[go: up one dir, main page]

"Ładna pogoda - piękna katastrofa". 19 stopni Celsjusza w styczniu nie jest niczym przyjemnym

19 st. Celsjusza - tyle wskazały termometry w stacji meteorologicznej w Jodłowniku w Małopolsce pierwszego dnia tego roku. To nowy rekord ciepła w styczniu i w całym okresie zimowym w Polsce. "Jest to powietrze zwrotnikowe" - orzekli meteorolodzy i podkreślają, że to niespotykana dotąd anomalia. Ciepło, przyjemnie, słonecznie - zadowolonych i stęsknionych za wiosną nie brakowało. O to, czy są powody do radości i błogiego korzystania z ciepła na początku astronomicznej zimy pytamy Jagodę Mytych, współautorkę książki "Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk".

"Nowy rekord temperatury max dla Polski w styczniu oraz nowy rekord temperatury max w okresie zimowym pobity - godzina 11:30. A temperatura wciąż delikatnie rośnie, do końca dnia wciąż daleko" - przestrzegali meteorolodzy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej 1 stycznia. Na szczęście termometry zatrzymały się na 19 st. Celsjusza. Na szczęście? 

- Nazwy i hasła, w których stawiamy wyraźną cezurę, są ryzykowne, ponieważ ludzie się z nimi oswajają, przekraczamy kolejne granice i punkty krytyczne, machamy ręką i kontynuujemy business as usual - mówi nam Jagoda Mytych, doktorantka na wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, visiting researcher na Wydziale Historii Nauki Harvard University. Współautorka książki "Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk", z którą rozmawiamy o ciepłym styczniu i nie tylko. 

Katarzyna Romik, Gazeta.pl: 1 stycznia termometry w Polsce wskazały 18,9 st. C. Meteorolodzy mówią o anomalii. Jakiego określenia użyłaby Pani?

Jagoda Mytych: Ładna pogoda - piękna katastrofa. Dopiero zaczynamy 2023 rok i już teraz wiemy, że on będzie jednym z najcieplejszych w historii. Od 1983 r. każdy kolejny rok był w pierwszej dziesiątce notowań. Trend wzrastających temperatur jest wyraźny, niekoniecznie zawsze muszą padać rekordy, ale zawsze jest bardzo ciepło. Przewidywanie, czy kolejny rok będzie cieplejszy niż poprzedni, jest już niemal przewidywaniem, czy lato będzie cieplejsze od zimy. 2023 ma się znaleźć w pierwszej piątce.

Niemniej styczeń nas zaskoczył. I to określenie "ładna pogoda - piękna katastrofa" przypomniało mi o tym, co się działo w lipcu ubiegłego roku, czyli o fali upałów, która zalała Europę. Najbardziej dotknięte były nimi Hiszpania, Portugalia, Wielka Brytania. My też to odczuliśmy. W Wielkiej Brytanii ogłoszono po raz pierwszy w historii czerwony alert pogodowy. To był moment, kiedy upał stał się - nomen omen - gorącym tematem w mediach, stąd większa obecność klimatologów i meteorologów w stacjach telewizyjnych, radiowych, w artykułach dziennikarskich. Oni próbowali wyjaśnić złożone zagadnienia pogody i klimatu, bo przecież często jest tak, że ludzie nie rozróżniają pogody od klimatu. 

Więcej aktualnych informacji z kraju i ze świata na stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo Czym się różni pogoda od klimatu? „Są jak nastrój kontra charakter"

To doskonale widać w przypadku denialistów. Mieliśmy atak zimy i natychmiast usłyszeliśmy głosy: "Jaka zmiana klimatu? Patrzcie, pada śnieg". W lipcu eksperci próbowali mówić, co się dzieje, pokazywać fakty, ale dziennikarze mieli swoje spojrzenie, a społeczeństwo własne potrzeby, w które cieplejsza pogoda się często wpisuje. Słoneczna pogoda w miesiącu, w którym zwykle zmagamy się z zimnem i brakiem słońca, ma dobry wpływ na nasze samopoczucie. Im więcej słońca, tym więcej serotoniny. Ludzie chodzą uśmiechnięci i zadowoleni. Problem w tym, że zadowolenie z pogody może nam przesłonić to, z czego absolutnie nie powinnyśmy się cieszyć - długotrwałe i destrukcyjne w swoich konsekwencjach zmiany klimatu. 

Najlepszym przykładem problemów z komunikowaniem, z jakim mierzą się eksperci, jest rozmowa z brytyjskim meteorologiem Johnem Hammondem, który został zaproszony do GBNews, by mówić o nadchodzącej fali upałów. On łączył się zdalnie ze swojego ogrodu. Dziennikarki ciągle pytały go, czy nie jest przyjemnie, przecież jest ciepło i świeci słońce. On przyznał, że faktycznie jest przyjemnie, ale wykresy meteorologiczne pokazują, że w ciągu najbliższych dni pogoda nie będzie ładna, ale potencjalnie śmiertelna. Usłyszał westchnienie: "Och John, co się stało z wami meteorologami, czemu jesteście tacy fatalistyczni, tego się już nie da słuchać". 

 

To świetnie łączy się z tym, co było pokazane w filmie "Nie patrz w górę", który dobrze zdiagnozował konflikt między naukowcami, którzy chcą powiedzieć, jak jest naprawdę i jakie zagrożenie nadciąga w stronę Ziemi oraz reakcją mediów i  części społeczeństwa. "My nie chcemy wiedzieć. My chcemy się cieszyć z tego, co jest tu i teraz". 

Ciepło i przyjemnie - takie określenia przeważają wśród Polaków. Kiedy ludzie zrozumieją, że nie ma powodów do zadowolenia? 

Z tym może być problem. Jest szereg schematów i błędów poznawczych w naszym sposobie podchodzenia do rzeczywistości i jej interpretowania. Nieświadomie zniekształcamy rzeczywistość. Jednym z problemów jest to, że jesteśmy przesadnie optymistyczni - uważamy, że dla nas nie ma ryzyka. Huragany? To nie u nas, tylko gdzieś daleko. Ten stronniczy optymizm działa nawet, gdy statystyki nie przemawiają na naszą korzyść i prowadzi do niedoszacowania ryzyka. Jest przekonanie, że to, co się ewentualnie stanie, dotyczy odległej przyszłości. 65 proc. badanych uważa, że zmiany klimatu będą miały negatywny wpływ na życie przyszłych pokoleń, ale już tylko 38 proc. uważa, że dotkną ich osobiście.

Cenimy status quo i jesteśmy niechętni zmianom, które pociągają za sobą stres. Dodatkowo, nawet mimo tego, że mamy dostęp do coraz większej liczby badań i publikacji na temat zmian klimatu, które zmuszałyby do refleksji, mamy tendencję do wybierania tych źródeł, które potwierdzą nasze wcześniejsze założenia. 

Daniel Gilbert, psycholog z Harvardu, zwraca uwagę na to, że człowiek nie odbiera zmian klimatycznych jako zagrożenia, ponieważ one nie są wykrywane przez największy detektor zagrożeń, jakim dysponujemy, to znaczy nasz własny mózg. Żeby mózg nas zaalarmował, że to, co się dzieje, jest już niebezpieczne i istnieje potencjalne ryzyko, to musi być to coś, co nas dotyka osobiście. To musi być coś nagłego - bardziej kataklizm niż powolne zaburzenia. Kolejny warunek - to musi być coś moralnie złego, za czym stoi złoczyńca. Zjawiska meteorologiczne nie generują złoczyńcy, nie można nikogo obwinić. Gilbert nawet tłumaczył brak adekwatnych działań na rzecz klimatu tym, że: "Niestety, nie ma nikogo, kto chce nas bezpośrednio zaatakować". 

Val di Fiemme, Predazzo, Włochy. 7 stycznia 2023 r.
Val di Fiemme, Predazzo, Włochy. 7 stycznia 2023 r. Fot. Alessandro Trovati / AP Photo

Ostatnim elementem jest to, że zagrożenie musi dziać się tu i teraz. Jeśli jest odroczone, my tego nie zarejestrujemy. Przez wszystkie te błędy poznawcze możemy w ogóle nie dopuszczać do siebie zagrożenia. 

Znaczenie może mieć także hipoteza "finite pool of worry" - "puli zmartwień", której objętość jest ograniczona. Nie możemy cały czas dodawać sobie nowych zmartwień. Mamy za sobą dwie fale wydarzeń, które nami zawładnęły - pandemia i wojna. Zmiany klimatyczne przesuwają się na koniec listy zmartwień, nawet jeśli cały czas zachodzą, to dzieje się to w tle. Dlatego jesteśmy znieczuleni. Media częściowo relacjonują zmiany klimatu, ale w monotonny, powtarzalny sposób. Nie robi już na nas wrażenia informacja, że lodowiec wielkości kilku boisk piłkarskich czy Manhattanu się rozpadł albo stopniał - te narracje są powtarzalne, dzień jak co dzień.

To, że zmiany klimatyczne nie mieszczą się w naszej "puli  zmartwień" może wynikać z tego, że z punktu widzenia długości ludzkiego życia one zachodzą powoli? Pisze Pani o tym w książce "Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk" ** - zmiany dokonują się szybko na osi czasu geologicznego, ale wolno w odniesieniu do długości życia ludzkiego. 

Zmiany klimatu i ich konsekwencje np. wielkie obrywające się ściany lodu są dla większości osób abstrakcyjne i wymykają się percepcji. Mamy dość zmartwień, żeby jeszcze płakać nad stopniowo topniejącym lodem. Tymczasem konsekwencje tego topnienia, jeśli się nad nimi nie pochylimy, spowodują dalsze, coraz poważniejsze powody do zmartwień. Zmiany klimatu zachodzą powoli, ale jednak wyraźnie przyśpieszyły wraz z industrializacją i zwiększonymi emisjami gazów cieplarnianych. W tekście o żałobie klimatycznej opisuję paradoksalną z punktu widzenia naszej ludzkiej skali czasu sytuację. Podczas zorganizowanego w 2019 r. na Islandii symbolicznego pogrzebu lodowca Ok, ludzie pożegnali byt, który miał trwać, jeśli nie wiecznie, to zdecydowanie dłużej niż my. 

Nieprzypadkowo mówi się o "wiecznej zmarzlinie" i nieprzypadkowo też termin ten przestał być już adekwatny do opisu lodowej pokrywy Ziemi. Wieczny lód i śmiertelni ludzie zamienili się miejscami i to my jesteśmy świadkami odchodzenia tych bytów, które choć monumentalne, okazały się niezwykle wrażliwe na wywołane przez nas zaburzenia klimatu. Jamail Dahr w książce "Koniec lodu" nazwał lodowce "zamarzniętymi rzekami czasu, którym kończy się czas". Ok jest pierwszym lodowcem, który oficjalnie stracił swój status. Ale na pewno nie pierwszym i nie ostatnim. Topnienie kriosfery będzie postępowało. W Polsce, która jest dosyć dobrze zlokalizowana klimatycznie, obserwujemy zmiany klimatu jako odległe, nie odczuwamy ich bezpośrednio, są nadal historiami dosyć abstrakcyjnymi.

Ciągle mówimy, że to najcieplejszy rok w ciągu ostatnich stu lat. Powinniśmy zacząć mówić, że to "najchłodniejszy rok na następne sto lat", ale właśnie z powodu tych błędów poznawczych tego nie robimy? 

Wyobrażenie sobie, że to jest najchłodniejszy rok jest trudne do zaakceptowania, nawet jak o tym mówimy, musimy się chwilę zastanowić - to w końcu najcieplejszy czy najchłodniejszy? Znowu można przywołać fale upałów z lata 2022 i stwierdzić, że wówczas nas zaskoczyły, ale nie powinny być zaskoczeniem w przyszłości. To może być nowy standard lata. Chłodniej już było. Gdyby z rozważań wyłączyć zmiany klimatu antropogenicznego pochodzenia, czyli te do których przyczyniliśmy się emitując gazy cieplarniane, to rekordy temperatur byłyby mniej przewidywalne i podlegały naturalnym wariacjom klimatu. Ale kiedy spojrzymy na wykresy średnich temperatur oraz stężenia dwutlenku węgla w atmosferze, widać, że w epoce industrialnej te wartości wystrzeliły i z tej perspektywy dostrzegamy "wkład" człowieka w ogrzewanie planety. Zadłużamy się u przyszłych pokoleń, bo to one będą ponosić konsekwencje. 

Adelboden, Szwajcaria. 8 stycznia 2023 r.
Adelboden, Szwajcaria. 8 stycznia 2023 r. Fot. Gabriele Facciotti / AP Photo

Nawet lepszą ilustracją obrazującą, o co chodzi z "najchłodniejszym rokiem na następne sto lat" mogą być tzw. klimatyczne paski lub paski ocieplenia stworzone przez Eda Howkinsa z University of Reading. Średnie temperatury dla kolejnych lat przedstawione są w formie kolorowych pasków. Kolory przypisane są bardzo intuicyjnie: niebieski to chłód, czerwony gorąc, zaś im kolor jest ciemniejszy tym wartość większa. To co od razu rzuca się w oczy to nagromadzenie głęboko czerwonych pasków w ostatnich dekadach. I tak lata 90. zostały zdetronizowane jako najcieplejsza dekada przez lata dwutysięczne, po których nastąpiła kolejna najcieplejsza dekada i tak dalej. Nic dziwnego, że ta wizualizacja bywa nazywana "kodem kreskowym katastrofy". 

Czym jest żałoba klimatyczna, o której pisze Pani w książce "Za pięć dwunasta koniec świata"? Czy każdy ją może przeżyć?

Każdy przeżywa ją na swój sposób. Moim zdaniem wiele osób może nawet nie uświadamia sobie, że ją przeżywa albo jeszcze nie wie, że ich to dotyczy. Jednym z ważniejszych elementów zarówno żałoby klimatycznej, jak i radzenia sobie ze zmianami klimatu, jest sprawa wyobraźni i jej braku. Jeśli z niej korzystamy, myślimy nie tylko w obrębie jednej generacji, ale również potomków.

Żałoba klimatyczna to pojęcie, które wprowadziła kanadyjska badaczka Ashlee Cunsolo. Możemy mówić o żałobie ekologicznej, jak i o żałobie klimatycznej - te pojęcia są ze sobą związane. Dotyczą tego, co się już dzieje, ale także strat antycypowanych. To może być - przykładowo - wymieranie gatunków. Żyjemy w czasie szóstego masowego wymierania gatunków. Tempo wymierania gatunków jest nawet 100-krotnie szybsze niż naturalnie. Nawet nie wiemy, ile gatunków rocznie tracimy , bo nie jesteśmy w stanie ich wszystkich skatalogować.

Żałoba klimatyczna przypomina żałobę po utracie kogoś bliskiego, jednak jest pozbawiona praw obywatelskich - ona nie spełnia norm społecznych. Na przykład, kiedy mówimy o żałobie narodowej, to wiemy, kiedy jest ogłaszana, kogo opłakujemy, jakie towarzyszą temu rytuały. A żałoba klimatyczna nie jest publicznie uznana, mimo że coraz bardziej odczuwana. Taki stan zgłaszają osoby silnie związane ze środowiskiem naturalnym - np. rolnicy, leśnicy, przyrodnicy, ekolodzy, wspinacze, a także jak to miało miejsce w badaniach prowadzonych przez Cunsolo wśród Inuitów, społeczności rdzenne. Te osoby płacą cenę za swoje bliskie, niemal partnerskie relacje z naturą. 

Naukowcy i ekolodzy zorganizowali pogrzeb dla lodowca Ok na Islandii. W Polsce w 2022 r. mieliśmy katastrofę ekologiczną na Odrze, na jej brzegach ludzie protestowali, były marsze dla Odry. Tak właśnie wygląda pożegnanie ekosystemu?

Dla wielu osób to było bardzo osobiste doświadczenie, ponieważ czuły się związane z rzeką. To wywołało poczucie straty, żałoby i doprowadziło do potrzeby zorganizowania takich upamiętnień. Szukano rytuału i języka, które pozwoliłyby zrozumieć i nazwać, to co się stało. 

Byłam przekonana, że to jest wydarzenie, które będzie na nas miało długotrwały wpływ i da nam do myślenia. Pojawiły się pytania: "Kiedy rzeka się odrodzi"? Ja pomyślałam, że to może nigdy nie nastąpić. Tak jak w przypadku lodowców - one się nie odrodzą. My ciągle myślimy: "Ok, zepsuło się, da się naprawić". Tak nie jest i dlatego mówmy o śmierci ekosystemów, o czymś, co należy opłakać.Ostatnio dużo się mówi o tym, że amazoński las deszczowy zbliża się do punktu krytycznego, po którym może nastąpić stopniowe wymieranie tego wrażliwego ekosystemu. Przepływająca przez niego rzeka była inspiracją dla nazwy największego sklepu internetowego świata. Ale nie istnieje sklep, w którym moglibyśmy zamówić i uzupełnić utracone ekosystemy. Będziemy musieli je chronić lub pożegnać. 

Narciarze zjeżdżają ze stoku narciarskiego na wysokości 1600 metrów nad poziomem morza, w alpejskim kurorcie Villars-sur-Ollon, Szwajcaria, 31 grudnia 2022 r. Rzadkie opady śniegu i wyjątkowo ciepła pogoda w dużej części Europy sprawia, że ??zielona trawa pokrywa wiele szczytów górskich w regionie, na których normalnie powinien leżeć śnieg.
Narciarze zjeżdżają ze stoku narciarskiego na wysokości 1600 metrów nad poziomem morza, w alpejskim kurorcie Villars-sur-Ollon, Szwajcaria, 31 grudnia 2022 r. Rzadkie opady śniegu i wyjątkowo ciepła pogoda w dużej części Europy sprawia, że ??zielona trawa pokrywa wiele szczytów górskich w regionie, na których normalnie powinien leżeć śnieg. Fot. Laurent Gillieron/Keystone via AP

Osoby, które uczestniczyły w symbolicznych pogrzebach rzeki, zdawały sobie sprawę z powagi sytuacji i czuły potrzebę pożegnania. Wyraziły to strojem, zachowaniem, transparentami. Jednak odbiór społeczny tych wydarzeń nie zawsze był pozytywny. Często uczestniczki i uczestnicy tych marszów i protestów spotykali  się po prostu z szyderą. Nie ma akceptacji dla osób, które płaczą za rzeką czy lodowcem. Aktywiści i działacze spychani są na  margines życia publicznego, a ich działania są często postrzegane jako słabość czy histeria.

Z drugiej strony dzięki takim upamiętnieniom budujemy wspólnotę ludzi, najczęściej tych, którzy są pomijani w debacie publicznej. Rdzenna ludność Inuitów będzie opłakiwać utracony lód, niezwykle ważny element ich tożsamości, ale nigdy nie stanie się siłą polityczną mogącą wymusić realne zmiany na decydentach. Przekonały się o tym państwa wyspiarskie, które opłakują to, że tracą linie brzegowe i docelowo stracą swoje wyspy wskutek podnoszenia się poziomu morza. Te społeczności będą skazane na poszukiwanie innego miejsca do życia i to one upominają się o sprawiedliwość klimatyczną [o sprawiedliwości klimatycznej piszą w książce "Za pięć dwunasta koniec świata" Kasia Jasikowska, Patryk Sierpowski, Natalia Styrnol, Dorota Guzik - przyp. red.]. 

Co przeżywanie we wspólnocie wyzwala albo powinno wyzwalać? 

Cunsolo mówi, że możemy się załamać, przystanąć na chwilę, ale później weźmy się do działania. To szansa na znalezienie motywacji. Historia pożegnania lodowca Ok jest bardzo budująca. Wokół sprawy zjednoczyli się mieszkańcy, badacze, media, które relacjonowały wydarzenie, ekolodzy, politycy. Naukowcy nakręcili dokument upamiętniający "mały lodowiec, który znikał powoli i bez patosu". Zorganizowano również specjalny treking, "un-glacier tour", czyli wyprawę do miejsca, gdzie lodowca już nie ma, pozostał tylko martwy lód. To miało skłonić do refleksji i pokazać nieuniknione. 

Grupy mieszkańców, naukowcy, badacze i ekolodzy, którzy mówią o traconych ekosystemach, o tym, że nie ma zimy, nie ma śniegu, są sygnalistami. Oni nam coś mówią o świecie i tych jego elementach, których może nawet nie dostrzegamy. Sygnalistami są młodzi ludzie, bardzo wrażliwi i uważni. Oni potrzebują wspólnoty i poczucia sprawczości, bo stawką jest ich przyszłość. 

Sięgnę po pytanie sformułowane przez Panią: Które miejsce/ekosystem w Polsce będzie, w najbliższym czasie wymagał jakiejś formy upamiętnienia?

Myślę, że wspomniana już Odra jest dobrym, emblematycznym przykładem. Chociaż sprawa jej zanieczyszczenia bardzo szybko się upolityczniła, ważniejsze stało się wskazanie, kto jest winny, wzajemne oskarżenia. Kwestia ekologiczna zeszła na drugi plan, a po chwili sama katastrofa zniknęła z medialnego i publicznego radaru.

Jednak Odra stała się symbolem i ostrzeżeniem. Widzieliśmy nagłą śmierć. Był to przerażający widok, a jednak trudno było oderwać wzrok od martwych oczu tysięcy ryb. Nie mamy topniejących lodowców, nie możemy narzekać na ekstremalne zjawiska pogodowe, ale dostaliśmy ostrzeżenie od natury i myślałam, że otworzy ono nam oczy. Tak się jednak nie stało. To jest przygnębiające i pokazuje, że jeszcze nie zaczęła się na dobre nasza praca z żałobą ekologiczną.

"Za pięć dwunasta koniec świata" - to tytuł książki, której jest Pani współautorką. To jest godzina, którą wskazuje dla Ziemi zegar w styczniu 2023 r.? Albo jest już np. po dwunastej? 

Bałabym się powiedzieć, że jest już pięć po dwunastej. Wtedy nie będzie mobilizacji. Mamy np. Lodowiec Zagłady (Doomsday Glacier) - pytanie, co się stanie, kiedy on stopnieje? Czy nastąpi faktyczny koniec świata? Te nazwy i hasła, w których stawiamy wyraźną cezurę, są ryzykowne, ponieważ ludzie się z nimi oswajają, przekraczamy kolejne granice i punkty krytyczne, machamy ręką i kontynuujemy business as usual.  

Z drugiej strony w dyskursie publicznym posługujemy się wartością 1,5 st. Celsjusza jako granicą ocieplenia, której nie możemy przekroczyć i czujemy się bezpiecznie, bo myślimy, że utrzymamy te 1,5 stopnia i będzie ok. A już teraz wiadomo, że prawdopodobnie nie utrzymamy tych wartości - i temperatura będzie rosła szybciej. Takie są prognozy naukowców.

IMGW: Rekord ciepła pobity. 1 stycznia 2023 r.
IMGW: Rekord ciepła pobity. 1 stycznia 2023 r. Źródło: IMGW

Pracę nad książką zaczęliśmy trzy lata temu. Nie chcę powiedzieć, że wtedy byliśmy bardziej optymistyczni, w zasadzie cały czas nie ma w nas optymizmu, ale nie jesteśmy skrajnie pesymistyczni, ponieważ wciąż możemy coś zrobić. Kiedy pisałam o upamiętnianiach strat ekologicznych to miałam poczucie, że na moim zegarku jest już pięć po dwunastej, już tylko szukam sposobu opisania tego, co na zawsze stracone.  

Najgorsza postawa to fatalizm. Komunikaty, że jest już za późno wykorzystują dzisiaj denialiści klimatyczni. Dawniej mówili o tym, że nie ma zmian klimatu, zaprzeczali im i mówili, że to jest naturalny cykl. Natomiast teraz, kiedy badania bezdyskusyjnie potwierdzają, że zmiany klimatu są i są efektem działania człowieka (naukowy konsensus na temat antropogenicznego charakteru zmian klimatu sięga 99 proc.) denialiści przyjęli narrację o tym, że jest za późno, żeby coś zrobić. 

Uważam, że jest bardzo późno. To przypomina sytuację, kiedy zdarza nam się zaspać. Mamy wtedy dwa wyjścia - albo całkowicie zawalić taki dzień, odpuścić wszystko, co mieliśmy zaplanowane, bo i tak nie zdążymy albo zmobilizować się, zmienić plan tego dnia i może nawet zrobić więcej niż wcześniej zakładaliśmy. Mam nadzieję, że jesteśmy gdzieś pomiędzy za pięć dwunasta a dwunastą i zrobimy wszystko, żeby się opamiętać i zatrzymać w porę.

To nie jest koniec świata i jeszcze długo nie będzie, ale będziemy musieli przyzwyczaić się do innej wersji świata. Ona może nam się nie spodobać, bo będzie to świat wojen klimatycznych i wielkich migracji. I tak powinno brzmieć to ostrzeżenie: To będzie koniec świata, jaki znamy. Albo w wersji konstruktywnej - to będzie początek nowej wersji świata opartego na ekologicznej demokracji. W niej  uwzględnimy i żałobę klimatyczną i głosy marginalizowanych do tej pory społeczności, zadbamy o bioróżnorodność, upomnimy się o sprawiedliwość klimatyczną, będziemy myśleć w kategoriach międzypokoleniowych oraz szerszych niż antropocentryczne. Żałoba klimatyczna może być krokiem do zmian na lepsze.  

***

* Jagoda Mytych, doktorantka na wydziale Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego, visiting researcher na Wydziale Historii Nauki Harvard University. Współautorka książki "Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk" (red. Kasia Jasikowska i Michał Pałasz). Bada procesy komunikacji klimatycznej oraz dyskursy denializmu zmian klimatu.

** "Za pięć dwunasta koniec świata. Kryzys klimatyczno-ekologiczny głosem wielu nauk" (red. Kasia Jasikowska i Michał Pałasz). Jagoda Mytych jest autorką rozdziału "Żałoba klimatyczna". Cała książka dostępna jest w sieci. Jagoda Mytych: "Książka jest próbą dotarcia do szerokiego odbiorcy, ponieważ oprócz teoretycznych rozważań, jak moje na temat żałoby klimatycznej, znalazły się tam także diagnozy aktualnej sytuacji, dalsze prognozy, ale przede wszystkim także rekomendacje działań. Dołączenie do interdyscyplinarnego grona badaczy, którzy na UJ zajmują się zmianami klimatu i współpraca z Radą Klimatyczną UJ, dało mi poczucie, że dopóki działamy, jest za pięć dwunasta".

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina >>>

Więcej o: