miedzy.innymi
23.05.12, 09:42
Od ok. roku jestem z mężczyzną. Na początku była sielanka. Uczucie spadło na nas jak piorun z jasnego nieba (hehe, jak harlequinowo). Facet był baaaardzo zakochany, widać było, że mu zależy, stara się, rozkwita przy mnie, jest szczęśliwy. I taki stan trwał ok. 8 miesięcy.
Po czym zaczęłam czuć, że się ode mnie oddala. Kiedy się spotykaliśmy dalej było podobnie dobrze, ale czasem przez np. tydzień albo dłużej nie mógł znaleźć dla mnie czasu, nie czułam w nim oparcia (mniejsze zainteresowanie moimi sprawami niż wcześniej). Nie wiedziałam co się dzieje, bo dalej chciał się ze mną spotykać, ale nie było już tak jak wcześniej. Podejrzewałam, że się zwyczajnie odkochał.
Niedawno jednak okazało się, że od jakiegoś czasu choruje na depresję. Leczy się i widać poprawę, ale...
Jak mogę mu pomóc?
Gdy ma trudne chwile słyszę, że zawsze był sam i że zawsze tak będzie. Tak jak bym nie była dla niego kimś ważnym, choć tak poza takimi momentami czuję, że jednak mu na mnie zależy. Twierdzi, że rozmowy ze mną mu pomagają. Oczywiście proponuję mu pomoc w każdym wykonalnym przeze mnie wymiarze.
Co jeszcze mogę zrobić? Czy powinnam mu kłaść do głowy, że może na mnie zawsze liczyć, mimo, że on nie chce tego korzystać, w pewnym sensie odtrąca mnie. Czy nie da to odwrotnego skutku?