"Szanowni Kibice, przedstawiam Wam komunikat dotyczący udziału w Igrzyskach Olimpijskich Tokio 2020.
Najważniejszy moment dla każdego sportowca. Przygotowujemy się do tego latami, ciężko pracujemy, aby pojechać na igrzyska, niestety tym razem nie będzie mnie na nich. Mimo iż posiadam minimum i prawo startu, zdecydowałem inaczej, zostaję w Polsce" - napisał Adam Kszczot w oświadczeniu, jakie opublikował w poniedziałek mediach społecznościowych.
Kszczot w swoim komunikacie przedstawił powody rezygnacji z występu w Tokio. Czytamy:
"Na pewno czytając to zastanawiasz się dlaczego? Nie ma jednego winnego, jest natomiast domino zdarzeń, które na mnie wpłynęły:
Więcej Kszczot mówił już kilka dni temu, w rozmowie z grupką dziennikarzy obecnych na 67. Memoriale Kusocińskiego w Chorzowie. 20 czerwca sześciokrotny mistrz Europy (trzy razy na stadionie i trzy razy w hali) uzyskał na Stadionie Śląskim swój najlepszy wynik w bieżącym sezonie. Ale wówczas był to dopiero 198. (!) wynik na świecie. A Kszczot, jako bardzo ambitny sportowiec, na pewno chciałby być na miejscu Patryka Dobka, który tamten bieg wygrał, notując najlepszy wówczas rezultat na świecie w 2021 r.
- Mogę powiedzieć, że jestem zdruzgotany. Bez ogródek - mówił dwukrotny wicemistrz świata.
W tej niedawnej rozmowie Kszczot wskazywał i omawiał następujące powody słabej formy:
- W tym sezonie zrobiłem wszystko, co mogłem. Wszystko, absolutnie. Pojechałem do Kenii, pojechałem do Font-Romeu, do miejsc, do których raczej nie chciałem jeździć. Wróciłem do Zakopanego, do centrum wysokościowego. Tam trenowałem w symulacji wysokości i znacząco poprawiła mi się krew, ale - niestety - Kenia i później szczepienie zabrały mi około miesiąca z przygotowań. Są dni, kiedy trening idzie wyjątkowo dobrze i wszystko powinno być w porządku, a są dni, że kompletnie nie idzie. Forma jest skokowa. To się zdarza po treningach w górach.
Jesienią 2019 r., po mistrzostwach świata w Dausze, Kszczot skończył współpracę ze Zbigniewem Królem, trenerem, który przez siedem lat prowadził go do wielkich sukcesów. Na chwilę mistrz 800 metrów został zawodnikiem Tomasza Lewandowskiego. Razem z Marcinem Lewandowskim miał zrobić postęp pod okiem jego brata. Niestety, szybko okazało się, że Tomasz Lewandowski i Polski Związek Lekkiej Atletyki nie potrafią się porozumieć i w końcu Lewandowski przestał prowadzić zarówno swojego brata, jak i Kszczota.
W Chorzowie Kszczot tak skomentował zamieszanie: - Niestety, tak dziwnie świat poprowadził nasze losy, że się rozstaliśmy. Zrobiliśmy kawał dobrej roboty w hali. Nabiegałem trzeci wynik w karierze [w lutym w Toruniu uzyskał 1:45.22 - to był szósty wynik na świecie w sezonie halowym].
W oświadczeniu Kszczot nie rozwija tego tematu. I nie chciał go rozwijać również w rozmowie. Ale w niej też wskazał na sprawy prywatne, mówiąc tak: - Z różnych względów ten sezon był bardzo nierówny, mimo świetnego przygotowania. Głównie z prywatnych powodów. Ale życie dalej się toczy, słońce świeci, wstaje na wschodzie, jeśli dobrze pamiętam, a zachodzi na zachodzie - życie dalej jest piękne.
W biegu na 800 m w Tokio Polskę może reprezentować trzech zawodników. Minimum uprawniające do startu uzyskało aż pięciu. W 2021 r. na stadionie Kszczot biega w tym gronie zdecydowanie najwolniej.
Różnicki do Tokio nie pojedzie, bo jego trener uznał, że olimpijska presja nie jest potrzebna 17-latkowi. Lewandowski nastawia się na 1500 metrów, tam chce wywalczyć medal. Start na 800 metrów potraktuje w Tokio treningowo albo z niego zrezygnuje. Decyzję ma podjąć na miejscu. Wygląda więc na to, że Kszczot mógłby jechać na igrzyska, nawet mimo gorszej formy. Ale sportowiec tej klasy nie zadowoli się po prostu udziałem w wielkiej imprezie.
Czy Ty sam od siebie wymagasz biegu na jakiś określony wynik, żebyś widział sens wyjazdu do Tokio? - zapytaliśmy go kilka dni temu.
- Bardzo bym chciał biegać na co najmniej 1:44. Ambicje mnie zawsze pchały do biegania szybciej, lepiej i to się sprawdzało. W tym roku zrobiłem, co mogłem, a co będzie dalej? Szczera odpowiedź jest taka, że nie wiem - usłyszeliśmy.
Teraz już wszyscy wiemy.