[go: up one dir, main page]

Marcin Lewandowski: Policjanci codziennie przychodzą sprawdzić, czy nie wyszedłem z domu

Od jesieni do końca lutego nie wiedział, czy do igrzysk w Tokio będzie się przygotowywał ze swoim bratem, z którym trenuje przez całą karierę. Teraz przez epidemię koronawirusa Marcin Lewandowski wrócił przedwcześnie ze zgrupowania w USA i zamknięty w domu zastanawia się jak i na kiedy ma szykować formę. - Policja codziennie przychodzi i sprawdza, czy nie wyszedłem - mówi nam brązowy medalista MŚ 2019 w biegu na 1500 m.

Łukasz Jachimiak: Co w ostatnim czasie bardziej skomplikowało ci życie: epidemia koronawirusa czy brak porozumienia między twoim trenerem i bratem a Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki?

Marcin Lewandowski: Zdecydowanie koronawirus! Kwestia z Tomkiem się wyjaśniła, tak naprawdę już wszystko zostało ułożone. Dogadaliśmy się w jakiś sposób z PZLA, to znaczy Tomek się nie dogadał, ale my z Adamem Kszczotem wiemy, jak wszystko ma funkcjonować. Po ustaleniu wszystkiego pojechaliśmy na obóz do Flagstaff i tam się zaczęło zamieszanie związane z wirusem.

Na co konkretnie umówiliście się z PZLA? Zgodziliście się, żeby waszym trenerem kadrowym był Piotr Rostkowski, a na własną rękę podjęliście współpracę z twoim bratem?

- Tomek jest dalej moim trenerem i trenerem Adama. To nasz trener personalny. Nie mylić z klubowym, bo przez żaden klub nie jest zatrudniony i z żadnego klubu nie ma wynagrodzenia.

Wy mu płacicie?

- Mamy między sobą umowę. Działamy razem, jedziemy na planach Tomka. A Piotr Rostkowski jest naszym trenerem kadrowym, opiekuje się nami podczas zgrupowań, ogarnia wszystkie rzeczy logistycznie, pomaga nam też w treningach, na przykład rozprowadza nas, dyktując tempo na rowerze. On nam dużo pomaga. Bardzo dobrze się zna z moim bratem, lubią się, świetnie się dogadują i obaj uważają, że taki układ w zaistniałej sytuacji jest najlepszy.

Zobacz wideo

Czyli niewiadomą pozostało tylko jak Tomasz Lewandowski dostanie się na igrzyska, jeśli PZLA go nie akredytuje? Wtedy będzie prosił o akredytację jakąś obcą kadrę, z której zawodnikami współpracuje?

- Dokładnie tak, tu będzie trzeba kombinować. Generalnie nie ma się co oszukiwać, sytuacja nie jest idealna, nie tak powinno być. Ale to co najważniejsze dogadaliśmy i pracujemy dalej.

I nie trzeba apelować do żadnej dużej firmy, żeby zapłaciła twojemu bratu za prowadzenie ciebie i Adama Kszczota? Wy płacicie i nie ma problemu.

- Nie wiem, być może problem jest, ale nie będziemy robić szopki i prosić przez media o pomoc w znalezieniu sponsora. Sprawa powinna być rozwiązana inaczej, ale nie jest i już to zostawmy.

Flagstaff 2020 to był twój najkrótszy obóz w USA w życiu?

- Chyba nawet najkrótszy ze wszystkich wysokogórskich. Trwał osiem dni. Tak naprawdę biorąc pod uwagę długą, męczącą podróż i trudną kwestię aklimatyzacji, muszę powiedzieć, że zaczynaliśmy wchodzić w jakiś mocniejszy trening, kiedy się okazało, że musimy wracać do domu. Co zrobić? Sytuacja jest bardzo trudna nie tylko dla sportowców, ale ogólnie dla wszystkich, to przecież globalny problem.

MKOl chyba próbuje patrzeć na sprawę inaczej, skoro twierdzi, że igrzyska olimpijskie w Tokio odbędą się zgodnie z planem, czyli na przełomie lipca i sierpnia. Wierzysz, że tak będzie?

- Najważniejsze jest zdrowie i moim zdaniem logiczne jest, że w takim terminie igrzyska się nie odbędą. To by było niebezpieczne dla zdrowia, ale też niesprawiedliwe. Bardzo niesprawiedliwe. Przecież jest wielu sportowców, którzy jeszcze nie zrobili kwalifikacji, bo mieli na to wyznaczone terminy na teraz, na wiosnę. Nie mówię tylko o lekkoatletach, myślę o wielu innych dyscyplinach. Myślę, że igrzyska będą albo jesienią, albo w przyszłym roku.

Wróćmy do Flagstaff - nie zastanawialiście się, czy na pewno chcecie stamtąd wrócić do Polski i nie mieć możliwości normalnego treningu?

- Pewnie, że była pokusa, żeby zostać i robić swoje. Decyzja była bardzo trudna. Zawsze łatwiej jest gdy ktoś ogłosi, że masz zrobić tak i tak, na przykład ministerstwo powie, że wszyscy sportowcy wracają do kraju i koniec. W tym przypadku każdy decydował za siebie. Uznaliśmy, że lepiej wrócić, bo w Stanach problem z koronawirusem chyba dopiero się zacznie. W Europie jest bardzo źle, niektórzy mówili nam, że lepiej zostać i tam siedzieć. Moim zdaniem tam dopiero wirus się mocno rozprzestrzeni i spodziewam się, że będzie gorzej niż w Europie. Dlatego póki jeszcze można było przylecieć do kraju, póki jeszcze jakieś samoloty do nas ze Stanów latały, chociaż już ich jest bardzo mało, to zdecydowaliśmy się nie czekać.

Przechodzisz teraz kwarantannę?

- Tak. Ale jestem z żoną i dziećmi. Uznaliśmy, że nie będziemy popadać w aż taką paranoję, że wróciłbym ze Stanów i jeszcze dwa tygodnie spędzilibyśmy oddzielnie. Przez taki nasz wybór kwarantannę mają oczywiście też żona i dzieci, nikt z nas nie wychodzi na zewnątrz. Ale spędzamy czas razem i to nas cieszy.

Nie wychodzisz pobiegać? Zostaje Ci tylko bieżnia stacjonarna?

- Bardzo bym chciał wyjść pobiegać, ale nie mogę. Codziennie jestem kontrolowany. Policja z Polic, gdzie mieszkam, przychodzi i sprawdza czy nie wyszedłem. I tak bym tego nie zrobił, bo nie po to jest kwarantanna, żeby kombinować.

Panowie pukają do Twoich drzwi codziennie o tej samej porze?

- Nie, nie, gdyby tak robili, to można by było kombinować. Raz są z rana, raz w okolicach południa albo wieczorem. Bardzo dobrze, tak powinno być. I nawzajem na siebie uważamy. Mieszkam w domku, prowadzi do niego długi wjazd, więc już z paru metrów się widzimy. Jest tak, że ja tylko otwieram drzwi, pokazuję się panom, machamy sobie i tyle.

Jak trenujesz bez wychodzenia z domu?

- Trening robię improwizowany. Na szczęście kolega mi pomógł i jeszcze zanim wróciłem ze Stanów dostarczył mi do domu bieżnię stacjonarną.

Ile kilometrów dziennie przebiegasz?

- Prawda jest taka, że nie wiadomo czy jest teraz do czego trenować, więc tylko utrzymuję się w ruchu, ale nie realizuję żadnego planu od trenera. Codziennie wchodzę na bieżnię na rozbieganie, kończę je jakimś mocniejszym odcinkiem, ale to nic specjalnego, to tylko podtrzymywanie ruchu. Bazy wytrzymałościowej robić teraz nie mogę, bo jak się okaże, że igrzyska będą na przykład w październiku, a nie w lipcu, to nie trafiłbym z formą.

Więcej o: