To zdecydowanie najbardziej australijska rzecz jaką dzisiaj zobaczysz i w tym serwisie, i na stronie Gazeta.pl. A scenariusz tej opowieści zaczyna się bardzo niewinnie. Para wraca bowiem z urlopu swoim SUV-em i porusza się właśnie trasą Pacific Highway, gdy spod maski ich auta wychodzi... pyton zielony. A właściwie to prawdopodobnie pyton zielony, bo wąż jest raczej mały, a do tego nie widać go zbyt dokładnie w kadrze.
Po obejrzeniu filmu do końca nie wiem czy bardziej bawi mnie sposób zachowania węża czy reakcja pasażerów. Wąż faluje pod wpływem powietrza opływającego nadwozie. W końcu auto porusza się autostradą! Najpierw stara się utrzymać pionowo, chybocząc się na boki, a później mocniej wysuwa się spod maski i porusza się zupełnie jak wycieraczka na szybie. I co najważniejsze, w żaden sposób nie ucierpiał. Wyszedł z tej sytuacji bez żadnego szwanku. Ale o tym szerzej za chwilę...
Jeżeli to rzeczywiście byłby pyton zielony, jest on niegroźny dla człowieka. Może ugryźć przede wszystkim w razie ataku. Jego zęby są jednak krótkie i nie wypuszczają jadu. Ugryzienia nie są zatem za specjalnie bolesne.
Co z parą? Choć wąż jest niewielki, a do tego znajduje się na zewnątrz auta, ewidentnie nie są oni zadowoleni z faktu posiadania pasażera na gapę. Kobieta mówi, że zielony gad ją przeraża. Mężczyzna z kolei twierdzi, że wąż wygląda na... zdenerwowanego. Tak, zdenerwowanego. Dlatego kierujący nie miał zamiaru nawet zbliżać się do niego.
Najważniejsze w tej historii jest to, że kończy się ona pozytywnie, jednak przede wszystkim dla samego węża. W pewnym momencie pyton znika z kadru. To jednak nie oznacza, że wysiadł w biegu. Gad po prostu wrócił pod maskę. I właściciele auta przekonali się o tym po dotarciu do domu. Co więcej, pod maską SUV-a spodobało mu się na tyle mocno, że mieszkał tam przez kilka kolejnych dni. Gdy otwierali maskę by sprawdzić czy jeszcze się pod nią ukrywa, chował się głębiej do komory silnika.