[go: up one dir, main page]

Dramat Hurkacza. Wywołał burzę. "Zagubiony"

Agnieszka Niedziałek
Mecz w Paryżu, którym Hubert Hurkacz zakończył trudny dla niego sezon, był na tyle słaby, że niektórzy pytali o cel tego startu. Osoba z otoczenia tenisisty wyjaśnia Sport.pl, dlaczego zdecydował się na ten występ, choć od lipca zajmuje się głównie rehabilitacją. Polak ma teraz wyjątkowo dużo czasu na przygotowania do nowego sezonu, ale nie wszyscy są spokojni. - Martwię się - przyznaje Wojciech Fibak.

Są takie mecze, które chciałoby się odzobaczyć. Dla kibiców Huberta Hurkacza będzie to pojedynek pierwszej rundy turnieju w Paryżu, który 14. tenisista świata przegrał w niespełna godzinę. Było to też trzecie spotkanie, w którym wystąpił bez szkoleniowca. W nowym sezonie u jego boku pojawi się następca Craiga Boyntona, którego Polak miał wybrać w najbliższym czasie. Choć zdaniem Wojciecha Fibaka ta kwestia powinna teraz być na dalekim planie.

Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. "Jestem bardzo podekscytowana"

Cień Hurkacza. "Jakby przypadkowo znalazł się w drabince"

Aleks Michelsen w sierpniu, dzień po 20. urodzinach, zadebiutował w czołowej "50" rankingu ATP. Obecnie jest 44. rakietą świata, a we wtorek zanotował drugie w karierze zwycięstwo nad rywalem z Top20. Pokonał gładko przeważnie bardzo dobrze radzącego sobie w hali Hurkacza 6:1, 6:3. Tyle że tak naprawdę Amerykanin grał z cieniem 27-latka, u którego wyraźnie było widać, że w drugiej połowie sezonu głównie walczył o powrót do sprawności po kontuzji kolana i zabiegu. Jeszcze przed wylotem do Francji, zamiast grać w tenisa skupiał się na rehabilitacji.

- Myślałem, że w Paryżu będzie trochę lepiej, ale zupełnie brakowało mu rytmu. W tym meczu wyglądało to tak, jakby nie grał zawodnik Top15, tylko zajmujący 300. miejsce, który przypadkowo znalazł się w drabince. Nawet poruszanie się było kompletnie inne - wspomina osoba ze środowiska tenisowego, która woli zachować anonimowość.

Zaznacza, że nie chce uderzać w Hurkacza, który wrócił do gry po miesięcznej przerwie, a od doznania urazu na początku lipca wystąpił w pięciu turniejach, rozgrywając łącznie tylko 11 meczów. To ten ostatni wydawał się najsłabszy tenisowo w wykonaniu Polaka.

- Bardzo się obawiałem tego występu. Współczuję Hubertowi, bo nie miał szansy lepiej się przygotować. Wydawał się zagubiony, bez rytmu, bez czucia piłki. Szczególnie w pierwszym secie. Dalej martwię się o jego kolano, ale tym razem to nie ono było przyczyną przegranej. Co prawda nie zachwycał szybkością poruszania się po korcie tak, jak zwykle to robi, ale poległ ze względu na ogólną słabą formę tenisową. Nie wykazywał regularności z forhendu, z bekhendem też nie było dużo lepiej. Michelsen zaś dominował od początku, był buńczuczny, ograny i świetnie serwował - wylicza w rozmowie ze Sport.pl Fibak.

"Nie było to do końca przemyślane". Wielkie kary finansowe i testy

Półfinalista Wimbledonu z 2021 roku grał na tyle słabo, że niektórzy wprost zastanawiali się, po co w ogóle przystąpił do paryskiego turnieju. Duże wątpliwości co do zasadności tej decyzji ma m.in. Adam Romer, redaktor naczelny magazynu "TenisKlub".

- Jestem zdziwiony, że Hubert zdecydował się na ten start. Wydaje mi się, że nie było to do końca przemyślane - ocenia ekspert.

Impreza w stolicy Francji jest "tysięcznikiem", czyli należy do dziewięciu najbardziej prestiżowych w kalendarzu ATP (turnieje wielkoszlemowe odbywają się pod szyldem ITF). Występ w nich dla światowej czołówki jest obowiązkowy. Hurkacz zanotował tam w przeszłości dobre wyniki - trzy lata temu był w półfinale, a teraz bronił punktów za ubiegłoroczny ćwierćfinał. M.in. z tych względów wątpliwości co do sensu występu wrocławianina nie ma Fibak.

- To pozytywna wiadomość, że Hubert chce grać i walczyć, zaistnieć. Tym bardziej że rok temu dotarł do ćwierćfinału. Ostatnio wycofał się z turnieju w Szanghaju i Bazylei. To absolutnie prawidłowy i naturalny wybór czołowego tenisisty świata, by zagrać w tak ważnej imprezie. To by było wręcz dziwne, gdyby kolejny raz nie wystąpił - argumentuje triumfator paryskiego turnieju z 1982 roku.

Romer na portalu X podczas ostatniego meczu Hurkacza zastanawiał się, po co tenisista pojechał do Francji i dodał: "Bo chyba nie po prize money za pierwszą rundę (23 785 euro)?". Osoba z otoczenia 27-latka w rozmowie ze Sport.pl przyznaje, że pieniądze były jednym z czynników, ale nie chodziło o sumę za występ w meczu otwarcia, a o tę, którą zawodnik musi zapłacić w przypadku nieobecności na obowiązkowym turnieju. Polak miał też inny powód związany ze zdrowiem i tym, że w Paryżu zamykał sezon.

- Albo można zapłacić wielkie kary, albo przyjechać, zagrać i sprawdzić, czy stan kolana po całej wykonanej pracy jest ok - słyszymy.

Tym razem, poza zobowiązaniami wobec ATP, Hurkacz miał jeszcze inny powód, by pojawić się w Paryżu. Podczas turnieju zorganizowano konferencję prasową, podczas której ogłoszono, że został światowym ambasadorem Polski w ramach akcji będącej efektem współpracy Polskiego Związku Tenisowego z Polską Agencją Turystyczną.

Szybki powrót i uciekające punkty. "Obecnie cała Polska najlepiej zna się na tenisie"

Pierwszą część sezonu Hurkacz miał udaną - po raz pierwszy w karierze awansował do ćwierćfinału Australian Open, w Roland Garros powtórzył najlepszy wynik w karierze (1/8 finału), do tego dołożył m.in. tytuł w Estoril, finał w Halle, półfinał w Marsylii czy ćwierćfinał w Rzymie. Punktem zwrotnym była kontuzja kolana, której doznał pod koniec czwartego seta meczu drugiej rundy Wimbledonu.

Polak konsultował się ze specjalistami, a jedną z opcji, jaką mu proponowali, była półroczna przerwa. Wybrał jednak inny wariant leczenia, a do gry wrócił już 10 sierpnia. W Montrealu przegrał wtedy w ćwierćfinale, zaraz potem w Cincinnati dotarł do tego samego etapu, ale tym razem skreczował. Latem próbował jeszcze sił w US Open - odpadł w drugiej rundzie. Równie szybko pożegnał się z rywalizacją w Tokio, do której przystąpił pod koniec września.

Chęć powrotu do gry Hurkacza związana była też zapewne z jego sytuacją rankingową. W poprzednim sezonie w Cincinnati dotarł do półfinału, a jesienią zdobył bardzo dużo punktów (triumf w Szanghaju, finał w Bazylei, ćwierćfinał w Paryżu), których teraz miał bronić. Nieobecność w niektórych turniejach i gorsze wyniki w tych, w których wystąpił, sprawiły, że w październiku wypadł z Top10.

- Rozumiem walkę o punkty, ale zdrowie jest ważniejsze. Rozumiem też chęć sprawdzenia się w warunkach meczowych po przerwie, ale z drugiej strony taka porażka może być bolesna. Przegrał gładko z 20-latkiem, z którym pół roku temu wygrałby 6:2, 6:3. Ten mecz dobitnie pokazał, że obecnie w tenisie nie zrobisz nic na skróty, bo nikt nie odpuści i się nie przestraszy. Moim zdaniem takie granie nie ma najmniejszego sensu - zaznacza w nieoficjalnej rozmowie jeden z ekspertów.

Hurkacz nie wyglądał na przybitego przebiegiem meczu z Michelsen. Raczej na pogodzonego z sytuacją będącą efektem braku odpowiedniego przygotowania do gry. Teoria, że tak gładka przegrana z gorzej notowanym rywalem mogłaby mieć negatywne skutki mentalne w późniejszym czasie, zdenerwowała lekko Fibaka.

- To spekulacje. Obecnie cała Polska najlepiej zna się na tenisie i doradza Idze Świątek, Tomaszowi Wiktorowskiemu, Hubertowi Hurkaczowi, Magdalenie Fręch, Magdzie Linette i innym. Pojawiają się plany B i C, które nie mają nic wspólnego z realiami na korcie - stwierdza były 10. tenisista świata.

Fibak ma teorię dot. Hurkacza i Wiktorowskiego. "Do czego teraz przyda mu się trener?"

Po chwili zaś przedstawia on własną teorię na temat Hurkacza i Wiktorowskiego. Ten ostatni rozstał się ze Świątek po US Open, a podczas ich ponadtrzyletniej współpracy optował za wyeliminowaniem z gry byłej liderki rankingu WTA skrótów, uznając je za nieskuteczne. Hurkacz posłał właśnie skrót pod koniec feralnego meczu Wimbledonu. Rywal jednak dobiegł do piłki, a Polak w charakterystyczny dla siebie sposób rzucił się szczupakiem. Punkt zdobył, ale w sekundę straciło to znaczenie, bo - podnosząc się z kortu - doznał urazu kolana. Wrócił jeszcze do gry, ale po chwili skreczował.

- Gdyby trenerem Huberta był wtedy Tomasz Wiktorowski, to nie doszłoby do tej tragicznej kontuzji. Nie mógłby się wtedy zabawić w skrót, tylko uderzyłby mocno z bekhendu wzdłuż linii. Nastąpiłby koniec akcji, piłka setowa dla Huberta, a on byłby cały i zdrowy. Ale w ostatniej chwili zmienił zdanie i wykonał tę robinsonadę, a w następstwie poderwania się z trawy doznał rozerwania łąkotki. Moi bliscy znajomi są wybitnymi specjalistami z zakresu ortopedii i twierdzili, że to najpoważniejszy tego typu uraz, jaki może spotkać sportowca - podkreśla Fibak.

Jeden z najlepszych polskich tenisistów w historii przyznaje też, że był zdumiony tak szybkim powrotem do rywalizacji Hurkacza, któremu w lipcu usunięto część łąkotki. - Ten powrót był możliwy tylko dzięki temu, że Hubert wykonał katorżniczą wręcz pracę w ramach rehabilitacji, na którą nikt inny by nie poświęcił tyle czasu, wysiłku i energii. To był wręcz nieludzki wysiłek. Martwię się nadal o kolano Huberta, bo pytanie, czy nie zaprotestuje ono ponownie, gdy rozegra kilka dłuższych spotkań. Niestety, dwa razy już się to wydarzyło - zwraca uwagę.

W ostatnich latach Hurkacz przeważnie kończył sezon dopiero w drugiej połowie listopada i po krótkim odpoczynku rozpoczynał przygotowania do kolejnego. Teraz po raz pierwszy od dawna ma na nie więcej czasu. Od osoby z otoczenia tenisisty słyszymy, że rozpocznie on tradycyjnie w Zakopanem, a później najprawdopodobniej przeniesie się do Arabii Saudyjskiej lub Dubaju.

Po US Open Polak zakończył trwającą ponad pięć lat współpracę z Boyntonem i od dwóch miesięcy trwa oczekiwanie na informację o jego nowym trenerze. Choć nie wszyscy uważają, że to właściwy moment na rozstrzyganie tej kwestii.

- Wszyscy pytają mnie o nowego trenera Huberta, a tymczasem najważniejsze teraz jest jego zdrowie. Wybór szkoleniowca schodzi na daleki plan. Bo do czego on się przyda, jeżeli sportowiec nie może występować w pełnym zdrowiu? - przekonuje Fibak.

Więcej o: