1:44.49 - z takim czasem Patryk Dobek wygrał bieg na 800 m podczas 68. Memoriału Kusocińskiego na Stadionie Śląskim w Chorzowie. To drugi najlepszy wynik w tym roku w Europie i siódmy na świecie. To rezultat tym cenniejszy, że jeszcze kilka dni temu Dobek był dopiero 13. w Ostrawie, a jego czas był aż o 3 s gorszy (1:47.61).
- Ten start mnie trochę uspokoił, ale przede wszystkim uspokoił trenera. On wiedział, że jestem dobrze przygotowany, że wszystko idzie w dobrym kierunku, ale starty nie wychodziły. Za wolno zacząłem, za szybko zacząłem, gdzieś były jakieś przepychanki - tak wyglądały moje poprzednie biegi. A teraz wyszło, mimo że na 600. metrze zrobiłem duży błąd i nie chciałem wejść w przepychanki z Mateuszem Borkowskim. Nie chciałem tego robić koledze z drużyny, bo to może grozić jakąś kolizją - mówi Dobek.
Zawodnik który do 27. roku życia specjalizował się w biegu na 400 m przez płotki, na dystansie 800 m debiutował dopiero w ubiegłym roku. Od razu został halowym mistrzem Europy a z igrzysk olimpijskich w Tokio przywiózł brązowy medal.
On i trener Zbigniew Król, czyli szkoleniowiec osiągający wcześniej wielkie sukcesy z Pawłem Czapiewskim i Adamem Kszczotem, mówili wtedy, że marzy im się olimpijskie złoto w Paryżu w 2024 roku. Ale ostatni czas był dla nich próbą. Przez kontuzję Dobek nie startował zimą. A po ominięciu sezonu halowego słabo zaczął starty na stadionie. Przegrał m.in. z juniorem Kacprem Lewalskim.
- Ja też byłem zaskoczony. Zwłaszcza że biegli na 600 metrów. Mówię szczerze: wytrzymałościowo jest jakiś problem - słyszeliśmy niedawno od trenera Króla. Mówię szczerze: wytrzymałościowo jest jakiś problem - słyszeliśmy niedawno od trenera Króla.
- Trener łapał się za głowę, że nie wychodzi. Robię mocny trening, czuję się znakomicie, ale wyników nie było. Trzeba było poczekać. Sport uczy, że trzeba być cierpliwym. I czy pokory - mówi teraz Dobek. - Jak się trzymasz rygoru treningowego, to są wyniki - dodaje.
On w rygor narzucony przez trenera Króla wierzy jak w prawdę objawioną. - Proszę nie zapominać, z kim trenuję. I tu można postawić kropkę - mówi. A proszony o rozszerzenie tej myśli błyskawicznie wyjaśnia: - Trenuję z wyśmienitym, znakomitym szkoleniowcem. Wszystko jest pod kontrolą, wszystko idzie według jego specyfiki treningowej, według jego mądrości. I widać efekty.
Dobek mówi, że ulżyło trenerowi Królowi, ale to Patryk uśmiecha się od ucha do ucha. - Mam kolce ze swoim nazwiskiem. Ale powinni na nich napisać "Król" - żartuje.
Spersonalizowane buty od Adidasa dla Dobka to dowód, że Polak stał się gwiazdą. Świetnie, że po drobnych zawirowaniach jest na dobrej drodze do walki o kolejne wielkie sukcesy. Już w lipcu czeka go start na MŚ w Eugene, a w sierpniu - na ME w Monachium.
- Na imprezy się jedzie, żeby zdobywać medale. Trener mnie ustawia mentalnie. Wychodzę na bieżnię spokojny. Wiem, że jeśli zrobię, co trzeba, to wystarczy - mówi Dobek.
- Mam 100-procentowe zaufanie do niego. Bez tego nie byłoby wyników. Trzeba trenerowi wierzyć, iść w ciemno, nie można mieć żadnego zwątpienia - taką receptę na sukces ma prawdopodobnie największa rewelacja ostatnich miesięcy w polskiej lekkoatletyce.