Tęsknimy za Davidem Villą, tęsknimy, choć może tego nie okazujemy. No ale dlaczego tęsknimy, skoro jest tuż obok nas, w tej samej Primera Division, ba, w zespole, który własnie pokonał Real? Skoro wciąż ma przecinek, zawadiacko-rozczulający uśmiech, hektolitry żelu na lśniącoczarnych, miglancowatych włosach i całą swoją, jedyną w swoim rodzaju Villusiowatość? No nie wiemy, jakoś tak się składa, może to fakt, że jego główna idolka, adoratorka i piewczyni, czyli red. marina przebywa na erasmusowym wygnaniu, a może kwestia tego, że ciągle nie wkręciłyśmy się jeszcze w nowy sezon, nie ważne, ważne, że teraz jest najlepsza pora, żeby sobie o Davidzie przypomnieć, bowiem strzelił on sobie kilka wartych dostrzeżenia i skomentowania foci w magazynie XL Semanal, jak na przykład ta:
Dżinsowa koszula? Zamszowa kamizelka? Dżinsowe, połatane spodnie ściągnięte z nóg farmera środkowoamerykańskiego czasów wielkiego kryzysu? Jesteśmy w dżolerowatym niebie!
A może wolicie anturaż: chłopak z gitarą, czarna marynarka i czerwone wiosło mocy? Proszę bardzo!
Ale o co chodzi, czyżby gitara była "Passion secreta" naszego Villusia?
Chyba, ale jakoś nie miałyśmy siły wrzucać całego wywiadu z Davidem i Danim Martinem do translatora. Tak na oko wygląda na to, że David i Dani Martin, hiszpański piosenkarz, poznali się pewnego razu na koncercie/po koncercie i zapałali do siebie wielką sympatią. A Dani Martin jest też przyjacielem Fernando Torresa, no przecież, Nando nawet wystąpił mu w teledysku, pamiętacie?
O Jezu, młody Nando, dajcie nam chwilę, musimy dojść do siebie.