dr1985
20.05.10, 23:56
Piszę ten temat tutaj bo już chyba nie mam sił. Mam 24 lata a Ona 20 lat.
Poznaliśmy się prawie 3 miesiące temu. Ogólnie poznanie ze sobą odbyło się
przez neta. Ja od roku wówczas singiel na jednym z portali randkowych po
prosiłem Ją o spotkanie. Spotkaliśmy się i od razu przypadliśmy sobie do
gustu. Wówczas mówiła mi, że cierpi na zaburzenie osobowości z pogranicza.
Wtedy nie wiedziałem, że to te "popularne" BPD o którym mi kolega mówił
"Uważaj gdy Twoja kobieta będzie miała stwierdzone BPD bo to prawdziwe piekło"
wówczas mój kolega przez jedna kobietę zaburzoną o mało nie popełnił samobójstwa.
Tylko niektórzy nie wiedzą, że sam chodzę na terapię bo nie dość, że jestem
DDA (bardzo ciężkie miałem dzieciństwo) to jeszcze cierpię na nerwicę. Dlatego
stwierdziłem "Każdy jest na coś zaburzony" Olałem to, że ma stwierdzone (i to
w papierach) BPD i, że chodziła na terapię lecz... po drugiej sesji wyzwała
terapeutkę i wyszła jak opowiadała.
To tyle w wstępie. Pierwsze tygodnie między Nami było piękne. W sumie sobie
myślałem "gdzie Ona ma te BPD?!" Mimo, że moje doświadczenie z kobietami jest
małe ze względu na nieśmiałość to jeszcze nigdy nie widziałem aby kobieta
miała takie wysokie libido. Praktycznie seks by chciała uprawiać wszędzie.
Zero wstydu i kompleksów. Ok. Mniejsza z tym. Ale Ona była wpatrzona czasem na
mnie jak obrazek. Chodziła wszędzie czy to na oglądanie meczy w pubie czy to
na różne spacery. Już myślałem, że wreszcie złapałem upragnione szczęście i a
tym bardziej miłość, którego tak mi brakowało przez wiele lat. A jako neurotyk
każdy bodziec dla mnie ma znaczenie. No niestety jestem aż za bardzo
nadwrażliwym człowiekiem.
Ale to wszystko było tylko moim złudzeniem. Jak to ja zawsze idealizuje ludzi
i było i w tym przypadku...
Po paru tygodniach związku zaczynały się pierwsze problemy. Zauważalne co raz
bardziej huśtawki nastrojów z godziny na godzinę a potem nawet z minuty na
minutę. Przykład idziemy sobie uśmiechnięci rozmawiamy sobie a jak to ja
uwielbiam okazywać uczucia i mówić bardzo miłe słowa. Po takim jednym
"uczynku" nagle milkła i albo zatrzymywała się lub szła co raz szybciej jak by
chciała gdzieś uciec. Widziałem, że płacze. Ale to trwało chwilami. Pytając
Jej "Co się dzieje" Ona odpowiadała "Serio nic się nie dzieje" tak jak by nie
pamiętała, że chwile moment wcześniej była jak by to określić w dość kiepskim
nastroju. I takie "akcje" zauważałem gdy Ona wypiła więcej niż jedno piwo. Po
Świętach Wielkanocnych zaczęły się już docinki. Na początku myślałem, że to
żarty ale potem się okazało, że to Jej "wkurwienie" typu "Nie masz mózgu"
"Twoje żarciki stają się żałosne" no i wreszcie "Potrzebuje inteligentnego
partnera bo Ja podnieca inteligencja" mimo, że sama siebie uważała za głupią.
Ale fakt Ona jest cholernie inteligentna. Ale później stwierdziłem, że
emocjonalnie to tak jak bym widział dziecko. Emocjonalnie bardzo dziecinna.
Dlaczego? Po jakimś znów ataku smutku i a także wściekłości powiedziała, że w
życiu tylko raz się zaangażowała w związek. To było 3 lata temu. No i On Ją po
roku zostawił. Po tym wszystkim nie umiała sobie poradzić, chciała popełnić
samobójstwo. Ale potem był gorszy szok. Jak mi powiedziała, że aby zabić ból
uprawiała seks z wieloma facetami. Czasem, że jeden dzień umawiała się z kimś
a nazajutrz już z innym. Dla mnie było szokiem. Partnerów może miała wtedy
licząc od zerwania z 20-30? Opowiedziała mi wszystko w czasie weekendu
majowego, kiedy spędziliśmy wspólnie w pewnym mieście. To miały być 4 dni,
które miały odpowiedzieć jak będziemy wspólnie żyli pod jednym dachem. Nie
było tak źle oprócz dwóch Jej ataków. Ten ostatni był od razu po... seksie.
Nie wiem co Jej się stało ale nagle kazała "zgasić światło" i z obrażona miną
poszła spać. Tak leżymy a Ona nagle "Wiesz co musimy się rozstać, to nie ma
sensu" ja się nic odezwałem. Nad ranem zupełnie inna Ona już miała tylko
ochotę ze mną się pieprzyć a wracając do domu do siebie tylko tulić do mnie.
Kulminacja przyszła tydzień po. W zasadzie od powrotu z weekendu majowego
zmieniła się. Moja Babcia trafiła do szpitala w ciężkim stanie. Ona prawie
zero współczucia tylko sugerowała, że mnie zdradzi choć jak wypije i się upije
to się nie liczy. A to, że zdrada fizyczna nie jest w ogóle zdradą. To, że
człowiek jest wolny i nie powinien mieć żadnych barier do niczego. Totalnie
jak by zwariowała. Jak by inna osoba, którą znam. Wkurzyłem się, że Jej
wygarnąłem, że w takich chwilach mi wbija szpilę w dupę. To ona ironicznie
"Ojej to w takim nie możemy się spotykać bo przecież ja Ciebie denerwuje",
więc wtedy nazajutrz się nie spotkaliśmy bo Ona "Zaplanuj sobie dzień bo ja
nie chce się z Tobą widzieć" a przecież co ja zrobiłem? Tak wyszło, że to ja
największe zło robię a Ona jest bez winy. Ok olałem Ją. Pojechałem do
znajomych, którzy się dowiedzieli o tym i sami mi przyznali, że ten związek to
wielkie nieporozumienie. I jeszcze przyznali, że gdy była Ona u Nich ze mną to
stwierdzili, że wygląda jak "niezrównoważona". I nie dziwie się im bo zrobiła
po alkoholu mały występek :/ (dodam, że jak to Ona to był wiersz samych bluzg)
i stwierdziłem, że faktycznie czas skończyć. Choć wiedział podświadomie, że
już jestem od Niej uzależniony i jak Ją zobaczę zapłakaną zmięknę. Fakt
chciał, że po powrocie do domu Ona zaczęła mi wysyłać esy, że mam rację, że
nigdy takim postępowaniem nigdy nie będzie szczęśliwa. I niepotrzebnie
zaczynałem dyskusje bo potem i tak znów było na mnie gdy Ją pocieszałem. I
stwierdziła "Jutro jadę do pewnego kolegi, który mnie zrozumie i będziemy pić"
to szybciej przyspieszyło moją decyzje o końcu. Przyszła sobota 8 maja. W
sumie się spytałem jednak czy chce się spotkać a Ona, że "przykro mi ale jadę
aby się spić" ok. Wtedy zrozumiałem Jej słowa "Jak się upije to się nie
liczy". Już wtedy dużo sobie wyobrażałem i zaczynało mnie bardzo boleć :/ Traf
chciał gdy po południu wówczas byłem w szpitalu u Babci, Ona napisała
"Spotkamy się między 21 a 22" ja stanowczo napisałem "Nie" i potem z
argumentacją, że chciała abym zaplanował sobie dzień bez Niej to tak zrobiłem.
A miałem się spotkać ze znajomym u siebie. To potem dostawałem telefony od
Niej, że z Nami koniec, abym oddał Jej rzeczy. Potem wzajemne wobec siebie nie
przyjemne słowa. Ale czym bardziej jak nigdy robiłem się ostry w słowach tym
bardziej Ona miękła. Aż przyszła godzina 21. Siedzę z kolegą a Ona wydzwania,
że będzie pod moim domem, że przeprasza mnie. Cała zapłakana. Ja Jej mówię, ze
nie chcę Jej widzieć po tym wszystkim. Ale Ona dalej dzwoni aż w końcu pod mój
dom przyjeżdża. Zeszedłem. Faktycznie cała roztrzęsiona. Znajomy mówił mi, że
Ona będzie teraz grać, że jest taka biedna i posłuchałem Go. Oddałem Jej
rzeczy a Ona z takim wyrzutem i też wielkim smutkiem na mnie popatrzyła "Jak
kto?" i poszedłem mówiąc aby sobie poszła. Potem znów dzwoniła do mnie ale
wyłączyłem telefon. Niestety strasznie się czułem. Bo robiłem to wbrew sobie.
Wtedy poczułem, że Ją kocham i to bardzo. Gdyby nie mój znajomy to pewnie bym
Jej wszystko wybaczył i to, że wraca podpita od jakiegoś kolesia.
No ale wybaczyłem nazajutrz gdy się spotkaliśmy. Od tego czasu do dziś
zmieniła się zobaczyła, że nie ulegam Jej na wszystko. Choć zdarzają się Jej
ataki ale je olewam oraz nie traktuje Jej jako osoby zaburzonej co bardzo
pomaga. Tylko już nie wiem ile ja wytrzymam bo zaczynam sam popadać w jakieś
obsesje :(
Wybaczcie, że tyle napisałem ale chciałem aby wszystko było opisane bo już
czasem sam nie wiem co robić...
I aha leczyć się nie ma zamiaru