Problem szermierki to prezes związku ?
Gruchała tłumaczy, że nie postanowiła zwołać konferencji po przegranej walce, by usprawiedliwić porażkę. - To nie tylko florecistki postanowiły zwołać konferencję. Postanowiliśmy to z panami, którzy zdobyli już medal. Wszystko było ustalone jeszcze przed naszym startem - mówi.
- Wyjeżdżamy na mistrzostwa świata. Jadą z nami wszyscy działacze związku. Zazwyczaj są to ludzie, bez których można by się obejść. Tuż przed naszymi startami robią sobie głośne imprezy. Nie raz było tak, że przed ważnymi walkami budziły nas odgłosy libacji alkoholowych - opisuje sytuację Gruchała i mówi, że prezes związku na takie zachowanie swoich podwładnych nie reagował.
Na nic się zdały także protesty zawodników - Prezes zawsze nam powtarza, że to my jesteśmy dla związku, a nie związek dla nas. Jeśli zawodnicy odejdą, związek i tak będzie istniał. Traktuje go jak prywatny folwark - mówi Gruchała.
Gruchała potwierdza zarzuty swoich kolegów z drużyny szermierczej, że związek nie dba o sportowców. - Gdyby związek działał prężnie, to ja skupiłabym się na treningu, a nie na tym jak dorobić - mówi. Gruchała twierdzi, że zawodnikom brakuje stałej opieki medycznej, odżywek czy masażysty. - Nieraz na zawodach PŚ musieliśmy prosić o pomoc lekarza innej ekipy, kiedy nam coś się stało. To dziadowanie - mówi.
Jej zdaniem prezes Lisewski czuje się w związku absolutnym panem i władcą.- Trenerzy są zastraszani. Zawodnicy zgłaszają problem do trenera, a ten zamiast go rozwiązać, odsyła do prezesa. Boi się mu narazić.
Prezes po wysłuchaniu postulatów Gruchały w Pekinie stwierdził, że powinna udać się na emeryturę. - Jest mi cholernie przykro, bo jestem osobą, która zrobiła coś dla polskiej szermierki. Nie zasłużyłam na takie traktowanie - mówi.