Ten sezon Euroligi jest dla Crveny Zvezdy Belgrad całkowicie do zapomnienia. Wygrała zaledwie 11 meczów, ukończyła fazę zasadniczą rozgrywek na 16. miejscu w tabeli, trzecim od końca. W ostatniej kolejce grała z rozpędzonym Anadolu Efesem Stambuł, który wygrał w ciągu ostatniego miesiąca wszystkie dziewięć spotkań we wszystkich rozgrywkach. Dzięki świetnemu finiszowi Turcy wyszarpali awans do play-offów.
Crvena Zvezda próbowała utrzymać kontakt z rywalem jedynie w pierwszej kwarcie, którą przegrali 11:15. Od tego momentu na parkiecie istniała tylko drużyna ze Stambułu. Wiele o grze Serbów mówi druga połowa, w której ugrali zaledwie 24 punkty (13 w trzeciej kwarcie i 11 w ostatniej).
Najskuteczniejsi zawodnicy z Belgradu rzucili po 11 punktów. Trzech koszykarzy osiągnęło taki wynik - Litwin Rokas Giedriatis oraz Serbowie Luka Mitrović i Nemanja Nedović.
Trener Crveny Zvezdy Yannis Sferopoulos nie był chętny do rozmowy z dziennikarzami po spotkaniu. Wyglądał na zrezygnowanego. Praktycznie nie pozwolił zadać żadnego pytania. Wszedł na salę konferencyjną, krótko skomentował to, co się wydarzyło na parkiecie w Stambule i wyszedł. Całość trwała zaledwie 30 sekund.
- Witam wszystkich, jeśli widzieliście wynik, to wiecie, jak wyglądał mecz. Nie przyjechaliśmy grać w koszykówkę. Niestety, nie wyszliśmy przygotowani mentalnie na trudny mecz. Nie mam innego komentarza. Gratulacje dla Efesu i powodzenia w play-offach - powiedział Grek, który w Belgradzie pracuje od października minionego roku.
Oburzenia zachowaniem Sferopoulosa nie kryją serbskie media. "Nova Sport" opisuje czwartkowe wydarzenia jako "nowy rozdział wstydu Zvezdy w Stambule".
Yannis Sferopoulos dwa razy w karierze dotarł do finału Euroligi jako trener, w 2015 i 2017 r., ale jego Olympiakos Pireus musiał uznać wyższość Realu Madryt i Fenerbahce Stambuł. Jako koszykarz wywalczył z kadrą Grecji brąz EuroBasketu w 2009 r., wygrywając mecz o trzecie miejsce ze Słowenią jednym punktem (57:56). Turniej odbył się wtedy w Polsce.