[go: up one dir, main page]

Boks. Bolesny dzień niepodległości dla Wacha

W Kazaniu było niemal 12 rund piekielnego lania, aż sędzia przerwał nierówną walkę Mariusza Wacha z Aleksandrem Powietkinem. Znów możemy się zachwycać tylko perwersyjnie - odpornością na ciosy.

Sędzia ringowy uznał, że cięcie pod lewym okiem Wacha było zbyt głębokie, niebezpieczne dla zdrowia pięściarza, i przerwał pojedynek w połowie ostatniej rundy. Stawką było prawo do walki z mistrzem świata wagi ciężkiej wersji WBC Deontayem Wilderem. Powietkin spotka się z Amerykaninem wiosną przyszłego roku. I będzie faworytem, bo już dobrze wie, jak walczyć z dwumetrowcami - Kliczką i Wachem. Wilder nie jest od nich niższy.

Do momentu przerwania pojedynku Wach przegrał każdą rundę. Wyrównane były pierwsza i - być może - czwarta, gdy po jednym z ciosów Polaka pękł łuk brwiowy nad lewym okiem Rosjanina.

W każdym starciu Powietkin zadawał zatrważająco więcej mocnych ciosów, każdy z nich głośno wybrzmiewał, a pełna hala w Kazaniu wiwatowała. Rosjanin miał całą paletę takich ciosów, a każdy był ciężki jak europaleta. Uderzał z dołu, sierpem, z góry, prostą kombinacją, rozbudowaną-skomplikowaną-długą kombinacją. I niemal wszystko wchodziło. Odskakiwał, przyskakiwał, podskakiwał, przysiadał, zmieniał kierunek - wszystko bez reakcji powolnego rywala. Z drugiej strony był tylko lewy prosty. Obserwator mógł uznać to uderzenie za coś w rodzaju wymierzenia dystansu przed odpaleniem pocisku kaliber 120 milimetrów, ale nie, na tym się kończyło, żadnego strzału potem nie było. Tylko raz się udało, w piątej rundzie, kiedy Wach wbił pięść w głowę Rosjanina. To nim naprawdę wstrząsnęło. Na sekundę.

Po prostu Polak był zbyt słabym pięściarsko zawodnikiem dla mistrza Europy, mistrza świata, mistrza olimpijskiego, byłego i zapewne przyszłego mistrza świata wagi ciężkiej.

Zresztą przeciwnicy się doskonale znali, ekipa Powietkina specjalnie nie ukrywała, że traktuje Polaka jako test przed starciem z Wilderem. Poznali się i wiedzieli, czego się spodziewać. Dawno temu, w 2002 r., na amatorskim Turnieju Feliksa Stamma stawiający pierwsze bokserskie kroki Wach walczył z Powietkinem i również tamten sędzia przerwał ich pojedynek. Tylko że wtedy z powodu przewagi Rosjanina.

Niedługo potem Powietkin zostawał mistrzem wszystkich możliwych regionów, obszarów, kontynentów.

W zawodowstwie nawet sparowali ze sobą. Ostatnio, kiedy Wach został zaproszony do współpracy przed pojedynkiem Rosjanina z Ukraińcem Władimirem Kliczką. Podobno szło Polakowi całkiem dobrze. Choć wiadomo, że Powietkin był wcześniej mistrzem świata wagi ciężkiej (tytuł zdobył, walcząc z żadnym Alim, Lewisem, Tysonem czy Kliczką, ale po prostu z Bermane'em Stiverne'em).

Mogli wreszcie wczorajsi przeciwnicy w nieskończoność oglądać się w walce z tym samym wielkim Władimirem Kliczką, z którym obaj przemordowali się przez 12 ciężkich rund. W obu przypadkach Kliczko był bezlitosny, w obu walka wyglądała inaczej, ale skutek taki sam - miażdżąca przewaga jednego z najlepszych pięściarzy wagi ciężkiej w dziejach boksu. Wach przez chwilę próbował wczoraj zastosować ten sam trik, co Kliczko w pojedynku z Powietkinem - to znaczy uderzać i klinczować. Sędzia już za pierwszym razem zwrócił mu uwagę, a za drugim upomniał go porządnie i zagroził stratą punktu.

W świecie boksu wiadomo, że Powietkin jest pięściarzem wybitnym. Porażka z takim kozakiem nie jest wstydem. Polak uwolnił się z kontraktu z promotorami i jest na własnym garnuszku. Po przegranej walce być może będzie mu trudniej znaleźć przeciwników, którzy dadzą mu walkę za porządne pieniądze. A z pewnością obserwował wcześniejsze sensacyjne wydarzenia na ringu w Kazaniu i marzył. Bo przecież Rahim Czakijew przegrał przed czasem z Olą Afolabim, budzący grozę Dmitrij Kudriaszow został znokautowany już w drugiej rundzie. Nie tylko zakochani w boksie kibice w stolicy Tatarstanu - dla Rosjan sporty walki są ważnymi dyscyplinami definiującymi mężczyznę, dlatego kochają bardziej hokej niż futbol, a zaraz potem boks - byli trochę zdezorientowani. Do wielkiego finału.

Był to dla nich dzień świąteczny, Dzień Jedności Narodowej, który dekretem Władimira Putina zastąpił wybuch rewolucji październikowej jako najważniejszy dzień wolny od pracy. Na trybunach siedziały sławy rosyjskiego sportu i kultury. Powietkin idealnie pasuje do stereotypów, do wyobrażeń, jak powinien wyglądać Rosjanin - czyli najważniejszy Słowianin, szczery Rus, wierzący w stare słowiańskie bóstwa. Wszyscy stanęli na baczność podczas hymnu, a najbardziej wyprężony był znany narodowiec, reżyser Nikita Michałkow. A potem zadzwonił prezydent Putin.

Aleksander Powietkin, 36 lat, 103,3 kg, 188 cm, 30-1-0, 22 KO

Mariusz Wach 36 lat, 116 kg, 202 cm, 31-2-0, 17 KO

Więcej o: