Robert Mazurek stał się niezwykle rozpoznawalny w naszym kraju, od kiedy rozpoczął współpracę z Krzysztofem Stanowskim i razem stworzyli program emitowany na antenie Kanału Sportowego "Mazurek & Stanowski". 13 października oficjalnie założyciel Weszło ogłosił odejście z Kanału Sportowego, a następnie rozpoczęcie nowego projektu o nazwie "Kanał Zero", w którym będzie pracował wspólnie z m.in. Mazurkiem. Ostatni gest dziennikarza może sprowadzić jednak na duet spore problemy.
We wtorek 14 listopada Mazurek, który jednocześnie pracuje również dla stacji RMF FM, przeprowadził rozmowę ze współprzewodniczącym partii Konfederacja, a od poniedziałku również nowym wicemarszałkiem Sejmu Krzysztofem Bosakiem. - Jest poczucie dumy, ale przede wszystkim satysfakcji z tego, że będę mógł reprezentować 1,5 mln wyborców Konfederacji - przekazał polityk.
I choć Bosak poruszył wiele innych tematów, to uwagę internautów przykuła koszulka prowadzącego program. Miał on na sobie bluzkę z logo izraelskiego Beitaru Jerozolima, czyli jednego z najbardziej rasistowskich klubów na świecie. Jego ruch wywołał ogromną burzę w sieci.
"Mazurkowi, zanim założy koszulkę w innym języku od polskiego, radzę, aby sobie przetłumaczył słowa, chyba że to jest umyślnie zrobione, by pokazać wsparcie dla skrajnej prawicy izraelskiej lub/i siać zamęt", "polecam dziennikarzynie zapoznać się, co to jest za klub i jakich ma kibiców....", "koszulka Mazurka ma być wyrazem poparcia dla skrajnej izraelskiej prawicy? Kolejny z*****y mózg, obok Węglarczyka i Lisa? Podobają wam się izraelskie zbrodnie?" - pisali internauci na Twitterze.
Błyskawicznie na temat gestu dziennikarza wypowiedział się również polityczny ekspert Michał Bilewicz. "Redaktor Mazurek pewnie chciał dobrze, ale zakładając koszulkę Beitaru wyraził solidarność nie z walczącym Izraelem, ale z najczarniejszymi odmętami izraelskiej sceny politycznej - kibolami La Familii związanymi z rasistą Ben Gwirem" - napisał.
"W czasie toczącej się wojny, gdy jedność Izraelczyków - zarówno Żydów, Druzów, jak i Arabów - jest szczególną wartością, kibole z La Familii są szczególnym zagrożeniem. Atakują szpitale, inicjują zadymy na Zachodnim Brzegu, obrażają izraelskich Arabów" - dodał.
Od kiedy w 1936 roku, dwóch mieszkańców Jerozolimy - Dawid Horn oraz Szemuel Kirschstein - postanowiło założyć lokalną drużynę piłki nożnej, zawodnikami Beitaru byli niemalże wyłącznie Żydzi. Zdarzały się przypadki, że jego piłkarzami byli Chorwaci, Argentyńczycy, ale nigdy Arabowie. "Na zawsze czyści" - tak brzmi najważniejsza zasada klubu, którego przyśpiewki kibiców są zwykle mocno rasistowskie.
Kiedy w 2013 roku jeden z właścicieli zdecydował się postąpić wbrew zasadom Beitaru i ściągnąć do zespołu dwóch czeczeńskich muzułmanów, szybko pożałował tego pomysłu. Piłkarze byli ofiarami licznych gróźb, a gdy ówczesny kapitan drużyny przywitał się z nimi podczas konferencji prasowej, to później był cały czas wygwizdywany przez fanów. Ponadto nazwali go też zdrajcą i życzyli mu śmierci. Najbardziej zagorzali kibice Beitaru należą do "La Familii", czyli powstałej w 2005 roku grupy radykalnych prawicowych fanów.