To była absurdalna historia. 32-letni Rafał S. wracał właśnie z pracy na budowie. Przy stacji metra Holland Park zaczepił go policyjny patrol. Mundurowi zainteresowali się, co mężczyzna niesie w plecaku. Były w nim bułki, ser, szynka, pomidor i do tego nóż kuchenny - wszystko razem zawinięte w jeden worek. Właśnie nóż do krojenia pomidora zainteresował stróżów prawa najbardziej.
Polak trafił na komisariat, a tam usłyszał, że chodzi po ulicach uzbrojony jak groźny przestępca. A takich stawia się przed sądem.
Rafał S. spędził noc w policyjnym areszcie. Nie pomogły żadne wyjaśnienia. Na komisariat przyjechała jego żona - już w pierwszej rozmowie z policjantem potwierdziła, że miała przygotować dla męża śniadanie, ale nie zdążyła. Włożyła więc do torby gotowe produkty, aby mógł sam pokroić bułki i zrobić z nich kanapki.
- Mąż nie niósł przecież noża w kieszeni, ani tym bardziej za paskiem - mówi Blanka, żona skazanego. Zarzeka się, że nie zdawała sobie sprawy, w jakie wpędziła go kłopoty. Złożyła oficjalne zeznania, na przesłuchanie przyszedł nawet adwokat z urzędu. Twierdził, że niewiele może pomóc.
- Zasugerował, abyśmy kłamali w żywe oczy, że mąż codziennie nosi do pracy nóż. Ale nie wiem, dlaczego miałabym zeznawać nieprawdę, skoro nie zrobiliśmy nic złego - pyta żona Rafała.
Nie wiadomo, dlaczego policjanci postanowili skontrolować akurat Polaka. Nie wyglądał na kryminalistę - szedł w roboczym ubraniu, jak prawie każdy robotnik.
- Być może zainteresowali się nami, bo byliśmy z kolegą po piwku - wspomina Rafał. Jeden z policjantów chciał nas wypuścić, ale drugi uznał, że lepiej sprawdzić dokładniej, czy nie mamy czegoś na sumieniu. Wtedy zjechały się radiowozy z całej okolicy i zostałem zatrzymany.
- Ciekawa jestem, czy policja ustawia się pod Ikeą, gdzie ludzie wychodzą z zakupami. Przecież każdy z nich mógł co dopiero kupić nóż, znacznie większy i ostrzejszy niż ten, który włożyłam do plecaka mężowi - pyta Blanka.
Ale policjantów nie interesowała prawda. Ubrudzony masłem "sztylet" włożyli w opakowanie zabezpieczające i wysłali do sądu jako dowód przestępstwa. Do zestawu nie dołączyli sera ani pomidorów, te zwrócono zatrzymanemu. Sąd dostał poważne zadanie - musiał ocenić, czy Polak jest przestępcą i czy zapakowany głęboko nóż był w pełnej gotowości do użycia. Sprawa ciągnęła się tygodniami.
Rafał S. miał pecha. Padł ofiarą wzmożonych działań londyńskiej policji, która wydała wojnę nożownikom. Od początku roku w wyniku porachunków nastoletnich gangów zginęło od noża ponad 50 osób. Liczba ta jest dwukrotnie wyższa niż w ubiegłym roku.
Po wakacjach policja przeprowadziła w Londynie zmasowaną akcję "Operation Blunt 2", w wyniku której odebrano nastolatkom aż kilka tysięcy sztuk broni, w tym noży. Komendant Metropolitan Police stwierdził publicznie, że jest zdeterminowany podjąć wszelkie możliwe kroki, aby zapobiec kolejnym tragediom.
Bramki do wykrywania metalu, podobne do tych na lotniskach, można coraz częściej zobaczyć na stacjach metra. Za posiadanie noża grożą w Wielkiej Brytanii aż cztery lata więzienia, a do tego pięć tysięcy funtów grzywny. Rząd wprowadził także zakaz sprzedaży ostrych narzędzi nieletnim, również najzwyklejszych sztućców. Wśród zakazanych przedmiotów figurują również wszelkiego rodzaju scyzoryki, a nawet szpikulce do kruszenia lodu.
Do tego wszystkiego policja ma prawo przeszukać każdego obywatela na środku ulicy. Od wakacji funkcjonariusze przeszukali na ulicach ponad 30 tysięcy młodych osób. Do aresztów trafiło aż 1,5 tysiąca z nich. Rafał stał się jedną z ofiar nowego systemu, który mógłby nosić nazwę "Zero tolerancji".
Zanim sąd rozstrzygnął o winie Polaka, zwołane zostały aż dwa posiedzenia. Rafałem zajmowała się grupa psychologów i biegłych sądowych, którzy mieli ocenić, czy nie pochodzi przypadkiem z patologicznego środowiska oraz czy nie ma skłonności do agresji.
W poniedziałek, 1 grudnia zapadł wyrok - rok więzienia w zawieszeniu. Sąd stwierdził bez najmniejszych wątpliwości, że doszło do naruszenia przepisów. Wyrok postanowił warunkowo zawiesić na okres jednego roku, gdyż Rafał S. nie był nigdy wcześniej karany.
- Zawsze patrzę na takie sprawy od strony dobra naszych obywateli - mówi konsul Dariusz Adler , który zajmował się sprawą Polaka. - Z drugiej strony trzeba zrozumieć, że w tym kraju noże są tak rozpowszechnionym narzędziem zbrodni, że dla nikogo nie robi się wyjątków. Prawo jest prawem i trzeba go przestrzegać - dodaje.
Co ciekawe, Rafała z opresji uratowała... żona. - Choć to ona włożyła mi nóż do plecaka, w uzasadnieniu wyroku usłyszałem, że była głównym i wiarygodnym świadkiem obrony. Potwierdziła, że sama maczała w tym palce. I dzięki temu nie poszedłem za kratki - wzdycha Rafał.
Tekst z serwisu