Seria ciosów w dziesiątej rundzie sprawiła, że gdy sędzia pojedynku spojrzał na Chisorę już wiedział, że za chwilę podniesie ręce i zakończy walkę na stadionie Tottenhamu w Londynie. Rezultatem, który zdecydowanie był do przewidzenia.
Pierwsze dwie walki to była zdecydowana przewaga Fury'ego nad Chisorą. Przed trzecią na wagę wniósł 121,8 kilogramów, a Chisora o trzy kilogramy mniej. Brytyjczyk przed zakończeniem trylogii górował nawet w tej kategorii.
Walka nie pokazała nic nowego. Tyson Fury (33-0-1, 24 KO) pokonał przez techniczny nokaut w dziesiątej rundzie Derecka Chisorę (33-13, 33 KO) i obronił pas mistrza wagi ciężkiej federacji WBC.
Kibice chcieli przełamania montonii, więc dopingowali Chisorę, ale takie wsparcie nie wystarczyło. Fury wygrał, a obok ringu rozległy się salwy gwizdów. Zwycięzca nic sobie jednak z nich nie robił, w końcu zrobił swoje.
Mówi się, że sama walka była dla nikogo, rozwiązanie przyszło o jakieś trzy rundy za późno i że teraz przed Furym prawdziwe wyzwania. W każdej z rund Chisora pokazywał serce do walki, ale Fury raz po raz niemiłosiernie obijał swojego rodaka. Sędzia Victor Loughlin, w trosce o zdrowie "Del Boya", zdecydował się ostatecznie przerwać pojedynek.
Pytanie to: co wydarzy się w przyszłości i z kim teraz zawalczy Gypsy King? Ktokolwiek by to nie był, na pewno nie będzie faworytem. Po walce w ringu pojawił się jednak Ołeksandr Usyk. Być może to właśnie Ukrainiec będzie kolejnym rywalem Fury'ego. A to byłaby walka bardzo smakowita.