Robert Lewandowski po zakończeniu sezonu w FC Barcelonie przyleciał do Warszawy. Tydzień temu rozpoczęło się zgrupowanie reprezentacji Polski przed Euro 2024. Jego obecność wywołała wówczas ogromne poruszenie wśród fanów. Piłkarz w piątkowym meczu z Ukrainą pojawił się na murawie w 60. minucie, natomiast spotkanie z Turcją rozpoczął w podstawowym składzie. Mało tego, w 12. minucie zanotował asystę przy trafieniu Świderskiego, ale niedługo później był zmuszony opuścić murawę.
Nikt nie wyobraża sobie reprezentacji Polski bez kapitana. Łukasz Wiśniowski zdradził, że jego uraz nie jest jednak poważny. - Odbędzie dziś drobne badania, ale nikt z otoczenia kadry nie uważa, że to jest coś poważnego. Jego zejście to była prewencja i to przez wielkie P - powiedział w "Football Insajderze" na kanale Meczyków.
Jak się okazuje, poniedziałek nie był również udanym dniem dla jego żony Anny. "Super Express" poinformował, że kobieta miała doprowadzić do stłuczki samochodowej. "Podczas manewru cofania i wyjeżdżając z parkingu, uderzyła w samochód stojący z tyłu. Po małej stłuczce ochroniarz Lewandowskiej rozmawiał z mężczyzną, być może właścicielem auta, o całej sytuacji. Obyło się bez interwencji policji" - czytamy.
Na dodatek ujawniono, że 35-latka miała przeprowadzić rozmowę z mężczyzną, który rzekomo robiła zdjęcia całego zajścia. Według "Super Expressu" miała poprosić, aby podszedł do niej. Później mieli przeglądać jego telefon.
Lewandowska była obecna w poniedziałek na Stadionie Narodowym w Warszawie, co nie umknęło oczywiście uwadze mediów. Trudno się dziwić, zwłaszcza że tuż przed spotkaniem z Turcją kapitan naszej kadry zdążył jeszcze na chwilę odejść od kolegów, by pocałować żonę.