Przemysław Mysiala rozpoczął karierę w mieszanych sztukach walki w 2004 roku i przegrał dwa starcia z rzędu. Następnie zaczął jednak wygrywać, czym zasłużył w 2013 roku na podpisanie kontraktu z organizacją Bellator. Nagle jego kariera wyraźnie zahamowała, ponieważ poniósł trzy porażki z rzędu. Po raz kolejny był w stanie się podnieść, a potem wygrał sześć pojedynków, czym wywalczył sobie pojedynek o pas mistrzowski organizacji KSW w wadze półciężkiej. Jego starcie z Tomaszem Narkunem potrwało jednak niespełna rundę, a panujący mistrz poddał Mysialę duszeniem gilotynowym.
Po kolejnych dwóch starciach (wygrana ze Stjepanem Bekavacem, porażka z Ivanem Erslanem) zakończył współpracę z największą polską organizacją. Po raz ostatni pojawił się w klatce w sierpniu 2022 roku, kiedy poległ w konfrontacji z Lee Chadwickiem na gali PFL. I choć w listopadzie miał stoczyć kolejną walkę, to finalnie została ona odwołana. Teraz będzie mu niezwykle ciężko powrócić do klatki.
Od wielu lat Mysiala mieszka w Anglii, gdzie zresztą stoczył większość pojedynków. Jak poinformował w środę dziennik "The Sun", został aresztowany na autostradzie A11, mając w samochodzie 72 tys. funtów w gotówce. Jak się okazało, wracał ze spotkania w Trowse na obrzeżach Norwich, gdzie dostarczył dwa kilogramy kokainy. Na miejscu znajdował się wówczas specjalny oddział policji.
Rzekomo Mysiala dołączył do gangu narkotykowego, kiedy jego kariera w mieszanych sztukach walki stanęła w martwym punkcie podczas pandemii koronawirusa. Prokurator Isobel Ascherson przekazała, że operacja "Oxon", która rozpoczęła się w czerwcu 2021 roku, rozbiła siatkę narkotykową, aresztując 13 osób. Podobno gang, do którego należał 41-latek, "zalał ulice Norwich i Lowestoft ogromnymi ilościami kokainy, a jego członkowie mieli przy sobie kilogramy narkotyków oraz setki tysięcy funtów".
Dowody na winę Mysiali były niepodważalne, co może potwierdzić to, że ława przysięgłych potrzebowała zaledwie trzech godzin, aby uznać go za winnego. Mimo to nie przyznał się do winy, a jego obrońca Anthony Montgomery tłumaczył, że Polak działał "jako windykator długów po tym, jak przyjaciel poprosił go o podróż celem odebrania długu pieniężnego". Śledztwo wykazało jednak, że taka sytuacja miała miejsce trzykrotnie w ciągu ostatnich dwóch miesięcy.
Prokuratura stwierdziła, że Mysiala uwikłał się w proceder wyłącznie przez kłopoty finansowe. Mimo to "grozi mu bardzo wysoka kara pozbawienia wolności". Ponadto dodano, że nie ma szans na zwolnienie za kaucją i pozostanie w areszcie do czasu wydania wyroku (8 lutego).