[go: up one dir, main page]

Tak wybrali Piesiewicza? "Sasin powiedział: albo ten, albo nie będzie pieniędzy"

REKLAMA
Polski Komitet Olimpijski nie odpowiada za wyniki na igrzyskach - powiedział prezes PKOl Radosław Piesiewicz. Jednak politycy koalicji rządzącej, na czele z resortem sportu, mają na temat pracy Piesiewicza zgoła inną opinię.
REKLAMA

Minister sportu Sławomir Nitras kilka dni temu zwrócił się z prośbą do prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosława Piesiewicza o przekazanie dokumentacji dotyczącej m.in. składu delegacji poszczególnych związków w igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Informacje te miały trafić do MSiT do 14 sierpnia 2024. Miało to związek z krytyką prezesa PKOl, że sportowcy mieli gorsze warunki od działaczy PKOl. Prezes Piesiewicz do winy się nie poczuwa. - W poniedziałek zbierze się prezydium zarządu Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Jeśli zapadnie decyzja, to poinformujemy MKOl o politycznych naciskach na stowarzyszenie. Słyszymy o mających nastąpić kontrolach. Nie mamy nic do ukrycia - powiedziała PAP Katarzyna Kochaniak, rzeczniczka PKOl.

REKLAMA
Zobacz wideo

Spór na linii PKOl a Ministerstwo Sportu skomentował w "Wyborach w TOK-u" Grzegorz Napieralski, poseł Koalicji Obywatelskiej. Apelował, żeby Piesiewicz podał się do dymisji. - Bo kto, jeśli nie PKOl, ma wpływy na wyniki polskich sportowców. (...) Słyszeliśmy o wielu nieprawidłowościach. Albo coś z tym zrobimy, albo będzie jeszcze gorzej - grzmiał Napieralski. Opowiedział też historię związaną z wyborem Piesiewicza na szefa PKOl. - Wielu działaczy tak mówi i jest do spraw do wyjaśnienia, że poprzedni prezes został postawiony pod ścianą i zrezygnował. Podobno potem przyjechał pan Jacek Sasin na spotkanie z działaczami i powiedział: albo ten (Piesiewicz -red.), albo nie będzie pieniędzy ze spółek Skarbu Państwa. Jeśli faktycznie tak było i tak ręcznie tym sterowano, to oznacza, że polityka w brutalny sposób wkroczyła do sportu i to z tragicznymi efektami - opowiadał Napieralski. 

To nie wszystko, co mamy dla Ciebie w TOK FM Premium. Spróbuj, posłuchaj i skorzystaj z oferty "taniej na zawsze". Wejdź tutaj, by znaleźć szczegóły >>

Radosław Fogiel z PiS ironizował, że nie dziwi go, iż winą za słaby występ polskich olimpijczyków obarcza się PiS. - Natomiast mamy spór między PKOl i resortu sportu. Obaj panowie próbują sobie udowodnić, który z nich jest ważniejszy - wskazał Fogiel. Opowiedział się oczywiście za pełną transparentnością w kwestiach finansów związków sportowych i PKOl. - Być może finalnie sprawę będzie musiał rozstrzygnąć sąd - dodał. Fogiel nie omieszkał wbić też szpili w resort sportu. - Widziałem w Paryżu liczną reprezentację kierownictwa ministerstwa, która robiła sobie selfie ze sportowcami. Skoro PKOl tak zawalał sprawę, to ministerstwo powinno zadziałać. Pewnie lepsza byłaby obecność w Paryżu sparingpartnera dla naszego zapaśnika, niż któregoś wiceministra - podsumował polityk PiS. 

Radosław Piesiewicz i salonik VIP

Wokół Radosława Piesiewicza pojawiło się ostatnio w mediach sporo wątpliwości. Zaczęło się od tego, że prezes swoją twarzą, obok najlepszych polskich sportowców, reklamował się na billboardach jednego ze sponsorów reprezentacji. Potem doszły już bardziej poważne zarzuty. Według Radia ZET, Radosław Piesiewicz i jego rodzina 35 razy korzystali ze strefy VIP na lotnisku Chopina w Warszawie, a do samolotu podwoziła ich limuzyna. Szef PKOl twierdzi, że za te usługi płaciła jego żona. Prezes PKOl uważa, że nie jest odpowiedzialny za skromny dorobek medalowy reprezentacji Polski w Paryżu. - Wiadomo, że porażka jest sierotą. Trzeba spytać, kto odpowiada za polski sport. Na przygotowanie i wyniki sportowe PKOl nie ma żadnego wpływu - mówił w TVN24.

REKLAMA

Piesiewicz w pierwszej dekadzie tego stulecia działał w Unii Wolności i Partii Demokratycznej. Zdaniem polityków Koalicji Obywatelskiej ma powiązania z Prawem i Sprawiedliwością. A konkretnie z Jackiem Sasinem, któremu miał w przeszłości pożyczyć pieniądze. Według doniesień dziennikarzy portalu Onet, żona Piesiewicza zarobiła 1 150 000 zł w banku Pekao SA, co daje 164 tysiące zł na miesiąc. Doradzała zarządowi w sprawach marketingu. W banku nie został żaden ślad jej działalności.

REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA

TOK FM PREMIUM

REKLAMA
REKLAMA