Dani Alves do więzienia trafił na początku 2023 r., kiedy to został oskarżony o napaść seksualną na młodą kobietę w jednym z nocnych klubów w Barcelonie. Miesiąc temu piłkarz usłyszał wyrok w tej sprawie. Za kratami ma spędzić 4,5 roku, a do tego zapłacić grzywnę wysokości 150 tys. euro. Dostał również zakaz zbliżania się do ofiary na okres 9,5 roku. Jego prawniczka Ines Guardiola złożyła jednak apelację, a kataloński sąd nieoczekiwanie zgodził się na tymczasowe zwolnienie Brazylijczyka do czasu zapadnięcia prawomocnego wyroku.
Decyzja sądu wywołała olbrzymią burzę. Niezadowolenia z takiego obrotu spraw nie ukrywała mecenas pokrzywdzonej kobiety Ester Garcia. - Jestem zaskoczona i oburzona. Wygląda na to, że sprawiedliwość jest tylko dla bogatych - powiedziała na antenie katalońskiego radia RAC 1.
Prawniczka stwierdziła również, że decyzja sądu jest nielegalna i złożyła na nią zażalenie. - To powinno zostać szybko rozstrzygnięte. Ale to, że złożę zażalenie, nie oznacza, że zarządzenie tymczasowego zwolnienia zostanie zawieszone - przyznała.
Żeby Alves faktycznie wyszedł na wolność, musi najpierw wpłacić aż milion euro kaucji. - Powiedzieli mi, że ma obecnie niewielkie możliwości finansowe, ale nie mam wątpliwości, że uda mu się dostać ten milion, gdziekolwiek się znajduje - przyznała Garcia. Jak podało RAC 1, piłkarzowi po zatrzymaniu skonfiskowano cały majątek. Z propozycją zapłacenia kaucji miał już jednak zgłosić się... ojciec Neymara. Były kolega z reprezentacji Brazylii i FC Barcelony już nie raz pomagał Alvesowi prawnie i finansowo.
Sąd uznał także, że istnieje ryzyko, że Alves w trakcie zwolnienia ucieknie z kraju. Aby nie dopuścić do takiej sytuacji, zostały mu odebrane paszporty hiszpański i brazylijski. Brazylijczyk ma też raz w tygodniu stawiać się przed policją. - Jeśli uznajemy, że nadal istnieje ryzyko ucieczki, to należało utrzymać areszt zapobiegawczy - oburzała się Garcia.