Każdy, kto kiedykolwiek leciał samolotem, z pewnością wie co to jest last call. To ostatnie wezwanie pasażera na pokład samolotu. I dziś mamy taki wulkanizacyjny last call. Zmieńcie opony na zimowe. To ostrzeżenie czerwieńsze już nie będzie. Warunki drogowe mogą się stać trudne z godziny na godzinę. Szczególnie że mróz i śnieg w Polsce już są. O czym piszemy w serwisie Gazeta.pl.
Teoria jest prosta. Optymalne warunki do zmiany ogumienia pojawiły się już w zeszłym tygodniu. Jak to wygląda w praktyce? Kierowcy często pytają google`a czy da się jeździć na oponach letnich zimą. Miejmy nadzieję, że to pytanie wynika głównie z tego, że zostali zaskoczeni przez pogodę i kolejki w zakładach wulkanizacyjnych. Z uwagi na przeoczenie nie mają jak zmienić opon, a muszą dalej autem jeździć. I przyjmując ten scenariusz, możemy doradzić trzy rzeczy:
Na koniec jeszcze raz przypominamy o jednym. Opony letnie nie nadają się do jazdy zimą. Mają zbyt twardą mieszankę. Ta pod wpływem niskich temperatur staje się jak kamień. Jej bieżnik przestaje być plastyczny i przestaje szukać przyczepności na asfalcie. Poza tym ślad opony letniej jest płaski. Nie nadaje się do jazdy w śniegu. Na śniegu może się tylko ślizgać, nie będzie wgryzał się w biały puch. A to oznacza poważny problem ze skręcaniem czy hamowaniem. Uniemożliwi też podjazd na wzniesienie.
Tak, w latach 90. XX wieku opony zimowe nie były standardem. Tyle że taka była ówczesna motoryzacja. To raz. Dwa argument ten przepada na jeszcze jednym polu. Bo trzy dekady temu standardem w samochodach nie była też np. klimatyzacja. Czy to oznacza, że teraz mamy jej nie odpalać latem? Bzdura. Po to jest postęp, aby z niego korzystać.
Nawet brak prawnego obowiązku zmiany na zimówki nie jest okolicznością łagodzącą!