Pracownicy sądów w całej Polsce masowo nie stawiają się do pracy - zamiast tego są na zwolnieniach chorobowych. Nie jest tajemnicą, że naśladują w tym policjantów, którzy protestowali w ten sposób przeciwko niskim zarobkom - początek strajku pracownicy sądów (pracownicy administracyjni, protokolanci i asystenci sędziów) zapowiedzieli w poniedziałek. W sądzie okręgowym we Wrocławiu do pracy nie stawiła się ponad połowa pracowników. W Poznaniu brakowało już 90 procent. Część pracowników sądów protestuje w sposób, który nie powoduje spadania spraw z wokandy - w Olsztynie pracownicy, jak informuje Polsat News, protestowali w ramach... przysługującej im 15 minutowej przerwy.
Czytaj też: Protest pracowników sądów. Będą kolejne zwolnienia lekarskie. Sądy przestają pracować
Protest pracowników sądów znajduje zrozumienie. Rzecznik Sądu Okręgowego w Rzeszowie sędzia Tomasz Mucha mówił, że sędziowie z jego okręgu popierają protest.
Związkowcy z sądów nie mają wątpliwości co do tego, kto odpowiada za zaistniałą sytuację.
Uważamy, że to Pan ponosi odpowiedzialność za obecną sytuację w sądownictwie, doprowadzenie do skrajnych reakcji i nieprzewidzianych prawem działań ze strony pracowników, aby zwrócić uwagę na swoją dramatyczną sytuację
- stwierdza MOZ NSZZ "Solidarność" Pracowników Sądownictwa w apelu do prezesa Rady Ministrów Mateusza Morawieckiego.
W apelu związkowcy przypominają też o tym, że od lat zwracali uwagę Mateuszowi Morawieckiemu na "tragiczną sytuację płacową pracowników polskich sądów powszechnych". Zwracają też uwagę na fakt, że:
95 proc. pracowników sądów, z wyłączeniem sędziów, asesorów, referendarzy i kuratorów sądowych zarabia mniej niż 2 853,95 zł netto, w tym 20 proc. otrzymuje wynagrodzenie zasadnicze maksymalnie do kwoty 1 808,10 zł netto. I tak: asystenci sędziów, którzy są wykwalifikowanymi prawnikami, osiągają wynagrodzenie zasadnicze na poziomie pomiędzy 1 808,88 zł a 2 853,96 zł netto, natomiast kwoty wynagrodzenia zasadniczego 1 808,10 zł netto nie przekracza 14 proc. urzędników sądowych oraz 90 proc. innych pracowników tzw. obsługi.
Zdaniem związkowców są to skutki braku waloryzacji zarobków w sądownictwie. Za tak marnymi zarobkami pracowników sądów idą konsekwencje - według związkowców z sądów odeszło tylko w latach 2014-2016 17 tysięcy osób. A w pierwszej połowie 2018 roku z pracą w sądach rozstało się już 3 tysiące osób. I to bez uwzględnienia osób przechodzących na emeryturę!
Związkowcy nie ukrywają, że Polska ma jedną z najliczniejszych w UE grup pracowników administracyjnych sądów (drugie miejsce po Niemczech). Jednak zwracają uwagę na fakty, które chętnie się przemilcza.
Porównując obciążenie pracą w sądach, trzeba wziąć pod uwagę fakt, że Polska przoduje w ilości spraw cywilnych i gospodarczych nieprocesowych – ponad 10,1 tys. spraw na 100 tys. mieszkańców oraz jest na 3. miejscu w ilości spraw karnych (1,25 tys. na 100 tys. mieszkańców).
Stwierdzenie, że w Polsce wydaje się na sądownictwo najwięcej w Europie, zawiera skrajne uproszczenie, które nie bierze pod uwagę różnic w systemach prawnych, procedurze sądowej, nieustannego wzrostu wpływu spraw oraz galopującej legislacji, która powoduje ciągły wzrost ilości obowiązków pracowników sądów i prokuratury.
- informują premiera związkowcy z sądów.
Pracownicy sądów wezwali też premiera do podjęcia dialogu. Pełen tekst apelu znajdziecie tutaj.
Warto zauważyć, że w Polsce sprawy sądowe trwają bardzo długo. Spadające z wokandy sprawy oznaczają olbrzymie problemy dla osób, których dotyczą. Z kolei w przypadku spraw gospodarczych nieprocesowych (np. wpisów do KRS i zmian) wszelkie opóźnienia mogą oznaczać problemy dla podmiotów gospodarczych.