Więcej porad dotyczących jazdy po polskich drogach znajdziesz również w serwisie Gazeta.pl.
Prawo o ruchu drogowym mówi wyraźnie, że "autostrada jest drogą dwujezdniową, oznaczoną odpowiednimi znakami drogowymi, na której nie dopuszcza się ruchu poprzecznego". Dwie jezdnie zostały wyznaczone w przeciwnych kierunkach. I żeby to stało się możliwe, na etapie projektowania autostrady wykonuje się węzły. Węzły, które poprzez oznaczenie znakami i tablicami wskazującymi nazwy miejscowości, powinny sprawić że kierowcy ciężko będzie wjechać na autostradę pod prąd. Przynajmniej w teorii...
W praktyce bywa z tym różnie. I najlepiej pokazują to kolejne doniesienia medialne. Co najmniej kilka razy w miesiącu pojawia się informacja mówiąca o pojeździe, który najpierw wjechał, a później kontynuował jazdę na autostradzie pod prąd. A to skrajnie niebezpieczne! Raz że pojazd jadący w przeciwnym kierunku nie ma gdzie na autostradzie uciec. Ta jest osłonięta po dwóch stronach barierami energochłonnymi. Dwa pojazd jadący pod prąd spotyka się z jadącym prawidłowo samochodem mogącym jechać nawet 140 km/h. A to brzmi jak scenariusz na poważny wypadek...
Dobrym przykładem jest 49-latek, który wjechał pod prąd na A1 w Lisewie w styczniu roku 2022. Pokonał tak 15 km, a gdy został zatrzymany, twierdził że przecież nic się nie stało... Warto dodać, że był trzeźwy.
Skoro oznaczenia standardowe nie wystarczą, co jeszcze można zrobić, aby kierowcy nie wjeżdżali na autostrady pod prąd? Pojawiły się dwa kolejne pomysły. Po pierwsze ustawodawcy postanowili zadziałać wysokimi karami. 1 stycznia 2022 roku w nowym taryfikatorze mandatów pojawiła się nowa kara. Kwalifikacja czynu brzmi: jazda autostradą lub drogą ekspresową w kierunku przeciwnym niż wynikający z ustawy lub znaków drogowych. W razie wykrycia wykroczenia kierowca otrzyma grzywnę o wysokości 2 tys. zł.
A warto pamiętać o tym, że 2 tys. zł mandatu może być dopiero początkiem. Kierowca równie dobrze może zostać ukarany nie przez policję, a sąd. A wtedy ma szansę stracić prawo jazdy czy dostać grzywnę o wartości 30 tys. zł.
2 tys. zł kary brzmi groźnie. Niestety wizja grzywny nie działa na wszystkich kierowców. Dlatego do akcji wkroczyli drogowcy. Ci na węzłach zaczęli ustawiać żółte tablice z wielką, czarną dłonią i znakiem B-2 "Zakaz wjazdu". To nic innego jak charakterystyczne ostrzeżenie przed jazdą pod prąd. Gdy kierowca ją widzi, powinien natychmiast przerwać jazdę i zatrzymać się możliwie najbliżej prawej krawędzi jezdni. I do tej uwagi należy się stosować pomimo faktu, że tablica z czarną dłonią nie znajduje się w oficjalnym wykazie znaków drogowych – a więc w sensie prawnym znakiem nie jest.
GDDKiA skorzystało z rozwiązań stosowanych w Austrii, Niemczech, Słowacji i Chorwacji. Charakterystyczne duże żółte tablice z napisem STOP Zły kierunek i symbolem dłoni z umieszczonym na niej piktogramem znaku zakaz wjazdu będą ustawiane systematycznie przy kolejnych drogach.