Najpierw w IV rundzie dwa razy upadł na deski. Wstał, a przed wyjściem do V rundy jeszcze zrobił przysiad, jakby chciał rozprostować swoje 40-letnie kości. - Po tych nokdaunach czułem się normalnie. Naprawdę normalnie. Były dwa w jednej rundzie, ale naprawdę czułem się dobrze. Byłem gotowy, by dalej walczyć - mówił spokojny i uśmiechnięty Powietkin po walce.
- No i walczyłem, trafiłem go. Patrzyłem i widziałem, że jest luka, że on przepuszcza te podbródkowe. Dlatego próbowałem obniżyć pozycję i trafić go z prawej. Nie wchodziło, ale z lewej weszło bardzo dobrze - opisywał Powietkin efektowny nokaut, po którym Dillian Whyte padł nieprzytomny na deski.
Jeśli ktoś zastanawia się, co to znaczy, że pięściarzom w ringu gaśnie światło, powinien po prostu zobaczyć ten nokaut. - Czy to był najlepszy cios w mojej karierze? Myślę, że tak, jeden z najlepszych. A czy będzie rewanż? Nie wiem, naprawdę nie wiem. To nie zależy ode mnie. Ja jestem gotowy, by dalej boksować, ale o rewanż trzeba pytać mojego promotora - dodał Powietkin, który we wrześniu skończy 41 lat.
Stawką sobotniego pojedynku na gali Fight Camp 4, które od połowy lipca znany promotor Eddie Hearn organizuje we własnym ogrodzie rezydencji w Brentwood w hrabstwie Essex, był tymczasowy pas WBC World. Czyli tak naprawdę żaden pas - albo jak mawiał niegdyś Andrzej Gołota: nie pas, a półpasiec - ale zwycięzca został obowiązkowym pretendentem do prawdziwego pasa WBC w wadze ciężkiej. Ma spotkać się z wygranym trzeciego starcia Tysona Fury’ego (30-0-1, 21 KO) z Deontayem Wilderem (42-1-1, 41 KO).
Pobierz aplikację Sport.pl LIVE na Androida i na iOS-a