andrzej_b2
13.08.05, 16:55
Wielkanoc
To było dzień, na który my, kilku- i kilkunastoletni chłopcy z Grochowa
czekaliśmy cały rok. Już na około miesiąc przed Świętami zaczynały się próby,
poprzedzone wykonaniem odpowiedniego do wieku aparatu strzelającego. Były dwie
formy uczestnictwa w spektaklu wielkanocnym: strzelanie z ręki lub przy użyciu
ładunków podkładanych pod tramwaj. Ta pierwsza forma była bardziej
widowiskowa, więc większość nas tę właśnie preferowała. Wg niepisanej zasady
najmłodszym wiekiem (gnojkom) był przypisany „klucz”. Zwykły od szafy klucz,
ale musiał mieć odpowiedni kaliber, być stalowy i o grubych ściankach.
Najprościej można było zdobyć go po prostu podkradając matce. Tu trzeba jednak
było liczyć się z różnymi przykrymi konsekwencjami z jej strony, więc
bezpieczniejsza była tzw. „pucha”, tzn. odpowiednich wymiarów blaszana puszka,
o szczelnie zamykanym wieczku. O przydatności sprzętu decydowali starsi z
ferajny. Oni mieli przywilej używania kolby i moździerza. Kolba lub moździerz
to sprzęt bardziej skomplikowany i musiał być wykonany przez tokarza. Robił go
z odcinka grubego pręta, wytaczając w jego środku na pewną głębokość otwór, i
dopasowywał trzpień. Teraz do takiej konstrukcji spawacz musiał jeszcze
dospawać wysięgnik - uchwyt. Moździerz od kolby różnił się tylko większymi
wymiarami. Takie narzędzia były najczęściej przechodnie, ze starszego brata na
młodszego. Należało je teraz odszukać w domowej rupieciarni. Posiadanie
takiego narzędzia budziło podziw gnojków i wzbudzało szacunek do właściciela.
Z przygotowaniem puszki było łatwiej, należało w niej tylko wykonać gwoździem
otwór i pukawka była gotowa. Teraz przychodziła pora na przygotowanie
amunicji. Najmłodsi gromadzili zapas zapałek, starsi, powyżej pewnego wieku,
mogli kupować kalichlorek (podchloryn potasu) w aptekach. Najstarsi sięgali po
materiał godny ich wiekowi, a więc proch i trotyl. Arsenałem, gdzie
zaopatrywano się w te materiały były tzw. „bausztele”, najeżone różnymi
niewypałami. Dla młodszych informacja, że były to tereny za ul. Dudziarską,
gdzie w czasie okupacji Niemcy mieli magazyny paliw. Wraki wielkich cystern
stały tam jeszcze do polowy lat 50-tych. Chodzili więc tam, rozbrajali ładunki
i z kieszeniami pełnymi czarnego i rudego granulatu, dumnie demonstrowali nam
gnojkom ich zawartość. Puszkarze musieli zaopatrzyć się w karbid, o co
najłatwiej było u pracowników „Peruna”. Na około miesiąc przed Wielkanocą
rozpoczynał się okres prób. Kanonada o różnej częstości i o różnym natężeniu
wstrząsała Grochowem. Należało wypracować technikę i siłę uderzania trzpienia
o ścianę, wybrać odpowiedni załom muru i td.
Tak przygotowani wyczekiwaliśmy z niecierpliwością rezurekcji, kiedy można
było wreszcie zademonstrować swoje umiejętności.
Pozdrawiam