[go: up one dir, main page]

Biegi narciarskie. Ostatni cel Kowalczyk

W niedzielę od godz. 11 w Oslo bieg na 30 km techniką klasyczną. Justyna Kowalczyk chce wygrać najpiękniejszą konkurencję w kolebce tej dyscypliny. Zmierzy się z koalicją Norweżek, dla których to start inny niż wszystkie

Żeby zrozumieć, czym jest narciarstwo biegowe w Norwegii, trzeba któregoś dnia przyjechać na Holmenkollen i wyjść na trasę. Na treningach bywało, że prawie potykałam się o roczne dzieciaki. Ledwo chodziły, ale już próbowały ślizgać się na nartach. Miałam wrażenie, że rodzice wcześniej kupują im narty niż buty. Norweski biegacz narciarski czy biegaczka mogą wygrać tysiąc startów, ale jeśli choć raz nie zwyciężą na Holmenkollen, to tam uważa się, że nie wygrali niczego - opowiadała dwa lata temu Słowenka Petra Majdić, która po poprzednim sezonie skończyła karierę. 30 km to bieg inny niż wszystkie. Kto wygra, zostaje królem nart. Lub królową.

Do ubiegłego roku

korona należała do królowej Justyny.

Siedem lat temu, na MŚ w Oberstdorfie w 2005 roku nikomu nieznana 22-letnia Polka zajęła na tym dystansie czwarte miejsce i przestała być anonimowa w narciarskim świecie. Rok później, na igrzyskach w Turynie, zdobyła w tym morderczym biegu swój pierwszy medal olimpijski - brązowy. Złoto przegrała o sekundę. W 2009 roku w Libercu została mistrzynią świata, a rok później mistrzynią olimpijską w Vancouver. Podczas wielkiej imprezy Polce nie udał się tylko jeden start na 30 km - na MŚ w Sapporo w 2007 roku przeziębiła się i zeszła z trasy schorowana. To był jedyny raz, kiedy trener Aleksander Wierietielny oraz jego zawodniczka przepraszali za swój występ w najważniejszym starcie sezonu.

- Mój organizm jest bardzo wytrzymały i świetnie wytrenowany. Kręci mnie rywalizacja o miano królowej nart. Nie mam problemów z tym, że najtrudniejszy wyścig zawsze jest na końcu największych imprez. Nie czuję się zmęczona, wręcz przeciwnie, mogę biegać dalej. Trening, który wykonałam przez wszystkie lata przygotowań, daje mi większe szanse w biegach długich niż sprintach. Trzydziestka to bieg specjalny. Do niedawna obowiązywała w nim niepisana etykieta, której każdy przestrzegał. Gdybym miała pecha i na przykład złamała kijek w miejscu, gdzie nie byłoby nikogo z naszych, na pewno dostałabym go od innej ekipy. Dobiegła bym z nim do swojego współpracownika i wymieniła na idealnie dopasowany do mojego wzrostu i sylwetki. Rywalizacja jest ogromna, ale zawsze brakowało typowych dla sprintu przepychanek. Czasem ktoś komuś zabiegł drogę albo najechał na nartę, ale to były przypadki. Kiedy ktoś łamał etykietę, padały mocne słowa - opowiadała Kowalczyk podczas ubiegłorocznych MŚ w Oslo, dzień przed startem na 30 km łyżwą.

Królewski dystans skończyła na trzecim miejscu, nie obroniła tytułu z Liberca. Koronę odebrała jej Therese Johaurg, druga była Marit Bjorgen, która teraz jest o krok, a właściwie o pięć wyścigów, od pokonania Polki w walce o Kryształową Kulę. Na pięć startów przed końcem ma o 118 punktów więcej i biega doskonale. Dokonuje rzeczy wyjątkowych - przez cały sezon tylko dwa razy nie skończyła biegu w pierwszej trójce. Przez dwa lata była utrapieniem Kowalczyk, która na wielkich imprezach najczęściej oglądała na mecie plecy rywalki. Pokonała Bjorgen tylko raz - w Vancouver na 30 km, gdzie wyprzedziła ją po finiszu, podczas którego aż nogi się kibicom ugięły z emocji.

Na pocieszenie po igrzyskach w Kanadzie i MŚ w Norwegii Polce zawsze zostawał Puchar Świata. W ostatnich dwóch latach zdobywała go z ogromną przewagą, ale Bjorgen nie startowała we wszystkich biegach, tylko robiła sobie przerwy.

W tym sezonie role się odwróciły.

To Kowalczyk wygrała najważniejszy i najbardziej prestiżowy start sezonu, czyli Tour de Ski. Na przełomie roku Bjorgen, wtedy zdecydowana liderka PŚ i dominatorka pierwszych startów, przyjechała do Niemiec i Włoch pewna swego. Norwescy dziennikarze pisali, że przed ostatnim etapem, czyli podbiegiem na Alpe Cermis, będzie miała sześć minut przewagi nad Polką. Przeliczyli się wszyscy. Kowalczyk wygrała w wielkim stylu, tylko na jeden etap tracąc koszulkę liderki TdS. Zwycięstwo na Alpe Cermis pozostaje jedynym trofeum, którego 32-letnia norweska biegaczka dotąd nie wywalczyła. Wszystko inne ma, ale na przełomie roku ciężko znosiła porażki z Polką.

Do stycznia wygrała z nią większość biegów, później lepsza była Polka. Dwa razy wręcz zdeklasowała Norweżkę, która w Otepeaeae i Jakuszycach przegrywała z Polką bieg na 10 km klasykiem o ponad pół minuty. Przy tej klasie rywalek to wielka różnica.

Kowalczyk zwyciężała tam, gdzie chciała i gdzie planowała. Otepeaeae, gdzie w styczniu pierwszy raz w życiu wygrała dwa biegi dzień po dniu, to jej ulubione trasy na świecie. Puchar Świata w Jakuszycach był najważniejszym startem Polki w sezonie. Mówiła, że pierwszy w historii PŚ w Polsce jest istotniejszy nawet od mistrzostw świata i traktuje go jak imprezę główną sezonu. Mimo presji sprostała oczekiwaniom. Przed tłumem polskich kibiców, po raz trzeci w sezonie, odebrała Bjorgen żółtą koszulkę liderki PŚ - wcześniej Polka prowadziła w klasyfikacji generalnej po biegach w Moskwie i Rybińsku.

Za każdym razem jednak Bjorgen odpierała atak. Starcie przesądzające o Kryształowej Kuli dla Norweżki, nastąpiło prawdopodobnie w miniony weekend w Lahti. Justyna przyjechała do Finlandii z 14 punktami przewagi nad Norweżką, wyjechała z 78 punktami straty. W środę w Drammen upadła po raz trzeci w trzech ostatnich startach i po kolejnej wygranej Bjorgen Kryształowa Kula jest już na wyciągnięcie ręki Norweżki.

Kowalczyk chciała wygrać PŚ po raz czwarty z rzędu. To byłoby osiągnięcie wyjątkowe, bo dotąd w biegach narciarskich nie udało się to nikomu. Pościg za Bjorgen wydaje się być przegrany, ale Kowalczyk ma swój cel na marzec: chce wygrać w niedzielę.

Przeciwko sobie będzie miała

całą norweską koalicję.

- Ostatnio zabawa robi się bardziej drużynowa - mówiła Kowalczyk w Oslo. - Na igrzyskach w Turynie nie było takiej współpracy jak teraz. Każda biegła dla siebie, a dziś nawet najmocniejsi pomagają sobie na trasie. Może to polegać na pomocy liderce, która rzadko prowadzi i dyktuje tempo. Gdy na zjeździe jest się na drugim miejscu, to się odpoczywa. Jadąc na trzecim albo czwartym, bardzo odpoczywa. Dziewczyny rozmawiają ze sobą, konsultują się i rzucają hasła. Trzydziestka nie rozstrzyga się szybko. To długi bieg, wysiłek jest inny niż w sprincie, trzeba dobrze rozłożyć siły. Jest dużo czasu, można przemyśleć pewne rzeczy. To dystans dla zwariowanych dziewczyn. Najpierw trzeba przeżyć 15 km bez kolizji i niepotrzebnego rozładowania energii. Potem zaczyna się karuzela, grupka robi się coraz mniejsza. W kobiecych biegach nie wolno zlekceważyć żadnego ataku.

Do ubiegłorocznych MŚ Polka biegła w Oslo na 30 km cztery razy. Dawno temu zajmowała miejsca w drugiej dziesiątce. Później był start, w którym zgubiła się w lesie, a kolejnego nie dokończyła z powodu choroby.

W ubiegłym roku przełamała fatum i z MŚ przywiozła trzy medale: dwa srebrne i brązowy. Za każdym razem przegrywała z Norweżkami. W niedzielę spróbuje je pokonać. - Jeśli tylko wszystko będzie w porządku z głową, to powinna zrealizować cel, który sobie postawiła - zapowiedział trener Wierietielny.

Jego zawodniczka wygrała dotąd 21 biegów PŚ. Żadnego w Norwegii.

transmisja z biegu w niedzielę w TVP 2 i Eurosporcie

Klasyfikacja generalna PŚ:

1. M. Bjorgen 2195 pkt

2. J. Kowalczyk 2077

3. T. Johaug 1510

Ile punktów, za który bieg

30 km : 1. miejsce - 100 punktów; 2. - 80; 3. - 60. Wygrana lotnej premii - 15 punktów; 2. - 12; 3. - 10

Środowy sprint w Sztokholmie : 1. miejsce - 50 punktów; 2. - 45; 3. - 40

Piątkowy prolog w Falun : 1. miejsce - 50 punktów; 2. - 45; 3. - 40

Sobotnie 10 km klasykiem w Falun : 1. miejsce - 50 punktów; 2. - 45; 3. - 40

Niedzielne 10 km łyżwą w Falun (finał PŚ): 1. miejsce - 200 punktów; 2. - 160; 3. - 120

Więcej o: