Jeszcze dwadzieścia lat temu Kia znajdowała się na skraju bankructwa. Rękę do Koreańczyków wyciągnął Hyundai i sprawił, że połączony koncern stanowi dziś jedną z czołowych sił na globalnym rynku. Stinger zdaje się potwierdzać potęgę azjatyckiego koncernu. To debiut w segmencie Gran Turismo i jednocześnie rękawica rzucona w stronę Infiniti, BMW, Mercedesa, Audi i Lexusa. Czterodrzwiowa Kia nawiązuje do konceptu GT zaprezentowanego w 2011 roku. Przedstawiciele marki zapewniali wówczas, że auto w ciągu 6 lat wejdzie do produkcji. Dotrzymali słowa.
Zespół europejskich stylistów kierowany przez Petera Schreyera chciał w tym czterodrzwiowym sedanie zawrzeć jak najwięcej detali nawiązujących do nadwozia typu fastback. Trzeba przyznać, że w pewnym stopniu się to udało. Stinger ma długą maskę i nisko poprowadzony dach dynamicznie opadający ku tyłowi. Atrakcyjne proporcje wzbogacono aluminiowymi kołami o średnicy 18 lub 19 cali, przyciemnionymi szybami, a także dwiema podwójnymi końcówkami układu wydechowego (standard w wersji 6-cylindrowej). Można było też wybierać spośród dziewięciu dostępnych lakierów. Karoseria ma 483 centymetry długości, 187 szerokości i 140 wysokości. 6 lat rynkowego stażu pokazało, że ochrona antykorozyjna zdała egzamin. Czasem z lakieru schodzi klar. Tę usterkę usuniemy korzystając z gwarancji producenta.
Kia postawiła na jakość. Wewnątrz zastosowano wiele materiałów z wysokiej półki. Panel wokół skrzyni biegów można być z aluminium lub tworzywa o fortepianowej fakturze. Uporządkowany kokpit złożono z miękkich i przyjemnych w dotyku tworzyw. Trudno znaleźć większe niedociągnięcia. Ciekawy kształt mają uchwyty w drzwiach. Ze smakiem zaprojektowano też obudowy głośników opcjonalnego systemu nagłośnieniowego sygnowanego przez firmę Harman&Kardon. Lewarek zmiany biegów ma nawiązywać do urządzeń pokładowych stosowanych w lotnictwie. Znajomo natomiast przedstawiają się trzy centralne nawiewy. Zaglądaliście kiedyś do Mercedesa Klasy C lub GLA sprzed 7-8 lat? Tam znajdziemy inspirację koreańskich twórców.
Miejsca z przodu nie zabraknie wysoki osobom. Fotele są obszerne i można je wyposażyć w elektryczną regulację z pamięcią ustawień. Mogłyby mieć nieco mocniejsze wyprofilowanie. Niemniej, okazują się bardzo wygodne. Nieco ciaśniej jest z tyłu, gdzie niedobory przestrzeni zanotowaliśmy przed kolanami i nad głowami. Pokrywa bagażnika unosi się wraz z szybą, więc otwór załadunkowy jest naprawdę ogromny. Sam kufer nieco mniejszy, ale 406 litrów wystarczy, by zabrać kilka walizek na weekendową wycieczkę. Jego maksymalna pojemność do 1114 l. Wciąż wartość na przeciętnym poziomie.
Na co narzekają użytkownicy? Czasem zawodzi sterownik zawiadujący szybami. Po latach dochodzi też do przepaleń podświetlenia LED. Ogólna trwałość pokładowej elektroniki przedstawia wysoki poziom.
Napęd na tylną oś to domena marek premium, choć i te w mniejszych modelach powoli odchodzą od tego rozwiązania. Niemniej, Kia poszła pod prąd. Wersje 4-cylindrowe wyposażono w RWD. Odmiany są dwie: benzynowa i wysokoprężna. Pierwsza z nich do 2-litrowy silnik wsparty turbodoładowaniem. Generuje 245-255 koni mechanicznych i 353 Nm dostępne w przedziale 1400-4000 obr./min. Do setki przyspiesza w 6 sekund i rozpędza się do 240 km/h. Według producenta, w cyklu mieszanym zużywa niewiele ponad 8 litrów. W praktyce, wyraźnie powyżej dziesięciu. Motor nie ma poważnych problemów. Trzeba tylko często wymieniać olej i filtry.
Dla żądnych dobrej elastyczności i rozsądnego apetytu na paliwo, przygotowano diesla znanego z Sorento. To 2.2 CRDi o mocy 200 KM. 440 niutonometrów mamy do wykorzystania w zakresie 1750-2750 obr./min. Producent postawił na obowiązkowy, bezpośredni wtrysk common-rail (regeneracja to wydatek 800 złotych za wtryskiwacz) i turbosprężarkę ze zmienną geometrią łopat. Wytrzymuje około 200-250 tysięcy kilometrów, a jej ewentualna regeneracja pochłonie 2000 złotych. Kupno nowej wiąże się z wydatkiem na poziomie 4000 zł. Napęd rozrządu realizuje łańcuszek, którego obsługa, przynajmniej w teorii, ma ograniczony zakres. Nad wymianą możemy się zastanowić powyżej 120-150 tysięcy km. Koszt operacji przekroczy 1,5 tysiąca zł.
Hydrokinetyczna skrzynia biegów działa niespiesznie, choć wystarczająco płynnie przy spokojnej jeździe. Z mechanicznego punktu widzenia, to udana konstrukcja. Z czasem może dojść do nieszczelności skrzyni biegów, co spowoduje trudniejszą zmianę przełożeń. To jednak nieczęsta sytuacja w przyrodzie.
To najciekawsza, najdroższa i jednocześnie najszybsza Kia w historii. Pod maską skrywa podwójnie doładowane V6 o pojemności 3.3 litra. Napęd na cztery koła i 8-stopniowy automat ma w standardzie. Do tego 370 KM przy 6000 obr./min i 510 Nm w przedziale 1300-4500 obr./min. Pierwsza setka pojawia się na liczniku po 4,9 sekundy. Wskazówka prędkościomierza kończy bieg na 270 km/h. Auto na drodze zachowuje się pewnie. Ma sprężyste zawieszenie gwarantujące dobrą trakcję nie tylko na prostej, lecz również w zakręcie. Układ kierowniczy, nieco za mocno wspomagany w trybie Comfort, najlepiej pracuje po zmianie pozycji wybieraka na moduł Sport lub Sport Plus. To również w standardzie. Poprawia się też wówczas reakcja na dociskanie gazu. Elektronicznie sterowany napęd może w 100 procentach trafić na tylną oś lub w 40 na przednią. Zużycie paliwa w spokojnej trasie nie przekroczy 11 litrów. W mieście należy liczyć się z wynikami na poziomie 18-22.
Jak z awaryjnością? Trudno wytknąć tej jednostce poważne niedomagania. Zużycie paliwa dla wielu może być nie do zaakceptowania. Nieliczna grupa narzeka na źle ustawioną fabrycznie geometrię, ściąganie na jedną ze stron lub wibracje przy prędkościach rzędu 80-120 km/h. To mogą być jednak skutki zaniedbań.
Gdy Kia wprowadzała ponad 15 lat temu na rynek Cee’da pierwszej generacji, była to obok Hyundaia i30 najlepsza propozycja cenowa. Ze Stingerem jest podobnie. Na 149 900 złotych wyceniono podstawową odmianę L z 2-litrowym silnikiem T-GDI o mocy 255 koni mechanicznych. Tak to wyglądało pod koniec 2017. A jak teraz?
Stinger z pierwszych miesięcy produkcji to minimum 90 tysięcy złotych. Jeśli dołożymy 20-30 tysięcy, wybór będzie znacznie większy. Istotne, że wiele egzemplarzy ma przebieg rzędu 90-130 tysięcy kilometrów i polskie pochodzenie. Ofertę totalnie zdominowały benzyniaki. Wysokoprężne warianty możemy policzyć na palcach jednej ręki. Co ciekawe, ich ceny wcale nie są niższe względem etyliny.
Zdecydowanie tak. Koreańczycy robią coraz lepsze auta, które w wielu aspektach przewyższają niektóre europejskie modele. Do premium jeszcze trochę brakuje, ale Stinger naprawdę nie ma się czego wstydzić. Ma dobry układ jezdny, przyciągający kształt nadwozia, wnętrze z wysokiej jakości materiałami wykończeniowymi i wprowadza sporo świeżości do segmentu zdominowanego przez niemieckie i japońskie koncerny.