[go: up one dir, main page]

Marcin Lewandowski jeszcze czeka na Adama Kszczota. "Liczę, że PZLA się z Tomkiem dogada"

- Już trenuję i za 10 dni lecę do Kenii na zgrupowanie. Czekam na wspólne treningi z Adamem Kszczotem, bo to na pewno bardzo by pomogło i jemu, i mi - mówi Marcin Lewandowski. Adam Kszczot w mediach społecznościowych ogłosił, że Tomasz Lewandowski został jego trenerem, ale szkoleniowiec musi jeszcze porozumieć się z Polskim Związkiem Lekkiej Atletyki.

W piątek na gali 100-lecia Polskiego Związku Lekkiej Atletyki Lewandowski po raz pierwszy w karierze odebrał "Złote Kolce", czyli nagrodę dla najlepszego lekkoatlety roku w kraju.

- To długo wyczekiwana chwila. Czekałem na to tak samo długo, jak na medal mistrzostw świata. W 2010 roku byłem po raz pierwszy w Top 3 [trzeci], jako mistrz Europy, a później wielokrotnie byłem blisko, ["Lewy" był trzeci jeszcze w 2011, 2013 i 2018 roku], ale zwycięstwa brakowało. Poprzedni sezon miałem niesamowity, myślałem, że to wygram, ale okazało się, że jednak punktów zabrakło. Fajnie, że teraz wygrałem i to akurat w stulecie PZLA, więc sukces mogłem świętować w wyjątkowych okolicznościach, w szerokim gronie - cieszy się Lewandowski.

Drugie miejsce w plebiscycie "Złote Kolce" zajął Paweł Fajdek, który w tym roku znów z łatwością został mistrzem świata.

Zobacz wideo

- Rok temu rozśmieszyłem całą salę, mówiąc, że mam dopiero 31 lat i jeszcze mogę czekać. Teraz mam 32 lata i mam "Złote Kolce". Jak widać, wiek to tylko liczba - dodaje trzeci biegacz świata na 1500 m, znów cytując znakomitego tenisistę Rogera Federera, na którym się wzoruje.

"Z chęcią poznałbym Roberta Lewandowskiego"

- "Złote Kolce" bardzo lubię, bo tu są jasno określone zasady, z góry wiadomo za jakie osiągnięcie ile punktów się zdobywa. Natomiast inne plebiscyty są tak naprawdę nie na najlepszego, tylko na najpopularniejszego sportowca. I takie powinny być ich nazwy. Ale liczę na to, że w plebiscycie "Przeglądu Sportowego" znajdę się w Top 10, że medal z Dauhy dał mi na tyle dużo popularności. Na gali z chęcią poznałbym Roberta Lewandowskiego, ale nie wiem czy jego takie rzeczy jak bal sportowców interesują. Chyba ma ważniejsze sprawy - mówi nasz znakomity średniodystansowiec.

- Czuję, że po mistrzostwach świata moja popularność skoczyła. To fajne, bo ona nie jest natrętna, tylko przyjemna. Ludzie wstydzą się do mnie podchodzić. Rozumiem to, sam też jak widzę na mieście np. Kubę Wojewódzkiego, to do niego nie podchodzę i nie robię sobie z nim zdjęć, tylko najwyżej powiem do żony "O, zobacz, Kuba idzie". I widzę, że ludzie sobie mnie właśnie tak pokazują, czasami skiną mi głową, ewentualnie czasem usłyszę "O Jezu, w telewizji taki duży, a naprawdę taki drobniutki!". Zawsze wtedy odpowiadam, że telewizja kłamie. Chociaż na tle Kenijczyków faktycznie jestem duży.

Dużo większa chęć do pracy. I współpracy z Kszczotem

Gala 100-lecia PZLA odbyła się 15 listopada, czyli trzy tygodnie po ostatnich startach Lewandowskiego, który po MŚ w Dausze brał jeszcze udział w Światowych Wojskowych Igrzyskach Sportowych. - Fizycznie jeszcze nie odpocząłem, bo w czasie wolnym od startów miałem mnóstwo spraw do załatwienia. Ale mentalnie na pewno się zregenerowałem. Mam już dużą chęć do pracy. Mało tego, mam dużo większą chęć niż w poprzednich latach, bo widzę, jak dużo mogę zrobić. Czemu miałbym nie zrobić jeszcze więcej w sezonie olimpijskim? - pyta Lewandowski.

- Już trenuję. Na pewno w sezonie halowym wystąpię, ale jeszcze nie podjęliśmy decyzji czy pojadę na mistrzostwa świata to Chin. Zobaczymy jak się będzie kręciła noga, jakie będzie samopoczucie - mówi. - Za 10 dni lecę do Kenii na zgrupowanie. Adam Kszczot do Kenii z nami nie jedzie. Ale czekam już na wspólne treningi z Adamem, bo to na pewno mi pomoże - dodaje.

Kszczot, dawny rywal Lewandowskiego na dystansie 800 metrów, po latach pracy i odnoszenia sukcesów ze Zbigniewem Królem postanowił zacząć współpracę z Tomaszem Lewandowskim. W piątek multimedalista biegu na dwa okrążenia ogłosił, że już oficjalnie został zawodnikiem starszego z braci Lewandowskich.

- Adam z Tomkiem się dogadał, ale Tomek nie dogadał się jeszcze z władzami naszej federacji. Liczę, że PZLA się z Tomkiem dogada i Adam będzie w naszej grupie. Raz, że nie widzę w Polsce lepszego szkoleniowca dla Adama, a dwa, że to by bardzo pomogło w treningu i jemu, i mi - mówi Lewandowski.

To już wiadomość nie od Marcina - chodzi o kwestie finansowe. Tomasz już w tym momencie poza swoim bratem prowadzi wicemistrzynię świata ze sztafety 4x400 m Patrycję Wyciszkiewicz oraz Angelikę Cichocką. Kolejne obowiązki muszą się wiązać z podwyżką. I druga informacja: nie jest tak, że brak porozumienia między trenerem, a PZLA w sprawie prowadzenia Kszczota odbijają się na treningu zawodnika. Kszczot i tak nie wybierał się do Kenii.

Projekt "Tokio" trwa. "Dopiero teraz zacznie się prawdziwa robota"

Po obozie w Kenii "Lewy" ma już zaplanowane kolejne wyjazdy i mnóstwo ciężkiej pracy. - Można trenować jeszcze ciężej i wyniki jeszcze lepsze też można osiągać. Projekt "Tokio" już dawno się zaczął i trwa. Na pewno będzie dokładanie do treningu, teraz wejdzie typowo specjalistyczny trening pod 1500 m, bo dotąd biegałem troszkę pod 800, a troszkę po 1500 m. Teraz zacznie się prawdziwa robota. Już kilometraż był koński, w niektórych periodach nawet maratoński, ale będzie jeszcze mocniej - mówi Lewandowski.

Dlaczego ciężką pracę zaczyna akurat w Kenii? - Lubię jeździć do USA, bo tam mogę i zrobić dobry trening, i pójść do kina czy do restauracji. A w Kenii poza treningiem nic nie ma. Ale ona przynosi najlepsze efekty, dlatego znów tam jadę. Może właśnie dlatego ona daje najlepsze efekty, że poza wysokością i ciepełkiem tam nie ma nic innego do roboty, są tylko trening i regeneracja - tłumaczy. - Później, w styczniu będzie wyjazd do RPA, w marcu Flagstaff, Arizona, dalej Sankt Moritz albo Maroko i później do igrzysk już tylko Sankt Moritz - kończy Lewandowski.

Więcej o: