Była 25. minuta meczu Lecha Poznań z Podbeskidziem w Bielsku-Białej, gdy kibice mistrza Polski zamarli. Oto wyczekiwany przez nich długimi miesiącami napastnik Nicki Bille Nielsen trzymając się za udo opuszczał boisko już na początku spotkania. To był dopiero początek fatalnych wiadomości. Kolejorz w efekcie doznał bowiem wysokiej porażki 1:4, a w dodatku kontuzja Duńczyka okazała się być poważna. - Badania wykazały naderwanie włókien mięśniowych - mówił lekarz Lecha dr Krzysztof Pawlaczyk, prognozując, że snajper wróci do gry za około miesiąc.
Duńczyk nie doznał urazu ani w wyniku brutalnego ataku rywala, czy zderzenia z przeciwnikiem. Pojawiły się więc wątpliwości, dlaczego 28-letni napastnik doznał tak poważnej kontuzji mięśniowej już na początku rozgrywek. Trener Jan Urban był bardzo zadowolony z jego dotychczasowej dyspozycji. Już w debiucie strzelił przecież ładnego gola, apetyty kibiców były bardzo rozbudzone. - Trudno go oceniać po jednym spotkaniu, chociaż zaprezentował się w nim bardzo dobrze, kosztem być może zdrowia - przyznaje szkoleniowiec Lecha.
Okazuje się, że Duńczyk narzekał na ból feralnego mięśnia już po pierwszym meczu z Termaliką. Mimo to wybiegł w podstawowym składzie w kolejnym spotkaniu w Bielsku-Białej. Może zatem urazu można było uniknąć? - Ja miałem wątpliwości co do jego przygotowania fizycznego - nie ukrywa trener Urban. Dlaczego zatem wystawił Duńczyka do gry? - Nicki poszedł na całość, chciał grać. W pierwszym meczu zszedł z odczuwalnym bólem, a w kolejnym doszło już do naderwania - wyjaśnia szkoleniowiec.
Duńczyka w tym sezonie kontuzje omijały. Jesienią grał regularnie w barwach Esbjerg, ostatni mecz rozegrał na początku grudnia. Miał jednak o dwa tygodnie dłuższą przerwę w treningach od pozostałych zawodników Lecha. Nie rozpoczął też okresu przygotowawczego od początku z Kolejorzem. Dotarł dopiero na drugie zgrupowanie w Hiszpanii (a pierwsze na Cyprze było poświęcone przygotowaniu fizycznemu). Bille tryskał tam energią i bardzo chciał się pokazać z jak najlepszej strony. Być może przesadził jednak z obciążeniami, bo już w drugim swoim sparingu doznał urazu pachwiny. To wykluczyło go na kilka dni z treningów, nie mógł więc przygotować się optymalnie do początku rozgrywek.
Lekarze Lecha przewidują, że przerwa Nickiego Bille w treningach może potrwać od 2 do 4 tygodni. To jednak wariant bardzo optymistyczny, czego nie ukrywa szkoleniowiec Kolejorza. - Martwi mnie to, jak on będzie wyglądał, gdy znów zacznie trenować. Jeśli nie był przygotowany odpowiednio do tej pory, to co dopiero będzie po kontuzji. Zobaczymy, jak długo będziemy musieli przygotowywać go do odpowiedniej formy - tłumaczy Urban i dodaje, że to jest bardzo ważne w przypadku Duńczyka. - Gdy jest w dobrej dyspozycji fizycznej, to jest na boisku agresywny, waleczny i groźny dla przeciwnika.