Rowery elektryczne zaczynają przebojem podbijać europejskie ulice. Temu ciężko się jednak dziwić. Mają bowiem oczywiste zalety. Wspomagają pracę nóg kierowcy. W efekcie jazda jednośladem nie jest tak męcząca, a do tego podjazd nawet na duże wzniesienie przestaje być wyzwaniem.
Rower elektryczny na jednym ładowaniu może wspomagać napędzanie kół na dystansie dochodzącym nawet do 100 km. Czasami może wręcz samodzielnie napędzać koła. A do tego w ruchu miejskim okazuje się całkowicie ekologiczny. Niestety ten sposób na małą mobilność ma też i wady. Pierwsza dotyczy ceny pojazdu. Za rower elektryczny trzeba zapłacić od 5 do nawet 30 tys. zł. To zatem mało konkurencyjne kwoty. Poza tym e-rowery mają jeszcze jeden palący problem. I to dosłownie palący.
Bardzo dobrze pokazuje to filmik, który jest dołączony do tego materiału. Podczas jazdy rower elektryczny zaczął po prostu dymić. A biały i gęsty dym to był objaw przegrzania baterii. Przegrzania, które po chwili doprowadziło do pojawienia się ognia. Skutków tego zdarzenia nie widać na nagraniu. Jedno jest jednak pewne. Rower elektryczny musiał doszczętnie spłonąć. Po ugaszeniu z pewnością nadawał się wyłącznie na złom.
Całe szczęście kierowca roweru zachował zimną krew. Po pojawieniu się dymu od razu zjechał z drogi na pusty trawnik i tam zostawił pojazd. Gdy pojawił się ogień, odszedł od roweru na bezpieczną odległość.
Pożary elektrycznych rowerów się zdarzają. Tylko czy ktoś powinien być zaskoczony? Każdy, kto przypomni sobie historie, które przydarzają się elektrycznym hulajnogom, z pewnością nie. Hulajnogi potrafiły bowiem nie tylko stawać w płomieniach, ale wręcz eksplodować podczas ładowania. Pamiętajcie zatem, że technologia rzeczywiście ma ułatwiać nam życie. Ale nie warto przyjmować jej bezrefleksyjnie. Bo jak widać na tym nagraniu, wiele może się zdarzyć i wiele rzeczy może pójść nie tak.