To zaktualizowana wersja artykułu o Allyson Felix opublikowanego na Sport.pl 8 sierpnia 2021 roku po igrzyskach olimpijskich w Tokio.
Sierpień 2021 roku. Allyson Felix właśnie wbiegła na metę, położyła się na bieżni i jeszcze przez kilka minut leżała z uśmiechem, nie dowierzając w to, co się stało. Jeszcze dwa lata temu niewielu uwierzyłoby, że pojedzie do Tokio, a Amerykanka wywalczyła złoto w sztafecie i brąz w biegu na 400 metrów. W wywiadach podkreślała, że dziewięć medali z poprzednich igrzysk zdobyła tylko jako zawodniczka. A ten dziesiąty i jedenasty już jako zawodniczka i mama.
Lipiec 2022 roku. Allyson Felix skończyła drugą zmianę biegu sztafety mieszanej podczas mistrzostw świata w Eugene ze świadomością, że to jej ostatni bieg w karierze. Widziała, jak na ostatniej zmianie Kennedy Simon traci złoty medal dla USA i spada z pierwszej na trzecią pozycję, za Holandię i Dominikanę. To nie miało jednak dla niej wielkiego znaczenia. Zamknęła swoją niezwykle bogatą karierę przed własną publicznością z medalem na szyi. I dokonała tego w "jaskini lwa" - to w Oregonie powstała przecież marka Nike, która prawie zniszczyła jej sportową karierę cztery lata wcześniej.
Wtedy Felix, wówczas sześciokrotna mistrzyni olimpijska i trzynastokrotna złota medalistka mistrzostw świata w lekkiej atletyce, zdecydowała, że po latach zajmowania się jedynie sportem, chce założyć rodzinę. Moment wydawał się być niemalże idealny - niespełna dwa lata po igrzyskach w Rio, dwa lata przed tymi w Tokio. Był moment na chwilę przerwy i ciążę dla amerykańskiej zawodniczki, następnie okres przejściowy, który musiała spędzić z córką, ale potem także powrót do formy i być może na igrzyska w Tokio. To Felix miała ponosić odpowiedzialność za swój wybór i to, jak trudno będzie jej wrócić na szczyt przed kolejnymi igrzyskami, na których wciąż bardzo jej zależało. Okoliczności okazały się jednak bardziej wymagające, niż mogła przypuszczać.
W momencie, gdy Felix podjęła decyzję o przeznaczeniu najbliższego czasu na założenie rodziny, nie miała podpisanego kontraktu sponsorskiego z firmą, która do tej pory wspierała jej karierę - Nike. Jej wybór miał jednak ogromny wpływ na to, jak sponsor chciał renegocjować warunki umowy.
"Chcieli obniżyć moją płacę o 70 procent. Jeśli tyle jestem dla nich warta, to akceptuję to. Ale czymś, czego nie zamierzam zaakceptować jest przedłużanie statusu quo wokół macierzyństwa. Spytałam Nike, czy są w stanie zagwarantować mi w kontrakcie, że jeśli moja forma w okresie po urodzeniu dziecka nie będzie najlepsza, ten nie ulegnie wielkim zmianom. Chciałam wytyczyć nowe standardy. Jeśli ja, jedna z najbardziej promowanych zawodniczek, nie może zapewnić sobie takiej ochrony, to kto może? I Nike odmówiło" - wskazała Felix w artykule ujawniającym sprawę. Była jedną z kilku zawodniczek wspieranych przez markę, które zdecydowały się ujawnić szczegóły swojego przypadku kary za założenie rodziny i jej wpływ na wyniki sportowe.
A zawodniczce nie chodziło tylko o pieniądze. W wypowiedzi zaznaczyła, że gdy w 2010 roku wybrała Nike na swojego głównego sponsora, liczyło się dla niej wsparcie kobiet, jakie zapowiadała firma. Uwierzyła im, ale osiem lat później została zdradzona. Jak pisze, przestała ufać całemu środowisku sportowemu. W sierpniu 2019 roku działania Felix - w tym ujawnienie całej sprawy na łamach "NYT" - przyniosły skutek. Nike ogłosiło, że po przeprowadzeniu dochodzenia, już nigdy nie ukarze zawodniczki za zajście w ciążę.
To nie były jednak jedyne problemy Amerykanki. Pojawiły się komplikacje dotyczące samego porodu jej dziecka. Doszło do niego o wiele wcześniej, niż planowano i jej córka Carmyn została wcześniakiem. Szczęśliwie, ale cała sytuacja była zagrożeniem życia zarówno dla dziecka, jak i matki. W tamtym momencie rodzicielstwo stało się jednocześnie największą wartością w życiu Felix, ale także największym motorem napędowym do pracy przed igrzyskami w Tokio.
To nimi chciała inspirować swoją córkę. Choć zaangażowała się także w wiele projektów i kampanii dotyczących równego traktowania czarnoskórych sportowców, o czym mówiła przed amerykańskim Kongresem, czy dbania o zdrowie psychiczne i swój wygląd, o których mogłaby mówić pewnie jeszcze więcej. Stała się aktywistką, choć chciała także pozostać matką i cieszyć się pierwszymi miesiącami wspólnego życia z córką. - Gdy dorastałam, czymś niezwykłym było dla mnie, gdy moja mama zwykła układać mi włosy. To był ten czas, gdy się do siebie zbliżałyśmy i spędzałyśmy razem czas. Teraz mam tak samo, gdy układam włosy Cammy. Ta tradycja wraca - mówiła Felix w wywiadzie dla magazynu "Elle". I dodawała o igrzyskach: na każde chcę jechać z celem powrotu z medalami. Ale tym razem chodzi o coś więcej. Chcę opowiedzieć córce o tych szalonych latach, które przyniosły sukces. I jak to jest być walczakiem, gdy wszyscy chcą cię powalić.
W Tokio wystartowała o rok później, niż myślała. Epidemia koronawirusa sprawiła, że próby kwalifikacji na igrzyska dokonywała w wieku 35, a nie 34 lat. A dla biegaczki to już pewna różnica. Najpierw była tym bardzo przejęta i z trudem układała sobie w głowie, jak przygotować się do jej wielkiego celu w innym trybie niż ten, który zakładała przez ostatnie cztery lata. W czasie epidemii jeszcze więcej dowiedziała się o tym, jak ważną rolę pełni dla niej życie rodzinne. To wtedy podjęła decyzję o tym, że o igrzyska w Tokio powalczy za wszelką cenę dla swojej Camryn.
Po rozstaniu z Nike Felix zyskała nowego sponsora - Athletę. - Poczułam, że jestem w miejscu, w którym nie chcę robić niektórych rzeczy, bo muszę. Zależało mi na zwiększeniu świadomości o roli macierzyństwa, jego wpływie na sport, ale także wsparciu, jakie rywalizujące w nim kobiety powinny otrzymywać od sponsorów. Miałam już doświadczenia z Nike, gdy niektóre moje pomysły docierały na stół, ale pomimo wstępnej dyskusji i omawiania, szybko ginęły i nikt się nimi nie przejmował. Teraz ma być inaczej - oceniła Felix w rozmowie dla "New York Times".
50,02 - taki czas dał Amerykance kwalifikację olimpijską z drugiego miejsca w biegu na 400 metrów. Felix pojechała na swoje piąte igrzyska w karierze i zaczęła właśnie od indywidualnego startu. Wcześniej w pierwszej w historii rywalizacji sztafet mieszanych na 4x400 metrów Felix nie wzięła udziału i ominęły ją kontrowersje związane z przywróceniem drużyny z USA do finału, gdzie ostatecznie przybiegła na trzecim miejscu, a złoto zgarnęła Polska.
Występ Felix w Tokio sprawi jednak, że już na zawsze pozostanie legendą olimpizmu i lekkiej atletyki. A dla wielu także wzorem sportowca i jedną z najbardziej inspirujących zawodniczek. Najpierw Amerykanka zdobyła swój drugi po srebrze z Rio medal w indywidualnym starcie na 400 metrów, kończąc bieg jako trzecia za Shaunae Miller-Uibo z Bahamów i Marileidy Paulino z Dominikany. Już wtedy stała się lekkoatletką z największą liczbą medali w historii igrzysk. Bardziej utytułowaną zawodniczką pozostaje jedynie radziecka gimnastyka Łarysa Łatynina, która zdobyła ich aż osiemnaście.
Ale to nie był koniec. Najpiękniejsza historia napisała się, gdy Amerykanki z nią w składzie pobiegły po złoty medal sztafety 4x400 metrów. Felix zdobyła swój siódmy złoty medal olimpijski w karierze, a do tego została mistrzynią olimpijską na czwartych igrzyskach z rzędu. Zdobyła brąz i złoto w Japonii, pokonując wszelkie przeszkody i grając na nosie ludziom, którzy ufali jej przez lata, ale odeszli w momencie, gdy najbardziej ich potrzebowała. Po obu biegach podkreślała to, co przed igrzyskami. Dokonała tego nie tylko, jako zawodniczka, ale też mama. Szczęśliwa mama, która teraz mogła stać się inspiracją dla swojej "Cammy".
To osiągnięcie i drogę, jaką, żeby do niego dotrzeć, przebyła Allyson Felix najlepiej podsumowuje zdjęcie, które biegaczka wstawiła na swój profil na Instagramie kilka godzin przed pierwszym z finałowych biegów w Tokio. Przedstawia Felix ze wszystkimi swoimi medalami na szyi i widoczną raną na dole brzucha, która została jej po cesarskim cięciu dokonanym przy porodzie jej córki. Podpisała je "Znam swoje miejsce", po czym dodała w nawiasie: (i jest w moich własnych butach).
W lipcu tego roku opublikowała je na swoim profilu jeszcze raz. Tym razem podpis brzmiał: "Gdybym mogła to wszystko opisać jednym zdjęciem".
Bo Felix właśnie zakończyła karierę, zdobywając brązowy medal w sztafecie mieszanej 4x400 metrów na mistrzostwach świata w Eugene. Jeszcze raz zrobiła coś wielkiego, tym razem także w wyjątkowym miejscu. Bo z jednej strony przy dopingu własnej publiczności, którą jak sama podkreślała doskonale słyszała podczas biegu, a z drugiej w stanie Oregon, czyli miejscu, z którego pochodzi firma Nike.
Felix symbolicznie dopełniła swoją wielką karierę w najbardziej odpowiednim do tego miejscu, w najlepszy możliwy sposób. Już wcześniej przeszła do historii lekkiej atletyki, teraz tylko potwierdziła, że jest jej legendą, a to wszystko w roli matki, o której marzyła przez całe życie. - Poczułam się reprezentantką kobiet, matek - przekazała Felix w pożegnalnej rozmowie z dziennikarzami cytowana przez "Washington Post". - To był dzień pełen emocji. To dzięki wiadomościom i rozmowom z ludźmi wokół mnie, oni to wszystko mi przekazywali. Czuję się dzisiaj dumna. I spełniona - podsumowała.