron pomaga utrzymać ciążę, też nie ma jednoznacznych dowodów, a jednak robi się to od dawna i wierzymy, że z powodzeniem. Ktoś kiedyś pomyślał, że skoro kobiety czują się gorzej, gdy spada im poziom hormonów, to może warto im je uzupełnić. Wiele pacjentek potwierdza, że rzeczywiście: to pomaga...
We wszystkim trzeba zachować umiar. Kobiety w bardziej zaawansowanym wieku, około 60 lat, które menopauzę mają już za sobą raczej nie powinny decydować się na HTZ. Hormony mają pomóc przejść łagodnie z wieku rozrodczego do ustania czynności jajników. Czyli: najważniejsza grupa docelowa to kobiety kilka lat przed menopauzą i kilka po.
Nie! Tylko te, u których fizjologiczny spadek hormonów powoduje zespół przykrych objawów: zlewne poty, uderzenia gorąca czy kołatanie serca. HTZ nie jest metodą profilaktyczną. Nie ma dolegliwości, nie trzeba uzupełniać hormonów. Tymczasem w Polsce wciąż popełniamy grzech przeleczenia. Drugi: to grzech przediagnozowania. Badamy i badamy, a przecież objawy są bardzo charakterystyczne. Wiemy, kiedy kobiecie to menopauza obniża jakość życia.
Kluczowe jest samopoczucie pacjentki i konsekwencje niedoborów hormonów: osteoporoza, atrofia pochwy, zaburzenia libido. Brak radości z seksu to już wskazanie do leczenia. Wreszcie zaczynamy o tym mówić, że kobieta, która ma 50-60 lat, współżyje i chce być atrakcyjna. Standardy zachodnie.
Naturalne hormony płciowe to progestageny, androgeny, estrogeny. Wszystkie leki steroidowe je naśladują. Estrogeny przede wszystkim mają zapewnić dobre samopoczucie kobiecie. Czasem stosowane są miejscowo, do pochwy, co pozwala odbudować błonę śluzową i znosi suchość pochwy. Progestageny także poprawiają komfort życia, ale mogą być stosowane, jeśli kobieta ma macicę. Androgeny zmniejszają ryzyko osteoporozy i poprawiają libido.
Dlaczego? Wszyscy za mocno idziemy w kierunku medycyny, a nie zdrowego stylu życia: troski o środowisko, prawidłowe odżywianie, samopoczucie, zdrowie psychiczne... To, jak kobieta przechodzi menopauzę, nie zależy wyłącznie od hormonów, ale także od tego, czy jest wyspana, czy pali, co zjadła... Czasem wystarczy niewielka zmiana nawyków, by leki nie były potrzebne. A fitoestrogeny? Ocenia się, że eliminują problemy w 60 proc. w stosunku do klasycznego HTZ. Efekt placebo to ok. 30 proc.
Wszystko zależy od genów: czy ktoś ma włosy, czy nie, jaki mają kolor, czy mamy predyspozycje do danej choroby... Śmierć to genetyka. Genetyka nie jest ponoć zamieszana tylko w wypadek komunikacyjny... Chociaż, czy ja wiem... A brak uwagi? Dekoncentracja? Geny są ważne, ale jeszcze wciąż nie mamy na nie zasadniczego wpływu. Skoncentrujmy się na tym, na co mamy wpływ. Starajmy się żyć zdrowo, leczmy, gdy pojawiają się niechciane objawy i poprawiajmy jakość życia, gdy nauka i medycyna nam na to pozwala.
* Prof. dr hab. n. med. Rafał Kurzawa (na zdjęciu) jest specjalistą w dziedzinie ginekologii i położnictwa oraz embriologii klinicznej. Kieruje Zakładem Zdrowia Prokreacyjnego na Wydziale Nauk o Zdrowiu Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie, jest również lekarzem kierującym Oddziałem Ginekologii w Samodzielnym Publicznym Zakładzie Opieki Zdrowotnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Szczecinie. W 2008 roku uzyskał najwyższy europejski stopień specjalizacji z zakresu embriologii klinicznej (Senior Clinical Embryologist) certyfikowany przez European Society of Human Reproduction and Embryology (ESHRE). Jest wielokrotnym stypendystą Uniwersytetu w Antwerpii w Belgii i Wolnego Uniwersytetu w Brukseli, czołowych europejskich ośrodków zajmujących się leczeniem niepłodności. Długoletni Przewodniczący Sekcji Płodności i Niepłodności Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego oraz Przewodniczący Zachodniopomorskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego.