Takie zloty to doroczna tradycja europejskich stróżów prawa. Są organizowane własnym sumptem przez IPMC (International Police Motor Corporation) - europejską organizację założoną w 1930 r. w Hamburgu przez zmotoryzowanych policjantów. Jej polskim oddziałem jest MKMRP, czyli Mundurowy Klub Motorowy Rzeczpospolitej Polskiej, którego mazowiecki oddział podjął się zrobienia imprezy w Zielonce pod Warszawą. Tegoroczny, już 73., Międzynarodowy Zlot Gwiaździsty Policji zbiegł się z setną rocznicą utworzenia Interpolu (ang. International Criminal Police Organization), który z kolei jest organizacją zajmującą się współpracą policji w 195 krajach. Interpol ułatwia tym służbom łapanie międzynarodowych przestępców. Jeśli jeszcze się nie zorientowaliście, policjanci lubią różne skrótowce niemal tak bardzo jak wojskowi.
Więcej relacji z interesujących wydarzeń motoryzacyjnych przeczytasz na stronie Gazeta.pl
Podwarszawski zlot przewidział wiele atrakcji dla mundurowych: wycieczka po krajowych drogach, zwiedzanie stolicy Polski, rywalizacja na strzelnicy oraz za kierownicą samochodów i motocykli. Ja chciałem zobaczyć przede wszystkim konkurs policyjnej jazdy przeprowadzony na terenie Automobilklubu Polski na warszawskim Bemowie. Pojechałem tam sprawdzić, jak integrują się "motorcops" za własne pieniądze.
Na miejscu czekało mnie zaskoczenie. Impreza była skromniejsza, niż myślałem, a zdecydowana większość uczestników miała więcej lat ode mnie, chociaż sam nie jestem już młody. Wtedy zrozumiałem, o co chodzi w zlotach gwiaździstych. To nie pokaz policyjnej potęgi, tylko forma socjalizacji policyjnych weteranów. W dodatku takich, którzy są prawdziwymi fanami motoryzacji. Poczułem to od razu, kiedy zobaczyłem, jakimi przyjechali maszynami. Większość zmotoryzowanych policjantów z wielu europejskich krajów (Austrii, Niemiec, Słowacji, Słowenii, Szwajcarii, Ukrainy oraz Polski) przybyła błyszczącymi cruiserami różnych marek albo potężnymi motocyklami turystycznymi.
Oprócz policjantów pojawili się przedstawiciele innych służb mundurowych: Straży Miejskiej, Straży Pożarnej, Służby Więziennej, ratowników medycznych itp. Obok placu konkursowego przy pomocy automobilklubu i urzędu dzielnicy Bemowo został zorganizowany mały piknik, na którym przedstawiciele tych zawodów prezentowali różne eksponaty. Skorzystałem z okazji i zapoznałem się ze wszystkimi dostępnymi atrakcjami: pogłaskałem psa tropiącego, włączyłem syrenę w policyjnym motocyklu BMW R 1250 RT, który z wyposażeniem dodatkowym waży jakieś 310 kg, a nawet zostałem zamknięty w więźniarce. Na stanowczą prośbę panowie szybko mnie wypuścili, chociaż zdaję sobie sprawę, że większość pasażerów nie wspomina pobytu w niej tak przyjemnie. Dla mnie wszyscy byli bardzo mili. Na zachętę usłyszałem kilka ciekawych historii z życia Służby Więziennej.
Potem zaczęły się jazdy konkursowe. Były zorganizowane w stylu amerykańskich policyjnych konkurencji w jeździe precyzyjnej, ale w znacznie skromniejszym wydaniu. Zadaniem uczestników było pokonanie w jak najkrótszym czasie niezbyt szybkiej, ale bardzo technicznej trasy ułożonej z pachołków. Policjanci nie ścigali się radiowozami i swoimi motocyklami. Zamiast tego, aby wyrównać szanse, wsiedli do rodzinnych samochodów Suzuki S-Cross i na nieduże jednoślady Suzuki GSX-S125. Kiedy obserwowałem ich zmagania, szybko zorientowałem się, że nie są do końca na serio.
Nikt tu nie starał się urwać dziesiątych części sekund z wyniku. Chodziło o dobrą zabawę. Wtedy pojąłem dwie rzeczy. Policjanci (zwłaszcza z drogówki) to też ludzie tacy jak ja. Poza tym ewidentnie dzielą ze mną pasję do motoryzacji. Jak inaczej wytłumaczyć jednakowo entuzjastyczne podejście do każdego pojazdu z silnikiem, od repliki Fiata 125p Milicji Obywatelskiej, przez potężne policyjne motocykle, aż po lekkie i zwinne jednoślady, którymi można jeździć nawet bez prawa jazdy kat. A? Przyjechałem na policyjny zlot z duszą na ramieniu i głową pełną pytań, ale wróciłem z niego w dobrym humorze. Było bardzo miło i nie dostałem ani jednego mandatu.